piątek, 31 października 2014

Rozdział 79

                              Uwaga! Rozdział zawiera sceny erotyczne przeznaczone dla osób dorosłych.     Czytasz na własną odpowiedzialność! (Możesz także ominąć rozdział).

Budząc się rano, myślałam, że jestem u siebie w domu. Rozglądałam się na boki i zauważyłam obok siebie Harrego, który tak niewinnie spał. Byłam tylko w bieliźnie, ale nie pamiętałam żebym zdejmowała ubrania... A chuj, pewnie Harry je ze mnie zdjął. Czekając na jakikolwiek ruch ze strony Harrego, czułam się jakoś dziwnie... jakbym miała wyrzuty sumienia z jakiegoś powodu.
Ah tak... Kathleen musi chodzić na jakieś terapie, Lesie się na mnie gniewa... I po co ja się wpierdalałam w 'ich' rodzinę?
Boże... dlaczego akurat oni? Może musiało tak być i koniec... Może potrzebna mi była ręka Kathleen... ale rodzice? Równie dobrze oni mogli się mną zająć, w końcu chyba po to się o mnie starali. Chciałabym prowadzić normalne życie... Życie, które polega na spokoju, monotonnie spędzonym czasie. Chociaż... gdyby nie to, że moje życie bywa zaskakujące, nie byłoby przy mnie Harrego, ani mnie przy nim.
Kocham mamę i tatę, nawet jeśli od 12 roku życia nie mam od nich najmniejszego znaku życia... Bo w końcu oni życia już nie mają...
Hm... mają, ale gdzie indziej.
Wygłosiłam w myślach mój monolog, na który nigdy nie uzyskam odpowiedzi.
Pogłaskałam Harrego po policzku i wstałam z łóżka czując się bardzo wypoczęta. Podążyłam do łazienki w celu porannej potrzeby, ale jeszcze przed tym ustałam przed lustrem, wycierając spod oczu rozmazany tusz.
'Jesteś bardzo podobna do mamy...'
Słowa te wypowiadane były przez moich wujków, ciocie, ale także przez mojego tatę. Pamiętam dokładny wygląd mojej mamy... była śliczna, ale nie mogę ocenić, czy aż tak bardzo odziedziczyłam po niej urodę.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. - wypowiedziałam z minimalną chrypką. Zaraz po tym ujrzałam Harrego opierającego się o framugę drzwi.
- Co? - podniosłam brew patrząc w odbicie w lustrze.
- Śliczna jesteś. - posłał mi buziaka. Ah tak... byłam w samej bieliźnie. Odbił się od framugi i powolnym krokiem podszedł do mnie.
- Coś nie w humorze? - przytulił mnie od tyłu i wpatrywał się w moje odbicie w lustrze.
- A nic... - kręciłam. - Tak jakoś. Bo wiesz. Muszę iść dziś do pracy i... - w tym momencie zostałam odwrócona do Harrego przodem.
- Chodzi o Kathleen, prawda? - zapytał z troskliwym wyrazem twarzy.
- Czy zawsze muszę myśleć o niej? - wiem, że niesprawiedliwe było to, że całą złość, jaką żywiłam w tej chwili, wylewałam na Harrego. To wszystko coraz bardziej przytwierdzało mnie do ściany, dusząc i nie dając dojść do oddechu. Kto wie, czy czasem nie długo nie będę musiała leczyć się razem z Kathleen.
- No to powiedz mi TERAZ o co chodzi, bo nie odpuszczę. - objął mnie, złączając swoje dłonie na tyle moich pleców.
- No to odpuść bo to jest nieważne. Ty nie zawsze dzielisz się tym, co cię dręczy.
- Czyli jednak coś.
- Nie Harry, nic! - chwyciłam go za bicepsy i próbowałam odsunąć od siebie, ale niestety wszystko poszło na marne. Zawdzięczam mu to, że chce się o mnie martwić i rzeczywiście to robi, ale nie w tej chwili. Nie teraz, kiedy jestem na skraju wytrzymania psychicznego.
- Lizzy, nie siłuj się, bo i tak nie wygrasz. Lepiej powiedz mi o co chodzi. - nalegał. Doprowadzał mnie tym do kurwicy, ale niech mu będzie.
- Nie mam rodziców, mam Kathleen. Nie mam normalnego życia, mam Kathleen. Nie chce mi się żyć, bo mam Kathleen! - wykrzyknęłam i schowałam twarz w swoich dłoniach.
- Co ty mówisz? - ledwie słyszalny szept opuścił usta Harrego. Swoimi dużymi dłońmi złapał moje i oddalił centymetry od twarzy. - Kochanie, proszę nie załamuj się. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wiem, że te słowa są tak zjebane, ale tak naprawdę będzie. Nie mam ojca, ale żyję. Mam mamę, która wiem, że mnie kocha. Ty masz Kathleen, która także gdzieś w głębi czuje do ciebie miłość, bo inaczej nie wychowywałaby cię. A w szczególności masz mnie, a ja kocham cię najbardziej. Wiem, że nie zastąpię ci rodziców, ale jestem twoim chłopakiem, kocham cię, chcę cię wspierać. Kiedyś zobaczysz, Kathleen będzie pragnęła zobaczyć nasze dzieci. Będzie cieszyć się razem z nami. Lizzy, proszę nie płacz... - piękne słowa wypadły z serca Harrego. To, że Kathleen mnie kocha jest nieprawdą, bo inaczej zadbałaby o moje szczęście, nie czepiałaby się.
- Harry, dziękuję ci, że jesteś. - wtuliłam się w niego bardzo mocno, a on odwzajemnił mój przytulas.
- Chodź, wykąpiemy się razem. Odprężysz się. - pocałował mnie w czoło. Nigdy nie spodziewałam się, że będę dzielić się wodą w wannie z kimś jeszcze.
- Ale Har...
- Cii... - przystawił palca do moich ust.
- Jeszcze nigdy nie...
- Więc czas to zmienić. - cmoknął mnie szybko w usta i rozkręcił wodę, która już wlewała się do ogromnej wanny. Rzucając mi niesamowity uśmiech, zniknął za drzwiami, a pojawił się z... moją bielizną!
- Skąd...
- Mam swoje sposoby skarbie. - potarł swoim nosem o mój i przejechał językiem po mojej dolnej wardze. Zaśmiałam się cicho. Harry chwycił mnie za tyłek i posadził na zimnej pralce, dobierając się do zapięcia stamika. Wierciłam się, bo - może nie powinnam - ale nadal się wstydzę przed nim rozbierać.
- Coś nie tak? - spytał z cwaniackim uśmiechem. Szybko na moje policzki wlały się rumieńce, których nie powinno tam być. - Rozumiem, że się wstydzisz, ale nie masz czego i przed kim, kochanie.
- Mam przed kim.
- No? - odsunął ręce i wstrząsnął ramionami.
- Przed tobą... - schyliłam głowę i patrzyłam na swoje kolana.
- O nie, skarbie. Przede mną się wstydzić nie będziesz.
- A nie lepiej byłoby ci się odwrócić, ja bym się rozebrała, weszła do wanny, a ty od razu po mnie?
- No chyba żartujesz. - prychnął i wywrócił oczami. Podszedł do wanny, zakręcając wodę i zaraz po tym wlał duuuużo jakiegoś płynu, który zajebiście pachniał.
- Nie wstydź się. - powrócił do mnie i zaczął muskać moje usta. Rozpalił się we mnie ogień, który nie wiem kto mógł ugasić. Poczułam jak Harrego dłonie błądzą po moich plecach, a zaraz po tym dobierają się do zapięcia stanika. Ja także nie szczędziłam sobie przyjemności  i zaczęłam zsuwać z Harrego jego bokserki. Głośne jęknięcie wyleciało z ust Harrego, prosto w moje wargi, po czym zaczęłam chichotać. Czułam jak Harry 'wychodzi' z bokserek, gdy te już leżały na ziemi. Gdy już nie miałam na sobie połowy bielizny, Harry zestawił mnie delikatnie na ziemię i zsunął powoli majtki, kciukami błądząc od mojego uda w dół i nie przestając całować. Nakierował nas w stronę wanny i chwycił mnie w biodrach, pomagając wejść do wody. Gdy tylko się w niej znalazłam, rozłączyłam nasze usta i usiadłam, czekając aż Harry też to zrobi. Chłopak w mgnieniu oka znalazł się za mną, więc oparłam się o niego, czując po prostu niesamowitą rozkosz. Już wiem, że kąpiel z osobą, którą się naprawdę kocha, jest niesamowita.
- I co? Wcale nie patrzyłem. - zaśmiał się cicho i pocałował mnie w ramię. Na dłoń nałożyłam pianę, która była dookoła i sprawiała, że czułam się bardzo komfortowo, po czym nakierowałam rękę do tyłu i pomazałam Harrego pianą po twarzy.
- Ej! - zaśmiał się, na co zachichotałam. Takie chwile sprawiały, że chciało mi się żyć.
- Co tam kochanie? Coś nie tak? - zapytałam ironicznie, nabijając się trochę.
- Teraz 'kochanie', tak? - udał oburzonego.
- No już, no już... - zrobiłam dzióbek i odwróciłam w jego stronę twarz chcąc, by mnie pocałował.
- Teraz już nie. - fochnął się na żarty. Przyciągnęłam twarz Harrego do swojej i pocałowałam go jak najbardziej namiętnie. Poczułam jak dłonie Harrego powędrowały na mój brzuch, bardzo mile go masując.
- Kocham cię.
- Kocham cię też. - odpowiedziałam szeptem na szept.
Długo tak leżeliśmy, nawet dokładnie nie wiedziałam ile czasu. Harry często dotykał moich piersi, bawiąc się nimi i drażniąc moje sutki. Chichotał lekko, gdy podczas mojej wypowiedzi traciłam oddech poprzez podniecenie.
- Kocham patrzeć, gdy doprowadzam cię do takiego stanu. - wymruczał wprost do mojego ucha, powodując wariowanie mojego umysłu. Poddałam mu się wtedy całkowicie. Byłam jego. Mógł wyprawiać ze mną niestworzone rzeczy, a wszystko przez to, że mu ufałam. Ufałam mu i kochałam go bezgranicznie.
- Sprawię, że poczujesz się dobrze, okej? - spytał cicho, lecz stanowczo, nie przerywając kontaktu dotykowego z moimi piersiami.
Skinęłam tylko głową. Nie wytrzymałabym dłużej.
Harry przysunął mnie bliżej siebie, pozwalając oprzeć głowę o jego ramię. Lewa dłoń przez cały czas dotykała moich piersi, doprowadzając mnie do szału. Zastanawiałam się jak może sprawić, że poczuję się dobrze.
Prawa dłoń Harrego, przez mój brzuch wędrowała coraz niżej, przyspieszając mój oddech. Chciałam jęknąć z przyjemności, ale wiedziałam, że czułby się zaszczycony, bo tak naprawdę nic jeszcze nie zrobił.
- Rozluźnij się, kochanie. - pocałował mnie w policzek, powodując tym samym rozluźnienie moich mięśni, ale także umysłu.
Jego palce znalazły się na najczulszym miejscu, tam na dole i zaczęły kreślić powolnym ruchem kółka. Myślałam, że eksploduję, ale gdy poczułam jak wszedł we mnie jednym palcem, nie wytrzymałam i z moich warg wydobył się przeciągły jęk połączony z sapnięciem. Poruszał palcem do przodu i do tyłu, kciukiem cały czas drażniąc moje najczulsze miejsce. Gdy dołożył drugi palec, czułam jak jestem coraz bliżej szczytu, który zaoferował mi Harry.
- Nie krępuj się. Krzycz moje imię. - Harry muskał skórę pod moim uchem.
- Harry... - Z moich ust wylatywało raz po raz imię chłopaka i za każdym razem gdy to czyniłam, uśmiechał się.
- Tak, kochanie. Lizzy dojdź dla mnie. - wyszeptał. Raz po raz z jego pełnych warg wylatywały sprośne słówka, co powodowało zbliżanie się końca. Czułam jak moje nogi zaczynają mi się trząść, a po chwili wybuchłam w środku, przeżywając kolejny orgazm. Opadłam bezwładnie na ciało Harrego, a ten jeszcze przez chwilę trzymał we mnie dwa palce i bawił się moimi sutkami. Próbowałam opanować oddech, ale wiedziałam, że minie trochę czasu zanim to nastąpi.
- Dziękuję ci Harry. - wyszeptałam i posłałam mu błogi uśmiech.
- To ja ci dziękuję. - pocałował mnie w czubek głowy, a ja odwróciłam się w jego stronę i rozpoczęłam pocałunek, zaraz po tym wsuwając język do buzi Harrego.
Nasza kąpiel nie trwała jeszcze zbyt długo, ze względu na to, iż woda była nie za ciepła. Harry umył moje ciało, oczywiście nie obyło się bez mojego protestu. Natomiast ja pragnęłam umyć Harrego włosy, co rzeczywiście się stało.

___________________________________________________________________________

No witam witam! :D
Z początku miało nie być:  Uwaga... rozdział zawiera sceny... Ale mówię, a co tam! Jebnę taki rozdział! xd
Pragnę więcej komentarzy, co mam nadzieję, nie jest dla Was czymś męczącym.. :)
No to do następnego! :D :***

sobota, 18 października 2014

Rozdział 78

Kathleen wchodząc do pomieszczenia, rzuciła nam srogie spojrzenie. W ogóle nie rozumiałam o co jej chodzi. Czy kochająca cię mama, nie powinna cieszyć się ze szczęścia, jakie dziecko teraz odczuwa? Tu jest zupełnie na odwrót.
- Możecie nas panowie zostawić na chwilę? - spojrzała na mężczyzn, a oni tylko kiwając głowami wyszli. Nie wiedziałam, czego mogłam się w tej chwili spodziewać.
- Udało wam się. - rzekła szybko, patrząc na nas załzawionymi oczami.
- Więc to jednak ty... - spojrzałam na nią szyderczym wzrokiem. Ona naprawdę nas wykończy. Wczoraj wieczorem, gdy już z Harrym leżeliśmy w łóżku wypowiedział słowa: 'Kathleen nas zniszczy, mówię ci to', a teraz co? Właśnie zrobiła już nie pierwszy krok, żeby nasz związek się rozpadł.
- Obiecałeś mi! Obiecałeś mi, że wszystko będzie dobrze! - podeszła do Harrego, uderzając go pięściami w klatkę piersiową. - Mówiłeś, że mi pomożesz, gdy zwierzyłam ci się, że sama wychowuję trójkę dzieci! - wykrzyczała mu prosto w twarz, nie przestając go uderzać.
- Niczego ci kobieto nie obiecałem! Zrobiliśmy to, owszem, ale to był tylko seks i nasze drogi się rozeszły! Przestań już histeryzować i zajmij się czymś co naprawdę do ciebie należy. - odepchnął ją lekko od siebie i przytulił mnie do swojego boku.
- Teraz tak mówisz?! - uderzyła go otwartą ręką w policzek. Przymknęłam oczy, żeby nie patrzeć na to co się dzieje i szybko wybiegłam z pomieszczenia, żeby zabrali od nas Kathleen. Ona miała źle poukładane w głowie! Coraz częściej zastanawiało mnie to, czy nie powiedzieć o moich przypuszczeniach Lesie... A jak mnie za to znienawidzi?
- Proszę pana! - zawołałam kolesia, który podobno przesłuchiwał Harrego. - Ta kobieta! Ona... Ona jest jakaś chora, proszę ją zabrać od Harrego! - zaczęłam płakać, sama się sobie dziwiąc. Policjant szybko zareagował i pobiegł do pomieszczenia szybko odciągając Kathleen od Harrego.
- Proszę się uspokoić, słyszy pani?! - Kathleen patrzyła na niego takim wzrokiem, jakby nie miała pojęcia o czym on mówi.
- To jeszcze nie koniec. - zwróciła się do nas, mówiąc to słabym głosem. Jej oczy... były jakieś dziwne... Przepełnione bólem, rozpaczą... Czymś dziwnym...
Po chwili Kathleen już z nami nie było, nawet nie dopytałam się, gdzie ją zabierają. Patrzyłam na drzwi przed chwilą zamknięte i myślałam, czy to rzeczywiście jeszcze nie koniec. Szybko ocknęłam się, przypominając  sobie, że koło mnie stoi 'ranny' Harry.
- Nic ci nie jest? - szybkim ruchem odwróciłam się do niego i skanowałam jego twarz, w poszukiwaniu jakiś śladów 'bójki'.
- Wszystko jest okej... - wyszeptał. - Gdybym mógł, to...
- To co? - przerwałam mu. - Oddałbyś jej? - zapytałam z kpiną. Cały Harry.
- Gdyby była mężczyzną to tak. Ale ja kobiet nie biję. - uśmiechnął się lekko, podnosząc rękę i odgarniając z mojej twarzy pojedyncze kosmyki.
- Wiem. - cmoknęłam go w policzek, ten bolący. Syknął z bólu. - Chodź, jedziemy stąd i poradzimy coś na ten bolący policzek.
- Ja już znam sposób, który mógłby mi pomóc. - poruszył zabawnie brwiami, na co uderzyłam go lekko w bok.
Wychodząc z czyjegoś gabinetu, ujrzałam Lesie, Matta i Jacoba, siedzących na krzesłach. Co do cholery?
- Co wy tu robicie? - szybko zapytałam, podchodząc do nich. Ich miny mnie przerażały. Lesie spłynęła pojedyncza łza, a Jacob głowę miał odwróconą w inną stronę.
- Mama po nas zadzwoniła, i powiedziała, że musimy szybko przyjechać pod komisariat. - wytłumaczyła Lesie, przytulając się do swojego chłopaka.
- I?
- I powiedziała, że ty powiesz nam o co chodzi. Gdzie ona teraz jest?
- Nie wiem Lesie. Zaczęła bić Harrego, więc zawołałam policjanta, który ją gdzieś zabrał.
- I nie zapytałaś nawet gdzie? - uniosła lekko głos.
- Byłam w szoku.
- A my? Co my mamy powiedzieć? - patrzyła mi w oczy. - Czemu biła Harrego?
- Bo... - opowiedziałam jej wszystko co działo się dziś rano i potem. Po prostu wytłumaczyłam jej całą zaistniałą sytuację, a Harry mi pomagał.
- Nie wierze... - powiedziała Lesie, chowając twarz w dłoniach. Matt szybko zareagował, przytulając ją i całując w czubek głowy.
- Już dawno ci mówiłam, że ona próbuje...
- I co teraz z mamą będzie? - przerwała mi. Czułam, że miała do mnie pretensje, że pobiegłam wtedy po tego policjanta, nie mogąc sama rozwiązać problemu. Ale przepraszam bardzo. Nie mogłam go rozwiązać sama...
- Nie wiem Lesie...
- Jak to nie wiesz?! - wstała z krzesła. Czy ona przypadkiem nie zachowuje się podobnie do swojej mamy?
- Stop! - Harry odsunął mnie od niej, a Matt przytrzymał Lesie.
- Czy ty nie rozumiesz, że twoja mama chce zepsuć nam wszystko co mamy? Kocham Harrego, a on kocha mnie i nie pozwolę, żeby twoja mama to wszystko zniszczyła, okej?! - wykrzyknęłam.
- To także jest twoja mama! Ona cię zaadoptowała, bo gdyby nie ona, nie wiadomo gdzie teraz byś była! I ty pozwalasz tak po prostu zabierać ją nie wiadomo gdzie jakiemuś policjantowi?! - łzy spływały jej nieubłaganie po policzkach, a Matt cały czas stał koło niej, patrząc na mnie i na Harrego współczującym wzrokiem.
- Idźcie stąd. - powiedziała słabym głosem.
- Posłuchaj...
- Won stąd! - krzyknęła.
- Lesie... Ona się martwi. - Jacob wstał z krzesła idąc w jej stronę. Położył jej rękę na ramieniu, ale ona ją zepchnęła.
- Widzę właśnie... - powiedziała z sarkazmem, który przybrał kpiącą postawę. Jak moja własna przyjaciółka nie może zauważyć tego, jak Kathleen próbuje nas zniszczyć?
- Mówiłam ci już niejednokrotnie, że twoja mama szkodzi mi i Harremu, ale jasne, że ty jej będziesz bronić, bo jesteście takie same i...
- Koniec już. Przestańcie! - przerwał mi Harry. Zapadła grobowa cisza, gdzie ja i Lesie miałyśmy spuszczone głowy.
- To jest oczywiste, bo kocham swoją mamę, nie to co ty. Przynajmniej pokazałabyś jej, że ją szanujesz...
- A ona mogłaby to także pokazać mi. Nie będę się z tobą o nią kłócić, bo nie warto. Dajcie znać co z nią. - wzięłam Harrego za rękę i szybkim krokiem opuściliśmy budynek. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że Lesie się tak zachowuje. Nie poznałam jej, totalnie się zmieniła.
- Wszystko okej? - zapytał Harry, gdy wsiadaliśmy do jego samochodu.
- Tak. - szepnęłam. - Boli cię bardzo? - zapytałam, bo nie chciałam drążyć tematu o Lesie i tym całym gównie co wydarzyło się przed chwilą.
- Już nie, ale powiedz mi...
- Nie chcę o tym gadać. - przerwałam mu, odwracając się w stronę okna.

***

- Ssss... - syknął Harry, gdy przykładałam mu zimny okład do policzka. Siedząc mu na kolanach, czułam się najbezpieczniej i myśląc o tym, że mógłby być teraz w więzieniu przez Kathleen nie mogłam być spokojna.
- Przepraszam cię za nią. - wyszeptałam, delikatnie muskając jego czoło, tym samym pozbywając się opadających na nie kosmyków.
- Nie przepraszaj, bo nie masz za co. - prychnął cicho.
- Mam Harry. Może gdyby nie ja, nie cierpiałbyś tak jak teraz, miałbyś dziewczynę...
- O nie, nie, nie moja droga. - przerwał. - Teraz nie miałbym dziewczyny, bo ty mnie zmieniłaś. - cmoknął mnie lekko w usta. - Kocham cię.
- Kocham cię też. - ponownie zaczęłam go całować. Harry chwycił mnie za rękę, którą trzymałam okład przy jego policzku i rzucił gdzieś za siebie zimną rzecz. Siedząc mu na kolanach, delikatnie pchnęłam go na łóżko i błądziłam palcami w jego lokach.
- Wszystko się ułoży. - wyszeptał Harry.
- Nie próbujmy się pocieszać, bo jeszcze nie raz spotkamy się z przeciwnościami na naszej drodze.
- Ale zawsze można wierzyć, że będzie ich mniej.
Nagle rozbrzmiał dzwonek. Spojrzałam na Harrego, a ten tylko skinął głową żebym odebrała. Patrząc na ekran, przybrałam zatroskaną minę, gdy zobaczyłam, że dzwoni Jacob.
- Halo? - odebrałam niepewnie.
- Słuchaj Lizzy... Powiedziałaś, że mamy cię poinformować jak już coś będzie wiadomo... - moje serce zaczęło bić szybciej i bałam się tego co za chwilę mogę usłyszać. Spojrzałam na Harrego, który podnosząc się na łokciach, usiadł na łóżku, patrząc na mnie nieprzerwanie.
- No tak...
- Mama musi chodzić na terapie, które pomogą jej się uspokoić. Wszystko jest z nią teraz w porządku, otrzymała tabletki uspokajające. Wyznała też, że kocha Harrego i jest o niego cholernie zazdrosna, stąd te objawy złości. - pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Opadłam na ziemię, czując się fatalnie. - Ma bardzo poważne objawy paniki, strasznie histeryzuje, co pewnie nie raz usłyszałaś. - westchnął. Jego głos był załamany i wiedziałam, że Lesie i Matt słuchają naszej rozmowy.
- Tak... Ostatnio często się to działo, ale powiedz mi... Czy to znaczy, że ona ma coś z głową? - zapytałam dość w prostu sposób.
- Można tak powiedzieć. Muszę kończyć, bo idziemy z nią porozmawiać. Trzymaj się.
- Dzięki za powiadomienie. Pa. - rozmowa została przerwana. Czułam się fatalnie. W głębi serca byłam winna za jej obecny stan. Gdyby nie ja, gdyby nie moje negatywne nastawienie do niej, tego by nie było. Na pewno jakoś dogadałybyśmy się. Telefon wypadł z moich rąk, a ja sama skuliłam się i zaczęłam płakać.
- Kochanie, co się stało? - Harry zaraz był już koło mnie, troskliwie przytulając.
- Kathleen ma coś z głową. Powiedziała, ż-że... Powiedziała, że cię k-kocha... - wyjąkałam, a Harry westchnął. - Musi chodzić na jakieś terapie, które ją uspokoją. Ma objawy paniki i histeryzuje... - wtuliłam się w niego, a on uspokajająco gładził moje plecy.
- O kurwa... Chcesz do niej jechać? - podniósł mój podbródek wycierając łzy kciukami.
- Nie, Harry... Chcę iść spać. - wypowiedziałam szeptem. Chłopak tylko skinął głową i wziął mnie na ręce, po czym zaniósł do sypialni, gdzie wygodnie ułożył na łóżku, a sam położył się koło mnie.
- Śpij kochanie. Będę tutaj. - pocałował mnie czule w czoło i złączył nasze pace, po czym poczułam, że zasypiam.

_________________________________________________________________________
No cześć! :D
Zostałam poproszona, żeby rozdział był dziś, więc postanowiłam spełnić Waszą prośbę i miałam trochę czasu. Kocham Was i no. :**** <3
(Nie wiem czy mi wyszedł, pisałam tak na szybko)
Jacy jesteście zbuntowani na temat Kathleen xD

piątek, 17 października 2014

Rozdział 77

Gdy tylko usłyszałam niepokojące walenie w drzwi, przeraziłam się. Ręcznik z powrotem wsunęłam na swoje ciało i spojrzałam na Harrego. Ten tylko wzruszył ramionami i powoli wstał.
- Zostań tu. - wykonał ruch ręką, powodując zastygnięcie w miejscu. Walenie wznowiło się, a mnie przeszły ciarki. Przeczuwałam kłopoty. Wysuwając się zza drzwi, spojrzałam kto przyszedł.
- Pan Harry Styles? - usłyszałam gruby głos.
- Tak, a o co chodzi? - Harry zapytał opanowanym głosem.
Policja?
Co ona tu robi? Dwóch mężczyzn stało z kamiennymi wyrazami twarzy, nieustannie wpatrując się w zdezorientowanego Harrego.
- Pojedzie pan z nami. - stanowczy ton wywołał u mnie kolejną falę strachu. Co do kurwy?!
- Nie rozumiem... W jakiej sprawie? - czułam, że Harry coraz bardziej denerwował się. W tej chwili wzroki dwóch mężczyzn spoczęły na mnie, nieustannie się we mnie wpatrując. Schowałam się zza rogiem, głośniej oddychając.
- Kim jest ta dziewczyna? - głos jednego z policjantów doszedł do moich uszu.
- Kochamy się. Jest moją kobietą. - usłyszałam.
- Panienka też pojedzie z nami. Jest panienka roztrzęsiona. Wszystko dobrze? Musicie złożyć zeznania. - policjant kazał mi się ubrać, a Harrego zakuli w kajdanki.
- Po co mu to założyliście?! Zostawcie go! - nie wiedziałam o co chodzi, ale Harry nic nie zrobił!
- Wyjaśnimy wszystko na komendzie.

***Narrator*** (pół godziny później)

- Dziewczyna roztrzęsiona, zapłakana, w samym ręczniku, a w dodatku młody mężczyzna w samych, niedopiętych spodniach. Pani podejrzenia mogą się sprawdzić, ale najpierw przesłuchamy ich obojga i porównamy zeznania. - powiedział policjant w stronę Kathleen. Kobieta przeraźliwie niepokojąca się o bezpieczeństwo Lizzy oskarżyła Harrego o kilkakrotny gwałt jej przybranej córki. Wykorzystując fakt, że dziewczyna często płakała, i miała na to świadków, Harry był w niebezpiecznej sytuacji, lecz gdy rozpoczną się przesłuchania tych dwoje, wszystko się wyjaśni.
- Mówię panu! On ją wielokrotnie zranił! Boję się o nią i musicie tego gwałciciela jak najszybciej zamknąć! - sztuczny płacz wyraził jak bardzo Kathleen 'przeżywa' obecną sytuację. - Nie musicie ich przesłuchiwać. Wszystko jest pewne.
- Tak nakazuje prawo, proszę się nie martwić. Jeśli pani podejrzenia się sprawdzą, pan Styles jak najszybciej trafi do więzienia, a przed tym jeszcze sprawa w sądzie.
Kathleen ukrywając swój chytry uśmieszek, cieszyła się z zaistniałej sytuacji.

***Oczami Lizzy***

- Jak długo zna się pani z panem Stylesem? - rozstałam przesłuchiwana. Harrego oskarżono o gwałt! O gwałt mnie!
Wykorzystano wszystkie możliwe 'dowody' na to, chodź tak naprawdę ich nie było, bo nic się takiego nie wydarzyło. To, że byłam zapłakana to tylko i wyłącznie zasługa Kathleen, a zarzucono, że to sprawka Harrego. To, że byłam w samym ręczniku, świadczyło o tym, że byłam w łazience i na szybko owinęłam się nim, a kołdra z Harrego sypialni została na ziemi. Harry, zakładając migiem spodnie, wyszedł niedokładnie je zapinając, bo w końcu lepsze to niż otworzyć drzwi w samych bokserkach...
Teraz siedzimy w dwóch różnych pomieszczeniach i odpowiadamy na beznadziejne, fałszywe pytania, na które odpowiedzi nie ma. Po prostu. Harry wyszedł na ogromnego przestępcę, człowieka, który już od jakiegoś czasu mnie ranił, a ja wyszłam na pokrzywdzoną, choć wcale nią nie jestem.
- Kochamy się. Nie wiem co mam wam jeszcze powiedzieć, żeby udowodnić, że wszystko z tego co tu mówicie jest nieprawdą! - nerwy brały nade mną przewagę.
- Jeśli jest panienka zastraszana, zawsze będzie tak panienka mówić.
- Ja zastraszana? Przez własnego chłopaka? - wstałam z krzesła, uderzając dłonią o blat. - Ma pan żonę? - zapytałam trochę chamsko.
- No mam. - odpowiedział trochę przestraszony.
- Gdyby jakaś osoba osądziła pana o gwałt własnej małżonki, co by pan zrobił?! Wytrzymywał by pan to? Siedział bezczynnie, odpowiadając na brednie, nie wiedząc co będzie dalej? Czy może poddałby się pan, żeby mieć święty spokój?! Sądzę, że pierwsze opcje wywarłyby na panu taką samą reakcję jak u mnie. - nie wytrzymałam, łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Harry ma przeze mnie kłopoty... Nie wiem jak wyjdziemy z tego, ale damy sobie radę.
- Znamy się od dwóch miesięcy, od niecałych dwóch tygodni chodzimy ze sobą. Równo 17 października, o godzinie 17 zostałam zapytana, czy chciałabym być jego dziewczyną, odpowiedziałam 'tak'. Zadajcie jemu takie samo pytanie, na pewno wam odpowie. - patrzyłam z obrzydzeniem na policjanta, który ze zdezorientowaniem wpatrywał się we mnie. Rozmyślał moje słowa o żonie? Niech myśli, na dobre mu to wyjdzie.
- Czy zauważyła panienka osobę w swoim otoczeniu, która już od jakiegoś czasu próbuje zepsuć wam związek, w jakim podobno jesteście? - zapytał, bezustannie wpatrując się w jakieś kartki. Musiałam poważnie przemyśleć osoby... WIEM!
- Tak. Kathleen. Kobieta, która mnie zaadoptowała gdy miałam 12 lat.
- To ta co tu stoi na korytarzu? - podniósł brwi.
- Jest tu? - nie ukrywałam ogromnego zdziwienia. Ja wiem, że ta kobieta wszystko to zmyśliła. Ona próbuje i bezustannie chce zniszczyć nam związek, tylko nie mam pojęcia po co jej to? Co z tego będzie miała?
Policjant tylko kiwnął głową.
- Muszę z nią porozmawiać. - wstałam z krzesła, nerwowo bawiąc się telefonem, który trzymałam w dłoni.
- Nie dokończyliśmy zeznań. - uniósł się z krzesła, ale zgromiłam go wzrokiem.
- Mam gdzieś składanie zeznań. Wiem, że Harry jest niewinny.
- Zaszkodzi mu panienka wyjściem teraz z tego pomieszczenia. - na jego słowa zastygłam w miejscu i zabójczym wzrokiem czekałam na wyjaśnienia. - Musimy mieć komplet przebiegu całej sytuacji, nawet jeśli pan Styles jest niewinny. Musimy mieć dowód. - mówił coraz ciszej.
- Więc co pan chce jeszcze wiedzieć? - opadłam bezradnie na krzesło, czekając na dalszy przebieg sprawy. Tak bardzo chciałabym się teraz przytulić do Harrego, powiedzieć, że wszystko jest okej, a tymczasem siedzę tu bez najmniejszego sensu.

***Oczami Harrego***

- Nic jej nie zrobiłem. - powtarzałem bezustannie jedną wypowiedź. Dlaczego nikt mi nie wierzy?
- Po zeznaniach wszystko się okaże. Musimy je porównać z panienką Lizzy. - stanowczość tego policjanta doprowadzała mnie do chujowego szału. Przerwać nam piękne chwili, bo ktoś wymyślił sobie coś, żeby nas rozdzielić?
- Dlaczego panna Lizzy była w pańskim domu w samym ręczniku, zapłakana i cała roztrzęsiona, a pan spacerował tylko w spodniach i to jeszcze niedopiętych?
- Wczoraj byliśmy razem z Lizzy u jej babci, potem pojechaliśmy do mnie, no cóż... spaliśmy ze sobą, szczegóły ominę...
- Szczegóły w tej sytuacji są najważniejsze. - bezczelnie mi przerwał.
- Mam panu powiedzieć po jakim czasie osiągnęliśmy orgazm? - zapytałem ironicznie. Facet tylko spuścił głowę.
- Rano zadzwoniła do niej przyszywana matka, która strasznie nas irytuje. Próbuje rozwalić nam związek... zaraz, zaraz... To mogła być ona! To ona zmyśliła to cholerstwo. Wykorzystała to, że Lizzy przez nią płakała i...
- Proszę po kolei.
Zacząłem opowiadać mu już mniej opanowanym głosem, że Kathleen od zawsze nam szkodziła. Opowiedziałem także co wydarzyło się rano po kolei.
- Musi pan chwilę poczekać. - rzekł policjant, patrząc w kartki, jednocześnie podnosząc się z krzesła.
- Może mi to ktoś zdjąć? - podniosłem skute ręce.
- Przepraszam, ale narazie nie. - takim sposobem zostałem sam w mało przyjemnym miejscu.

***Oczami Lizzy***

Czekałam na jakiekolwiek wiadomości dotyczące sprawy z Harrym. Oni muszą nam uwierzyć... Z resztą jeśli wszystko będzie się zgadzało z tym co oboje powiedzieliśmy, nie będą mieli żadnych zastrzeżeń co do wypuszczenia Harrego. Nie wystarczy im to, że mówię, że go kocham i mnie nie skrzywdził? Rozumiem zawód policji, o wszystko muszą 'zbadać' szczegółowo, nie mogą ominąć najmniejszego szczegółu...
Usłyszałam wejście do pokoju, w którym przebywałam.
- Porównując zeznania panienki Lizzy i pana Stylesa, wszystko zgadza się ze sobą. - mimowolnie uśmiechnęłam się. Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze... - Sądząc po wypowiedziach dwóch osób, przyszywana matka Lizzy Kathleen ewidentnie próbuje zaszkodzić tym dwóm osobom.
Wiedziałam. Harry też musiał o tym wspomnieć. Mam nadzieję, że teraz się opamięta. Ona nie może wszystkiego tak rozwiązywać. Niech ze mną porozmawia... zapomniałam. Ona nie umie ze mną normalnie rozmawiać...
- Dlatego uniewinniamy pana Harrego Stylesa.
- Tak... - wyszeptałam szczęśliwa. - Mogę do niego iść?
- Za chwilę powinien się tu pojawić. Policja przedstawia mu zeznania. - byłam taka szczęśliwa. Tylko jaką karę otrzyma Kathleen? Może wywinie się jako 'Ja tylko myślałam...'
- Lizzy! - do pomieszczenia wparował Harry.
- Harry! Tak się cieszę! - rzuciłam się mu w ramiona. Przytulił mnie mocno, jakby nie mógł uwierzyć, że naprawdę mnie odzyskał, że znów jesteśmy koło siebie... Pocałował mnie w czubek głowy, chwytając moją twarz w obie dłonie.
- Już myślałam, że nam nie uwierzą... - wyszeptałam.
- Też tak myślałem, ale już jest wszystko dobrze. - oparł moje czoło o jego. Widziałam jak obaj policjanci, którzy przyszli do domu Harrego, patrzyli na nas z uśmiechem. Pewnie teraz im głupio.
- Możemy już iść? - zapytałam i w tej chwili do pomieszczenia wparowała rozzłoszczona Kathleen.

_________________________________________________________________________
Moje słoneczka kochane!
Chciałam Was na początku przeprosić za to, że rozdział tak strasznie późno się pojawił; poprzedni rozdział był już 2 października, a teraz jest już 17... ale to tylko i wyłącznie wina szkoły! Chyba sami mnie rozumiecie... :(
No to co... Do następnego i proszę komentować, bo Was bardzo bardzo bardzo kocham! ;* <3

czwartek, 2 października 2014

Rozdział 76

Otworzyłam zaspane oczy i uśmiech wkradł mi się na twarz. Głowa Harrego leżała na mojej klatce piersiowej, a ja bawiłam się jego włosami, tym samym odklejając je z mojej twarzy.
Harry co chwila mruczał, więc chyba już się przebudził.
- Nie przestawaj. - wymamrotał, gdy oderwałam dłoń od jego włosów. Harry podniósł głowę go góry, po czym szybko chwyciłam kołdrę i zakryłam się nią po samą szyję.
- Nie masz się czego wstydzić. - pocałował mnie w czoło. - Witaj kochanie.
- Cześć. - posłałam mu uśmiech. Ręka Harrego powędrowała na kawałek kołdry pod moją szyją i próbowała ją ze mnie ściągnąć.
- Nie dam się tak łatwo. - niemalże krzyknęłam, co jeszcze bardziej pobudziło Harrego. Wręcz wyszarpywał ode mnie kołdrę.
Nagle rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu, co spowodowało, że zastygliśmy w miejscu.
- Ja odbiorę. - odezwał się Harry, a ja go szybko odepchnęłam, nie chcąc żeby on odbierał. Jeśli to dzwoni Kathleen? Nie chciałabym bardzo słyszeć ich rozmowy...
Harry zatrzymaj moje wszystkie ruchy wręcz się na mnie kładąc, a sam sięgnął z ziemi moje spodnie i wygrzebał z kieszeni telefon.
- Halu? - odebrał zabawnie.
- Weź na głośnik. - powiedziałam szeptem, po czym Harry wysłuchał mnie i pod głosił rozmowę.
-...Harry? - usłyszałam tylko tyle. Chciałam coś powiedzieć, ale Harry delikatnie przystawił rękę do moich ust, uniemożliwiając mi dojście do słowa.
- Tak, we własnej osobie. - powiedział wielce rozbawiony, a ja zrezygnowana czekałam, aż weźmie swoją łapę. 
- Jak śmiesz odbierać Lizzy telefony?! - wykrzyczała Kathleen. Mam tego dosyć...
- Pozwoliła mi. A z resztą, przerwałaś nam coś, a ja nie lubię, jak mi ktoś przerywa. - odpowiedział jej obojętnie Harry, przelotnie na mnie spoglądając. Chciałam w końcu dojść do słowa, ale nie mogłam.
- Ah tak? Słuchaj, jeśli zrobisz jej dziecko, sami będziecie je wychowywać! Ona nie jest jeszcze pełnoletnia! - krzyknęła, a ja z całej siły odepchnęłam rękę Harrego, chcąc w końcu dojść do słowa.
- Cicho. - przerwał mi szeptem, na co wywróciłam oczami. - Rozmawiam. - posłał mi buziaka i cwaniacko się uśmiechnął.
- Nie o to mi chodziło. Po prostu rozmawiamy. A nawet jeśli mielibyśmy mieć dzieci, wychowalibyśmy je bez twojej pomocy. - wzruszył ramionami.
- Nie możesz! - krzyknęła. - Nie teraz! Nigdy! - ona zaczyna strasznie histeryzować. Uwzięła się na nas czy jak? No chyba na to wychodzi...
- Spokojnie. Na to mamy jeszcze czas. - westchnął. - Po co dzwonisz? - wywróciłam oczami na jego niezbyt grzeczne pytanie, ale taki jest Harry w stosunku do Kathleen. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. 
- Nie było Lizzy przez całą noc w domu i teraz z rana jej także nie ma. - ciężkie oddechy można było usłyszeć po drugiej stronie rozmowy. 
- No jasne, że jest u mnie, a u kogo miałaby być? - lekko poirytował się. Spojrzał na zegarek i westchnął. - Jest dopiero dziesiąta, kobieto... 
- No i co z tego, ale za 15 minut chcę widzieć w domu Lizzy. Bez ciebie. - powiedziała, i mogłam wyczuć, że na jej twarzy pojawił się nikczemny uśmiech. Otworzyłam usta, pragnąc dojść WRESZCIE do słowa, ale także w tej chwili nie było mi dane, gdy zobaczyłam jak Harry przykłada do ust palca, tym samym uciszając mnie.  
- Nie zobaczysz jej za PIĘTNAŚCIE minut, bo przyjdzie kiedy będzie chciała. - warknął jej Harry. To aż śmieszne słuchać jak oboje się kłócą, ale strasznie irytuje, zasmuca, denerwuje, pochłania całe szczęście fakt, że Kathleen nie cieszy się z mojego, a raczej NASZEGO szczęścia. Nie wiem co jej przeszkadza w naszym związku, ale się dowiem. Może boi się, że Harry się nie zmienił? Nie wiem.
- Jesteś wstrętnym dzieciakiem, który próbuje rządzić Lizzy, a pouczać mnie! Nie masz prawa, Styles. Matka cię nie nauczyła jak się zachowywać?
- Hm... Po nazwisku? - zadrwił, rzucając na mnie dziwne spojrzenie. - Mojej mamy w to nie mieszaj, okej? - podniósł brew, doskonale wiedząc, że Kathleen tego nie zobaczy.
- Idź na dziwki i kurwa odwal się od Lizzy, bo nie chciałabym słuchać jak ryczy przez ciebie. 
- Mam dosyć. - mruknęłam i zabierając kołdrę, owinęłam się nią i zbierając ubrania z podłogi udałam się do łazienki. 
- Nie mam ochoty z tobą gadać. - powiedział szybko Harry i słyszałam dźwięk zakończonego połączenia. Weszłam szybkim krokiem do łazienki, zamykając szybko drzwi.
Po chwili usłyszałam lekkie pukanie.
- Kochanie, otwórz i porozmawiajmy. - mówił bardzo cicho, nie przerywając pukania.
- Nie mam ochoty, Harry. Ciągle słyszę od Kathleen, że masz mnie zostawić, żebyś poszedł na dziwki... Mam tego dosyć, rozumiesz? - wyjęczałam i razem z kołdrą zsunęłam się na ziemię. Zaczęłam płakać.
- Otwórz, to razem zastanowimy się co zrobić. Skarbie, wiesz, że z tym skończyłem... Kocham cię. - gdy usłyszałam te słowa, gorzej zaczęłam płakać. Nie wiem... Nie wiem co mam zrobić. Oczywiście wierzę Harremu, ale to wszystko mnie przerasta. Kto wie, czy za miesiąc nie trafię do psychiatryka, bo nie wytrzymam dłużej...
- Lizzy, kochanie, otwórz. - błagał. Nie wstając z podłogi, otworzyłam mu drzwi, a ten szybko znalazł się koło mnie, przyciągając mnie do siebie mocno.
- Nie płacz. Nienawidzę jak płaczesz. - pocałował mnie w czubek głowy. Wtuliłam się w niego mocno, nie zastanawiając się nad tym, że kołdra niemalże ze mnie zleciała.
- J-ja... ja tego nie wyt-trzymam... Ona mnie wykończy, Harry... - szlochałam, coraz bardziej płacząc. Harrego skóra na jego torsie była mokra, ponieważ łzy zlatywały właśnie tam. Nawet nie zauważyłam, że miał na sobie bokserki.
- Nie wykończy. - przytulił mnie mocniej.
Siedzieliśmy w ciszy, słychać było tylko moje szlochanie i Harrego ciężki oddech, jakby przed chwilą skończył biegać.
- Zamieszkaj ze mną. - chwycił mnie lekko za ramiona tak, żebym spojrzała na niego. Otworzyłam oczy ze zdziwienia.
- To nie jest dobry pomysł. - pokręciłam głową.
- Dlaczego? Mieszkam sam, nie miałabym już tych kłopotów, bylibyśmy zawsze blisko siebie.
- Kłopoty nie znikną od tak sobie, Harry. - machnęłam ręką. Kocham go, ale myślę, że nie jestem gotowa na zamieszkanie razem. Nie w jego domu... Nie teraz... Jestem za młoda, nawet nie studiuję. Jak on to sobie wyobraża?
- Ale będziesz ich miała mniej. Proszę, zastanów się nad tym, okej? - chwycił mój podbródek w swoją dłoń delikatnie podnosząc do góry.
- Nie ma szans... Ja już wiem teraz, Harry, przepraszam... - pokręciłam głową i chwiejnym ruchem wstałam z ziemi.
- Nie masz za co przepraszać, ale wiedz, że cię kocham i nigdy nie opuszczę. - zbliżył twarz do mojej i delikatnie muskał moje usta. Czułam słony posmak moich łez. Harry wsunął język do środka i idealnie zgrywaliśmy się.
Przerwało nam walenie w drzwi.

____________________________________________________________________________
Kochani moi! Kto to? :D
Przepraszam, że tak długo mnie tu nie było, ale teraz właśnie mam strasznie duuużo sprawdzianów i nie mam czasu na pisanie. Secrecy także strasznie zaniedbałam, ale idzie weekend, także mam nadzieję, że jakoś wyjdę z dołka ;)
Kocham Was i proszę komentujcie, bo to jest dla mnie ogromna mobilizacja do pisania następnego rozdziału. Wiedząc, że komuś te ff się choć trochę podoba, gęba mi się szczerzy niemiłosiernie! :D
P.S. wiem, że rozdział bardzo krótki, ale no cóż. Musi taki być :)