piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 85

CZERWONA CZCIONKA! Wiecie już o co chodzi... xD Powodzonka w czytaniu!


Słysząc, że ktoś bezlitośnie próbował się do mnie dodzwonić, zerwałam się z kanapy, nie zdając sobie z tego sprawy, że zasnęłam przy zaświeconej lampce. Nieprzyjemnie moje ciało zadrżało, kiedy zbyt szybko wskoczyłam na nogi.
- Hej Lizzy. - odezwała się Lesie ściszonym głosem. - Wszystko w porządku? - zapytała, gdy nie odezwałam się.
- T...tak. - mój głos niebezpiecznie zadrżał. Opadłam na kanapę, trzymając się za głowę, która wydawała się zaraz eksplodować. W duchu bardzo cieszyłam się z telefonu, jaki otrzymałam, lecz chciałabym aby tutejsza konwersacja nie wyglądała tak, jak ostatnio.
- Nie brzmisz zbyt przekonująco... - wiedziałam, że skrzywiła się.
- Po prostu spałam i...
- Jejku... Przepraszam, że cię obudziłam... - szybko spanikowała. Cała Lesie.
- Nie szkodzi. Już i tak jest późno. - pół godziny temu wróciłam od babci i poczułam straszne zmęczenie. Cała sytuacja z Harrym mnie dobijała, tęskniłam za moją 'rodziną'. - Opowiadaj co u was. - uśmiechnęłam się lekko, przejeżdżając dłońmi po twarzy.
- Widać różnicę... - uśmiechnęłam się mimowolnie. - Mama czuje się znacznie lepiej. Staramy się ją wspierać jak najbardziej. Jesteśmy jej potrzebni w każdej chwili, żeby nie czuła się samotna, co cały czas powtarza. Pewnego ranka, gdy zapomniała tabletek, kilka godzin później biegała po domu wykrzykując ciągłe pytanie 'gdzie moja druga córeczka'... - moje serce zatrzymało się. Zaczęłam powoli przetwarzać słowa Lesie w mojej głowie. Łzy nieprzerwanie spływały po moich policzkach, gdy przed oczami pojawiał mi się widok Kathleen szukającej mnie gdzieś obok siebie. Nie mogłam uwierzyć, że ona jeszcze o mnie pamięta...
- Halo... Jesteś tam? - cichy głos Lesie zestawił mnie na ziemię.
- Tak tak. - kiwnęłam szybko głową, wycierając mokre policzki. Cichy szloch wydobył się z moich ust.
- Ty płaczesz? - zachichotała cicho Lesie.
- Um... Nie ja tylko...
- Tak, ona mówiła o tobie. Nie myśl, że przestała cię kochać, bo to nieprawda. - westchnęła, po czym usłyszałam cichy szelest, który trwał przez co najmniej 15 sekund. - Um... przepraszam, ale leżę w łóżku i musiałam się przekręcić. - zachichotała cicho, a ja razem z nią. - A co u ciebie? Wszystko w porządku z Harrym? - zastygłam, gdy usłyszałam jego imię. Tak dawno go nie widziałam, tak dawno nie rozmawiałam, tak dawno nie dotykałam... Chociaż obrzydzenie do jego tamtejszego działania, posiada większą moc i odciąga mnie od niego.
- Um... Jest małe spięcie, ale myślę, że niedługo będzie okej. - sama nie wierzyłam w to, co mówiłam. - Rozmawiałam z Marcusem. - szybko zmieniłam temat.
- Wiem nawet o czym. - zaśmiała się lekko. - Jest teraz przy Kathleen.
- C..co? Jak to? - z niedowierzania poprawiłam się na kanapie.
- Marcus przyjechał do mojej mamy i wszystko sobie wytłumaczyli i wydaje mi się, że ich związek powrócił do dawności. To, co powiedziałaś mu, totalnie go przełamało. Przyjechał do nas odmieniony... - urwała szybko, zwracając pewnie uwagę na ten sam szczegół co ja. PRZYJECHAŁ. Powiedziała mu, gdzie przebywają, a mnie nie udzieliła tej informacji.
- Jest dobrze, mów dalej. - rzuciłam, nie chcąc, żeby zakończyła rozmowę tak jak poprzednio.
- Przepraszam, ale musiałam... - wyklepała.
- Mówię, że nic nie szkodzi. - uśmiechnęłam się lekko, mimo to, że Lesie tego uśmiechu nie ujrzy.
- Nie wiem kiedy wracamy. - powiedziała cicho wzdychając.
- Tęsknie za wami. - rzuciłam cicho. - Gdy jestem sama w domu wpadam w szał. To zdecydowanie za długo... - patrzyłam w jeden punkt, mówiąc to, co nasuwało mi się na myśl. Chciałam, żeby Lesie i nie tylko ona, wiedziała, że jest niefajnie bez nich. Czuję się samotna bardziej niż kiedykolwiek.
- My za tobą też... - wyszeptała. - Przepraszam, że tak szybko, ale muszę kończyć, bo miałam iść tylko na chwilę na górę, a już przesiedziałam trochę. - zachichotała.
- Rozumiem. Kathleen wie, że rozmawiamy? - zapytałam.
- Nie wie i niech tak zostanie.
- Okej.
Przegadałyśmy jeszcze chwilę i Lesie zakończyła naszą rozmowę. Uśmiechnęłam się sama do siebie, wiedząc, że teraz będzie coraz lepiej. To jest oczywiste, że Kathleen, Lesie i Jacob nie będą przebywać tam wiecznie.
Usiadłam z powrotem na kanapie, sięgając po książkę, która leży na stoliku od wczoraj. Nigdy nie miałam czasu, żeby ją przeczytać, ale teraz mam go coraz więcej...
Skupiając się na dopiero zaczętym czytaniu, wyrwało mnie z osłupienia walenie w drzwi. Odkładając książkę, zgasiłam lampkę, która nie była widoczna od zewnątrz, więc mogłam poudawać, że nie było mnie w domu, a szczególnie wtedy, gdy wiedziałam, że to Harry.
- Lizzy! Wiem, że tam jesteś. - podeszłam do drzwi, lekko napierając na nie plecami. W domu panowała kompletna cisza, poza dudniącym uderzaniem Harrego. Ciemność, pozwalała mi zostać niezauważalną, nawet jeśli Harry wiedział, że przebywałam w domu.
- Lizzy, nie musisz się ukrywać, wiem, że jesteś w środku! - mocniejsze uderzenie sprawiło, że podskoczyłam w miejscu. Tak blisko niego byłam... Dzieliły nas tylko drzwi.
- Nie wiesz jak bardzo martwiłem się o ciebie wczoraj... - rzucił, cały czas natarczywie uderzając w mahoniowe drzwi. - Nie odzywałaś się, nie było cię w domu. Całe szczęście, że istnieje na tym świecie twoja dobra przyjaciółka. - westchnął. - Przynajmniej ona mnie uspokoiła... - nieprzerwanie prowadził monolog.
Tylko Ashley wiedziała, że pojechałam do babci. A Harry nie zawahał się do niej pojechać i wymusić wieści. Miałam nadzieję, że nie powiedziała mu zbyt dużo, a szczególnie z naszej wczorajszej rozmowy.
- Lizzy... Wiem, że kłamstwo to najgorsza rzecz, jaka może zdarzyć się w związku. Ale ja to zrobiłem z miłości. To było tak dawno, że dokładnie nawet o tym nie pamiętałem... - zatrzymał się na chwilę i przestał uderzać. - Kocham cię najbardziej i nie pozwolę sobie na tak długą przerwę, rozumiesz? Dlatego jak nie otworzysz tych drzwi po prostu je wyważę!
Westchnęłam jak najciszej i zsunęłam się na samą ziemię, zalewając się gorzkimi łzami. Nie wiedziałam co miałam zrobić. To było takie chujowe uczucie, że wszystko inne bolało najmniej.
- Kochanie... Proszę, porozmawiajmy normalnie... Nie chcę i nie wytrzymam tak dłużej... - jego głos z każdym wypowiadanym słowem załamywał się. - Margaret od zawsze miała taki charakter. Gdy dowiedziała się, że jesteśmy razem, postanowiła to zepsuć. Tak, rozmawiałem z nią i wszystko mi powiedziała. Wyrzuciłem ją z mieszkania, bo to, co wylatywało z jej ust, było koszmarne. Ona jest zakłamana w każdym stopniu. Gdy sobie pomyślę, że razem z nią krzywdziłem Sarah... Brzydzę się samego siebie! - nie panowałam nad emocjami, które coraz bardziej uwydatniały się. Szlochałam bez przerwy, mając nadzieję, że żaden z nich nie został usłyszany przez Harrego.
- Nie powinnaś tego usłyszeć od niej. - kontynuował. - Powinnaś to usłyszeć ode mnie. Powinienem sam ci to wszystko wytłumaczyć, ale bałem się. Bałem się tak cholernie, że mógłbym cię stracić, co prawie się stało. I z tego powodu cię rozumiem. Jesteś bardzo dzielna, że nie wyszłaś jeszcze i nie dałaś mi tego na co zasłużyłem. Powinienem dostać tak mocno, że... - przerwał, gdy usłyszał otwierające się drzwi. Spod zamazanych oczu widziałam niewiele, lecz na tyle dobrze, żeby wstać z ziemi i przekręcić zamek. Uchyliłam drzwi, wpatrując się w ziemię i czując, jak ciepłe łzy spływają po policzkach. Czułam na sobie wzrok Harrego, lecz nie odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Czułam, że nienawiść do tego człowieka znikała z każdą sekundą jaka leciała w niepamięć. Poczułam lekki dotyk Harrego na mojej dłoni, gdy powoli wplótł swoje palne w moje, unosząc drugą dłonią mój podbródek, zmuszając mnie tym samym, żebym na niego spojrzała.
- Nie płacz. - wyszeptał i delikatnie musnął moje usta. Ciepło jego warg dobrze wpłynęło na moje wnętrze, rozpalając je w przyjemności. - Przepraszam, że przeze mnie tyle cierpiałaś... przepraszam... - jego oczy wpatrzone były w moje. Widziałam w nich ból przeplatany z ulgą i bez zastanowienia, chwyciłam jego kark, przyciągając do swojej twarzy, chcąc ponownie cieszyć się jego bliskością. Harry naparł lekko na mnie swoimi biodrami, pchając mnie w stronę wnętrza domu. Nie protestowałam, lecz dałam mu się prowadzić. Nie przerywając naszego pocałunku pełnego pożądania, Harry pchnął nogą drzwi, doprowadzając do ich zamknięcia. Jęknęłam cicho, gdy chwycił mnie za biodra i uniósł, zmuszając tym samym, żebym oplotła jego talię nogami, co rzeczywiście zrobiłam. Nie wyobrażałam sobie tej chwili bez niego. Ciężkie oddechy, które łapaliśmy między pocałunkami, upewniały mnie w tym, że ta chwila naprawdę trwa.
Harry nakierował się na schody, które prowadziły na górę, szybko po nich wchodząc. Wzbogaciłam tą chwilę w jeszcze większą piękność, gdy wplotłam palce w jego włosy i lekko pociągnęłam za końcówki, słysząc jak Harry głośno jęknął. Gdy dotarł do drzwi do mojego pokoju, sięgnął za klamkę sprawiając, że otworzyły się. Pchnął je nogą wchodząc od razu do środka. Nakierował się na moje małe łóżko i delikatnie położył mnie na nim, nie przerywając kontaktu z moimi ustami.
- Harry... - wyszeptałam, ciągnąc go lekko za końcówki włosów do tyłu. Gdy spojrzał na mnie wyczekująco przyciemnionymi oczami z pożądania, mogłam kontynuować. - Czy ty zwątpiłeś w nasz związek? Chodzi mi ostatnio. - ciężko łapałam oddech.
- Nie. - pokręcił lekko głową, sprawiając, że loki opadły mu na czoło. - Wierzyłem, że wszystko będzie dobrze. - wysapał i pocałunkami zszedł na moją szyję. Podpierał się rękoma po obu stronach mojej głowy, więc mogłam zauważyć jego naprężające się mięśnie gdy z nieopisaną łatwością dźwigał swój ciężar ciała.
Temperatura w pokoju zdawała się zwiększać z każdą mijającą chwilą. Zabrakło mi Harrego dotyku na mojej skórze, gdy uniósł się, klęcząc na kolanach po obu stronach moich bioder. Zwinnym ruchem pozbył się swojej koszulki, uwydatniając mi swój nagi, umięśniony tors. Napawałam się tym niesamowitym widokiem, dopóki nie przeniósł swoich dłoni na krańce mojej bluzki. Z jego pomocą usiadłam na łóżku, tym samym ułatwiając mu jej zdjęcie. Z widocznym pożądaniem wpatrywał się w mój dekolt, sprawiając, że na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Uśmiechnął się pod nosem i potarł nim o mój, na co zachichotałam.
- Brakowało mi tego. - wydusił z siebie, zanim położyłam swoje dłonie na jego plecach i pociągnęłam go za sobą ponownie na łóżko. Harrego prawa dłoń spoczęła na moim brzuchu lekko go masując, a druga nadal spoczywała nad moją głową. Drżącymi dłońmi przejechałam po jego umięśnionym torsie, kierując się coraz niżej. Gdy dotarłam do miejsca do którego tak naprawdę dążyłam, chwyciłam jego pasek, starając się jak najszybciej go odpiąć. Gdy także uporałam się z guzikiem i suwakiem, pociągnęłam lekko spodnie w dół, a Harry pomógł mi w dalszym działaniu, ściągając je kompletnie. Staraliśmy się zwolnić, ale pożądanie, które totalnie nad nami zawładnęło, nie pozwalało jakkolwiek przerwać naszego kontaktu.
Duża dłoń Harrego szybkim ruchem powędrowała do zapięcia moich spodenek, aby i one już po chwili, tak samo jak pozostałe nasze ubrania znalazły się na podłodze. Nie zwlekając, Harry wślizgnął dłoń pod moje plecy, odnajdując z łatwością zapięcie stanika i tak samo szybkim ruchem go odpiął. Zsunął ramiączka i już po chwili stanik leżał w kolekcji na ziemi. Pożądliwy wzrok spoczął na moich piersiach, kiedy pochylił nad nimi głowę i lekko musnął językiem mój twardniejący sutek. W tym samym czasie jego dłonie błądziły po mojej talii, by za chwilę pozbyć się moich majtek. Gdy już nie miałam ich na sobie, leżałam w całej okazałości przed Harrym. Chłopak uśmiechnął się lekko, gdy moje dłonie w bardzo szybkim tempie powędrowały do jego bokserek. Zsunęłam je z prędkością światła i od razu złączyłam nasze usta w pocałunku. O niczym innym nie myślałam, tylko o tym, jak bardzo potrzebuję teraz Harrego. Chłopak nie zwlekając, nakierował swojego penisa do mojego wejścia, po czym delikatnie pchnął biodrami, powodując wsunięcie członka do mojego wnętrza. Oboje jęknęliśmy, gdy przyjemne uczucie zawładnęło naszymi umysłami. Spojrzałam na mojego chłopaka spod ledwie otwartych powiek i lekko uśmiechnęłam się, odgarniając spadające kosmyki włosów na jego czoło. Nie przestawał pracować biodrami, dając mi tym samym niesamowicie dużo przyjemności.
- Kocham cię. - wyszeptałam. Harry przymknął swoje oczy, ale widziałam jak jego rysy twarzy złagodniały pod wpływem moich słów. Zatrzepotałam rzęsami, gdy wolną dłonią sięgnął po moją lewą pierś, lekko ją ściskając.
- Kocham cię także. - oparł swoje czoło o moje, a już po chwili złączył nasze usta w namiętnym, pełnym miłości pocałunku. Nasze sapanie dodawało uroku tej pięknej chwili, a temperatura zdawała się wzrastać, kiedy Harrego spocone ciało stykało się z moim. Czułam nieokiełznaną przyjemność, kiedy za każdym pchnięciem, biodra Harrego stykały się z moimi.
Zupełnie zapomniałam o istniejącym świecie. Liczył się tylko Harry. Gdy pociągnęłam go mocniej za włosy, przyjemny dla moich uszu jęk wyleciał z ust Harrego. Byłam świadoma tego, że w niedługim czasie oboje zdobędziemy swój kolejny już orgazm, lecz chciałam go przyśpieszyć.
- H...Harry. - jęknęłam i oderwałam się od jego ust, przyciągając go bliżej siebie. - Chcę szybciej. - wymamrotałam, mając nadzieję, że zrozumiał o co go poprosiłam. Cmoknął mnie w czoło i leniwy uśmiech pojawił się na jego pięknej twarzy. Gdy poczułam jak jego biodra zaczęły wykonywać szybsze pchnięcia, jęknęłam przeciągle, spotykając się z badawczym wzrokiem Harrego. Kiwnęłam na znak, żeby nie przestawał. Ponownie odgarnęłam włosy z jego czoła i zaczesałam do tyłu. Wpatrywałam się z podziwem w jego twarz, która wyrażała duże skupienie, gdy patrzył na mnie z pół przymrużonych oczu. Gdy coraz bardziej czułam zbliżające się ciepło w moich wnętrzu, Harry otulił mnie mocnymi ramionami. Czułam się przy nim bezpieczna i to było najważniejsze.
Z każdą chwilą czułam, że jestem bliżej. Przyspieszone ruchy, które za pomocą mojej prośby Harry wykonywał upewniły mnie w szybszym orgazmie. Czułam, że zaraz dojdę, a tym bardziej, że Harry nie przestawał szeptać mi wspaniałych rzeczy do ucha, które jeszcze bardziej mnie nakręcały. Budująca się na dole przyjemność już od dłuższej chwili, wystrzeliła jak z procy, kiedy końcowe ruchy Harrego stały się jeszcze szybsze. Wykonując kilka jeszcze pchnięć poczułam jak Harry doszedł, wypełniając moje wnętrze swoją ciepłą spermą. Jęknął przeciągle moje imię, kiedy opadł na mnie całym swoim ciałem.

________________________________________________________________________
TAMTAMTARIRARAAAAAAAAAM!
No Witajcie Kociaki! :D
Jak tam minął pierwszy dzień Świąt?
Haha, wzięłam się za rozdział o 21, kończę przed drugą - zbyt duże emocje jak na jeden raz xD Mam nadzieję, że odwołałam się do poprzedniego stwierdzenia OSTRO w tym rozdziale xD
Kocham Was, wiecie o tym, nie? ;)
Dozoba przy następnym <3

środa, 24 grudnia 2014

Życzonka ;3

Cześć Kochane Skarbeńka w ten jakże Cudowny Świąteczny Deszczowy dzień!

Na wstępie informuję, że rozdział RACZEJ  dziś się nie pojawi, a wiem wiem, że miał być wczoraj, ale same wiecie - przygotowania... :/

A z okazji zbliżających się tak szybko tych pięknych chwil, chciałam Wam życzyć wszystkiego co najlepsze, dużo dużo uśmiechu i mniej złości na wszystko, a więcej radości :* spełnienia WSZYSTKICH NAJSKRYTSZYCH marzeń, które gdzieś w głębi czekają na spełnienie.
Pomyślności, dużo gości, bogatego Mikołaja (woooo, to już dzisiaj xD :DDDD) i oczywiście (a jakby inaczej) PIJANEGO SYLWKA!!!! :D
Jeszcze jedno: MAM NAJLEPSZE CZYTELNICZKI POD SŁOŃCEM I NA ŚWIECIE XD ZAZDROŚCIĆ MI I NIE NIE, NIE PODLIZUJĘ SIĘ :*** Xd

Kocham, 

    Wasza Tiny Droplets ♥

środa, 17 grudnia 2014

Rozdział 84

- Nie wiem co mam o tym myśleć. - powiedziałam do przyjaciółki, gdy siedziałyśmy u mnie na łóżku. Opowiedziałam jej o wszystkim, czego dowiedziałam się wczoraj i poszukiwałam rady.
- Nie spodziewałam się tego po Harrym. - westchnęła, rozczesując palcami włosy.
- Ja tym bardziej. - odpowiedziałam ciszej. - Obiecywał mi, że nigdy nikogo nie zmuszał... Oszukał mnie... - byłam coraz bliżej płaczu. Ashley szybko wyczuwając mój stan, przysunęła się do mnie, zamykając mnie w przyjemnym uścisku.
- Rozmawiałaś z nim? Chciał ci to wytłumaczyć? - zapytała po chwili, gdy tylko odsunęłyśmy się od siebie trochę.
- Taa... Ale nie mogłam tego słuchać. Miałam ogromny chaos w mózgu, że moim jedynym marzeniem był powrót do domu. - wzruszyłam ramionami, pokazując tym samym jak bardzo zmęczona i niedospała jestem. Nie patrzyłam od rana w lustro, ale mogłam założyć się, że wyglądałam strasznie. Włosy pewnie sterczały mi na każdą stronę, oczy napuchnięte, twarz blada. Podsumowując wszystko - nie spałam wcale.
- Powinnaś dać mu dojść do słowa, co nie znaczy, że stoję po jego stronie. - szybko dodała, bojąc się jakby mojego oburzenia. Nie odpowiadając jej, zastanawiałam się nad tym, czy oby na pewno dobrze postąpiłam, nie dając dojść mu do słowa?
- Teraz opowiedz co u Kathleen. Wiesz coś? - położyła swoją dłoń na moim ramieniu, lekko ściskając, jakby chciała sprawić żebym trochę się obudziła.
- Taa... Rozmawiałam nie całą minutę z Lesie. Gdy zapytałam gdzie są, na poczekaniu wymyśliła wymówkę, że Jacob ją woła. Później... już nie zadzwoniła. - wzruszyłam ramionami, rzucając się z wyczerpania na łóżko, a przyjaciółka tuż za mną.
- Coraz więcej masz kłopotów. Wszystko się sypie... Zwróciłaś na to uwagę? - zapytała cicho, jakby nie chciała mnie urazić. Szczera rozmowa, nawet najcięższa, gdy musiałam powtarzać wszystkie zaległe zdarzenia, była mi potrzebna. Poczułam dopiero wtedy ulgę, gdy wszystko wyleciało z moich ust do przyjaciółki.
- Oczywiście, że tak. Tego nie dało się nie zauważyć, bo wszystko dookoła stawia się przeciwko mnie i...
- Nie możesz tak mówić. - przerwała mi, szybko siadając na łóżku. Głowę miała przekręconą w moją stronę i urażonym wzrokiem patrzyła na mnie. Jej oczy wyrażały pełno współczucia, czułam, jakbym zaraz miała stąd odlecieć daleko, daleko... Do moich kochanych rodziców.
- Bo co? Nic się nie cofnie. Sytuacja z Kathleen... Kto wiedział, że wyniknie z tego taki ogromny problem? Że złożą wszystko na mnie. Przepraszam bardzo, ale to nie ja zakochałam się w czyimś chłopaku! - niehamowane łzy zaczęły lecieć z moich oczu, bardziej przyprawiając mnie o rozpacz. Czułam się strasznie; złość, smutek, rozpacz, ból serca, ból fizyczny i psychiczny.
- Proszę... Ciii... - uspokajała mnie Ashley, ponownie przytulając. Szepcząc mi bez przerwy do ucha uspokajające słowa, moje ciało zaczęło się odprężać i myśleć racjonalnie, chociaż wiedziałam, że za pół godziny już nie będę taka 'rześka'.
- Możemy porozmawiać o czymś przyjemniejszym? - cichy szept wyleciał z moich ust, gdy opierałam się o ramię przyjaciółki, co chwila ściskając w dłoni jej sweterek.
- Oczywiście. - oderwała się ode mnie i posłała lekki uśmiech. - Twoja osiemnastka. - pisnęła cicho i pomachała przed twarzą rękoma na znak szczęścia. Lekki uśmiech wkradł się na moje usta, totalnie rozbijając Lizzy sprzed 5 minut.
- Jest jeszcze czas... - zamarudziłam, łapiąc się za czoło. Nie miałam w zamiarze narzekać, bo po części wiem, że Ash już od dawna mniej więcej rozplanowała jak to będzie.
- Właśnie o to chodzi, że nie ma. - klasnęła w dłonie, po czym wstała z łóżka sięgając torbę, którą poprzednio cisnęła na ziemię, gdy po przybyciu do mnie, rzuciła się na mnie z uściskiem. Jej dłonie szybko wygrzebały jakieś kartki, a na jej twarzy gościł bez przerwy cwaniacki uśmiech.
- Nie obędzie się bez sprośnych zabaw w roli głównej ty i Harry. - zachichotała, usadawiając się na łóżku tuż obok mnie.
- Ashley... - zganiłam ją. - Nie w tej chwili... - pochyliłam głowę na bok.
- Okej, przepraszam. - pochyliła się nade mną i cmoknęła w policzek, ja natomiast żartobliwie otarłam go rękawem sweterka.
- Foch. - zachichotała i podała mi jakąś kartkę, która była cała popisana.
- Co to? - zapytałam patrząc na dziewczynę, gdy ta z ciągłym uśmiechem wpatrywała się we mnie.
- No przeczytaj. - wskazała głową na kartkę. Postanowiłam ją rozłożyć, po czym przyjaciółka dalej szukała czegoś w torbie.
Moim oczom ukazały się przeróżne zabawne rysunki, które kolorowym tuszem narysowane raziły lekko moje oczy. Po środku było ogromne serce, a w nim czworo zabawnych człowieczków-patyczków.
- Kto to? - pokazałam Ash kartkę, nie mogąc ukryć uśmiechu, który towarzyszył mi w tym czasie.
- No tu jesteś ty z Harrym... - wskazała na dwoje człowieczków przytulających się 'patyczkowymi' rękoma. - a tu ja, Justin i Scott. - zachichotała cicho. - To było rysowane przed wczoraj i pomiędzy tobą a Harrym było wszystko okej, więc...
- W porządku. - przerwałam jej, posyłając lekki uśmiech i wracając do oglądania karteczki.
Po bokach widniały przeróżne napisy tak jak: 'najwspanialsi' 'najcudowniejsi' 'najsilniejsza czwórka przyjaciół' itp. Nie mogłam przestać uśmiechać się, gdy oglądałam to małe cudeńko. Niby mała rzecz, a tak potrafi zadowolić podczas nawet najgorszych chwil. Dobrze wiedzieć, że zawsze można liczyć na kogoś, kto nigdy cię nie zawiedzie

***

Wychodząc z domu do pracy, myślałam o naszym dzisiejszym spotkaniu z Ashley. Wczoraj, chciałam być sama i najlepiej żeby nikt mi nie przeszkadzał, jednak dzisiaj przekonałam się, że najlepiej w takich chwilach mieć kogoś, komu wyrzucisz wszytko co cię trapi.
Idąc na przystanek, poprawiłam szal, żeby bardziej otulić szyję. Mimo wczesnego listopada, mróz dawał się we znaki. Jęknęłam, gdy schowałam ręce do kieszeni płaszcza, a telefon zaczął wibrować w mojej torbie. Wyjmując go, nie spodziewałam się kto dzwonił.
Harry.
Odebrać vs nie odebrać.
Zdecydowałam się na to drugie.
Chowając telefon do kieszeni, zaczął po raz drugi wibrować. Dłonie zatrzęsły mi się. Nie mogłam rozszyfrować czy z zimna, czy z nerwów przed odebraniem.
- Halo! - prawie krzyknęłam.
- Um... Cześć. - wydukał. - Będziesz mnie teraz unikać? - rzucił jakby z pretensjami. Zastanawiałam się nad sensowną odpowiedzią. Nie mogłam mu odpuścić od tak sobie, bo pokazałabym jak bardzo słaba jestem.
- Nie. - prychnęłam cicho.
- Wszystko dobrze? - zapytał jakby z troską, a może tylko tak po prostu, żeby zapełnić dziurę w naszej rozmowie.
- Okej. - odpowiedziałam krótko, ale moim zdaniem treściwie.
- Uhm. - westchnął z frustracją. - Teraz zaczynasz z pół-słówkami? - jego głos zdradzał wiele; zaczynałam go denerwować.
- Nie, po prostu ci odpowiadam. - wzruszyłam ramionami, wiedząc, że mimo to mnie nie zobaczy. Po drugiej stronie słyszałam przyspieszony oddech i co chwila westchnięcia przepełnione drżącym oddechem. Aż tak bardzo go zdenerwowałam?
- Lizzy... Możemy się spotkać? - zapytał po chwili ciszy.
- Przepraszam, ale nie... - odpowiedziałam cicho i rozłączyłam się szybko nie czekając na jego odpowiedź. Może nie to mówiło mi serce, ale umysłem nie byłam gotowa go widzieć.

***

- Czyli się rozumiemy? Kończysz teraz, a jutro nie przychodzisz? - mój szef Nick posłał mi uśmiech, przewracając klucze w dłoniach.
- Tak i dzięki wielkie. - odpowiedziałam mu tym samym, po czym pożegnał się i wyszedł z baru. Była godzina 21.35, a Nick pozwolił mi już zamknąć bar, bo i tak zbyt wielu klientów nie było, a jutro zaś dostałam wolne.
Nie widziałam się z Sarah, czego bardzo żałuję, bo chciałabym dowiedzieć się paru rzeczy co do wczorajszej koszmarnej rozmowy. Nie byłam przekonana co do tego, że Sarah chciałaby rozmawiać na ten temat, ale zawsze warto byłoby spróbować.
Przez ostatnie pięć minut zastanawiałam się, jak mogłabym spędzić jutrzejszy dzień, aż wpadłam na pomysł, żeby odwiedzić babcię. Na pewno chciałaby dowiedzieć się co z Kathleen i wysłuchać mojego zdania na ten temat.
Nie chcąc ryzykować spotkaniem Harrego przed moim domem, od razu po pracy ruszyłam na przystanek, czekając na autobus, żeby ruszyć w kierunku 'odpoczynku'.

***Oczami Harrego***

Coraz bardziej zacząłem odczuwać brak ciepłego ciała Lizzy obok mnie. Rozmowa, ktrórą rozłączyła, nie należała do ulubionych, wręcz do najgorszych. Nigdy nienawidziłem, gdy ktoś ot tak się rozłączał i wyłączał telefon, żeby nie być 'dręczonym'.
Pierwszą moją myślą po wsiadaniu do samochodu, było pojechanie do Lizzy. Musiałem koniecznie z nią porozmawiać, bo wewnętrznie wszystko zaczynało się we mnie negatywnie buzować, powodując coraz częstsze zmiany humoru. Tęskniłem za jej jakąkolwiek bliskością, za jej uśmiechem, który towarzyszył jej przy każdym naszym spotkaniu, za jej miękkimi ustami, których dotykałem wczoraj rano!
- Nie odpuszczę, dopóki z nią nie pogadam i się z nią nie zobaczę. - mruknąłem do siebie, po czym odpaliłem silnik, ruszając z piskiem opon w stronę domu Lizzy.
Jadąc, toczyłem ze sobą wewnętrzną walkę na słowa, które mogłyby dolecieć do jej ucha.
Parkując pod jej domem, nie czułem się niekomfortowo, lecz przybyło mi odwagi, nie to co przez rozmowę przez telefon.
Wychodząc z samochodu, nie zamykałem drzwi, tylko truchtem ruszyłem do drzwi Lizzy. Światła były wszędzie pozagaszane, dziś powinna mieć wolne. Lekko zacząłem pukać, a po chwili dzwonić.
Gdy nie słyszałem żadnych odgłosów wydobywających się z drugiej strony, zacząłem panikować i pukać coraz mocniej na zmianę z dzwonkiem.
- Cholera jasna! - krzyknąłem. - Lizzy otwórz, no! Musimy pogadać. - jedną rękę opierałem o drzwi, drugą zaś nawalałem ile się dało. Coraz bardziej zacząłem się zastanawiać nad tym, czy rzeczywiście nie mówię do samego siebie.  Szybko wyjmując telefon z kieszeni wykręciłem jej numer, lecz od razu odezwała się poczta, informując mnie, że Lizzy jest niedostępna. Ostatni raz uderzyłem z całej siły jaką teraz posiadałem w drzwi i podbiegłem do samochodu, szybko do niego wsiadając i kierując się do jej przyjaciółki bodajże Ashley.

__________________________________________________________________________
Część Miśki!
Tak się cieszę, że Was "widzę" xD :*
Rozdział taki trochę byle jaki, ale w kolejnym będzie... OSTRO xD już nie mogę się doczekać, więc piszę już do następnego iii....
PROSZĘ O DUUUUŻĄ ILOŚĆ KOMENTARZY ;D <3

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 83

 Pamiętajcie, że kursywa pochylona to wspomnienia! 


To co zobaczyłam, zdziwiło mnie i zszokowało. Przy ladzie stała czerwonowłosa dziewczyna, którą poznałam w Liverpoolu, podająca się za dziewczynę Harrego i rzeczywiście nią była. Obok niej stał Harry i minę miał wkurwioną, było widać. A za ladą stała Sarah i podejrzewałam, że udzielała się w konwersacji. Wszystkie pary oczu spoczęły na mnie, wiercąc dziurę w środku.
- Znów się spotykamy. - powiedziała z kpiną Margaret - bo tak miała na imię. Zbliżałam się powoli w stronę tej trójki.
- Co ty tu robisz? - rzuciłam w jej stronę, zerkając co chwila na przerażoną minę Harrego. Czułam, że za chwilę się coś stanie; coś, co mnie przerazi do końca.
- Przyjechałam wyrównać rachunki. - rzuciła krótko i przestąpała w moją stronę. - Bo widzisz... Harry, Sarah i ja mamy ci coś do powiedzenia. - przejechałam po wszystkich wzrokiem.
- Sarah? Harry? - zdziwiłam się i spojrzałam Harremu w oczy, który szybko spuścił wzrok. Co do cholery?!
- No mówcie! Ona ma prawo to wiedzieć. - kiwnęła na mnie głową, po czym podeszła do Sarah, karząc na mnie patrzeć.
- Sarah... O co chodzi? - zapytałam. Zaczęłam się coraz bardziej martwić o wszystkich tu zgromadzonych. Sarah, niegdyś nie za miła dla mnie dziewczyna, dziś ma mi coś powiedzieć?
- Ja i Sarah jesteśmy siostrami. - rzekła Margaret, a mnie zmroziło.
- No i co w związku z tym? - spytałam, ale wszyscy milczeli jak grób. - Harry, może ty mi coś powiesz do cholery jasnej! - krzyknęłam w jego stronę.
- Nikt nie chce mówić, więc ja powiem. Czas najwyższy. - odezwała się Margaret z zamiarem dalszego kontynuowania.
- To nie jest konieczne... To było dawno. - wtrąciła Sarah, a oczy jej były przekrwione, jakby przed chwilą płakała.
- O nie... - zaśmiała się chamsko czerwonowłosa. - Harry wykorzystywał seksualnie Sarah.
- Co?! - krzyknęłam. Kurwa, nie wierzę!
- To co słyszałaś. - uśmiechnęła się zwycięsko.
- Lizzy...- zaczęła Sarah płacząc. - To było dawno i... to jest już nieważne...
- Chyba cię pojebało! - wtrąciła Margaret. - Razem mieliśmy z tego niezły ubaw, no nie Harry? Pomagałam mu w przeleceniu Sarah. Nie było ona zbyt chętna, dlatego też trzeba było włożyć trochę starań. - wytłumaczyła, a mnie zrobiło się niedobrze...
- Lizzy, to nie tak... - Harry próbował wtrącić swoje wyjaśnienia.
- Zgwałciłeś ją? - odepchnęłam go z całą siłą jaką posiadałam.
- Nie! - wykrzyknął broniąc się. - Ona w większości zmyśla!
- W większości!? - prychnęłam. - Zastanów się co ty mówisz! Krzywdziłeś ją! Pamiętasz jak kiedyś powiedziałeś mi, że przychodziły do ciebie tylko te, które tego chciały? Że ty nikogo nie zmuszałeś? Jesteś świnią! - zaczęłam płakać... Jestem uczuciową osobą i jeśli słyszę takie coś... I jeszcze od własnego chłopaka... Mówił mi, zapewniał mnie, że robił to tylko z tymi, które tego chciały i co?!
- Kochanie posłuchaj...
- Nie mów tak na mnie i kurwa skończ! - nie dałam mu dokończyć. Błądziły we mnie nie chciane myśli. Te, które są najgorsze, które nie dają racjonalnie myśleć.
- Słuchasz się jej?! - krzyknął, wskazując na Margaret. Dziewczyna stała z uśmiechem, nabijając się z tej sytuacji. Dla niej miłość nie istnieje... - Ona kłamie!
- Wychodzę, czy tego chcesz, czy nie. - rzuciłam na odchodne, i ruszyłam w stronę drzwi. Jednak ręce Harrego uniemożliwiły mi odejście, gdyż chwycił mnie za biodra i przyciągnął do swojego ciała.
- Nie dotykaj mnie! - strzepnęłam jego dłonie. - Brzydzę się tobą! Jak mogłeś jej to zrobić...? - mówiłam coraz ciszej, załamując się coraz bardziej.
- Daj mi wszystko wytłumaczyć... - powiedział szeptem, chwytając moje dłonie i składając na nich delikatny pocałunek.
- Jesteś zakłamany. - pokręciłam głową, wyrywając mu się i wybiegając z baru.
Nie wiedziałam, że tak to się wszystko potoczy. Nie zdawałam sobie sprawy, że Harry byłby do takiego czegoś zdolny. Nie chciało mi się wierzyć, w to co usłyszałam, a tym bardziej nie chciało mi się słuchać bezsensownych tłumaczeń Harrego.
Mina i postawa Sarah, wystarczyły mi na stwierdzenie, że Margaret mówiła prawdę. Przekonałam się dopiero teraz jaką suką naprawdę jest. Nie liczy się dla niej szczęście innych. Najważniejsze jest to, żeby je zepsuć.

***

Droga do domu mijała mi strasznie. Wracałam na pieszo parkiem, strasznie się ślimacząc. Chciałam uniknąć tego, że Harry jechałby za mną.
Niekończące się pytania i myśli zaśmiecały mą pamięć. Jeszcze dziś rano uważałam, że Harry to jedyna osoba, która będzie mnie wspierać dopóki cały koszmar z Kathleen się nie skończy. Niestety, kolejny kłopot przybył.
Potrzebuję odpoczynku od wszystkiego...
Potrzebuję spokoju wewnętrznego, którego przez ostatnie chwile nie mam, nie otrzymuję.
Czy każda osoba na świecie tak chujowo się czuje jak ja teraz? Czy też ma tyle kłopotów, bezsensownych chwil, gdzie nie wie jak ma się zachować, czy co ze sobą zrobić? Czy tylko ja jestem takim odludkiem, widzący świat tylko na szaro, nie zauważającym przepięknych sekund, szczęśliwych chwil...
Gdy weszłam do domu, ogarnęła mnie jeszcze większa pustka. Po rozświecałam wszędzie światła, nie wiedząc na co to. Umysłu mi nie rozjaśnią.
Spojrzałam na telefon... 57 nieodebranych połączeń i kilka wiadomości od Harrego, które od razu usunęłam. Nie chciałam ich czytać... Chciałam w końcu odpocząć, nie zastanawiać się nad niczym, ale zanim się to stanie, minie trochę czasu.
Trzymając telefon w ręku, zaczął mi wibrować ponownie. Chciałam odrzucić połączenie, ale gdy zobaczyłam, że dzwoni Lesie, wyprostowałam się i oczy otworzyłam szeroko. Nareszcie...
- Halo? - odebrałam niepewnie.
- Um... Cześć. - powiedziała bardzo cicho.
- Hej. - przełknęłam głośno ślinę, nie widząc o czym rozmawiać. Niegdyś pełno tematów - teraz zero.
- Dzwonię tylko na chwilę w celu poinformowania, że z Kathleen już jest lepiej.
- Lepiej? Całe szczęście... Um... Czy mogłabym z nią chwilę porozmawiać? - zapytałam niepewnie.
- Śpi teraz... A przekazać jej coś? - po drugiej stronie usłyszałam cichy szelest.
- Nie... - westchnęłam. - Gdzie w ogóle jesteście?
- Ym... Wiesz.. muszę kończyć, bo Jacob mnie woła. Cześć. - nie zdążyłam nic dodać, a połączenie zostało zerwane. Fajnie. Czuję się jak osoba nienależąca do tej rodziny. Jak jakiś odludek, któremu nic nie można powiedzieć.
Rzuciłam telefon w kąt kanapy i opadłam na nią, zalewając się łzami i czując się jak nie potrzebna nikomu osoba.
Chwilę po tym ponownie usłyszałam dźwięk telefonu. Nie chciało mi się po niego wstawać, ale jeżeli to znów Lesie, musiałam odebrać.
Nie. To nie Lesie. To Marcus.

***Oczami Harrego***

Nie ukrywając, czułem się jak chuj i może rzeczywiście nim byłem? Przed zadaniem tego najpiękniejszego pytania, mogłem powiedzieć o wszystkim Lizzy.
Nie zgwałciłem jej!

'Słyszałem kiedyś od Margaret, że jej siostra to dziewica, której nie za bardzo powodzi się w życiu. Nigdy jeszcze nie miałem do czynienia z dziewicą i na moją myśl padło coś, co by to zmieniło. Kochałem Margaret, ale ona miała 16 lat... To za mało na pierwszy raz.
- Margaret, pamiętasz o naszym dzisiejszym spotkaniu? - zapytałem, gdy dzwoniłem do niej.
- Oczywiście, że tak, ale wpadnij do mnie. Mam pomysł na coś nowego. Meow, kotek. - cmoknęła do słuchawki i połączenie zerwało się.
Nie czekając dłużej zerwałem się z kanapy, chcąc jak najszybciej spotkać się z moją dziewczyną i wysłuchać jej zabujczego planu.
Gdy zdążyłem dojechać pod jej dom, wybiegła mi na spotkanie, ciągnąc za rękaw od kurtki, jakby paliło się.
- Co to za jakiś nowy pomysł? - zapytałem, przytulając się do niej i cmokając w ciepły policzek.
- Moja siostra jest w domu. Mam plan. Wiem, że tego chcesz. - szepnęła mi do ucha i zaciągnęła do domu, szybko zdejmując mi kurtkę.
Tak jak powiedziała, weszliśmy do jej pokoju, odrywając ją od codziennej pracy - rysowanie. Margaret wspominała, że Sarah na mnie leci i chciałem to w pewien sposób wykorzystać.
- Kochana, mam dla ciebie przemiłą niespodziankę. - Margaret pociągnęła ją za rękę, pchając lekko w stronę łóżka.
- Co wy do cholery robicie?! - krzyknęła, ale już po chwili dłonią zastawiłem jej usta, nie pozwalając się już więcej odzywać. Siłowałem się z jej guzikami od bluzki, a potem ze spodniami...'


Robiliśmy to wiele razy, ale nie zawsze do końca nam wychodziło. Zawsze stały jakieś przeszkody, lub Sarah za głośno krzyczała, wyrywała się.
Gdy teraz sobie pomyślę o tym, zamykam oczy i przeklinam w myślach na samego siebie. Jak mogłem takie coś wyprawiać?
To prawda... Zapewniałem Lizzy, że nigdy nie skrzywdziłem kogoś bez jego pozwolenia. Teraz strasznie tego żałuję, bo gdy pomyślę, że przez takie chujostwo mogę stracić najcenniejszą osobą w moim życiu, przestaję mieć wszystko dla mnie sens. Chciałbym jeszcze dziś porozmawiać o tym z Lizzy, wszystko jej wytłumaczyć, ale dam jej czas, chociaż cholernie mi źle.
Mam tylko nadzieję, że Lizzy nie przestanie mnie kochać. Cholernie mi na niej zależy i już dzwoniłem do niej kilkadziesiąt razy ale to nic nie pomaga. Wracając do mieszkania samochodem, przejechałem koło jej domu, żeby upewnić się, że wszystko w porządku. Pukałem i dzwoniłem ze sto razy, ale nie otwierała... Później zobaczyłem jej małą osóbkę jak szła parkiem i postanowiłem się stamtąd ulotnić.




___________________________________________________________________________
Witajcie kociaki! ♥
W miarę szybko się zebrałam do rozdziału, bo 82 był siódmego, a jest 11 i jest 83 rozdział! :D
Bardzo Was kocham i proszę o komentarze, bo muszę wiedzieć ile osób czyta to ff :*

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 82

 UWAGA! Pod rozdziałem jest do Was ogromna prośba!

Będąc w pracy na rano, czułam się bardziej zmęczona niż idąc na wieczór. Niepotrzebne myśli ponownie zaśmiecały mą pamięć, ogarniając mnie w stan chorej psychicznie osoby. Czasami bałam się o to, że Harry zostawi mnie ze względu na problemy patologiczne w mojej "rodzince". Bo czy mogę ją tak nazwać, gdy ich przy mnie nie ma? Gdy obwiniają mnie za wszystko co złe im się przytrafiło w życiu?
No chyba jednak nie.
Być może Harry nie wytrzyma mojego żalenia się.
Może nie wytrzyma ciągłej zmiany humoru.
Może już teraz sumienie podpowiada mu, żeby mnie zostawił?
Nie... Harry mnie kocha... Nie mógłby tego zrobić, ze względu na to, że coś jest źle. Każdy czasem potrzebuje wsparcia. A że ja potrzebuję go w tej chwili dużo, nie ma znaczenia.
Przemywałam szklanki w zamyśleniu, gdy nagle usłyszałam koło siebie szmer jakby człowieka siadającego za ladą. Podniosłam wzrok i przewróciłam oczami.
- Znowu ty? - zapytałam pełna pretensji, patrząc znudzonym wzrokiem na Zacka.
- Znowu? Kiedy się widzieliśmy? - prychnął.
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to. - wzruszyłam ramionami, biorąc w rękę kolejną szklankę do przetarcia.
- A mnie jednak tak. - oparł ręce o blat. - Imprezka.
- Co? - zmarszczyłam czoło, patrząc na niego jak na idiotę. W sumie już nim był.
- Nie pojawiłaś się na imprezie. - powiedział prosto, wiercąc wzrokiem dziurę w mojej twarzy. Gdyby Harry wiedział, że on tu jest... Wolę nie myśleć co by było 'gdyby'.
- Najwidoczniej miałam do tego powody. Nie powinieneś się interesować. - wzruszyłam ramionami. - Nie możesz się najzwyczajniej w świecie odczepić? Aż tak bardzo lubisz mnie denerwować? I tak mam już wystarczająco napsute nerwy. - warknęłam.
- Nie rozumiem dziewczyn. Być dla nich miłym - niedobrze. Nie odzywać się - niedobrze. Nie...
- Stop. - przerwałam mu. - Dla mnie to drugie byłoby najlepsze. - posłałam mu sarkastyczny uśmiech i obsłużyłam klienta, który podszedł do lady.
Zauważyłam małą zmianę w Zacku. Może nadal był denerwujący, ale nie "dobierał" się tak do mnie jak kiedyś. W sumie wolałabym nie mieć już z nim żadnych kontaktów, ale cóż... Może kiedyś sam się odwali.
- Czemu mam przestać z tobą rozmawiać? - zapytał po chwili. To pytanie nie przemówiło jakoś do mnie, więc uniosłam brew do góry żądając tym samym dalszych wyjaśnień. - Czemu chcesz 'drugą wersję'?
- Bo kocham Harrego i nie chcę, żeby się denerwował jak cię zobaczy koło mnie, więc lepiej stąd idź.
- Aha. Czyli ty nie do końca chciałabyś, żebym się od ciebie odsunął, ale Harry tego chce, więc ty też? - podniósł głos, jakby się oburzył.
- Słucham? Nic takiego nie powiedziałam i wyjdź stąd, proszę. - wskazałam mu drzwi. Nie ruszył się z miejsca, lecz patrzył na mnie dziwnym, zimnym wzrokiem. Nie bałam się go, bo wiedziałam, że ochrona jest tuż tuż, ale także nie widziałam powodów do strachu.
- Nie będę się powtarzać. - nie mogąc patrzeć dłużej w jego zimne oczy, spojrzałam w bok. Tym razem moja prośba została wysłuchana i już po chwili, Zack odbijając się od blatu, ruszył w stronę wyjścia, nie mówiąc ani słowa.

***

Po przybyciu Sarah i przywitaniu się z nią, wyszłam z baru, zabierając ze sobą wszystko z czym przyjechałam rano.
Postanowiłam jechać na zakupy, ponieważ dawno nie jadłam niczego innego niż płatków z mlekiem. Brakowało mi obiadów Kathleen. Nie wiem czy były one pyszne, ale jadłam tylko jej obiady, więc nie miałam porównania.
Wczoraj, rozmawiając z Harrym nie ustaliliśmy, czy dziś się spotkamy, ale miałam nadzieję, że jednak tak. W tych ostatnich ciężkich jak dla mnie dniach, tylko on podtrzymywał mnie na duchu i trochę Ashley i Justin.
Wchodząc do marketu, nie miałam w planach brać niewiadomo jak dużo, ponieważ nie miałabym pojęcia jak się z tym później zabrać. W pierwszej kolejce postanowiłam wziąć kilka owoców, bo zaniedbałam zdrowy tryb odżywiania. Chciałam iść dalej, ale wydawało mi się, że ktoś mnie wołał.
- Lizzy?  - teraz naprawdę usłyszałam głos. Odwróciłam się i uśmiech sam wkradł mi się na twarz, widząc mamę Harrego.
- Dzień dobry. - przywitałam się serdecznie.
- Ty nie w pracy? - zapytała mnie z uśmiechem.
- Właśnie przed chwilą skończyłam.
- Ah tak? Bo właśnie przed chwilą z Harrym się mijałam i powiedział, że jedzie po ciebie. - powiedziała schylając się po pomarańcze.
- Oh... - westchnęłam. - Dziękuję za przekazanie. Zadzwoniłabym do niego, ale telefon mi padł. Wrócę się najwyżej. Przepraszam, muszę lecieć. - posłałam serdeczny uśmiech.
- Leć leć kochanie. - pomachała mi i odwróciła się idąc dalej, a ja zapominając o dalszych zakupach, zapłaciłam za owoce i biegiem dotarłam pod jakiś przystanek, modląc się o szybki autobus.
Jechałam już pięć minut i chciałam jak najszybciej być na miejscu. Wysiadając już na kolejnym przystanku, miałam jedynie ze 150 metrów do baru "Night-Day". Ucieszyłam się, gdy ujrzałam samochód Harrego. Był to znak, że jeszcze nie odjechał. Nie było go w środku, więc postanowiłam wejść do baru, bo najprawdopodobniej jest tam.
To, co zobaczyłam, przekraczało chyba największe granice.

_____________________________________________________________________________
Witajcie moje Kochane!! :* Mam kilka ważnych rzeczy:
1. Chciałam podziękować za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem! Dałyście mi tyle radości, że nawet sobie nie wyobrażacie! :* ♥
2. Przepraszam za tak krótki rozdział, ale musiałam go tak jakby podzielić, bo uwierzcie mi, było to potrzebne do takiego jakby przetrzymania w niepewności! xD
3. Pewna bloggerka nie tak dawno założyła sobie bloga i postanowiłam jej jakoś pomóc. Obiecałam, że polecę Wam tego fanfica, żebyście skomentowały (a naprawdę warto) i mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie! ♥ oto link -----> http://for-you-live.blogspot.com/
4. Mam najwspanialsze czytelniczki!!! ♥ koffam :*

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 81 + ważna notka pod rozdziałem

Słyszałam jakby jakiś dźwięk w oddali, ale nie chciałam dokładnie wsłuchiwać się, bo jedynym moim marzeniem w tej chwili było kontynuowanie jakże pięknej chwili - spania. Czułam, że coś, a raczej ktoś koło mnie zaczyna się kręcić i zrozumiałam, że do Harrego dzwoni telefon.
- Czego? - zapytał do telefonu niezbyt mile. Seksowna, poranna chrypka towarzyszyła mu w tej jakże zapowiadającej się ciekawie konwersacji.
- Teraz?
-...
- No dobra... Zaraz będę. - odpowiedział i rozłączając się, przetarł twarz rękoma, zerkając na mnie.
- Przepraszam cię kochanie za ten telefon, ale Zayn do mnie dzwonił żebym przyjechał szybko. - wytłumaczył.
- A stało się coś? - podniosłam się na łokciach, mierzwiąc Harremu włosy.
- Przywieźli coś dziwnego do klubu, i musimy zastanowić się co z tym.
- Coś dziwnego, czyli? - dopytywałam, ciekawiąc się o co mu może chodzić. - Rury dla dziewczyn do tańczenia? Jak tak, to jestem pierwsza w kolejce! - zaśmiałam się.
- No chyba po moim trupie. Ty i rura? Okej. Dziś złożę zamówienie i zakładam u mnie w mieszkaniu. Codziennie wieczorem będziesz co nieco tańczyć. - pocałował mnie w czoło, a ja zaśmiałam się.
- Nie... u ciebie to nie chcę. - dźgnęłam go w brzuch, sprawiając tym samym, że zawisł nade mną, unieruchamiając moje dłonie, bo obu stronach mojej głowy.
- Co to ma znaczyć, że nie u mnie? Nie pozwoliłbym ci pokazywać ciała przy innych facetach, jeszcze przy tym wyginając się. - oburzył się lekko, co mnie rozbawiło, bo to było oczywiste, że żartowałam.
- No to na basen będę chodzić w leginsach i w golfie, nie? - zachichotałam, cmokając go w czubek nosa.
- Oczywiście. - wymruczał. - A ja pod wodą zacznę cię powoli rozbierać... - zaczął całować moją szyję, sprawiając, że czułam się znakomicie.
- Nieee... - zaśmiałam się i odciągnęłam go od siebie. - Jak wejdę tak ubrana, to i wyjdę i żadnej specjalnej "rozbieranki" dla pana Stylesa nie będzie. - dokończyłam poważnie, dokładnie obserwując reakcję Harrego.
- Oj będzie, będzie. - pocałował mnie w policzek, po czym śliniąc mój kącik ust, zaczął namiętny pocałunek.
- Będę już leciał i raczej późnym popołudniem wpadnę do ciebie, bo nie możesz siedzieć tu cały czas sama.
- Na 16 mam do pracy, także nie spóźnij się. To leć.
Wstaliśmy z łóżka, Harry ubierając się, a ja patrzyłam na jego - może i zwykłe - ale dla mnie niesamowite ruchy. Ponownie w moich myślał pojawił się ciąg słów: dlaczego wybrał taką 'małolatę', dlaczego akurat ja?
- O czym myślisz? - zapytał Harry, patrząc na mnie i zwinnym ruchem zapinając pasek.
- O chłopaku. - odpowiedziałam zwyczajnie.
- Jakim? - jego ciekawość stała się aż śmieszna.
- Na pewno nie o tobie. - fuknęłam.
- Słucham? - zapytał takim tonem, jakby udawał, że nie usłyszał.
- No to co słyszałeś. - wstrząsnęłam ramionami, zachowując pełną powagę.
- Więc... kto to taki? - serio Harry, serio?
- No ty... no weź... - zarzuciłam mu ręce na kark, lekko przyciągając do siebie, ale on stawiał opór. Jego zazdrość (bo to jedynie tylko tak mogę nazwać) czasami nie znała granic. A ja musiałam się ograniczać do tych żartów, bo mogłabym coś palnąć bez sensu i byłby kłopot.
- Kochanie, wierzysz mi? - zrobiłam błagającą minkę.
- No nie wiem... - obraził się, przekręcając głowę na bok jak paw.
- Czasami jesteś jak dziecko, wiesz? - przygryzłam płatek jego ucha. Westchnął cicho, rozkoszując się ciepłym powietrzem na jego szyi.
Rozbrzmiał jego telefon.
- Jedź, bo najwidoczniej tęsknią. - zachichotałam.
- Wrócę tu jeszcze, a wtedy nie daruję ci, kocie. - pocałował mnie krótko, chwytając za rękę i kierjąc się na dół.

***

Siedząc w kuchni, jadłam mój obiad - płatki z mlekiem. Dręczące mnie myśli ponownie wróciły, nie dając mi racjonalnie myśleć nad przyszłością, lecz ciągle każąc wracać do tego co było.
Gdy rozbrzmiał dzwonek do drzwi, zerwałam się z krzesła, żeby je otworzyć. Szurając po podłodze stopami, przekręciłam zamek i uchyliłam drzwi.
- Pani Shannon!* - ucieszyłam się na widok tej kobiety, która napawała od góry do dołu energią. Obok niej, do jej nogi wtulała się mała Debby.
- Cześć Lizzy. Jest Kathleen? - zapytała.
- Um... Długa historia... Zapraszam, może pani wejdzie? - odsunęłam się, żeby kobieta miała łatwy dostęp do środka.
- Czyli nie ma jej? - zapytała, wchodząc do domu.
- No tak się składa, że nie, ale wszystko pani opowiem. - zamknęłam drzwi i ruchem ręki wskazałam, żeby weszły w głąb salonu.
- Drogie dziecko, mam nadzieję, że nic się nie stało! Tak dawno u niej nie byłam... - przyłożyła dłoń do twarzy, pocierając o policzek.
- Bywało gorzej, ale jest już znacznie lepiej. - posłałam jej uśmiech jak najbardziej uspokajający. Była to kobieta wrażliwa, godna zaufania i nic złego nie mogłabym o niej powiedzieć.
- Opowiadaj. - usiadła na kanapie, biorąc Debby na kolana, ale ta szybko zeszła i wskoczyła na moje. Kochane dziecko...
- Może kawy, lub herbaty? - zapytałam z grzeczności.
- Nie... Miałam wpaść tylko na chwileczkę, a jak nie ma Kathleen to tym bardziej nie będę zawracać ci głowy.
- Nie przeszkadza mi pani. - uśmiechnęłam się do niej. Gdy Debby zaczęła się bawić moimi bransoletkami, przypomniały mi się czasy, gdy poszłam z tą małą ślicznotką do galerii, gdzie poznałam Harrego - chłopaka, który był zupełnym przeciwieństwem tego dzisiejszego - mojego.
- Dziecko, mów o co chodzi, bo strasznie się niecierpliwię. - zaśmiałam się razem z panią Shannon.
Minuty leciały, gdy zaczęłam opowiadać całą historię od wydania, że Kathleen spała z Harrym, do dzisiaj. Nie pominęłam najmniejszego szczegółu, bo jak miałam to zrobić, gdy wszystkie sytuacje razem wzięte wracały po kilka razy dziennie do mojego umysłu? Mina pani Shannon z upływem chwil stawała się coraz bardziej przerażona. Nie wiedziałam z jakiego powodu: martwiła się o Kathleen, czy raczej przerażała ją ta cała historia? Gdy skończyłam opowiadać, pani Shannon zatopiła twarz w swoich dłoniach, a Debby biegała po pokoju, tym samym oglądając bajkę.
- Niech pani coś powie... - założyłam kosmyk włosów za ucho.
- Tak mi przykro z tego powodu... Co ty teraz musisz przeżywać? - kręciła głową, jakby nie dowierzała w moje opowiadanie. - Nie spodziewałabym się tego po Kathleen. Ona i Harry s-spali ze sobą? To niedorzeczne! - oburzyła się.
- Także byłam w szoku, proszę pani. Z początku było dla mnie koszmarem to, że Kathleen tak postępowała, lecz teraz szczerze się o nią martwię. Chciałabym, żeby wyszła z tego zdrowo, żeby wróciła do stanu rześkiej i pełnej życia, uśmiechniętej kobiety.
- Także tego chcę, dziecko. No nic, będę lecieć. Dziękuję, że mi to wszystko opowiedziałaś. Jeśli będziesz coś jeszcze wiedzieć, jak najszybciej do mnie zadzwoń, dobrze? Chodź Debby!
- Dobrze, zadzwonię. - przytaknęłam.
- Mamusiu... ja nie chcę jeszcze iść... - dziewczynka podbiegła do niej, wtulając się w jej udo.
- Nie będziemy przeszkadzać Lizzy.
- Ale Debby nie będzie mi przeszkadzać. - zaprzeczyłam. - Niech zostanie, porobimy coś... Wyrwę się przynajmniej od tej szarej rzeczywistości. - uśmiechnęłam się lekko.
- Naprawdę? - zapytała spoglądając na mnie.
- Oczywiście. Na 16 mam do pracy, więc jak Harry po mnie przyjedzie, odwieziemy małą z powrotem do mamy, okej? - spojrzałam na Debby.
- Tak! - wykrzyknęła.
- No dobrze, dziękuję ci bardzo, kochanie. - kobieta podeszła do mnie, przytulając mnie do siebie.
- To dla mnie przyjemność.
Po pięciu minutach kobiety już nie było, a rozbrykana Debby chciała iść do tej galerii, gdzie ostatnio.
- Nie będzie ci za zimno? - zapytałam, gdy ta ubierała się, nawet gdy nie wyraziłam zgody na wyjście. A jeśli ona się rozchoruje? Nie chciałabym mieć jej choroby na sumieniu, a naprawdę na dworze nie było za ciepło.
- Nie będzie... Pójdziemy do galerii, a przecież tam jest ciepło. - wzruszyła ramionami. Westchnęłam i pokiwałam głową, patrząc z rozbawieniem na to, jakże pocieszne dziecko.

***

Ruch uliczny był nie do zniesienia. Razem z Debby postanowiłyśmy dojść do galerii na pieszo, i pooglądać sklepy, które powoli zaczynały przybierać wystrój świąteczny.
- Patrz! Tam są jeszcze lody! - pokazała palcem na sklep z lodami włoskimi. Zaśmiałam się cicho.
- No, ale chyba nie będziemy ich jeść teraz, no nie?
- Oczywiście, że nie. - wtrząchnęła ramionami. Trzymałam kurczowo Debby za rękę, żeby czasami nie wyrwała mi się, albo nie zgubiła. Co chwila uderzałam przez przypadek w ludzi na ulicy, którzy nas mijali.
- Ale ten pan był śmieszny. - zachichotała cicho, zastawiając sobie dłonią usta, żeby nie śmiać się głośniej.
- Debby! - zganiłam ją cicho.
- No co? - nadal chichotała.
Po chwili przekraczałyśmy próg galerii, a wnętrze było oszałamiające i bardzo ciepłe. Nie było nawet połowy listopada, dopiero co się zaczął, a ozdoby świąteczne sprawiały wrażenie jakby już za tydzień miały być święta.
- To co? Idziemy na coś ciepłego?
- Uhm. - przytaknęła Debby i kierując się do jakiegoś sklepu z przekąskami, pomogłam jej zdjąć płaszczyk, bo już narzekała, że jej za gorąco. Prowadząc Debby za rękę, ustałam w kolejce, żeby coś zamówić. Dziewczynka prowadziła sama ze sobą dyskusje, na co najbardziej w tej chwili ma ochotę. Gdy zdecydowała się, złożyłam zamówienie i wróciłyśmy do stolika.
Czekając na jedzenie, rozśmieszałam ją, opowiadając jej różne kawały, dla dzieci oczywiście.
Gdy już miałyśmy przed sobą jedzenie, Debby zaczęła rozmowę:
- Lizzy?
- Słucham cię. - wyjmowałam z opakowania swojego cheeseburgera. Pomogłam także w tym Debby.
- Pamiętasz tego chłopaka, co mnie znalazł tutaj? - oczywiście, że tak.
- No tak, a co?
- Ładny on jest, prawda? - uśmiechnęła się do mnie i zaczęła machać nóżkami pod stolikiem.
- Oczywiście. - przytaknęłam rozbawiona.
- Wiedziałam, że ci się podoba. - zaczęła się śmiać psychopatycznym śmiechem, jak to na małe dziecko przystało. Po jej zachowaniu mogłam stwierdzić, że nie wiedziała, że jest moim chłopakiem, i że właśnie po części o nim rozmawiałam z jej mamą.
- No podoba i co? Tobie pewnie też, no nie? - zapytałam podchwytliwie i kopnęłam ją lekko pod stołem.
- No jest spoko, ale... Założę się, że ma już dziewczynę. Mogłaś się pośpieszyć. - wzruszyła ramionami. Chcąc powstrzymać się od śmiechu, popiłam coca-colę i spojrzałam z powrotem na Debby.
- Mówiłaś mi, że sobie znajdziesz, i co? - oburzyła się na żarty. Zaśmiałam się tylko i w ciszy kończyłyśmy swój posiłek.

***

Wracając na pieszo do domu, zastanawiałam się nad tym, czy nie jest Debby zimno. Dzień był pochmurny, rozbiło się coraz ciemniej.
- Debby, ciepło ci? - zapytałam po chwili.
- Uhm. - cały czas przytakiwała mi tak samo, ale głowę miała schowaną tak bardzo, że nie byłam tego taka pewna.
Na szczęście droga powrotna zleciała nam szybko, a Debby jak zwykle była rozbrykana i opowiadała mi co chciałaby dostać na święta, i że chciałaby szybko śnieg.  
- Ej... Lizzy... - zaczęła bardzo cicho Debby, ciągnąc mnie za rękach od kurtki. - Tam jest ten chłopak...
- Jaki? - udawałam, że nie wiedziałam o kogo chodzi. Tak, tam był Harry.
- No ten... Ten z galerii! - była tak podekscytowana, że chciałam się zaśmiać.
- No co ty gadasz? - udawałam zdziwioną, co chyba dobrze mi wychodziło. Podeszłyśmy bliżej Harrego, który był oparty o swojego Range Rovera i patrzył na nas.
- O Lizzy, miałem do ciebie już dzwonić, bo nie otwierałaś drzwi. - podszedł do mnie i pocałował w policzek. - Poznajesz mnie? Bo ja ciebie doskonale. - zaśmiał się Harry, kucając przed Debby.
- Oczywiście, że tak, a ciebie Lizzy ukatrupię za kłamstwa. - tupnęła zabawnie nóżką.
- Ale dobrze strzelałaś. Ma dziewczynę. - zaczęłam się śmiać, a Debby razem ze mną. Wytłumaczyłyśmy Harremu o co chodziło i gdzie byłyśmy.
- No to nieźle... Chodźcie moje kochane, zrobimy sobie selfie. - zaśmiał się, wyjmując telefon. Każdy z nas zrobił głupią minę, a zdjęcie wyszło prześmiesznie.
Harry zgodził się na odwiezienie Debby do domu i jadąc ulicami pokazywałam mu gdzie jechać.
- Jak długo jesteście ze sobą? - zapytała Debby, przerywając ciszę.
- Od 17 października. - odpowiedzieliśmy równo, tym samym śmiejąc się.
- Woo... - zachichotała. - A kiedy będziecie mieć dzieci? - zapytała.
- Kochanie, jest jeszcze na to czas. - mówiąc to, spojrzałam na Harrego, a on kątem oka na mnie. Położyłam mu dłoń na kolanie.
- Ej! Nie przy mnie takie rzeczy! - wykrzyknęła mała i akurat dojechaliśmy do jej domu.
- Pożegnaj się z wujkiem Harrym. - powiedział zabawnie Harry, a Debby wtuliła się w niego, ciągnąc lekko za jego włosy.
- Jak ja cię lubię. - zachichotał, opuszczając małej czapkę na oczy.
- Ej! - dźgnęła go w brzuch. Gdy już w pełni pożegnali się, wyszłam razem z małą odprowadzić ją do samych drzwi, a Harry na mnie zaczekał w samochodzie.
Opowiadałam pani Shannon jak to świetnie nam zleciał czas, a ta nie mogła mi przestać dziękować a zarazem przepraszać za kłopot.
Gdy wsiadłam do samochodu, Harry ruszył, w celu odwiezienia mnie do pracy.

*mowa o p. Shannon i Debby w pierwszym rozdziale

_____________________________________________________________________________

Cześć moi drodzy! :*
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                
Na początek jak zwykle przeprosiny, ale wybaczcie mi, nie mam zbytnio czasu. Rozdział miał być już w sobotę i zaczęłam go pisać, ale już mi się strasznie nie chciało i nie miałam weny.

WAŻNE!
Zostałam poproszona o to, by pojawiła się druga część tego fanfica i może kolejne 100 rozdziałów. Nie wiem czy dałabym radę pisać aż tego tyle i mieć mnóstwo pomysłów na dokończenie. W sumie już kończę praktycznie to fanfiction, i miałam pomysł na drugie, ale jeżeli byliby chętni, BYŁABYM W STANIE TO DLA WAS ZROBIĆ! W sumie rozpisywanie dalszej części tego ff nie byłoby złym pomysłem, tylko potrzebowałabym odpowiedniej ilości komentarzy, które mobilizowałyby mnie do dalszej pracy.
Proszę Was o propozycje i dajcie znać co myślicie na ten temat, tam na dole! 
Kocham najmocniej! ♥♥♥

wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 80

Dzisiejszy dzień w pracy był okropny. Nie mogłam się w niczym skupić, myślałam tylko o Kathleen, czego Harry oczywiście zabronił mi robić. Mimo tak zajebistego relaksu przed pracą, jaki zafundował mi Harry, miałam straszne wyrzuty sumienia. Obmyślałam nawet, czy nie zadzwonić do Lesie, ale jest ona na mnie obrażona nie wiem dokładnie za co. Interesować się - niedobrze. Przestać zawracać głowę - jeszcze gorzej. Starając się nie myśleć już o mojej "rodzinie", zobaczyłam w wejściu osobę, której nie spodziewałam się już nigdy więcej zobaczyć.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zapytałam formalnie, jak do każdego gościa.
- Daruj sobie Lizzy. - spuścił głowę Marcus. - Przyszedłem z tobą pogadać. Nie ma u was nikogo w domu i tak sobie pomyślałem, że ciebie tutaj znajdę.
- Jak... to nie ma...? - zapytałam niedowierzając.
- Stało się coś?
- N-nie... Nie, mów o co chodzi. - Zważając na fakt, iż powiedziałam sobie, że nie będę mówić na niego na "ty" teraz postanowiłam sobie darować.
- Chciałem po prostu zorientować się, czy wszystko u was jak i u Kathleen w porządku. Głupio się zachowałem wtedy, ale co miałem zrobić dowiadując się, że byłem oszukiwany przez trzy lata? - żalił się? Żałował?
- Rozumiem cię doskonale... - kiwnęłam głową. - Nie wiem czy jest wszystko w porządku, ale to opowiem ci później jak skończę pracę.
- Co się stało? - zaczął panikować, patrząc mi prosto w oczy. Rozmawiało mi się z nim jakoś zupełnie inaczej... Jakbym rozmawiała z zupełnie innym człowiekiem. Uspokoił się, już nie wygląda na takiego "cwaniaka" jakim to wcześniej był.
- Nie mogę za bardzo gadać w pracy. Napijesz się czegoś? - zaproponowałam.
- Kieliszek.
- Tylko nie pij dużo, bo nie będę z tobą rozmawiać. - zaśmiałam się. Uśmiechnął się i teraz wystarczyło tylko czekać, aż zbawienna godzina 23 przybędzie mi z pomocą.

***Kilka dni później***

Nie utrzymywałam kontaktu z Kathleen, Lesie i Jacobem 5 dni. Gdy wróciłam do domu z mojej zmiany, na stoliku czekała na mnie pisemna wiadomość, że wyjechali na terapie. Próbowałam kilka razy skontaktować się z Lesie, ale nie odbierała, albo odrzucała połączenie. Wierzyć mi się nie chciało, że z takiego powodu moja najlepsza przyjaciółka przestała mi ufać, cokolwiek mówić do mnie.
Dwa dni temu spotkałam się z Justinem, Ashley i Scottem. Opowiedziałam im moją obszerną historię, jaka uformowała się przez ostatnie dni kiedy się nie widzieliśmy. Byli wprost przerażeni tym, co się stało. Nie mogli wierzyć w to, że efektem końcowym całej afery było to, że zostawili mnie, nie informując o niczym co dzieje się z moją przyszywaną matką. Sama tak uważałam, ale musiałam ogarnąć się i starać się myśleć racjonalnie.
Dziś leciał piąty dzień odkąd przebywałam w domu sama. To był czas, gdzie mogłam się wyciszyć, ale myślę, że lepiej byłoby gdybym dostawała chodź małą wiadomość codziennie "jest okej". To w pełni by mi wystarczyło. Harry martwił się o mnie i kilka razy mówił mi to prosto w oczy. Wczoraj byliśmy razem u jego mamy. Cieszyła się z naszych odwiedzin jako para, bo ostatnio widziałam ją jako "koleżanka" a nawet jeszcze nie, Harrego.
Leżałam na kanapie, oglądając jakiś beznadziejny film, który jeszcze bardziej pogrążał mnie w zamyśle. Chrupiąc popcorn, starałam się moim głośnym przeżuwaniem zagłuszyć myśli, ale to chyba nie był odpowiedni sposób.
Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Kto przyszedł, niech wchodzi! Otwarte! - krzyknęłam, a po chwili usłyszałam otwierające się drzwi.
- Halo, halo! Dzień dobry. - zaśmiał się Harry.
- Dla mnie jest dobry wieczór, ale jak wolisz. - wychyliłam się zza kanapy i posłałam blady uśmiech. Harry podszedł do mnie i pocałował lekko w usta, tym samym kucając przede mną.
- Żadnej wiadomości? - zapytał.
- Żadnej.
- Ani telefonu?
- Ani telefonu. - westchnęłam.
- Posuń się. - wstał, na co usiadłam na kanapie i oparłam się o jego ramię.
- Zaczynam się serio martwić... - rzekłam, ślepo wpatrując się w ekran telewizora. - Nie dostałam żadnej wiadomości... Niczego, co by mnie uspokoiło. Ja tak długo nie wytrzymam. - położyłam dłoń na klatce Harrego, czując płaszczyk, który zaczęłam ściągać.
- Um... Taka wersja Lizzy mi się podoba. - zaśmiał się.
- Głupek. - zganiłam go. 
- Może zadzwoń jeszcze raz? - spojrzał na mnie, mierzwiąc moje włosy.
- To nic nie da. Próbowałam 10 minut temu i połączenie zostało odrzucone.
- To może... - przerwał mu dźwięk SMSa mojego telefonu. - Zobaczę. - sięgnął po urządzenie, odblokowując ekran. Pozwoliłam mu na to, bo zupełnie nie spodziewałam się, że zobaczę to:

 (jeśli ktoś nie wie o co chodzi, spójrzcie TU )

- "...Twój Zack..." - skończył czytać. - Masz zamiar mi to do jasnej cholery wytłumaczyć? - wiedziałam, że się zdenerwuje, nie było innej opcji.
- Po pierwsze nie denerwuj się tak, a po drugie...
- Nie rządź mną, okej?
- Nie przerywaj mi, okej? Chcesz wyjaśnień? - przedrzeźniałam go.
- Oby były pozytywne, bo nie ręczę za siebie.
- Będą. - posłałam mu sarkastyczny uśmiech. - Wtedy co była ta impreza, kiedy ty tańczyłeś z dziewczyną jakąś tam, a ja z Zackiem... Pamiętasz?
- Um... No? - przytaknął, a po jego minie mogłam stwierdzić, że żądał dalszych wyjaśnień.
- No kurde... Rozmawiałam z nim wtedy... Powiedział, że zaprasza mnie na swoją imprezę urodzinową i że jak już muszę, mogę przyjść z tobą... - niepewnie spojrzałam mu w oczy.
- Nigdzie nie idziesz! - wykrzyknął.
- No chyba wiem, nie? - było to dla mnie tak oczywiste, że Harry nie musiał mi tego mówić. Jeśli nawet byłabym "nękana" przez niego SMS-ami, nie poszłabym nigdzie, a szczególnie do niego.
- No nie wiem. - wzruszył ramionami, mówiąc to złośliwie. - Tu pisze, że mu obiecałaś. - spojrzał na telefon.
- Nosz kurwa mać, niczego mu nie obiecywałam! - wyrwałam mu telefon z ręki i rzuciłam na stolik. - Mógłbyś chociaż raz nie zaczynać kłótni z byle jakiego powodu?
- Ty to nazywasz byle jakim powodem? Gość pisze do ciebie, że masz wpadać, bo mu obiecałaś i dodaje "twój Zack"? No coś tu chyba nie gra. - nabijał się. Kpił ze mnie, ponownie mi nie wierząc.
- Wiesz co ja uważam? - zmarszczyłam czoło. - Że powinieneś nauczyć się opanowywać emocje, bo narazie tego nie umiesz robić. Idę do siebie, jak się uspokoisz to przyjdź. - wstałam z kanapy, kierując się na górę. Szłam specjalnie waląc stopami, żeby wyrazić to, jak naprawdę byłam wkurzona. Wchodząc do pokoju, zatrzasnęłam drzwi, rzucając się na łóżko i odwracając w stronę ściany.
Nawet nie zdążyłam ponownie zamrugać, a usłyszałam otwierające się drzwi. Już po chwili czułam uginający się materac i osobę Harrego obok siebie.
- Skarbie... Przepraszam... Wierzę ci. - powiedział już naprawdę spokojny. Wow... 10 sekund wystarczyło mu na opanowanie emocji?
Poczułam jego rękę na ramieniu.
- Harry... Jestem rozdrażniona tą całą sytuacją z Kathleen. Nic mu nie obiecałam. Wręcz przeciwnie powiedziałam mu, że nie przyjdę. Wierzysz mi? - Odwróciłam głowę w jego stronę. Harry położył się koło mnie, przyciągając mnie do jego torsu.
- Przepraszam cię, skarbie. Kocham cię. - przybliżył twarz do mojej, złączając nasze usta w gorącym pocałunku. Emocje i cała złość jaka buzowała we mnie, powoli opadały, dając szansę delektowania się tą chwilą.
- Kocham cię też. - cmoknęłam go ostatni raz.
- Nie pozwolę ci już dłużej spać samej w tym domu. Jedźmy do mnie. - zaczął wstawać, ale przyciągnęłam go z powrotem za rękę.
- Nie... zostajemy dziś u mnie. - uśmiechnęłam się.
- A jeśli wróci Kathleen?
- Trudno.
- Już się nie przejmujesz? - podniósł brew.
- Przejmuję się jej stanem, ale nie obchodzi mnie to co będzie uważać na nasz temat. Jesteśmy dorośli.
- Serio? - Harry uniósł jedną brew.
- No dobra... Nie wszyscy tu zgromadzeni, ale prawie. - zaśmiałam się.
- A propo osiemnastki. Co moja kochana myszka życzy sobie na urodzinki? - zapytał podpierając się na jednej ręce.
- Mam wszystko. - wstrząsnęłam ramionami.
- A dokładniej?
- Wszystko czyli wszystko. - wysłałam mu buziaka i przyciągnęłam za szyję do swojej twarzy. - Najważniejsze, że mam ciebie. Tylko to się liczy... - zaczęłam muskać jego usta, a po chwili Harry wsunął język do mojej buzi.
Dużo czasu spędziliśmy leżąc właśnie na łóżku. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Właśnie tego mi było trzeba w tych chwilach, jakie teraz przeżywałam. Co do Kathleen, mam nadzieję, że jeszcze nie raz razem się pośmiejemy jak to było kiedyś.
Zastanawiałam się czy to ja jej odbiłam chłopaka... Bo jeżeli ona kocha Harrego, musi czuć do mnie ogromny żal, ogromną nienawiść. Jeszcze do niedawna myślałam, że Kathleen kompletnie się dla mnie nie liczy. Myliłam się. Chociaż w ostatnich chwilach mojego życia potrafiła rozbudzić we mnie adrenalinę, czuję, że jednak jest ona częścią mojej rodziny. W końcu to moja ciocia, a nie zupełnie obca osoba.

_____________________________________________________________________________
Witam witam!
Rozdział zapowiadałam na wczoraj, no ale jest jednak dziś i mam nadzieję, że jeden dzień nie robi zbyt dużej różnicy...  Co do rozdziału, nie podoba mi się, jest taki... hm... byle jaki... Nie ma akcji, wiem, ale niedługo się to zmieni :)
Chciałam ogłosić, że małymi kroczkami zbliżamy się do końca! 
 Jak zauważyliście, w tym rozdziale ominęłam kilka dni, bo nie chciałam oddzielnie opisywać, tylko jest to zawarte w takim małym kawałku na początku.
Nie wiem dokładnie ile rozdziałów przewiduję, ale jestem pewna, że do stówki na pewno się wyrobię! :P 
Proszę o komentarze! Wiecie jak Was kocham... 

niedziela, 16 listopada 2014

Am sorry!

Witam Was bardzo mocno!!!
Przybywam tu z prośbą o wybaczenie! Jestem tego świadoma jak bardzo zaniedbałam tego bloga. Jest mi z tym źle, nie ukrywam, ale cóż mogę zrobić jeżeli brakuje mi czasu i nawet weny...?... niedługo będziemy mieć dużo wolnego, bo święta, ale właśnie też wtedy szykuje się dużo wyjazdów i w ogóle... Mam dużo nauki, ostatnio miałam konkursy i musiałam się do nich przygotować, akademie szkolne i chyba sami rozumiecie... :(

Rozdział miał pojawić się już tydzień temu, ale nagle jakoś tak ni stąd ni zowąd przerwałam pisanie i zajęłam się czymś innym, w ogóle zapominając o rozdziale, który SPECJALNIE DLA WAS, miał pojawić się już dawno temu... nie mam pojęcia czy jutro uda mi się dodać, nic nie obiecuje, ale postaram się! :*

O Secrecy już nawet nie wspomne. Tak na poważnie zajmę się tym blogiem gdy ukończę TRY. Piszę tam rozdziały gdy mam czas i gdy napadnie mnie wena. Takie momenty lubię! Nie mogę zasnąć bo mam pomysł! Wtedy chce się pisać i tworzyć...

Jeszcze raz bardzo przepraszam i proszę o wsparcie! Niech ten kto czyta tego fanfica zostawi tu ten marny, krótki komentarz... Nie pozwólcie mi się do końca załamać... KOCHAM WAS!!! :* <3

piątek, 31 października 2014

Rozdział 79

                              Uwaga! Rozdział zawiera sceny erotyczne przeznaczone dla osób dorosłych.     Czytasz na własną odpowiedzialność! (Możesz także ominąć rozdział).

Budząc się rano, myślałam, że jestem u siebie w domu. Rozglądałam się na boki i zauważyłam obok siebie Harrego, który tak niewinnie spał. Byłam tylko w bieliźnie, ale nie pamiętałam żebym zdejmowała ubrania... A chuj, pewnie Harry je ze mnie zdjął. Czekając na jakikolwiek ruch ze strony Harrego, czułam się jakoś dziwnie... jakbym miała wyrzuty sumienia z jakiegoś powodu.
Ah tak... Kathleen musi chodzić na jakieś terapie, Lesie się na mnie gniewa... I po co ja się wpierdalałam w 'ich' rodzinę?
Boże... dlaczego akurat oni? Może musiało tak być i koniec... Może potrzebna mi była ręka Kathleen... ale rodzice? Równie dobrze oni mogli się mną zająć, w końcu chyba po to się o mnie starali. Chciałabym prowadzić normalne życie... Życie, które polega na spokoju, monotonnie spędzonym czasie. Chociaż... gdyby nie to, że moje życie bywa zaskakujące, nie byłoby przy mnie Harrego, ani mnie przy nim.
Kocham mamę i tatę, nawet jeśli od 12 roku życia nie mam od nich najmniejszego znaku życia... Bo w końcu oni życia już nie mają...
Hm... mają, ale gdzie indziej.
Wygłosiłam w myślach mój monolog, na który nigdy nie uzyskam odpowiedzi.
Pogłaskałam Harrego po policzku i wstałam z łóżka czując się bardzo wypoczęta. Podążyłam do łazienki w celu porannej potrzeby, ale jeszcze przed tym ustałam przed lustrem, wycierając spod oczu rozmazany tusz.
'Jesteś bardzo podobna do mamy...'
Słowa te wypowiadane były przez moich wujków, ciocie, ale także przez mojego tatę. Pamiętam dokładny wygląd mojej mamy... była śliczna, ale nie mogę ocenić, czy aż tak bardzo odziedziczyłam po niej urodę.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. - wypowiedziałam z minimalną chrypką. Zaraz po tym ujrzałam Harrego opierającego się o framugę drzwi.
- Co? - podniosłam brew patrząc w odbicie w lustrze.
- Śliczna jesteś. - posłał mi buziaka. Ah tak... byłam w samej bieliźnie. Odbił się od framugi i powolnym krokiem podszedł do mnie.
- Coś nie w humorze? - przytulił mnie od tyłu i wpatrywał się w moje odbicie w lustrze.
- A nic... - kręciłam. - Tak jakoś. Bo wiesz. Muszę iść dziś do pracy i... - w tym momencie zostałam odwrócona do Harrego przodem.
- Chodzi o Kathleen, prawda? - zapytał z troskliwym wyrazem twarzy.
- Czy zawsze muszę myśleć o niej? - wiem, że niesprawiedliwe było to, że całą złość, jaką żywiłam w tej chwili, wylewałam na Harrego. To wszystko coraz bardziej przytwierdzało mnie do ściany, dusząc i nie dając dojść do oddechu. Kto wie, czy czasem nie długo nie będę musiała leczyć się razem z Kathleen.
- No to powiedz mi TERAZ o co chodzi, bo nie odpuszczę. - objął mnie, złączając swoje dłonie na tyle moich pleców.
- No to odpuść bo to jest nieważne. Ty nie zawsze dzielisz się tym, co cię dręczy.
- Czyli jednak coś.
- Nie Harry, nic! - chwyciłam go za bicepsy i próbowałam odsunąć od siebie, ale niestety wszystko poszło na marne. Zawdzięczam mu to, że chce się o mnie martwić i rzeczywiście to robi, ale nie w tej chwili. Nie teraz, kiedy jestem na skraju wytrzymania psychicznego.
- Lizzy, nie siłuj się, bo i tak nie wygrasz. Lepiej powiedz mi o co chodzi. - nalegał. Doprowadzał mnie tym do kurwicy, ale niech mu będzie.
- Nie mam rodziców, mam Kathleen. Nie mam normalnego życia, mam Kathleen. Nie chce mi się żyć, bo mam Kathleen! - wykrzyknęłam i schowałam twarz w swoich dłoniach.
- Co ty mówisz? - ledwie słyszalny szept opuścił usta Harrego. Swoimi dużymi dłońmi złapał moje i oddalił centymetry od twarzy. - Kochanie, proszę nie załamuj się. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wiem, że te słowa są tak zjebane, ale tak naprawdę będzie. Nie mam ojca, ale żyję. Mam mamę, która wiem, że mnie kocha. Ty masz Kathleen, która także gdzieś w głębi czuje do ciebie miłość, bo inaczej nie wychowywałaby cię. A w szczególności masz mnie, a ja kocham cię najbardziej. Wiem, że nie zastąpię ci rodziców, ale jestem twoim chłopakiem, kocham cię, chcę cię wspierać. Kiedyś zobaczysz, Kathleen będzie pragnęła zobaczyć nasze dzieci. Będzie cieszyć się razem z nami. Lizzy, proszę nie płacz... - piękne słowa wypadły z serca Harrego. To, że Kathleen mnie kocha jest nieprawdą, bo inaczej zadbałaby o moje szczęście, nie czepiałaby się.
- Harry, dziękuję ci, że jesteś. - wtuliłam się w niego bardzo mocno, a on odwzajemnił mój przytulas.
- Chodź, wykąpiemy się razem. Odprężysz się. - pocałował mnie w czoło. Nigdy nie spodziewałam się, że będę dzielić się wodą w wannie z kimś jeszcze.
- Ale Har...
- Cii... - przystawił palca do moich ust.
- Jeszcze nigdy nie...
- Więc czas to zmienić. - cmoknął mnie szybko w usta i rozkręcił wodę, która już wlewała się do ogromnej wanny. Rzucając mi niesamowity uśmiech, zniknął za drzwiami, a pojawił się z... moją bielizną!
- Skąd...
- Mam swoje sposoby skarbie. - potarł swoim nosem o mój i przejechał językiem po mojej dolnej wardze. Zaśmiałam się cicho. Harry chwycił mnie za tyłek i posadził na zimnej pralce, dobierając się do zapięcia stamika. Wierciłam się, bo - może nie powinnam - ale nadal się wstydzę przed nim rozbierać.
- Coś nie tak? - spytał z cwaniackim uśmiechem. Szybko na moje policzki wlały się rumieńce, których nie powinno tam być. - Rozumiem, że się wstydzisz, ale nie masz czego i przed kim, kochanie.
- Mam przed kim.
- No? - odsunął ręce i wstrząsnął ramionami.
- Przed tobą... - schyliłam głowę i patrzyłam na swoje kolana.
- O nie, skarbie. Przede mną się wstydzić nie będziesz.
- A nie lepiej byłoby ci się odwrócić, ja bym się rozebrała, weszła do wanny, a ty od razu po mnie?
- No chyba żartujesz. - prychnął i wywrócił oczami. Podszedł do wanny, zakręcając wodę i zaraz po tym wlał duuuużo jakiegoś płynu, który zajebiście pachniał.
- Nie wstydź się. - powrócił do mnie i zaczął muskać moje usta. Rozpalił się we mnie ogień, który nie wiem kto mógł ugasić. Poczułam jak Harrego dłonie błądzą po moich plecach, a zaraz po tym dobierają się do zapięcia stanika. Ja także nie szczędziłam sobie przyjemności  i zaczęłam zsuwać z Harrego jego bokserki. Głośne jęknięcie wyleciało z ust Harrego, prosto w moje wargi, po czym zaczęłam chichotać. Czułam jak Harry 'wychodzi' z bokserek, gdy te już leżały na ziemi. Gdy już nie miałam na sobie połowy bielizny, Harry zestawił mnie delikatnie na ziemię i zsunął powoli majtki, kciukami błądząc od mojego uda w dół i nie przestając całować. Nakierował nas w stronę wanny i chwycił mnie w biodrach, pomagając wejść do wody. Gdy tylko się w niej znalazłam, rozłączyłam nasze usta i usiadłam, czekając aż Harry też to zrobi. Chłopak w mgnieniu oka znalazł się za mną, więc oparłam się o niego, czując po prostu niesamowitą rozkosz. Już wiem, że kąpiel z osobą, którą się naprawdę kocha, jest niesamowita.
- I co? Wcale nie patrzyłem. - zaśmiał się cicho i pocałował mnie w ramię. Na dłoń nałożyłam pianę, która była dookoła i sprawiała, że czułam się bardzo komfortowo, po czym nakierowałam rękę do tyłu i pomazałam Harrego pianą po twarzy.
- Ej! - zaśmiał się, na co zachichotałam. Takie chwile sprawiały, że chciało mi się żyć.
- Co tam kochanie? Coś nie tak? - zapytałam ironicznie, nabijając się trochę.
- Teraz 'kochanie', tak? - udał oburzonego.
- No już, no już... - zrobiłam dzióbek i odwróciłam w jego stronę twarz chcąc, by mnie pocałował.
- Teraz już nie. - fochnął się na żarty. Przyciągnęłam twarz Harrego do swojej i pocałowałam go jak najbardziej namiętnie. Poczułam jak dłonie Harrego powędrowały na mój brzuch, bardzo mile go masując.
- Kocham cię.
- Kocham cię też. - odpowiedziałam szeptem na szept.
Długo tak leżeliśmy, nawet dokładnie nie wiedziałam ile czasu. Harry często dotykał moich piersi, bawiąc się nimi i drażniąc moje sutki. Chichotał lekko, gdy podczas mojej wypowiedzi traciłam oddech poprzez podniecenie.
- Kocham patrzeć, gdy doprowadzam cię do takiego stanu. - wymruczał wprost do mojego ucha, powodując wariowanie mojego umysłu. Poddałam mu się wtedy całkowicie. Byłam jego. Mógł wyprawiać ze mną niestworzone rzeczy, a wszystko przez to, że mu ufałam. Ufałam mu i kochałam go bezgranicznie.
- Sprawię, że poczujesz się dobrze, okej? - spytał cicho, lecz stanowczo, nie przerywając kontaktu dotykowego z moimi piersiami.
Skinęłam tylko głową. Nie wytrzymałabym dłużej.
Harry przysunął mnie bliżej siebie, pozwalając oprzeć głowę o jego ramię. Lewa dłoń przez cały czas dotykała moich piersi, doprowadzając mnie do szału. Zastanawiałam się jak może sprawić, że poczuję się dobrze.
Prawa dłoń Harrego, przez mój brzuch wędrowała coraz niżej, przyspieszając mój oddech. Chciałam jęknąć z przyjemności, ale wiedziałam, że czułby się zaszczycony, bo tak naprawdę nic jeszcze nie zrobił.
- Rozluźnij się, kochanie. - pocałował mnie w policzek, powodując tym samym rozluźnienie moich mięśni, ale także umysłu.
Jego palce znalazły się na najczulszym miejscu, tam na dole i zaczęły kreślić powolnym ruchem kółka. Myślałam, że eksploduję, ale gdy poczułam jak wszedł we mnie jednym palcem, nie wytrzymałam i z moich warg wydobył się przeciągły jęk połączony z sapnięciem. Poruszał palcem do przodu i do tyłu, kciukiem cały czas drażniąc moje najczulsze miejsce. Gdy dołożył drugi palec, czułam jak jestem coraz bliżej szczytu, który zaoferował mi Harry.
- Nie krępuj się. Krzycz moje imię. - Harry muskał skórę pod moim uchem.
- Harry... - Z moich ust wylatywało raz po raz imię chłopaka i za każdym razem gdy to czyniłam, uśmiechał się.
- Tak, kochanie. Lizzy dojdź dla mnie. - wyszeptał. Raz po raz z jego pełnych warg wylatywały sprośne słówka, co powodowało zbliżanie się końca. Czułam jak moje nogi zaczynają mi się trząść, a po chwili wybuchłam w środku, przeżywając kolejny orgazm. Opadłam bezwładnie na ciało Harrego, a ten jeszcze przez chwilę trzymał we mnie dwa palce i bawił się moimi sutkami. Próbowałam opanować oddech, ale wiedziałam, że minie trochę czasu zanim to nastąpi.
- Dziękuję ci Harry. - wyszeptałam i posłałam mu błogi uśmiech.
- To ja ci dziękuję. - pocałował mnie w czubek głowy, a ja odwróciłam się w jego stronę i rozpoczęłam pocałunek, zaraz po tym wsuwając język do buzi Harrego.
Nasza kąpiel nie trwała jeszcze zbyt długo, ze względu na to, iż woda była nie za ciepła. Harry umył moje ciało, oczywiście nie obyło się bez mojego protestu. Natomiast ja pragnęłam umyć Harrego włosy, co rzeczywiście się stało.

___________________________________________________________________________

No witam witam! :D
Z początku miało nie być:  Uwaga... rozdział zawiera sceny... Ale mówię, a co tam! Jebnę taki rozdział! xd
Pragnę więcej komentarzy, co mam nadzieję, nie jest dla Was czymś męczącym.. :)
No to do następnego! :D :***

sobota, 18 października 2014

Rozdział 78

Kathleen wchodząc do pomieszczenia, rzuciła nam srogie spojrzenie. W ogóle nie rozumiałam o co jej chodzi. Czy kochająca cię mama, nie powinna cieszyć się ze szczęścia, jakie dziecko teraz odczuwa? Tu jest zupełnie na odwrót.
- Możecie nas panowie zostawić na chwilę? - spojrzała na mężczyzn, a oni tylko kiwając głowami wyszli. Nie wiedziałam, czego mogłam się w tej chwili spodziewać.
- Udało wam się. - rzekła szybko, patrząc na nas załzawionymi oczami.
- Więc to jednak ty... - spojrzałam na nią szyderczym wzrokiem. Ona naprawdę nas wykończy. Wczoraj wieczorem, gdy już z Harrym leżeliśmy w łóżku wypowiedział słowa: 'Kathleen nas zniszczy, mówię ci to', a teraz co? Właśnie zrobiła już nie pierwszy krok, żeby nasz związek się rozpadł.
- Obiecałeś mi! Obiecałeś mi, że wszystko będzie dobrze! - podeszła do Harrego, uderzając go pięściami w klatkę piersiową. - Mówiłeś, że mi pomożesz, gdy zwierzyłam ci się, że sama wychowuję trójkę dzieci! - wykrzyczała mu prosto w twarz, nie przestając go uderzać.
- Niczego ci kobieto nie obiecałem! Zrobiliśmy to, owszem, ale to był tylko seks i nasze drogi się rozeszły! Przestań już histeryzować i zajmij się czymś co naprawdę do ciebie należy. - odepchnął ją lekko od siebie i przytulił mnie do swojego boku.
- Teraz tak mówisz?! - uderzyła go otwartą ręką w policzek. Przymknęłam oczy, żeby nie patrzeć na to co się dzieje i szybko wybiegłam z pomieszczenia, żeby zabrali od nas Kathleen. Ona miała źle poukładane w głowie! Coraz częściej zastanawiało mnie to, czy nie powiedzieć o moich przypuszczeniach Lesie... A jak mnie za to znienawidzi?
- Proszę pana! - zawołałam kolesia, który podobno przesłuchiwał Harrego. - Ta kobieta! Ona... Ona jest jakaś chora, proszę ją zabrać od Harrego! - zaczęłam płakać, sama się sobie dziwiąc. Policjant szybko zareagował i pobiegł do pomieszczenia szybko odciągając Kathleen od Harrego.
- Proszę się uspokoić, słyszy pani?! - Kathleen patrzyła na niego takim wzrokiem, jakby nie miała pojęcia o czym on mówi.
- To jeszcze nie koniec. - zwróciła się do nas, mówiąc to słabym głosem. Jej oczy... były jakieś dziwne... Przepełnione bólem, rozpaczą... Czymś dziwnym...
Po chwili Kathleen już z nami nie było, nawet nie dopytałam się, gdzie ją zabierają. Patrzyłam na drzwi przed chwilą zamknięte i myślałam, czy to rzeczywiście jeszcze nie koniec. Szybko ocknęłam się, przypominając  sobie, że koło mnie stoi 'ranny' Harry.
- Nic ci nie jest? - szybkim ruchem odwróciłam się do niego i skanowałam jego twarz, w poszukiwaniu jakiś śladów 'bójki'.
- Wszystko jest okej... - wyszeptał. - Gdybym mógł, to...
- To co? - przerwałam mu. - Oddałbyś jej? - zapytałam z kpiną. Cały Harry.
- Gdyby była mężczyzną to tak. Ale ja kobiet nie biję. - uśmiechnął się lekko, podnosząc rękę i odgarniając z mojej twarzy pojedyncze kosmyki.
- Wiem. - cmoknęłam go w policzek, ten bolący. Syknął z bólu. - Chodź, jedziemy stąd i poradzimy coś na ten bolący policzek.
- Ja już znam sposób, który mógłby mi pomóc. - poruszył zabawnie brwiami, na co uderzyłam go lekko w bok.
Wychodząc z czyjegoś gabinetu, ujrzałam Lesie, Matta i Jacoba, siedzących na krzesłach. Co do cholery?
- Co wy tu robicie? - szybko zapytałam, podchodząc do nich. Ich miny mnie przerażały. Lesie spłynęła pojedyncza łza, a Jacob głowę miał odwróconą w inną stronę.
- Mama po nas zadzwoniła, i powiedziała, że musimy szybko przyjechać pod komisariat. - wytłumaczyła Lesie, przytulając się do swojego chłopaka.
- I?
- I powiedziała, że ty powiesz nam o co chodzi. Gdzie ona teraz jest?
- Nie wiem Lesie. Zaczęła bić Harrego, więc zawołałam policjanta, który ją gdzieś zabrał.
- I nie zapytałaś nawet gdzie? - uniosła lekko głos.
- Byłam w szoku.
- A my? Co my mamy powiedzieć? - patrzyła mi w oczy. - Czemu biła Harrego?
- Bo... - opowiedziałam jej wszystko co działo się dziś rano i potem. Po prostu wytłumaczyłam jej całą zaistniałą sytuację, a Harry mi pomagał.
- Nie wierze... - powiedziała Lesie, chowając twarz w dłoniach. Matt szybko zareagował, przytulając ją i całując w czubek głowy.
- Już dawno ci mówiłam, że ona próbuje...
- I co teraz z mamą będzie? - przerwała mi. Czułam, że miała do mnie pretensje, że pobiegłam wtedy po tego policjanta, nie mogąc sama rozwiązać problemu. Ale przepraszam bardzo. Nie mogłam go rozwiązać sama...
- Nie wiem Lesie...
- Jak to nie wiesz?! - wstała z krzesła. Czy ona przypadkiem nie zachowuje się podobnie do swojej mamy?
- Stop! - Harry odsunął mnie od niej, a Matt przytrzymał Lesie.
- Czy ty nie rozumiesz, że twoja mama chce zepsuć nam wszystko co mamy? Kocham Harrego, a on kocha mnie i nie pozwolę, żeby twoja mama to wszystko zniszczyła, okej?! - wykrzyknęłam.
- To także jest twoja mama! Ona cię zaadoptowała, bo gdyby nie ona, nie wiadomo gdzie teraz byś była! I ty pozwalasz tak po prostu zabierać ją nie wiadomo gdzie jakiemuś policjantowi?! - łzy spływały jej nieubłaganie po policzkach, a Matt cały czas stał koło niej, patrząc na mnie i na Harrego współczującym wzrokiem.
- Idźcie stąd. - powiedziała słabym głosem.
- Posłuchaj...
- Won stąd! - krzyknęła.
- Lesie... Ona się martwi. - Jacob wstał z krzesła idąc w jej stronę. Położył jej rękę na ramieniu, ale ona ją zepchnęła.
- Widzę właśnie... - powiedziała z sarkazmem, który przybrał kpiącą postawę. Jak moja własna przyjaciółka nie może zauważyć tego, jak Kathleen próbuje nas zniszczyć?
- Mówiłam ci już niejednokrotnie, że twoja mama szkodzi mi i Harremu, ale jasne, że ty jej będziesz bronić, bo jesteście takie same i...
- Koniec już. Przestańcie! - przerwał mi Harry. Zapadła grobowa cisza, gdzie ja i Lesie miałyśmy spuszczone głowy.
- To jest oczywiste, bo kocham swoją mamę, nie to co ty. Przynajmniej pokazałabyś jej, że ją szanujesz...
- A ona mogłaby to także pokazać mi. Nie będę się z tobą o nią kłócić, bo nie warto. Dajcie znać co z nią. - wzięłam Harrego za rękę i szybkim krokiem opuściliśmy budynek. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że Lesie się tak zachowuje. Nie poznałam jej, totalnie się zmieniła.
- Wszystko okej? - zapytał Harry, gdy wsiadaliśmy do jego samochodu.
- Tak. - szepnęłam. - Boli cię bardzo? - zapytałam, bo nie chciałam drążyć tematu o Lesie i tym całym gównie co wydarzyło się przed chwilą.
- Już nie, ale powiedz mi...
- Nie chcę o tym gadać. - przerwałam mu, odwracając się w stronę okna.

***

- Ssss... - syknął Harry, gdy przykładałam mu zimny okład do policzka. Siedząc mu na kolanach, czułam się najbezpieczniej i myśląc o tym, że mógłby być teraz w więzieniu przez Kathleen nie mogłam być spokojna.
- Przepraszam cię za nią. - wyszeptałam, delikatnie muskając jego czoło, tym samym pozbywając się opadających na nie kosmyków.
- Nie przepraszaj, bo nie masz za co. - prychnął cicho.
- Mam Harry. Może gdyby nie ja, nie cierpiałbyś tak jak teraz, miałbyś dziewczynę...
- O nie, nie, nie moja droga. - przerwał. - Teraz nie miałbym dziewczyny, bo ty mnie zmieniłaś. - cmoknął mnie lekko w usta. - Kocham cię.
- Kocham cię też. - ponownie zaczęłam go całować. Harry chwycił mnie za rękę, którą trzymałam okład przy jego policzku i rzucił gdzieś za siebie zimną rzecz. Siedząc mu na kolanach, delikatnie pchnęłam go na łóżko i błądziłam palcami w jego lokach.
- Wszystko się ułoży. - wyszeptał Harry.
- Nie próbujmy się pocieszać, bo jeszcze nie raz spotkamy się z przeciwnościami na naszej drodze.
- Ale zawsze można wierzyć, że będzie ich mniej.
Nagle rozbrzmiał dzwonek. Spojrzałam na Harrego, a ten tylko skinął głową żebym odebrała. Patrząc na ekran, przybrałam zatroskaną minę, gdy zobaczyłam, że dzwoni Jacob.
- Halo? - odebrałam niepewnie.
- Słuchaj Lizzy... Powiedziałaś, że mamy cię poinformować jak już coś będzie wiadomo... - moje serce zaczęło bić szybciej i bałam się tego co za chwilę mogę usłyszać. Spojrzałam na Harrego, który podnosząc się na łokciach, usiadł na łóżku, patrząc na mnie nieprzerwanie.
- No tak...
- Mama musi chodzić na terapie, które pomogą jej się uspokoić. Wszystko jest z nią teraz w porządku, otrzymała tabletki uspokajające. Wyznała też, że kocha Harrego i jest o niego cholernie zazdrosna, stąd te objawy złości. - pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Opadłam na ziemię, czując się fatalnie. - Ma bardzo poważne objawy paniki, strasznie histeryzuje, co pewnie nie raz usłyszałaś. - westchnął. Jego głos był załamany i wiedziałam, że Lesie i Matt słuchają naszej rozmowy.
- Tak... Ostatnio często się to działo, ale powiedz mi... Czy to znaczy, że ona ma coś z głową? - zapytałam dość w prostu sposób.
- Można tak powiedzieć. Muszę kończyć, bo idziemy z nią porozmawiać. Trzymaj się.
- Dzięki za powiadomienie. Pa. - rozmowa została przerwana. Czułam się fatalnie. W głębi serca byłam winna za jej obecny stan. Gdyby nie ja, gdyby nie moje negatywne nastawienie do niej, tego by nie było. Na pewno jakoś dogadałybyśmy się. Telefon wypadł z moich rąk, a ja sama skuliłam się i zaczęłam płakać.
- Kochanie, co się stało? - Harry zaraz był już koło mnie, troskliwie przytulając.
- Kathleen ma coś z głową. Powiedziała, ż-że... Powiedziała, że cię k-kocha... - wyjąkałam, a Harry westchnął. - Musi chodzić na jakieś terapie, które ją uspokoją. Ma objawy paniki i histeryzuje... - wtuliłam się w niego, a on uspokajająco gładził moje plecy.
- O kurwa... Chcesz do niej jechać? - podniósł mój podbródek wycierając łzy kciukami.
- Nie, Harry... Chcę iść spać. - wypowiedziałam szeptem. Chłopak tylko skinął głową i wziął mnie na ręce, po czym zaniósł do sypialni, gdzie wygodnie ułożył na łóżku, a sam położył się koło mnie.
- Śpij kochanie. Będę tutaj. - pocałował mnie czule w czoło i złączył nasze pace, po czym poczułam, że zasypiam.

_________________________________________________________________________
No cześć! :D
Zostałam poproszona, żeby rozdział był dziś, więc postanowiłam spełnić Waszą prośbę i miałam trochę czasu. Kocham Was i no. :**** <3
(Nie wiem czy mi wyszedł, pisałam tak na szybko)
Jacy jesteście zbuntowani na temat Kathleen xD

piątek, 17 października 2014

Rozdział 77

Gdy tylko usłyszałam niepokojące walenie w drzwi, przeraziłam się. Ręcznik z powrotem wsunęłam na swoje ciało i spojrzałam na Harrego. Ten tylko wzruszył ramionami i powoli wstał.
- Zostań tu. - wykonał ruch ręką, powodując zastygnięcie w miejscu. Walenie wznowiło się, a mnie przeszły ciarki. Przeczuwałam kłopoty. Wysuwając się zza drzwi, spojrzałam kto przyszedł.
- Pan Harry Styles? - usłyszałam gruby głos.
- Tak, a o co chodzi? - Harry zapytał opanowanym głosem.
Policja?
Co ona tu robi? Dwóch mężczyzn stało z kamiennymi wyrazami twarzy, nieustannie wpatrując się w zdezorientowanego Harrego.
- Pojedzie pan z nami. - stanowczy ton wywołał u mnie kolejną falę strachu. Co do kurwy?!
- Nie rozumiem... W jakiej sprawie? - czułam, że Harry coraz bardziej denerwował się. W tej chwili wzroki dwóch mężczyzn spoczęły na mnie, nieustannie się we mnie wpatrując. Schowałam się zza rogiem, głośniej oddychając.
- Kim jest ta dziewczyna? - głos jednego z policjantów doszedł do moich uszu.
- Kochamy się. Jest moją kobietą. - usłyszałam.
- Panienka też pojedzie z nami. Jest panienka roztrzęsiona. Wszystko dobrze? Musicie złożyć zeznania. - policjant kazał mi się ubrać, a Harrego zakuli w kajdanki.
- Po co mu to założyliście?! Zostawcie go! - nie wiedziałam o co chodzi, ale Harry nic nie zrobił!
- Wyjaśnimy wszystko na komendzie.

***Narrator*** (pół godziny później)

- Dziewczyna roztrzęsiona, zapłakana, w samym ręczniku, a w dodatku młody mężczyzna w samych, niedopiętych spodniach. Pani podejrzenia mogą się sprawdzić, ale najpierw przesłuchamy ich obojga i porównamy zeznania. - powiedział policjant w stronę Kathleen. Kobieta przeraźliwie niepokojąca się o bezpieczeństwo Lizzy oskarżyła Harrego o kilkakrotny gwałt jej przybranej córki. Wykorzystując fakt, że dziewczyna często płakała, i miała na to świadków, Harry był w niebezpiecznej sytuacji, lecz gdy rozpoczną się przesłuchania tych dwoje, wszystko się wyjaśni.
- Mówię panu! On ją wielokrotnie zranił! Boję się o nią i musicie tego gwałciciela jak najszybciej zamknąć! - sztuczny płacz wyraził jak bardzo Kathleen 'przeżywa' obecną sytuację. - Nie musicie ich przesłuchiwać. Wszystko jest pewne.
- Tak nakazuje prawo, proszę się nie martwić. Jeśli pani podejrzenia się sprawdzą, pan Styles jak najszybciej trafi do więzienia, a przed tym jeszcze sprawa w sądzie.
Kathleen ukrywając swój chytry uśmieszek, cieszyła się z zaistniałej sytuacji.

***Oczami Lizzy***

- Jak długo zna się pani z panem Stylesem? - rozstałam przesłuchiwana. Harrego oskarżono o gwałt! O gwałt mnie!
Wykorzystano wszystkie możliwe 'dowody' na to, chodź tak naprawdę ich nie było, bo nic się takiego nie wydarzyło. To, że byłam zapłakana to tylko i wyłącznie zasługa Kathleen, a zarzucono, że to sprawka Harrego. To, że byłam w samym ręczniku, świadczyło o tym, że byłam w łazience i na szybko owinęłam się nim, a kołdra z Harrego sypialni została na ziemi. Harry, zakładając migiem spodnie, wyszedł niedokładnie je zapinając, bo w końcu lepsze to niż otworzyć drzwi w samych bokserkach...
Teraz siedzimy w dwóch różnych pomieszczeniach i odpowiadamy na beznadziejne, fałszywe pytania, na które odpowiedzi nie ma. Po prostu. Harry wyszedł na ogromnego przestępcę, człowieka, który już od jakiegoś czasu mnie ranił, a ja wyszłam na pokrzywdzoną, choć wcale nią nie jestem.
- Kochamy się. Nie wiem co mam wam jeszcze powiedzieć, żeby udowodnić, że wszystko z tego co tu mówicie jest nieprawdą! - nerwy brały nade mną przewagę.
- Jeśli jest panienka zastraszana, zawsze będzie tak panienka mówić.
- Ja zastraszana? Przez własnego chłopaka? - wstałam z krzesła, uderzając dłonią o blat. - Ma pan żonę? - zapytałam trochę chamsko.
- No mam. - odpowiedział trochę przestraszony.
- Gdyby jakaś osoba osądziła pana o gwałt własnej małżonki, co by pan zrobił?! Wytrzymywał by pan to? Siedział bezczynnie, odpowiadając na brednie, nie wiedząc co będzie dalej? Czy może poddałby się pan, żeby mieć święty spokój?! Sądzę, że pierwsze opcje wywarłyby na panu taką samą reakcję jak u mnie. - nie wytrzymałam, łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Harry ma przeze mnie kłopoty... Nie wiem jak wyjdziemy z tego, ale damy sobie radę.
- Znamy się od dwóch miesięcy, od niecałych dwóch tygodni chodzimy ze sobą. Równo 17 października, o godzinie 17 zostałam zapytana, czy chciałabym być jego dziewczyną, odpowiedziałam 'tak'. Zadajcie jemu takie samo pytanie, na pewno wam odpowie. - patrzyłam z obrzydzeniem na policjanta, który ze zdezorientowaniem wpatrywał się we mnie. Rozmyślał moje słowa o żonie? Niech myśli, na dobre mu to wyjdzie.
- Czy zauważyła panienka osobę w swoim otoczeniu, która już od jakiegoś czasu próbuje zepsuć wam związek, w jakim podobno jesteście? - zapytał, bezustannie wpatrując się w jakieś kartki. Musiałam poważnie przemyśleć osoby... WIEM!
- Tak. Kathleen. Kobieta, która mnie zaadoptowała gdy miałam 12 lat.
- To ta co tu stoi na korytarzu? - podniósł brwi.
- Jest tu? - nie ukrywałam ogromnego zdziwienia. Ja wiem, że ta kobieta wszystko to zmyśliła. Ona próbuje i bezustannie chce zniszczyć nam związek, tylko nie mam pojęcia po co jej to? Co z tego będzie miała?
Policjant tylko kiwnął głową.
- Muszę z nią porozmawiać. - wstałam z krzesła, nerwowo bawiąc się telefonem, który trzymałam w dłoni.
- Nie dokończyliśmy zeznań. - uniósł się z krzesła, ale zgromiłam go wzrokiem.
- Mam gdzieś składanie zeznań. Wiem, że Harry jest niewinny.
- Zaszkodzi mu panienka wyjściem teraz z tego pomieszczenia. - na jego słowa zastygłam w miejscu i zabójczym wzrokiem czekałam na wyjaśnienia. - Musimy mieć komplet przebiegu całej sytuacji, nawet jeśli pan Styles jest niewinny. Musimy mieć dowód. - mówił coraz ciszej.
- Więc co pan chce jeszcze wiedzieć? - opadłam bezradnie na krzesło, czekając na dalszy przebieg sprawy. Tak bardzo chciałabym się teraz przytulić do Harrego, powiedzieć, że wszystko jest okej, a tymczasem siedzę tu bez najmniejszego sensu.

***Oczami Harrego***

- Nic jej nie zrobiłem. - powtarzałem bezustannie jedną wypowiedź. Dlaczego nikt mi nie wierzy?
- Po zeznaniach wszystko się okaże. Musimy je porównać z panienką Lizzy. - stanowczość tego policjanta doprowadzała mnie do chujowego szału. Przerwać nam piękne chwili, bo ktoś wymyślił sobie coś, żeby nas rozdzielić?
- Dlaczego panna Lizzy była w pańskim domu w samym ręczniku, zapłakana i cała roztrzęsiona, a pan spacerował tylko w spodniach i to jeszcze niedopiętych?
- Wczoraj byliśmy razem z Lizzy u jej babci, potem pojechaliśmy do mnie, no cóż... spaliśmy ze sobą, szczegóły ominę...
- Szczegóły w tej sytuacji są najważniejsze. - bezczelnie mi przerwał.
- Mam panu powiedzieć po jakim czasie osiągnęliśmy orgazm? - zapytałem ironicznie. Facet tylko spuścił głowę.
- Rano zadzwoniła do niej przyszywana matka, która strasznie nas irytuje. Próbuje rozwalić nam związek... zaraz, zaraz... To mogła być ona! To ona zmyśliła to cholerstwo. Wykorzystała to, że Lizzy przez nią płakała i...
- Proszę po kolei.
Zacząłem opowiadać mu już mniej opanowanym głosem, że Kathleen od zawsze nam szkodziła. Opowiedziałem także co wydarzyło się rano po kolei.
- Musi pan chwilę poczekać. - rzekł policjant, patrząc w kartki, jednocześnie podnosząc się z krzesła.
- Może mi to ktoś zdjąć? - podniosłem skute ręce.
- Przepraszam, ale narazie nie. - takim sposobem zostałem sam w mało przyjemnym miejscu.

***Oczami Lizzy***

Czekałam na jakiekolwiek wiadomości dotyczące sprawy z Harrym. Oni muszą nam uwierzyć... Z resztą jeśli wszystko będzie się zgadzało z tym co oboje powiedzieliśmy, nie będą mieli żadnych zastrzeżeń co do wypuszczenia Harrego. Nie wystarczy im to, że mówię, że go kocham i mnie nie skrzywdził? Rozumiem zawód policji, o wszystko muszą 'zbadać' szczegółowo, nie mogą ominąć najmniejszego szczegółu...
Usłyszałam wejście do pokoju, w którym przebywałam.
- Porównując zeznania panienki Lizzy i pana Stylesa, wszystko zgadza się ze sobą. - mimowolnie uśmiechnęłam się. Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie dobrze... - Sądząc po wypowiedziach dwóch osób, przyszywana matka Lizzy Kathleen ewidentnie próbuje zaszkodzić tym dwóm osobom.
Wiedziałam. Harry też musiał o tym wspomnieć. Mam nadzieję, że teraz się opamięta. Ona nie może wszystkiego tak rozwiązywać. Niech ze mną porozmawia... zapomniałam. Ona nie umie ze mną normalnie rozmawiać...
- Dlatego uniewinniamy pana Harrego Stylesa.
- Tak... - wyszeptałam szczęśliwa. - Mogę do niego iść?
- Za chwilę powinien się tu pojawić. Policja przedstawia mu zeznania. - byłam taka szczęśliwa. Tylko jaką karę otrzyma Kathleen? Może wywinie się jako 'Ja tylko myślałam...'
- Lizzy! - do pomieszczenia wparował Harry.
- Harry! Tak się cieszę! - rzuciłam się mu w ramiona. Przytulił mnie mocno, jakby nie mógł uwierzyć, że naprawdę mnie odzyskał, że znów jesteśmy koło siebie... Pocałował mnie w czubek głowy, chwytając moją twarz w obie dłonie.
- Już myślałam, że nam nie uwierzą... - wyszeptałam.
- Też tak myślałem, ale już jest wszystko dobrze. - oparł moje czoło o jego. Widziałam jak obaj policjanci, którzy przyszli do domu Harrego, patrzyli na nas z uśmiechem. Pewnie teraz im głupio.
- Możemy już iść? - zapytałam i w tej chwili do pomieszczenia wparowała rozzłoszczona Kathleen.

_________________________________________________________________________
Moje słoneczka kochane!
Chciałam Was na początku przeprosić za to, że rozdział tak strasznie późno się pojawił; poprzedni rozdział był już 2 października, a teraz jest już 17... ale to tylko i wyłącznie wina szkoły! Chyba sami mnie rozumiecie... :(
No to co... Do następnego i proszę komentować, bo Was bardzo bardzo bardzo kocham! ;* <3