sobota, 2 maja 2015

Już rok!

Witajcie! ♥
Wczoraj minął rok odkąd założyłam tego bloga! I to właśnie 1. maja 2014 roku zaczęła się moja przygoda z blogowaniem.
Czytajcie słoneczka Secrecy -------> http://secrecy-fanfiction.blogspot.com/
 jak i również Range ------> http://rangee-fanfiction.blogspot.com/


Kocham Was wszystkich. Tych którzy czytali, którzy komentowali. ♥

sobota, 21 marca 2015

Epilog (101)

Osiem miesięcy później...

***Oczami Harrego***

Przez ostatnie dni chodziłem cholernie zdenerwowany. Nie opuszczałem na krok Lizzy; w każdej chwili mogła zacząć rodzić.
Nie spodziewałem się, że wszystko tak się zakończy. Wciąż przed oczami mam reakcję Kathleen gdy wspólnie z Lizzy wyznaliśmy jej, że będziemy mieć małego dzidziusia. Rozpłakała się, były to łzy szczęścia, z akompaniamentem słów jak bardzo cieszy się, że zostanie babcią, lecz nie spodziewała się, że tak szybko. Lizzy wyznała mi, że dostawała kilkakrotne ostrzeżenia na ten temat.
Bez żadnego pośpiechu kroiłem cebulkę, gdyż mojemu skarbowi zachciało się jajecznicy. Oczywiście musiała uważać na to co jadła, wiedziałem, że było jej ciężko. Usłyszałem jakby niespokojny ruch z pokoju i cicho wypowiedziane moje imię, gdy wyjrzałem zza rogu czy jest okej, dyszała łapiąc się za brzuch.
- Lizzy? - zapytałem drążącym głosem. - Kochanie, wszystko okej? - podszedłem do niej i od razu chwyciła mnie za rękę zaciskając oczy. Wiedziałem, że to już.
- Harry... musimy jechać do szpitala. - wydusiła i bez namysłu delikatnie wziąłem ją na ręce prowadząc do korytarza. Patrzyłem na jej twarz, gdy zwijała się z pewnie niemałego bólu i zaciskała oczy. Pocałowałem jej lekko wilgotne czoło i szybkim krokiem wybiegłem z domu, zamykając drzwi.
- Już kochanie już. - ręce trzęsły mi się niesamowicie. Jak najszybciej wbiegłem do garażu wyjmując telefon w celu powiadomienia wszystkich najbliższych o zaistniałej sytuacji. Miałem nadzieję, że moje zdenerwowanie nie opóźni dojazdu na czas.

***

Czekaliśmy w jakimś chujowym korytarzyku na jakąkolwiek wiadomość od lekarzy odbierających poród. Nie wpuścili mnie ze względu na to, że nie byłem z nią spokrewniony, ale do kurwy nędzy to moje dziecko!
- Spokojnie Harry, będzie okej. - przysiadła obok mnie Kathleen, gdy siedziałem stukając stopami o podłogę i łokcie trzymając na kolanach. Uspokajałem się poprzez głębokie oddechy, ale nie wiem czy to cokolwiek pomagało.
Nagle drzwi od sali się otworzyły, co spowodowało, że wstałem błyskawicznie stając przed lekarzem.
- Jest pan ojcem pięknej córki. - uśmiechnął się i poklepał po ramieniu po czym odszedł. Uśmiechnąłem się i od razu podszedłem do Kathleen przytulając ją. Nasze kontakty były lepsze niż kiedykolwiek w życiu. Przybiegła także moja mama cała zdyszana.
- I co i co? - dopytywała.
- Jesteś babcią. - odpowiedziała Kathleen, gdyż ja nie byłem w stanie; wpatrywałem się w jeden punkt i nie wierzyłem, że wszystko w porządku.

***Oczami Lizzy***

Byłam wyczerpana. Wszystko mnie bolało, łącznie z intymnym miejscem, lecz Harry przyrzekł mi, że gdy tylko wrócimy do domu pozbędzie się tego bólu jaki mnie miał czekać i doczekał.
Do sali wszedł tylko Harry, a po nim przywieźli do mnie małą Amy. Tak postanowiliśmy z Harrym nazwać nasze dziecko. Wzięłam ją na ręce, była taka śliczna, taka podobna do Harrego.
- Jak się czujesz skarbie? - Harry usiadł na brzegu łóżka głaszcząc mnie po policzku.
- Dobrze. - uśmiechnęłam się i spojrzałam na nasze maleństwo. Harry wstał i podszedł tak, że patrzyliśmy oboje na to cudo.
- Nigdy was nie opuszczę. - wyszeptał i pocałował mnie w czoło, a małą pogłaskał po policzku.

Wszystko da się zmienić. Ludzi, najbliższe otoczenie... Trzeba tylko chcieć, wykazać ochotę, mieć zachętę. Kochać każdy potrafi. Nawet człowiek, który o tym nie wiedział przez trzy lata. Jakby zupełnie zapomniał, że miłość istnieje. A jednak... Harry Styles zakochał się.
Kathleen, Marcus, Zack... każdy potrafi. Wystarczy tylko spróbować.

________________________________________________________________________

Nie wiem jakim sposobem usunęłam ostatni post na tym blogu i dodaję go znów. Oczywiście wszystkie słowa są takie same, ponieważ miałam zapisany już wcześniej.
Przepraszam za usterki. :)

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 100

 

Polecam piosenkę -----> Once in a Lifetime



Wstałam z ogromnym uśmiechem uformowanym na mojej twarzy. Z Harrym było - chyba już dobrze, czułam się nie najgorzej i już dziś byłam pełnoletnia. Wygrzebałam się powoli z łóżka, miałam zapewne dużo czasu.
Schodząc na dół słyszałam ciche szmery, a gdy wchodziłam do kuchni zza drzwi wyłonili się Kathleen, Marcus, Lesie, Matt i Jacob śpiewając mi Happy Birthday. Uśmiechnęłam się i podeszłam do nich przytulając się do każdego po kolei. Byli tacy kochani.
- Najlepszego siostra. - powiedział Jacob. Pierwszy raz mnie nazwał swoją siostrą, a w oku zakręciły mi się łzy. - No ej, nie rycz. - zachichotał i rzucił się na mnie roztrzepując włosy. Wręczył mi małe pudełeczko.
Każdy po kolei do mnie podchodził i wręczał mi coś, a ja oczywiście dodawałam, że nie trzeba było. Lesie śmiała się, żebym narazie nie otwierała bo nie ma czasu, więc jej posłuchałam i razem z Mattem zanieśli wszystko do mojego pokoju.
- Słońce... - jako ostatnia podeszła do mnie Kathleen. Marcus i Jacob poszli do kuchni. Przytuliłam ją zanosząc się łzami. Tak wszystko dobrze się potoczyło. - Chciałam cię przeprosić za wszystko co było złe. Za wszystkie chwile życia, które ci uprzykrzałam, za to, że przeze mnie bardziej tęskniłaś za rodzicami, za to że nie do końca wywiązywałam się z opieki nad tobą. Ogólnie za wszystko co było najgorsze spowodowane przeze mnie. - dłońmi pocierała uspokajająco moje ramiona, głęboko patrząc mi w oczy. - Pamiętaj, że kocham cię jak własną córkę. - przyciągnęła mnie do siebie.
- Kocham cię. - wypowiedziałam te słowa, które nigdy nie wyleciały do niej z moich ust. Kathleen zaszlochała i uścisnęła mnie bardziej.
- Mam nadzieję, że nie będziesz pamiętać tego co złe, ale to co naprawdę postaram się naprawić. Chcę być kiedyś wspaniałą babcią, chcę aby twoje dzieci wiedziały, że będę je kochać.
- Kathleen, ja...
- Koniec tych wyznań, śniadanie! - krzyknął Jacob totalnie nam przerywając.
- Chodźmy. - szepnęła i pocałowała mnie w czoło. Nie byłam pewna czy z moich ust wyleciałyby słowa 'Kathleen, to już za niecałe 9 miesięcy'.

- No zbieraj się siostra! - poganiała mnie Lesie, gdy czekała na mnie w progu, abym w końcu się wygrzebała. Za bardzo rozkojarzyło mnie śniadanie, gdy to każdy zaczynał wspominać miłe chwile z mojego życia.
- No już. - mruknęłam.
Zupełnie przez przypadek byłyśmy umówione ja i Ash z Lesie na tą samą godzinę u makijażystki i fryzjera. Czekałyśmy jeszcze chwilę na Ash, gdy ta podjechała taksówką pod nasz dom.

***

Wszystko zajęło nam dwie godziny. Byłyśmy odstawione jak na jakiś bal maturalny czy coś. Każda z nas wyglądała pięknie.
Gdy weszłyśmy do domu, od razu poszłam na siebie włożyć moją sukienkę, którą kupiłam z Ash.
Coraz bardziej się denerwowałam. Wiedziałam, że mogę już dłużej zwlekać z powiedzeniem Harremu. Nawet jeśli cała impreza miałaby się przez to sypnąć, muszę w końcu wydusić to z siebie, bo za długo to się już za mną ciągnęło.
Weszłam do mojego pokoju już całkowicie gotowa, oprócz butów.

 

Wstałam z ogromnym uśmiechem uformowanym na mojej twarzy. Z Harrym było - chyba już dobrze, czułam się nie najgorzej i już dziś byłam pełnoletnia. Wygrzebałam się powoli z łóżka, miałam zapewne dużo czasu.
Schodząc na dół słyszałam ciche szmery, a gdy wchodziłam do kuchni zza drzwi wyłonili się Kathleen, Marcus, Lesie, Matt i Jacob śpiewając mi Happy Birthday. Uśmiechnęłam się i podeszłam do nich przytulając się do każdego po kolei. Byli tacy kochani.
- Najlepszego siostra. - powiedział Jacob. Pierwszy raz mnie nazwał swoją siostrą, a w oku zakręciły mi się łzy. - No ej, nie rycz. - zachichotał i rzucił się na mnie roztrzepując włosy. Wręczył mi małe pudełeczko.
Każdy po kolei do mnie podchodził i wręczał mi coś, a ja oczywiście dodawałam, że nie trzeba było. Lesie śmiała się, żebym narazie nie otwierała bo nie ma czasu, więc jej posłuchałam i razem z Mattem zanieśli wszystko do mojego pokoju.
- Słońce... - jako ostatnia podeszła do mnie Kathleen. Marcus i Jacob poszli do kuchni. Przytuliłam ją zanosząc się łzami. Tak wszystko dobrze się potoczyło. - Chciałam cię przeprosić za wszystko co było złe. Za wszystkie chwile życia, które ci uprzykrzałam, za to, że przeze mnie bardziej tęskniłaś za rodzicami, za to że nie do końca wywiązywałam się z opieki nad tobą. Ogólnie za wszystko co było najgorsze spowodowane przeze mnie. - dłońmi pocierała uspokajająco moje ramiona, głęboko patrząc mi w oczy. - Pamiętaj, że kocham cię jak własną córkę. - przyciągnęła mnie do siebie.
- Kocham cię. - wypowiedziałam te słowa, które nigdy nie wyleciały do niej z moich ust. Kathleen zaszlochała i uścisnęła mnie bardziej.
- Mam nadzieję, że nie będziesz pamiętać tego co złe, ale to co naprawdę postaram się naprawić. Chcę być kiedyś wspaniałą babcią, chcę aby twoje dzieci wiedziały, że będę je kochać.
- Kathleen, ja...
- Koniec tych wyznań, śniadanie! - krzyknął Jacob totalnie nam przerywając.
- Chodźmy. - szepnęła i pocałowała mnie w czoło. Nie byłam pewna czy z moich ust wyleciałyby słowa 'Kathleen, to już za niecałe 9 miesięcy'.

- No zbieraj się siostra! - poganiała mnie Lesie, gdy czekała na mnie w progu, abym w końcu się wygrzebała. Za bardzo rozkojarzyło mnie śniadanie, gdy to każdy zaczynał wspominać miłe chwile z mojego życia.
- No już. - mruknęłam.
Zupełnie przez przypadek byłyśmy umówione ja i Ash z Lesie na tą samą godzinę u makijażystki i fryzjera. Czekałyśmy jeszcze chwilę na Ash, gdy ta podjechała taksówką pod nasz dom.

***

Wszystko zajęło nam dwie godziny. Byłyśmy odstawione jak na jakiś bal maturalny czy coś. Każda z nas wyglądała pięknie.
Gdy weszłyśmy do domu, od razu poszłam na siebie włożyć moją sukienkę, którą kupiłam z Ash.
Coraz bardziej się denerwowałam. Wiedziałam, że mogę już dłużej zwlekać z powiedzeniem Harremu. Nawet jeśli cała impreza miałaby się przez to sypnąć, muszę w końcu wydusić to z siebie, bo za długo to się już za mną ciągnęło.
Weszłam do mojego pokoju już całkowicie gotowa, oprócz butów.
- O Boże. - szepnęła Ashley. - Jaka jesteś seksowna, że aż ci zazdroszczę! - pisnęła na końcu. - I jeszcze te rozcięcie na plecach.
- Weź przestań. - stuknęłam ją. Poprawiłam sobie włosy, które miałam zupełnie proste, lecz maleńkim warkoczykiem przeniesione na bok. Podeszłam pod szafę i włożyłam na siebie czarne szpilki pokazując przyjaciółce pełny efekt.
- O kurwa.
- Ash. - zganiłam ją.
- No co? - zaśmiała się. - Ej. Justin do mnie napisał, że już jest i że Harry też podjechał.
- Niech wejdą. - powiedziałam i Ash wystukała coś w telefonie. Zeszłyśmy razem na dół, a po drodze powiedziałam Lesie, że ja zaraz ruszam. Nie mogłam spóźnić się na własną imprezę. W wejściu zobaczyłam przystojnego mojego chłopaka i Justina, który także cudnie się prezentował.
- Harry, znamy je? - zaśmiał się Justin, stukając lekko Harrego. Wszyscy się zaśmialiśmy.
Podeszłam do Harrego i wtuliłam się w niego. Pachniał tak cudownie, to było z pewnością coś, od czego się uzależniłam.
- Cześć kochanie. - chwycił mnie za rękę i okręcił kilka razy o 360 stopni. Zaśmiałam się i oparłam dłonie na jego klatce piersiowej.
- Ale jesteś piękna. - wyszeptał tuż nad moim uchem i przygryzł płatek. - Zupełnie inaczej wyglądasz. - patrzył na mnie niesamowitym pożądaniem. To prawda. Mało kiedy wyglądałam tak jak teraz.
- Bosko. - cmoknął mój policzek. - Nieziemsko. - przejechał nosem od mojej szczęki aż w dół szyi. - Seksownie. - przygryzł skórę, na co ścisnęłam bardziej jego rękę.
- Harry, dziękuję. - wysapałam. - Jedziemy już?
- Tak. - odpowiedział.

Dosłownie po kilku minutach byliśmy u Harrego w klubie. Chłopak chwycił mnie od razu za rękę i zaprowadził na zaplecze.
- Skarbie. - zaczął i ustał przede mną. - Mam dla ciebie prezent i mam nadzieję, że ci się spodoba.
- Harry, wiesz, że nie musiałeś...
- Musiałem. - cmoknął czubek mojego nosa i zza siebie wyjął podłużne opakowanie.
- Co to? - zapytałam spoglądając na niego. Wzruszył ramionami, że niby nie wie. Otworzyłam i się przeraziłam.
- Harry...
- Ciii... Ibiza, może być? - lekki uśmiech majaczył na jego twarzy i dokładnie skanował moją twarz. Kuźwa, zorganizował dla nas wycieczkę na Ibizę. To jest przecudowne miejsce, lecz kuźwa, za dziesięć miesięcy to ja będę mieć dziecko.
- Harry, to jest naprawdę niesamowity prezent, ale...
- Nie wyszukuj żadnego 'ale'. Wszystkie koszty są pokryte i ogólnie mamy już wszystko załatwione. - westchnęłam na jego słowa, ale wymusiłam uśmiech.
- Dziękuję, jesteś kochany. - przytuliłam się do niego.
- Mam coś jeszcze. - wyjął z kieszeni maleńkie pudełeczko i otworzył je, a moim oczom ukazał się złoty łańcuszek z maleńką nutką.
- Miał być JEDEN prezent, a nie dwa. - wywróciłam oczami.
- Nie marudź. - zachichotał, a ja odwróciłam się by mi go założył. Gdy już to zrobił szybko ustałam przodem do niego.
- Wszystkiego najlepszego kochanie. - pocałował mnie w kącik ust. - Chciałbym być już z tobą na wieki, aby to, co budowaliśmy przez półtora miesiąca trwało i rozwijało się już długo długo. Abyś była ze mną szczęśliwa i... masz już osiemnaście lat. - uśmiechnął się na końcu.
- Dziękuje Harry, kocham cię. - ustałam na palcach i zatopiłam się w jego ustach. Chłopak chwycił mnie w biodrach i uniósł, po czym podszedł do ściany i lekko przylgnęłam do niej plecami.
- Po całej imprezie zedrę z ciebie tą kieckę. - na jego słowa stado motylków uwolniło się w moim podbrzuszu.

Gości z czasem coraz więcej przybywało. Harry nie opuszczał mnie na krok, kilka razy już zatańczyliśmy.
Harry zapoznał mnie z kilkoma osobami i podostawałam stertę prezentów, za które naprawdę byłam im wdzięczna, lecz nie musieli się dla mnie wysilać.
- Harry, lecę do łazienki. - szepnęłam do niego.
- Wróć szybko. - pocałował mnie i oddaliłam się od niego. Musiałam ochłonąć, bo robiło mi się naprawdę duszno. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wyszłam z łazienki w poszukiwaniu Harrego, bo w poprzednim miejscu go nie było. Zupełnie przez przypadek natchnęłam się na Zacka.
- Co ty tu... - nie dokończyłam, gdy chwycił mnie lekko za rękę i wyprowadził z budynku. Ustał centralnie przede mną, a mi zabiło bardziej serce, gdyż nie spodziewałam się czego może chcieć.
- Ślicznie wyglądasz. - maleńki, niewinny uśmiech zawitał na jego twarzy. Spojrzał w dół na moje ręce, gdy tylko zwiększyłam dystans pomiędzy nami. Było zimno.
- Dzięki. - mruknęłam niemal niesłyszalnie. - Tylko to chciałeś powiedzieć? - nie brzmiałam chamsko, przynajmniej tak mi się wydawało. Po prostu wiedziałam, że gdy Harry skapnie się że nie ma mnie już dłuższy czas i zacznie mnie szukać, a jak znajdzie mnie tu z NIM będzie bardzo nieprzyjemnie.
- Lizzy. - westchnął. - Dziś są twoje urodziny, więc chciałbym życzyć ci wszystkie co najlepsze. Lecz chciałbym także przeprosić za moje szczeniackie zachowanie, za to jaki byłem po naszym rozstaniu, a nawet wtedy, kiedy byłaś jeszcze ze mną. Bardzo tego żałuję i nie mówię ci tego, abyś się nade mną zlitowała, lecz chciałbym abyś wiedziała, że nie ma żadnego zagrożenia z mojej strony dla twojego i Harrego związku. Wiem, że jest już za późno na jakąkolwiek naprawę, ponieważ on kocha ciebie, ty kochasz jego... Wiedz, że cię bardzo przepraszam. - dotknął mojej ręki i nie patrząc w oczy odszedł.
Patrzyłam w przestrzeń, gdzie jeszcze niecałą sekundę temu stał tam Zack. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Przeprosił mnie? Nigdy bym się tego nie spodziewała. Usłyszałam otwierające się drzwi i bardzo dobrze znany mi zapach.
- Tu jesteś. - objął mnie rękoma, tym samym powodując powrót na ziemię. - Chodź do środka, bo się znów przeziębisz. - szepnął i otulając mnie ramionami szłam tyłem aż weszliśmy do pomieszczenia. Gdy się pojawiliśmy na niemalże środku sali, wszyscy zaczęli śpiewać Happy Brighday, a całe światło zgasło, po czym ogromny tort z małymi zimnymi ogniami wjechał na salę. Stałam przy Harry uśmiechając się do wszystkich. Objął mnie ramieniem i śpiewał z wszystkimi. Kelnerzy zaczęli roznosić drinki, oczywiście wzięłam jednego symbolicznego, bo na większą dawkę nie mogłam sobie pozwolić.
- 100 lat, a nawet więcej, skarbie. - wyszeptał Harry wprost do mojego ucha i rozniósł się toast, po czym Harry poprosił mnie o pokrojenie tortu. Pomógł mi w tym oczywiście.
- Chodźmy zatańczyć wolnego, bo załatwiłem. - powiedział Harry, gdy już zjedliśmy po kawałku. Posłuchałam go i gdy weszliśmy na parkiet zaczęła się akurat wolna piosenka. Położyłam dłonie na jego karku, a Harry umieścił na moich biodrach. Patrzyłam w jego oczy i przypomniało mi się, że musiałam mu o czymś powiedzieć.
- Harry... - zaczęłam.
- Tak?
- Chodź. - powoli i drżącymi rękoma chwyciłam go za rękę i poprowadziłam na górę. Widziałam zdezorientowanie na jego twarzy, lecz musiało być zupełnie cicho abym zaczęła mu tłumaczyć.
- O co chodzi? - patrzył na mnie wyczekująco gdy wprowadziłam go do pomieszczenie i nerwowo zamknęłam drzwi. - Koniec imprezy jeszcze daleko. - mruknął.
- Wiem. - zachichotałam cicho. - Nie o to chodzi. - głos mi drżał i wyglądało to tak, jakbym musiała mu się przyznać do zdrady.
Jak mu o tym powiedzieć?
- Bo wiesz... j..jaa...
- Jesteś w ciąży? - dokończył za mnie i lekko się zbliżył. Spojrzałam na niego        zdezorientowana. Miał bardzo opanowaną twarz. Wiedziałam, że się domyślał.
- Skąd...
- To było po tobie widać. - odpowiedział zwyczajnie. - Nie wiedziałem czego się bałaś. Jestem na ciebie lekko zły, że ukrywałaś to przede mną.
Kurwa. Już po wszystkim.
- Wiem Harry. Przepraszam. Ja naprawdę bałam się... odrzucenia? - przymrużyłam oko.
- Jakiego odrzucenia? Lizzy, ja cię kocham i na pewno sobie poradzimy. Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem ciebie i Ashley w sklepie dla małych dzieci. Potem zaczęło mi się wszystko układać. Twoje zmiany nastroju; byłaś obojętna na wszystko.
- Wiem i nie powinnam. Nie powinnam była tego przed tobą ukrywać, ale naprawdę cholernie się bałam. - mogłam odetchnąć z ulgą.
- Jesteś czasem taka niedopojęcia. - wyciągnął do mnie ręce, po czym podeszłam do niego tuląc się. - Poradzimy sobie. - wyszeptał w moje włosy i tyłem poprowadził nas w stronę łóżka. Odsunął się ode mnie lekko i spojrzał od góry do dołu na moje ciało. Dłoń Harrego powędrowała do rozsunięcia sukienki.
- Harry... co ty... - patrzyłam na niego zdezorientowana. Pocałował mnie abym była cicho, więc postanowiłam się nie odzywać i czekać.
Delikatnie moja sukienka powędrowała na ziemię i wyszłam z niej. Harry uklęknął przede mną i patrząc w moje oczy pocałował mnie w dole brzucha, wypowiadając słowa:
- Moje skarby.

________________________________________________________________________________
Moi Kochani! ♥♥♥
Na pewno jutro pojawi się już ostatni rozdział (epilog) no i to będzie koniec. Zapraszam do czekania i komentowania. 
:*** 
Papa mordeczki ♥

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 99

Dzisiejszy ranek także był okropny. Cała zawartość mojego żołądka wylądowała w kibelku, a ja czułam, że jestem na skraju wytrzymałości. Jeden dzień pozostał do moich urodzin, jutro kończę osiemnaście lat i jeśli mój stan nie przejdzie do jutra, zabije się. Obiecuje.
- Lizzy... - usłyszałam cienki głos Lesie. - Znów...? - zapytała ze współczuciem.
- Tak, znów. - odpowiedziałam zmęczona, wstając z podłogi i od razu udając się do mojego pokoju. Lesie podążała za mną i wiedziałam, że pytania typu 'Harry wie?' mnie nie ominął i tym razem.
- I jak, powiedziałaś...
- Nie. - przerwałam jej w połowie zdania, wiedząc co chciała dalej powiedzieć. Usłyszałam tylko jej westchnięcie.
- Jeśli nie powiesz mu sama, ja to zrobię! - rzekła podwyższonym głosem.
- Nie próbuj nawet. - warknęłam i spojrzałam w okno.
- Po prostu nie wiem na co czekasz. - irytacja była doskonale zauważalna w jej głosie.
- Pozwól, że sama wybiorę odpowiedni moment. - wywróciła oczami na moją odpowiedź.
- Nie przeszkadzam już. - odwróciła się i skierowała do wyjścia. Gdy chciałam ją zatrzymać i przeprosić, było za późno, ponieważ zniknęła mi z pola widzenia.
- Kurwa! - krzyknęłam w poduszkę. Jestem okropną córką, dziewczyną, siostrą wszystkim! Nie potrafię się zmobilizować i powiedzieć tego komuś, kogo kocham. To głupie i cholernie żałosne. Boję się? Kurwa, czego? Przecież Harry mnie kocha, chce dla mnie jak najlepiej. Więc czemu jeszcze zwlekam?
Nie wiem.
Wszystko najgorsze jeszcze przede mną. Kathleen, jej także trzeba powiedzieć.
Nim się zorientowałam rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Zeszłam powoli z łóżka i odebrałam. Dzwoniła babcia.
- Witaj wnusiu. - przywitała się tak miło, że na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Cześć babciu. Jak dobrze, że dzwonisz. - powiedziałam.
- Stało się coś? - jej głos zmienił się lekko w poddenerwowany.
- Nie. - zaprzeczyłam szybko. - Po prostu chciałam z kimś pogadać.
- Oh, miło. - wiedziałam, że się uśmiechnęła. - Dzwonię, ponieważ chciałam ci złożyć życzenia. Wiem kochanie, że urodzinki masz dopiero jutro, ale raczej czasu nie będziesz miała, więc chciałam ci złożyć je dziś. Aaa... I jeszcze prezent już do ciebie wędruje. - zachichotała na końcu.
- Dziękuję babciu, ale z tym prezentem nie trzeba było. - zaśmiałam się cicho.
- No chyba żartujesz... - zganiła mnie. - Osiemnastka na karku i prezent musi być. Mam nadzieję, że nie czujesz się staro? - zaśmiała się.
- Nie babciu. - powiedziałam rozbawiona. Czuję się wspaniale.
- Widzisz... możesz podejmować już własne decyzje... - spoważniała. - Czy myślałaś już o wyprowadzce od Kathleen?
- Um... jeszcze nie. Jej zachowanie zupełnie się zmieniło i naprawdę przełożyłam to na później... A jeszcze szczególnie, że... - przerwałam, gdy zdałam sobie sprawę co chciałam tak naprawdę powiedzieć.
- Że? - nalegała.
- Um... że w pracy mi się dobrze układa, a tak to musiałabym ją zmienić. - wymyśliłam coś na szybko.
- To wspaniale, że jest dobrze. - nie jest.
Usłyszałam pukanie do drzwi, a po chwili pojawił się w nich Harry.
- Wiesz kochanie, nie będę ci już przeszkadzać. Wyślę jutro jeszcze smsa, żeby ci nie przeszkadzać dzwoniąc.
- Nie będziesz mi przeszkadzać i możesz zadzwonić. - powiedziałam spokojnie. Nie chciałabym, aby babcia myślała, że naprawdę nie znajdę dla niej 10 minut.
Harry wpatrywał się we mnie wzrokiem pustym i zwyczajnym, aż mnie przeszły nieprzyjemne ciarki.
- Wyślę smsa. - nalegała. - Papa kochanie.
- Papa, kocham cię.
- Też cię kocham wnusiu. - rozłączyła się.
Spojrzałam na Harrego, a jego mina i wzrok był bezcenny.
- Kogo kochasz? - zapytał szybko.
- Babcię. - odpowiedziałam zwyczajnie. Chłopak tylko kiwnął głową.
Od przedwczorajszego incydentu nie było jeszcze okej. Nie widziałam go wczoraj, lecz zamieniliśmy kilka smsów.
- Nadal będziesz dla mnie taka oschła? - zapytał z lekko przymrużonymi oczami. Widziałam, że go to bolało.
Cholerne moje wahania nastroju.
- Nie chcę... nie chcę tego Harry... - powiedziałam cicho.
Westchnął.
- To czemu taka jesteś?
- Jaka?
- Niemiła dla innym, obojętna na wszystko... - wiedziałam, że był już lekko poirytowany.
- Nieprawda. - zaprzeczyłam.
- Kurwa... - wyszeptał. - Czy może być już po prostu pomiędzy nami okej? - spojrzał mi prosto w oczy. Były takie inne...
- Jestem za. - posłałam lekki uśmiech i skierowałam się w jego stronę. Położyłam dłonie na jego policzkach.
- Harry, czy ty...?
- Nie mogłem spać. - odpowiedział zwyczajnie. Bolało mnie to, gdy spostrzegłam że to przeze mnie.
- Przepraszam... - powiedziałam cicho.
- Ja również. - wyszeptał wprost w moją szyję, a ciepłe powietrze wywołało falę przyjemnych dreszczy. Po chwili jego usta znalazły się na moich. Tak bardzo mi tego brakowało...
- Chciałbym cię gdzieś zabrać. - zaczął, gdy przerwał pocałunek.
- Um... moglibyśmy zostać w domu? - zapytałam cicho. Nie chciałabym nam zepsuć mile spędzonego czasu aby wrócić do domu gdybym się źle czuła.
Otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz nie wyleciało z nich nic.
- Okej. - odpowiedział po chwili lekko się uśmiechając. - Oglądniemy jakiś film? - zapytał.
- Mi pasuje. - pociągnęłam go za rękę i zeszliśmy na dół.
Usiedliśmy na kanapie i włączyłam telewizor w celu wybrania jakiegoś filmu.
- Kathleen jest w domu? - zapytał Harry.
- Nie ma jej. A czemu pytasz? - ciekawość, ciekawość i jeszcze raz ciekawość.
- Tak po prostu. - wzruszył ramionami i wyciągnął do mnie ręce, chcąc abym do niego podeszła. Wspięłam się na jego kolana, przyciągając go do siebie za kark. Zapach, jaki dopływał w moje nozdrza był najpiękniejszym zapachem.
- Ekhm. - usłyszeliśmy kaszlnięcie za sobą. - oderwałam się od Harrego i spojrzałam na Lesie.
- Cześć Harry. - powiedziała posyłając lekki uśmiech. Mój wzrok spoczął na jej twarzy, a serce zaczęło bić mocniej ze strachu, aby nie powiedziała mu TEGO.
- Cześć. - odpowiedział Harry uśmiechając się.
- Um Lizzy, ja jadę z Mattem do jego rodziców. - rzekła i spojrzałam na mnie znacząco po czym skierowała się do drzwi, mówiąc bezgłośnie: "powiedz mu".
Wywróciłam oczami i spojrzałam na Harrego po wyjściu Lesie. Byłam zdenerwowana, ale wiedziałam, że kiedyś muszę to zrobić.
- Harry... - zaczęłam, lecz rozbrzmiał mój telefon. Niech to cholera jasna weźmie! Wzdychając zeszłam z jego kolan i wyjęłam telefon z kieszeni.
Zack...
- Um.. muszę odebrać. - chciałam wyjść, lecz Harrego dłoń zacisnęła się na moim nadgarstku.
- Odbierz tutaj. - zmarszczył brwi, a ja przełknęłam głośno ślinę. Wiedziałam, że jak Harry dowie się kto to, wybuchnie afera i to wielka.
- Lizzy. - upomniał mnie. - Daj to.
Wystawił rękę abym podała mu swój dzwoniący telefon. Stałam wpatrzona w ekran, aż Harry wyrwał mi go z ręki.
- Wiedziałem, kurwa wiedziałem. - jego trzęsące się dłonie przycisnęły zielony guziczek.
- Odpierdolisz się od niej kurwa kiedyś, czy nie? - niemalże wykrzyczał. Schowałam twarz w dłonie i głęboko oddychałam.
-...
- Nie rozumiem po co ci to! Ona jest ze mną i nigdy nie pozwolę jej się do ciebie zbliżyć!
- Harry przesadzasz... - wtrąciłam i podeszłam do niego, lecz zatrzymał mnie ręką aby utrzymać dystans. Nie chciał abym usłyszała co mówi Zack?
-...
- Nie! Nigdy w życiu! Żegnam. - rozłączył się. Harry był wkurwiony i to na maksa.
- Harry...
- Czemu nadal masz jego numer? - zapytał z pretensją.
- Nie wiem, nie myślałam o tym nawet.
- Kurwa, utrzymujesz z nim kontakt? - wykrzyczał. Mimowolnie odsunęłam się o krok.
- Co?
- To co usłyszałaś.
- Chyba do końca ci się coś uroiło w tej głowie. - odwróciłam się na pięcie i skierowałam do swojego pokoju. Harry szedł za mną, a gdy byliśmy na schodach, chwycił mój nadgarstek i zacisnął lekko na nim swoje palce.
- Przepraszam.
- Harry, do cholery! Ty chyba nigdy nie zrozumiesz, że czasy, kiedy kochałam Zacka dawno minęły! Liczysz się dla mnie tylko ty i nikt inny i nie utrzymuję z nim żadnych kontaktów. I przykro mi z tego powodu, że mi nie ufasz. - wycedziłam, wyrywając rękę z jego uścisku.
- Kuźwa, ufam ci. Tylko jemu nie. Wiesz jak on mnie wkurwia i nic na to nie poradzę. - nie był do końca spokojny, lecz spokojniejszy niż wtedy gdy rozmawiał z Zackiem.
- Kurwa, Lizzy stój. - na jego słowa odwróciłam się zrezygnowana i czekałam na to co ma mi do powiedzenia.
- Przepraszam, okej? Nie chciałem aby tak to wyszło, no ale wiesz, że...
- Tak wiem, że go nie lubisz, ale nie wierzysz mi.
- Wierzę, kochanie wierzę.
- No nie powiedziałabym.
- Uh... proszę cię no. - złapał mnie za ręce. Spojrzałam na dół i westchnęłam.
- Nie chcę cały czas od początku ci tego powtarzać. Chciałabym aby było już okej. Coraz więcej się kłócimy... - to po części twoja wina; moje sumienie ma rację.
- Nie chcę tego cholernie... Kocham cię... - przysunął się bliżej mnie.
- Kocham cię też... - cmoknęłam jego usta. - Idę pod prysznic. - wyszeptałam zagryzając wargę i mając nadzieję, że Harry pójdzie ze mną.
- Przyłączę się. - mruknął rozpinając swoją koszulę. Szłam rozbawiona do pokoju, gdy Harry próbował nade mną nadążyć.

______________________________________________________________________________

Hejo ♥
Wiem, że znów zawaliłam, bo rozdział miał być już jutro, ale naprawdę wieczorem już nie miałam warunków do napisania 99 rozdziału. 
To już PRAWIE KONIEC ;') 
Jeszcze dwa rozdziały w tym epilog i THE END :)

poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 98

Najlepszym sposobem na odprężenie się choć przez chwilę było wspólne spędzenie czasu z Harrym, Lesie i Mattem. Nikt nie miał zastrzeżeń do spotkania naszej czwórki, lecz wręcz przeciwnie mieliśmy na to ochotę.
- I jak tam? - zaczęła Lesie. Spojrzałam na nią pytająco. - No wiesz...
- Aaa... O to chodzi. Teraz jest dobrze, a...
- Harry wie?
Spuściłam głowę, tym samym dając Lesie odpowiedź.
- Czemu zwlekasz? - odstawiła szklankę na blat podchodząc do mnie. - Nie uciekaj przed prawdą. To jest najlepszy sposób.
Lesie miała rację. Zachowywałam się jak tchórz, lecz naprawdę bałam się.
- Wiem Lesie, ale... nie wiem... coś mnie powstrzymuje... - głupie tłumaczenia, Lizzy.
- Co niby? Jeśli...
Przerwał jej dzwonek do drzwi. Lesie otworzyła, a w nich Harry i Matt we własnych osobach. Harry bez problemu wyszukał mnie wzrokiem i posłał lekki uśmiech.
- Gotowe? - zaśmiałam się, gdy Matt spojrzał na Lesie rozbawiony, gdy ta paradowała jeszcze w piżamach.

***

- Lesie, to nie... - marudziłam, gdy dziewczyna trzymała w rękach aksamitną sukienkę przed kolana.
- Dlaczego? - zapytała lekko oburzona, najwidoczniej nie zadowolona z mojego podzielnego zdania.
- Dziwna. - zrobiłam skwaszoną minę, na co wywróciła oczami i odeszła z Mattem za rękę dalej.
- Ej, co jest? - Harry chwycił mnie w pasie i odwrócił w swoją stronę. Przyjemne ciepło spowodowane jego dotykiem rozlało się po moim ciele.
- Nic nie jest. - posłałam sztuczny uśmiech. Widziałam jak Harry odpuścił i złapał mnie za rękę zmierzając w stronę Matta i Lesie.
- Idziemy czegoś poszukać dla mnie. - oznajmił im Harry i lekko pociągnął mnie w swoją stronę.
- Idziemy? - droczyłam się.
- No przecież mi pomożesz. - cmoknął mój policzek i szedł dalej.
Byłam zła na siebie, że nie starałam się choć w najmniejszym stopniu być miła dla innych.

- Nie. - marudziłam, gdy Harry pokazał mi koszulę w ciemną kratę.
- Nie. - dodałam.
- Nie.
- Eh. - westchnął. - Szybciej bym coś wybrał gdybym przyszedł sam. - powiedział cicho nadal przeszukując rzeczy.
- Mogę wrócić do nich jeśli chcesz. - wzruszyłam ramionami i opadłam na małą kanapę koło przymierzalni.
- Nie o to chodzi. - widziałam po jego ruchach, że powoli się irytował. - Od kilku dni jesteś nieznośna. Nie da się czasami z tobą wytrzymać. - auć.
Bez słowa wstałam i wyszłam se sklepu kierując się w dół ruchomych schodów.
- Lizzy, gdzie idziesz? - poczułam szarpnięcie za nadgarstek, które zatrzymało mnie. - Nie mów, że cię uraziłem. Jestem po prostu szczery.
- Aż za bardzo. - wywróciłam oczami.
- Mówię jak jest. Jesteś... niemiła. - dodał.
- W takim razie chcę, abyś ode mnie odpoczął i daję ci wolny czas. - podniosłam głos starając się wyrwać rękę z jego uścisku.
- Mogłabyś chociaż raz się mnie posłuchać? - syknął niemalże szeptem. Wiedziałam, że nie chciał awantury na środku sklepu. Zatrzymałam wszystko swojego ruchy patrząc na niego z rezygnacją. - Powiedz mi o co chodzi.
- Nie. - zaprzeczyłam.
- Jak to nie?! - podniósł głos.
- Bo o nic nie chodzi. Jestem zmęczona, to tyle. - mój ton był obojętny i wiedziałam, że Harry zaczyna naprawdę mieć mnie dosyć.
- O nic nie chodzi?! Może w końcu do kurwy nędzy dowiem się co jest grane! Zachowujesz się tak, jakby nasz związek nie miał dla ciebie już najmniejszego znaczenia! - wykrzyczał mi prosto w twarz i szybkim krokiem udał się na dół. W myślach uderzyłam się w twarz. Jestem skończoną idiotką.
Nie mogę dłużej znieść mojego zachowania, a co dopiero musi czuć Harry. On się ze mną męczy. Doskonale widzę, że mu na mnie zależy, że żadna ciąża nie zepsułaby tego co budowaliśmy już razem tyle czasu, lecz cholera boję się! Nie wiem czego ale się boję! Jeśli mu tego nie powiem jak najszybciej... wszystko będzie skończone.
- Gdzie masz Harrego? - usłyszałam za sobą głos Lesie.
- W..wyszedł... - powiedziałam skruszonym głosem. Dziewczyna wiedziała, że nie powiedziałam mu jeszcze tego, a w dodatku posprzeczaliśmy się.
- Nie wiesz gdzie?
- Nie mam pojęcia... Jestem idiotką.
- Nie mów tak... - przytuliła mnie i szeptała do ucha coś w stylu 'ciii'.
Wyszliśmy z galerii i widziałam w samochodzie Harrego, który oparty był głową o kierownicę. Wsiedliśmy cicho i do końca drogi było niezręcznie, do czasu gdy Harry ustał pod naszym domem.
- Pogadajcie sobie. - powiedziała Lesie i wyszli z samochodu wchodząc do domu.
Zostałam z nim sama. Było cicho, a niezręczność pływała gdzieś w powietrzu. Chłopak nie patrzył w moją stronę, lecz gdzieś bardzo daleko za okno. Wypuszczał cicho powietrze z płuc, a mnie krajało się serce, że przeze mnie musiał się uspokajać.
- Ja... - zaczęliśmy w jednym momencie.
- Mów pierwszy. - rzekłam cicho spuszczając głowę w dół. Gdyby nie było pomiędzy nami tego napięcia, Harry kazałby mi mówić pierwszej, lecz teraz na pewno nie miał ochoty na dodatkowe sprzeczki.
- Nigdy nie chciałem dla ciebie źle. Kocham cię najbardziej na świecie i boli mnie to, gdy wiem, że coś przede mną ukrywasz. I nie możesz mi wmówić, że jest inaczej. Nie chcę się upierać, ale wiem, że mam rację. - masz Harry, masz. - Dlatego...
Przerwał nam dzwoniący telefon.
- Odbierz. - rzekł zrezygnowany i ponownie odwrócił się do okna, a ja wygrzebałam z kieszeni telefon. Dzwoniła Kathleen.
Chciała abym jak najszybciej przyszła do domu, bo pani Shannon prosiła mnie o opiekę nad Debby gdyż Kathleen i ona gdzieś wychodzą.
- Już idę. - powiedziałam i rozłączyłam się. - Harry, muszę lecieć...
- Rozumiem. - odpowiedział bez emocji. Zacisnęłam mocno oczy chcąc pozbyć się napływających łez.
- Więc cześć. - powiedziałam.
- Nie wiem czy jutro się zobaczymy, bo muszę jechać za Londyn. - dodał cicho.
- Rozumiem. - powiedziałam tak samo jak on sprzed sekundy. Otworzyłam drzwi i chciałam wyjść, gdy Harry przyciągnął mnie za rękę i umieścił swoje usta na moich.
- Kocham cię. - wyszeptał i pogłaskał mnie po policzku. Widziałam jaki miał ból w oczach. Były zaszklone, więc albo płakał, albo ma taki zamiar. Lekki uśmiech wkradł mi się na twarz.
- Kocham też. - wyszłam z samochodu. Gdyby nie to, że musiałam wracać szybko do domu, powiedzielibyśmy sobie już wszystko i byłoby już w stu procentach okej, lecz teraz... nic się nie poprawiło...





_____________________________________________________________________________

Kolejny rozdział pojawi się albo dziś, albo jutro! Czuwajcie!

środa, 4 marca 2015

Rozdział 97

Wypadłam z łóżka jak poparzona i pędem znalazłam się w łazience, wypróżniając zawartość mojego żołądka. Nigdy nienawidziłam zwracać. Łzy zaczęły szybko spływać po mojej twarzy, a opadłam obok kibelka na ziemię po prostu płacząc. Traciłam wszystkie możliwe siły, musiałam powstrzymywać się przed Harrym, żeby nie płakać lub udawać że jest wszystko okej.
Nie wiem czemu się boję powiedzieć. On na pewno by to zrozumiał, na pewno by powiedział, że dalibyśmy sobie radę.
Ponowne odruch wymiotów.
- Lizzy? - do łazienki weszła Lesie, która napotkała moje zapłakane oczy. Jej twarz wyrażała tylko przerażenie. Wstałam resztkami sił i podeszłam wtulić się w jej ramiona. Początkowo była lekko zszokowana, lecz objęła mnie ramionami.
- Co się stało? - spytała odrywając mnie od siebie i nalegając żebym na nią spojrzała.
- Lesie... j..ja... - jąkałam się, a płacz coraz bardziej uniemożliwiał mi mówienie.
- Co ty? - pytała dalej.
- J..jestem w ciąży... - wybuchnęłam gorzkim płaczem. To była chwila, gdzie naprawdę uświadomiłam sobie w jakim ja stanie się znajduje. Jak mogłam do tego dopuścić? Moje kontakty z Harrym lekko się popsuły; jestem spięta, mam ciągłe dreszcze. Boję się.
- Co ty mówisz? - wyszeptała.
- Tak... Lesie.. to był przypadek... z Harrym mieliśmy m..mały kryzys, a później... sama wiesz... - przecierałam oczy, a ta czynność była nieprzerywalna.
- O Boże... - szepnęła ponownie i wtuliła się we mnie. - Co na to Harry? - obawiałam się tego pytania.
- On.. on nie wie. - powiedziałam cicho.
- Co? - niemalże krzyknęła. - Jak to nie wie?
- No po prostu... - wyszeptałam.
- Musisz mu powiedzieć i to jak najszybciej! - chwyciła mnie za kark i przyciągnęła do swojej piersi przytulając i głaszcząc uspokajająco włosy. - Poradzicie sobie. A raczej poradzimy. Zobaczysz.

Nie poszłam do pracy. Siły całkowicie mnie opuściły i leżałam w łóżku gapiąc się beznamiętnie w sufit. Pół godziny Lesie mnie uspokajała. Sytuację tą można porównać bez oporu to tej, co Kathleen mnie zostawiła. Byłam na skraju załamania, a teraz to się powtarza. Ciąża - dziecko, to niby nic nadzwyczajnego, lecz wymaga dużego wysiłku i poświęcenia, a w szczególności od niedoszłej osiemnastolatki.
Usłyszałam dzwonek mojego telefonu, chwyciłam go i odebrałam nie patrząc kto dzwoni.
- Cześć kochanie. - Harry.
- Hej. - odpowiedziałam cicho. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, żeby wreszcie się ogarnąć i zacząć normalnie z nim rozmawiać.
- Dobrze się już czujesz? - zapytał z troską w głosie.
- Um... już tak. - po części skłamałam. Byłam najgorszym tchórzem o jakimkolwiek się słyszało.
- To dobrze. Wiesz.. martwię się o ciebie. Jesteś ostatnio taka jakaś dziwna... - powiedział podejrzanie. Przełknęłam gulę formującą się moim gardle.
- Wydaje ci się, Harry.
- Nie Lizzy, wcale mi się nie wydaje. Jesteś spięta, masz niesamowite wahania nastroju. Masz mi coś może to powiedzenia? - o kurwa.
- Nie... chyba.. - powiedziałam niepewnie. - A mam? - zaśmiałam się nerwowo.
- Ja to mam wiedzieć? Ciebie się pytam. - prychnął. Czułam jakby serce za chwilę miało mi eksplodować. To nie jest rozmowa na telefon, lecz twarzą w twarz tym bardziej bym mu tego nie powiedziała.
- Nie, nie mam. - starałam się brzmieć pewnie, lecz nie miałam pojęcia czy mi wyszło. Raczej nie.
- Okej. - wyczułam sztuczny uśmiech na jego twarzy. - Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim? Wiesz, że ze wszystkim poradzilibyśmy sobie? - kuźwa, on się domyśla.
- Tak, wiem o ty Harry doskonale. - najwidoczniej nie wiem.
- To dobrze. - odpowiedział. - Przyjechałbym dziś do ciebie, ale Zayn poprosił mnie żebym pomógł mu poprzenosić meble w jego domu, więc  się dziś nie zobaczymy.
- Okej.
- Tylko tyle? - zapytał z jakby udawaną pretensją.
- Oh Boże Harry! Taka szkoda, że się dziś nie zobaczymy! - powiedziałam teatralnie, a na końcu się zaśmiałam.
- To było udawane. - fuknął niby urażony.
- No kochanie, wiesz dobrze, że już tęsknię. - posłałam mu buziaka przez telefon.
- Ja też, a teraz ci nie przeszkadzam i kończę.
- Nie przeszkadzasz Harry. - zaprzeczyłam.
- No nie wiem...
- Harry. - zganiłam go.
- No dobra wiem. Ale i tak już kończę. Kocham cię pa. - rzekł.
- Też kocham. - zakończyłam rozmowę. Kolejna szansa na powiedzenie mu przepadła, a jedyne co mnie martwi to to, że zaczął zapewniać mnie o tym, że sobie poradzimy. Może on domyślił się wszystkiego i próbuje mnie zachęcić do powiedzenia mu?

***

Kolejny dzień i kolejne zmagania ze wszystkim. Dziś nie idę do pracy, lecz dzwonił do mnie szef i pytał czemu tak nagle przepadłam. Opowiedziałam mu o moim złym stanie, martwił się o mnie i powiedział, że coraz częściej jest coś ze mną nie tak. Obiecałam mu, że pójdę do lekarza, lecz tego nie zrobię.

Po rozmowie z Ashley, która oczywiście wypytywała mnie o mój stan, poszłam nam załatwić wizytę u makijażystki i u fryzjera na dzień moich urodzin. W końcu to już za 4 dni...
Gdy wracałam ujrzałam znajomą twarz. Był to Scott z jakąś dziewczyną.
- Jak cię dawno nie widziałem. - zaśmiał się i przytulił mnie. - Wyglądasz marnie.
- Też tęskniłam. - zaśmiałam się. - Jestem lekko przeziębiona i tak.
- Za cztery dni twoje urodziny, masz wyzdrowieć do końca, zrozumiano? - nakazał.
- Aaa.. zapomniałbym. Lizzy, to jest Megan moja koleżanka, Megan - Lizzy moja przyjaciółka. - przedstawił nas. Dziewczyna wydawała się być bardzo miłą osobą; uścisnęła moją dłoń i posłała bardzo przyjazny uśmiech.
- Wracasz do domu? - zapytał, na co kiwnęłam głową.
- Wsiadaj, podwiozę cię.
Nie zaprzeczałam, ponieważ było zimno i chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu.

Zamknęłam cicho drzwi i do moich uszu doszły dźwięki śmiechu. Rozebrałam się i powędrowałam do kuchni sprawdzić co jest. Nie było tam nikogo innego jak Marcusa i Kathleen. Posłałam im uśmiech i chciałam opuścić pomieszczenie, lecz Kathleen zatrzymała mnie.
- Jak  tam przygotowania do osiemnastki? - zapytała przyjaźnie.
- A bardzo dobrze. Większość jest już załatwione. - odpowiedziałam jej tym samym tonem.
- To będzie w klubie Harrego, tak? - kiedyś na same wymówienie jego imienia jej mina zrzedniała, a teraz widać jak bardzo szczęśliwi są z Marcusem. I się z tego cholernie cieszę.
- Tak. Załatwił już wszystko. - uśmiechnęłam się.
- To dobrze. - westchnęła. - Wszystko w porządku? Jakaś blada jesteś... - podeszła do mnie i przystawiła dłoń do czoła... była taka zimna...
- Tak. Jestem trochę zmęczona. - zmrużyłam oczy.
- Nie pracowałaś, więc to dziwne.
- Taak, ale nie wyspałam się. - odpowiedziałam jak najwiarygodniej i chciałam iść, gdy chwyciłam lekko mój nadgarstek.
- Uważaj na siebie zawsze. - przestrzegła i posłała mi uśmiech, a odpowiedziałam jej tym samym.
Nie mogłam jej poznać. Ta kobieta była zupełnym przeciwieństwem kobiety jeszcze sprzed miesiąca.

___________________________________________________________________________

Witajcie Kociaki! 
Nie mam nic innego do powiedzenia jak tylko to, że prosiłabym o komentarze, bo do końca FF zostały już tylko 4 ROZDZIAŁY WRAZ Z EPILOGIEM!
Chciałabym znać Waszą opinię, jest to dla mnie cholernie ważne, bo nie mam pojęcia czy brać się za kolejne ff, a już pomysł mam.
Więc pokażcie, że Wam (być może) zależy ;) 
Kocham ♥