środa, 24 września 2014

Rozdział 75

Uwaga!
Rozdział zawiera sceny erotyczne przeznaczone dla osób dorosłych. Czytasz na własną odpowiedzialność! (Możesz także ominąć rozdział).

Niewiele mogłem zrobić, słysząc głos kobiety, która definitywnie niszczyła to, co z Lizzy zbudowaliśmy. Chciałem pozbyć się jej z naszego życia, szczególnie wtedy, gdy usłyszałem od Lizzy słowa, że jednak spróbuje jej ponownie zaufać czy coś takiego.
Brednie! Taka osoba nigdy się nie zmieni, nie wiadomo jak by się tego oczekiwało, czy chciało. Kathleen histeryzowała, gdy tylko ujrzała nas koło siebie, nie mówiąc już o naszym zaakceptowaniu. A najgorsze było to, że nikt z nas nie znał powodu, dla którego ta kobieta robiła się nieprzewidywalna. Chciała po prostu, żebym pozostawił Lizzy w spokoju, czego nigdy nie zrobię. Za bardzo ją kocham.
- Ciocia! - krzyknął mały chłopczyk, prawdopodobnie o imieniu Casper. Zerwał się na nogi, podbiegając do Kathleen, Lesie i Jacoba, zapominając zupełnie o tym, że Lizzy została obok mnie, co było powodem naszej kilkuminutowej "kłótni".
- Cześć Casper! - uśmiechnęła się fałszywie. Ona nie posiada szczerego uśmiechu...
Przysunąłem się bliżej Lizzy, żeby jej, ale także sobie dodać otuchy. Przybyła rodzina Lizzy przywitała się ze wszystkimi, a Lesie i Jacob kiwnęli do nas głowami. To było nieprawdopodobne, że rodzice Lizzy i mój tato zginęli razem... Może to nas połączyło? Nie myślę o tym...
- Cześć wam! - podeszła do nas Lesie i usiadła na fotelu przed nami. - Co nic nie mówicie? - wyglądała na szczęśliwą. Zastanawiałem się, czy Lizzy zwierzała się swojej przybranej siostrze o problemach, jakie sprawiała mama Lesie. Jak mogłaby się czuć słysząc okrutne słowa o swojej mamie? Popierałaby stronę Lizzy, czy raczej rodzicielki?
- Po prostu. Straciliśmy główny obiekt zainteresowania jakim był Casper. - słodki chichot opuścił usta Lizzy. To niewyobrażalnie niesamowite mieć przy sobie osobę, która cię kocha, a ty kochasz ją. Wiesz, że nic nie jest w stanie was rozdzielić, bo oboje wypełniamy swoje wady.
- Oh. Casper to złote dziecko. - zaśmiała się Lesie.
- Ale także mały złodziej, bo chciał ukraść mi dziewczynę. - wtrąciłem i bardziej objąłem moją dziewczynę.
- Nie miałabym nic przeciwko gdyby mnie porwał. - uśmiechnęła się na ostatnie słowa.
- Wiemy dobrze, że żartujesz. - z Lesie przybiliśmy sobie piątkę.
- Nieprawda. - zaśmiała się głośno.

***

Nie wiem ile czasu zajęło nam gadanie o wszystkim i o niczym przy rodzinnym stole. Siedziałem koło Lizzy (rzecz jasna) i co chwila wkładałem rękę pod stół chwytając ją za kolano. Widziałem jak uśmiechała się pod nosem, oczywiście dyskretnie, bo Kathleen czuwała nad naszym każdym ruchem. Nie zdziwiłbym się gdyby wstała w tej chwili od stołu i zaczęła rzucać pretensjami w naszą stronę, że nie skupiamy się na wspólnej rozmowie, lecz bawimy się jak małe dzieci chwytając się za kolanko, ojoj...
Oczywiście mi sprawiało to przyjemność, Lizzy mógłbym dotykać cały czas, śledzić każdy najmniejszy milimetr jej ciała. Chciałbym aby zawsze dzieliła się ze mną swoimi kłopotami, żeby nie zwalała tego na siebie, żebyśmy rozwiązywali je razem, w każdej chwili wspierali się.
- Oh, Harry. Opowiedz coś o sobie. - zaczęła Kathleen z bardzo nikczemnym uśmieszkiem na okropnej twarzy. Trzy lata tamu popełniłem największy błąd w moim życiu... - myślę, że każdy chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o tobie. - posłała mi jednoznaczny uśmiech. Chciała mnie wtopić, jednak nie tak łatwo będzie.
- No więc... - poczułem rękę Lizzy na moim kolanie. Posłałem jej uspokajający uśmiech, wierząc, że uspokoi ją to, tak jak i mnie. - Jestem współwłaścicielem klubu w Londynie, razem z kolegami. Mam mieszkanie, gdzie mieszkam sam... - jeśli wyrzucisz z domu Lizzy, wkrótce z nią. - Mój ojciec zginął w wypadku samochodowym... - oczywiście pominąłem wątek, że z Lizzy rodzicami -...moja mama  mieszka w Londynie.
Mogłem po minach wszystkich stwierdzić, że słuchali mnie z ciekawością. Ciekawe jaki jeszcze zestaw pytań mnie czeka.
- Co robiłeś kilka lat temu? - Kathleen jak zwykle musiała dopiąć swego. Bałem się, że powie o wiele słów za dużo, jeśli sam się do tego nie przyznam.
- Kilka lat temu mieszkałem z mamą i siostrą, która aktualnie jest na studiach. Długo nie mogłem pozbierać się po śmierci ojca. - odpowiedziałem szczerze na pytanie. Lizzy spojrzała na mnie i pocałowała w policzek. Widziałem konkretnie jak Kathleen wgapia się w nas i oczekuje, że co? Że przeprosimy za to, co zrobiła przed chwilą Lizzy?
- Miałeś kiedyś do czynienia ze związkiem? - zadała kolejne pytanie, a tuż obok mnie usłyszałem kaszlnięcie Lizzy. Wymuszone oczywiście. Doskonale wiedziałem, że Lizzy nie chce słuchać odpowiedzi na moje pytania, ale także samych pytach, które niewiadomo do czego mogły doprowadzić.
- Kathleen, przestań. - wysyczała babcia Lizzy.
- Pytam tylko. - zmrużyła oczy. Wszystko stało się niezręczne, pytania ucichły, ale przynajmniej ktoś przerwał docinki Kathleen.

***

- Przepraszam cię za Kathleen... jeszcze ta sytuacja przed wyjściem... - przerwała pięciominutową ciszę pomiędzy nami w drodze powrotnej.
Fakt, wkurwiło mnie to, jak TA kobieta podeszła do mnie i zaczęła opowiadać, że załatwi mi jakąś dobrą dupę, ale tylko żeby zostawił Lizzy w spokoju. 
- Nie przepraszaj. - opowiedziałem i położyłem dłoń na kolanie, jadąc w górę. To na serio nie była jej wina i nie może przepraszać mnie za każde złe zachowanie jej cioci. To psuje nasz związek, nie możemy brnąć do przodu, bo Lizzy jest cały czas przygnębiona i niewiadomo o czym myśli.
- Proszę. Nie zawalaj sobie nią myśli. - jęknąłem i ścisnąłem lekko udo Lizzy. Widziałem jak uśmiechnęła się pod nosem, a mnie to bardziej nakręciło.
- Możesz odwieźć mnie do domu? Kathleen mnie o to prosiła... - powiedziała tak cicho, jakby bała się mojego wybuchu.
- O Boże... - jęknąłem przeciągle. Myślałem, że my dziś... uh, okej, nieważne.
- Har...
- Okej, okej. - przerwałem jej, ale i tak nie miałem zamiaru jej tam odwozić. Zostaje dziś ze mną.

***

- Mówiłeś, że mnie zawieziesz do domu, i co? - naskoczyła na mnie od razu po wejściu do mojego mieszkania. Do wiecznego przygnębienia, zaliczamy także wahania nastroju.
- Kochanie, nie mogę pozwolić na to, że wykończysz się psychicznie. - podszedłem do niej całując ją w czoło i przytulając mocno do siebie. Oparłem brodę o jej głowę i głośno westchnąłem. - Kocham cię i nie pozwolę na to, okej?
- Mhm... - mruknęła.
- Nie ma 'mhm' tylko jest tak. - zaśmiałem się, zarzucając dziewczynę na ramię i kierując się do sypialni.
- Debilu, puść! - krzyczała i uderzała w moje plecy małymi pięściami.
- Oj mała. Nie boli mnie to. - zaśmiałem się i gdy doszedłem do łóżka rzuciłem ją delikatnie na nie. Zawisłem nad nią, po czym potarłem swoim nosem o jej. Zachichotała cicho, ale nagle jej oczy otworzyły się szeroko.
- Harry, patrz za siebie! - powiedziała to tak przerażona, że serio ja także się przestraszyłem i szybkim ruchem odwróciłem się. Nic tam nie było, a Lizzy zniknęła za drzwiami, wyrzucając mi język. Kocham cię i bez powodu nie rzucałbym cię na łóżko. Nie uciekniesz mi mała.

*** Oczami Lizzy ***

Szybko zamknęłam się w łazience, nie chcąc być dopadnięta przez Harrego. Myślałam, że moje szanse na ucieczkę są znikome, jednak nie wszystko w życiu najwyraźniej musi mi się nie udawać. Chciałam trochę się z nim podroczyć.
-Oh. - usłyszałam westchnięcie. - Tak się ze mną bawisz? - zaśmiał się i dokładnie wiedziałam, że oparł się o drzwi. - Poczekam tu sobie, nigdzie się nie wybieram i mam czas. Tylko wiedz jedno, że moja pewna część ciała za chwilę eksploduje z podniecenia. Radziłbym... najzwyczajniej w świecie ci się pospieszyć. - odpowiedział z nutką rozbawienia w głosie, na co zachichotałam.
- Może... zastanowię się nad tym. - zaśmiałam się i także oparłam się o drzwi. Szybko poczułam jak coś mnie szturcha w plecy i odwróciłam się widząc palca Harrego wsadzonego przez dziurkę w drzwiach, jakie to zazwyczaj mają drzwi od łazienek.
- Wychodź, kochanie. Muszę się odlać. - jęknął Harry.
- Trudno. Byłam pierwsza. - zachichotałam i chwyciłam jego palca, ciągnąć lekko.
- Mam skojarzenia, ale to mniej ważne. - krzyknął Harry i oboje zaczęliśmy śmiać się, a ja puściłam jego palca. - Wyjdziesz? - wiedziałam, że na jego twarzy zagościł cwaniacki uśmieszek, który tak bardzo kochałam, ale także podniecał mnie.
- Ale obiecaj, że nic mi nie zrobisz. - Powiedziałam żartobliwie. - No nie, tylko cię przelecę. - rzekł rozbawiony.
- Harry...
- Oj, dobrze. Już okej, ale wyjdź. - Stuknął lekko w drzwi. Tak czy siak postanowiłam otworzyć je i uciec do sypialni, mam nadzieję z takim efektem jak to łazienki. Harry nie zdążył zauważyć mojego wyślizgnięcia, bo siedział na ziemi na szczęście oparty o ścianę, a nie o drzwi od łazienki, bo by dostał..
Wskoczyłam na łóżko uśmiechając się i zginając nogi w kolanach, a po chwili zobaczyłam Harrego, jak kocim ruchem zbliża się do mnie. Poczułam, jak materac za mną ugina się, po czym zobaczyłam Harrego nogi, po obu stronach mojego ciała. Przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej, dając mi niesamowite ciepło. Zaczął całować moją szyję, lekko przygryzając i liżąc ją.
- Czemu uciekłaś? - seksowna chrypka wkraczała powoli w nocny tryb Harrego.
- Bo mi się tak chciało. - zaśmiałam się i po chwili Harry obrócił nas tak, że leżałam pod nim, a on wisiał nade mną. Rozpoczął namiętny pocałunek, którego w tej chwili najbardziej potrzebowałam. Moje palce szybko znalazły się we włosach Harrego, lekko ciągnąc za końcówki, co wywoływało jęknięcia i pomruki u chłopaka, a to coraz bardziej mnie nakręcało. Kochałam patrzeć i słuchać jak mu się to podoba. Ciepłe dłonie znalazły się w mgnieniu oka na moim brzuchu, rozpalając ogień w dolnych partiach mojego podbrzusza.
- Kocham cię, Lizzy. - wysapał Harry, gdy tylko przerwaliśmy kontakt ze swoimi wargami.
- Kocham cię bardziej. - wyszeptałam, całując chłopaka w czoło. Moje palce szybko chwyciły koniec koszulki Harrego, a ten pomógł mi ją z niego ściągnąć. Ukazała mi się umięśniona klatka Harrego, która razem z tatuażami tworzyła coś pięknego, coś niesamowitego, na co mogłabym patrzeć nieprzerwanie. Nie wyobrażałam sobie życia bez Harrego. Pewnie gdybym straciła z nim kontakt - bo sama KIEDYŚ tego chciałam - śmiałabym się teraz razem z Kathleen w drodze powrotnej od babci...
Moja koszulka w bardzo szybkim tempie znalazła się na ziemi, powodując u Harrego uśmiech zaraz po tym jak ujrzał mnie w samym staniku. Smukłe i długie palce chłopaka walczyły z moim guzikiem od spodni żeby rozpiąć je. Szybkim ruchem ściągnął je ze mnie i rzucił za siebie. Zrobił to tak zmysłowo, że podniecałam się coraz bardziej. Płonęłam, chciałam czuć jak najwięcej dotyku Harrego na mojej skórze.
- Harry... - wysapałam, gdy przeleciał wzrokiem po całym moim ciele. Zbliżył twarz do mojej i po raz kolejny zaczął muskać moje usta, powodując wariowanie mojego umysłu. Gdy chciałam wsunąć język do jego ust, szybko oderwał się ode mnie, powodując skwaszoną minę na mojej twarzy, po czym zsunął z siebie spodnie razem z bokserkami.
Sięgnął do szufladki po prezerwatywę, bez zwlekania zakładając ją na swojego członka. Wspinając się na łóżko, nie szczędził sobie oglądania mnie z przygryzaniem wargi. Nie było momentu, gdzie leżałabym w totalnym bezruchu; cały czas wierciłam się, domagając się więcej i więcej.
Palce Harrego znalazły drogę do zapięcia mojego stanika, zwinnym ruchem odpinając go i rzucając za siebie. Jęczałam pod nim, gdy lizał moją skórę na dekolcie i ssał twardniejące sutki. Zwinnym ruchem pozbył się moich majtek. Szybko odnalazł moje usta, wsuwając język do środka, chcąc odwrócić moją uwagę od zagłębiającego się we mnie penisa Harrego.
- Tak bardzo cię kocham. - wyszeptał, nie oddzielając od siebie naszych warg. Zaczął pracować biodrami, przenosząc jedną rękę tuż obok mojej głowy, a drugą błądził po całym moim ciele. Nie wiedziałam co zrobić ze swoimi rękoma, więc w jednej dłoni ścisnęłam kawałek prześcieradła, a drugą wplotłam we włosy Harrego. Jęczeliśmy sobie nawzajem w usta, co powodowało, coraz bliższy koniec tej przepięknej chwili.
- Nigdy... cię... nie stracę... - mówił z przerwami, gdy całował moją szyję, schodząc coraz niżej. Też cię nie stracę...
Jęknęłam przeciągle, gdy Harry przyspieszył ruch swoich bioder.
- Wszystko w porządku? - zapytał ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Szybko cmoknęłam go w usta, dając mu potwierdzenie, że wszystko jest okej.
Na Harrego czole zaczęły formować się maleńkie kropelki potu, więc jedną dłonią przetarłam jego czoło, całując go w nie. Posłał mi przepiękny uśmiech, który zawsze będzie znaczył dla mnie bardzo wiele.
Sapanie, pomrukiwanie sprawiało, że powietrze wydawało się gęstnieć z każdą kolejną sekundą.
- Patrz na mnie, kotek. - podniósł mój podbródek, całując mnie w niego. Ciężko było mi utrzymać otwarte oczy, bo same zamykały mi się z przyjemności, jaką teraz odczuwałam, ale jeśli Harry tego chciał, ja również tego chciałam.
Nieprzerwanie powtarzając swoje imiona, doszliśmy w tym samym momencie, a Harrego dłoń tuż obok mojej głowy zacisnęła się w pięść, a ciało bezwładnie opadło na moje. Głaskałam chłopaka po jego wilgotnych plecach, czując na mojej klatce piersiowej bicie jego serca.
Gdy nasze oddechy unormowały się, Harry wyszedł ze mnie, zdejmując z siebie zużytą prezerwatywę i odkładając ją na szafkę. W tej samej chwili wślizgnęłam się szybko pod kołdrę, a po chwili Harry znalazł się pod nią razem ze mną. Wtuliłam się do niego bardzo mocno, że nic bu się pomiędzy nas nie zmieściło.
- Kocham cię najbardziej na świecie. Nikogo innego nie kocham tak bardzo. - wyznałam mu to, co tak naprawdę myślałam i czułam.
- Także kocham cię najmocniej, że już mocniej się nie da. - pocałował mnie w czubek głowy.
- A twoja mama? - zapytałam podnosząc na niego głowę i patrząc mu w oczy.
- Kocham ją, ale chyba nie tak mocno jak ciebie. - skarciłam go za jego słowa. Jak można nie kochać najmocniej swojej mamy?
- A ty kochasz Kathleen? - zadał pytanie, a ja od razu lekko posmutniałam.
- Nie wiem...
- Ona nas zniszczy, mówię ci to. - powiedział i ścisnął mnie bardziej.
- Oczywiście, że zniszczy, jeśli cały czas będziesz to powtarzał. - pocałowałam go w policzek i położyłam głowę na jego klatce piersiowej.
- Nie oddam cię jej. Nie martw się o to, a teraz śpij. - ponownie otrzymałam pocałunek w czoło, po czym Harry zgasił lampkę na szafce.
- Dobranoc, kochanie. - powiedziałam i wiem, że Harrego zdziwiło to, że się tak do niego zwróciłam, ale go kocham i będę tak na niego mówić.
- Dobranoc skarbie. - ponownie przytuliłam go, od razu zasypiając.

_______________________________________________________________________
Cześć!
Opsik, opsik!
Mam nadzieję, że nie dostanę ochrzanu za tak długą nieobecność? :)
Otóż rozdział miał być już wczoraj, ale usunęło mi się prawie wszystko i musiałam pisać od początku... Ale za to proszę bardzo jaki dłuuuugi :D
Prosssszę o komentarze, bo są znikome, ale pod poprzednim rozdziale było fajnie :D
KOCHAM WAS, NIE ZAPOMNIJCIE! :D

poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 74

W zupełności jestem pewna, że Harry się na mnie obraził. Zdradza go jego mina, gdzie zaciśnięta szczęka i skupiony niewiadomo na czym wyraz twarzy towarzyszą mu, gdy po tym jak położył się, od razu się podniósł.
Nie zrobiłam nic, żeby go przeprosić, bo to przecież nie jest moja wina w żadnym stopniu. Nie czuję się dobrze, już na samą myśl, co przeżywam teraz w domu, robi mi się niedobrze. Od nikogo, nawet od Harrego w tej chwili nie dostałam pocieszenia, jakiejkolwiek pomocy. On tylko myśli o tym, żeby powiedzieć Kathleen kilka przykrych słów, a wtedy na pewno mnie zostawi i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Nie! Harry, tak nie będzie. To nie jest w zupełności tak, że w ogóle mi na niej nie zależy. Spędziłam z nią jedną czwartą swojego życia i nie powiem, że się do niej nie przywiązałam. Kocham ją, ale w inny sposób. Nie tak jak matkę.
- Harry? - odezwałam się po chwili, gdy uznałam ją za dobry moment na rozpoczęcie konwersacji. - Odezwiesz się do mnie, czy będziesz strzelał fochy? 
Chłopak bez słowa zniknął za drzwiami sypialni, pozostawiając mnie w środku pomieszczenia. Kompletnie nie miałam pojęcia co tak na niego wpłynęło. Dziwnie się czuję z myślą, że to przeze mnie humor mu się zepsuł. Nie chcę tego tak cholernie...
- Harry, do cholery jasnej! - krzyknęłam i szybkim ruchem odepchnęłam się od materaca na łóżku, podążając w stronę Harrego. Wychodząc z sypialni rozglądałam się wszędzie w poszukiwaniu sylwetki chłopaka. 
- Czemu się do mnie odzywasz? - zaczęłam swoje wyrzuty, gdy znalazłam go w kuchni. - Czy JAK ZWYKLE zrobiłam coś nie tak? - zmarszczyłam brwi w irytacji, jaka zawładnęła moim umysłem. Patrzyłam prosto na jego twarz, wyszukując jakichkolwiek emocji, czego nie znalazłam. 
- Jedźmy już, co? - mruknął i wyswobodził się z mojego lekkiego uścisku, jaki zrobiłam na jego ręce. 
- Nie, dopóki mi nie wytłumaczysz o co ci chodzi. - pokręciłam głową i przez chwilę poczułam się jak nauczyciel żądający od dziecka jakiegoś wytłumaczenia. Właśnie. Harry zachowywał się w tej chwili jak dziecko. 
- No mówię, że nic się nie stało, więc jedźmy, okej? - również pokazywał jak poirytowany jest tą całą sytuacją.
- Okej, ale nie miej do mnie później pretensji, że będę dla ciebie oschła. Chcę się z tobą pogodzić, ale jeśli nie, to nie. Nawet nie wiem o co ci chodzi. Tylko nie zaczynaj tej rozmowy przy mojej babci. - Powiedziałam na jednym oddechu i szybkim krokiem ruszyłam do drzwi.
- Lizzy... 
- Nie Harry. Miałeś już swoją szansę. - przerwałam mu i już więcej się nie odzywał gdy szliśmy do samochodu. Przez cały czas wywracał oczami, albo słyszałam głośne westchnienia. 
Gdy Harry jechał już ulicami miasta, poczułam jak moje oczy zamykają się i domagają snu.

***

- Kochanie, czas wstawać. - poczułam miękkie usta Harrego na swoich. 
- Teraz kochanie, tak? - przeciągnęłam się, tym samym ziewając.
- Przepraszam. Zachowałem się jak dupek, ale...
- Okej. Nie przepraszaj. Każdy ma czasem "te dni". Chodźmy. - podniosłam dwa palce ukazując cudzysłów. Widziałam tylko jak wywrócił oczami. Miałam nadzieję, że już wszystko będzie dobrze. Przynajmniej na razie. 
Jak zwykle, gdy tylko babcia zobaczy, że ktoś przyjechał, wybiega na powitanie.
- Witaj wnusiu! Tak bardzo się za tobą stęskniłam! - przytuliła mnie bardzo mocno. Czasami babcia potrafi... - A to kto? - szepnęła mi do ucha.
- To jest Harry, babciu. Już kiedyś tu był. - uśmiechnęłam się do niej i podeszłam do Harrego, przytulając się do jego boku. 
- A tak, tak. Pamiętam. - podeszła do Harrego, a ten pocałował ją w dłoń. - Chodźcie do środka. 
Tak jak powiedziała, tak zrobiliśmy. 
- A gdzie Kathleen, Lesie i Jacob? Przyjadą, prawda? - złożyła dłonie tak, jakby zaczynała się modlić. 
- Tak, przyjadą, ale później... - nie chciałam wspominać babci o tym, jaka jest teraz pomiędzy nami spęta atmosfera. Chciałam, aby to, co teraz się dzieje, nie wychodziło spoza Kathleen i mnie. No, Harry, Lesie i Jacob mogą wiedzieć. 
Gdy weszliśmy do pokoju, moim oczom ukazała się Zoe w objęciach jakiegoś chłopaka, a koło niej Casper, jej sześcioletni brat. 
Chwila, chwila... Zoe i chłopak? Czy to ten, o którym mi opowiadała? Że bała się, że mógłby ją zostawić? Nie wierzę. Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu. 
- Lizzy! - krzyknęła, podnosząc się z kanapy i biegnąc w moją stronę. Przytuliła mnie bardzo mocno i szepnęła do ucha:
- Dziękuje. 
Wiedziałam o co jej chodzi. Chociaż nie wiem, czy powinna mi dziękować, czy raczej sobie za odwagę i przełamanie siebie. Przytuliłam ją mocniej, a gdy oderwałyśmy się od siebie, posłałam jej uśmiech.
- To jest Harry, mój chłopak, a to Zoe, moja kuzynka. - uśmiechnęłam się i wpatrywałam w to, jak podają sobie dłonie. 
- Miło mi. - powiedział Harry. Miałam nadzieję, że oni razem nie...
- A to jest Chris, także mój chłopak. - przerwała moje natrętne myśli. - A to Lizzy. - przedstawiła nas. Chłopak nie był zdecydowanie w moim guście, ale co ja tu gadam. Mam Harrego, który właśnie w tej chwili podszedł do mnie i od tyłu przytulił, wywołując przyjemne dreszcze na całym moim ciele. 
- My wpadliśmy tylko na chwilę. Musimy spadać. Dobrze, że przyjechaliście trochę wcześniej niż ciocia, Lesie i Jacob. Nie zobaczylibyśmy się w ogóle. - oznajmiła Zoe, na co posmutniałam, bo myślałam, że opowie mi choć trochę o tym jakże przecudownym wydarzeniu.
- Chociaż się zobaczyłyśmy, masz rację. - przytaknęłam jej i przytuliłyśmy się po raz kolejny i z Chrisem zrobiłam to samo po przyjacielsku. Harry także pożegnał się z nimi i wyszli, powiadamiając swoich rodziców i babcię. 
Harremu zadzwonił telefon, przez co opuścił pomieszczenie, bo był straszny hałas. W tym czasie podeszłam do cioci i wujka i przywitałam się. Gdy tuliłam się z ciocią, ktoś mocno od tyłu rzucił się na mnie i to na pewno nie był Harry. 
- Casper, nie pozwalaj sobie. - zaśmiałam się żartując i odwracając w stronę chłopczyka. Chwycił mnie za rękę i prowadził prosto do kanapy.
- Usiądź. - wykonałam jego polecenie z rozbawieniem, bo nie ukrywam, bawiło mnie to, jak mną 'rządził'. Casper wgramolił mi się na kolana, bawiąc bransoletkami na nadgarstkach. 
- Gdzie ciocia Kath? - zapytał cienkim głosem, typowym dla sześciolatka. 
- Przyjedzie troszeczkę później. - wytłumaczyłam mu i posłałam wymuszony uśmiech. Do pomieszczenia wszedł Harry, siadając na fotelu na przeciwko nas. 
- A on kim jest? - Casper otworzył szeroko swoje oczy, ukazując zdziwienie. Razem z Harrym zaśmialiśmy się na jego jakby oburzone pytanie, a on nie zdawał się być tym wzruszony. Cierpliwie wyczekiwał odpowiedzi. 
- On jest moim chłopakiem. - wytłumaczyłam mu i spojrzałam na Harrego, który ręce miał zgięte w łokciach i oparte o kolana. Do tego niesamowity uśmiech. 
- Co? - powiedział równie oburzonym głosem. - Nie może być tak! Lizzy jest moja. - odwrócił się w moją stronę i mocno przytulił. Ledwie co powstrzymywałam się od śmiechu, a Harry kręcił rozbawiony głową.
- Sorry mały, ale spóźniłeś się. - zaśmiał się Harry. Wstał klaskając o kolana i podszedł do nas.
- Nie puszczę cię. - szepnął Casper i ścisnął bardziej moją szyję.
- Nie wierzę. Dwóch mężczyzn się o mnie bije. - zażartowałam i śmiałam się jak opętana. 
- Casper! Bo udusisz Lizzy! - odezwała się z kuchni babcia. Założę się, że nikt z nich nie wie o co chodzi, bo są za bardzo pochłonięci rozmową.
- Jest wszystko okej! Na razie jeszcze żyję! - odpowiedziałam jej śmiejąc się przez cały czas.
- Nie zbliżaj się! - krzyknął Casper, próbując dosięgnąć Harrego ręką. Drugą zaś, kurczowo zaciskał o skrawek mojej bluzki. 
- Casper, cicho. - uciszałam go, gdy już nie mogłam ze śmiechu. Czułam się, jakby mnie rozsadzało. Jeszcze ich wiek jest tak różnorodny, że jeszcze bardziej śmiać mi się chce. 
- Nie będę cicho, dopóki on się stąd nie odsunie. - oburzył się na maksa i założył ręce na piersi. 
- Nie może być tak, że odbierasz mi dziewczynę. - Harry z zabawnym głosem, położył dłonie na biodrach i złączył brwi. 
- Ty masz ją na co dzień, a ja widziałem ją chyba rok temu, więc... - o Boże... Casper mówi jakby miał przynajmniej 10 lat, a nie 6! 
- Co nie zmienia faktu, że jest moja. - Harry odkręcił głowę w bok, udając obrażonego i wrócił na swoje poprzednie miejsce. 
- Nieprawda. - powiedział przez zęby Casper i oparł się o moją klatkę piersiową, cały czas siedząc do mnie przodem. Przytuliłam go i pokazałam język Harremu. Chłopak uśmiechnął się i posłał mi buziaka, po czym powiedział niesłyszalne 'kocham cię'. 
Siedzieliśmy tak gdzieś z 5 minut i wydawało mi się, że Casper zasnął.
- Nareszcie. - powiedział Harry, gdy przysiadł koło mnie. Chciał 'objąć' mnie ramieniem i położyć rękę na tył kanapy, ale Casper przekręcił się w jego stronę i niemalże krzyknął:
- Zostaw ją! - ponownie zaczęłam się śmiać, a Harry tylko podniósł ręce w górę, ukazując gest poddania się.
- Jesteśmy! - usłyszałam krzyk Kathleen w domu. Proszę... tylko niech nie zrobi mi kolejnego piekła...

_____________________________________________________________________________
Okej! Iiiii.... Jest! :D 
Proszę o komentowanie i jak najszczersze wyrażanie opinii :*
Kocham Was <3

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 73

Otworzyłam opuchnięte oczy od wczorajszego płaczu. Tak jakby się zastanowić, moja "rodzina" to wielka patologia. Czy zastepcza matka, nie powinna pocieszać, mówić, że wszystko jest i będzie dobrze - nawet jeśli nie będzie? Czy nie powinna mówić, że rodzice zawsze mnie kochali? A tymczasem Kathleen wyskakuje z kłamstwem, że mamie jak i tacie byłam nie potrzebna. Czemu kłamstwo? Bo nie wierzę w to...
Rzucony telefon w kąt od wczorajszej nocy, nie został tknięty aż do teraz. Pozbierałam baterię i kartę, po czym uruchomiłam moje urządzenie. Nawet nie chcę myśleć jak Harry poczuł się gdy Kathleen go wyrzuciła i gdy nie odbierałam od niego aż 65 razy telefonu.. nawet teraz nie mam siły z nim rozmawiać.
Ciche pukanie rozniosło się po pokoju.
- Nie wchodzić. - Wyraźnie jęknęłam, ale najwyraźniej ten ktoś nie posłuchał mnie, bo po chwili drzwi otworzyły się.
- Kochanie, przepraszam, że przesz...
- Proszę cię, przestań. - Przerwałam Lesie, gdy po głosie poznałam, że to ona. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, nawet z Lesie. Nie będę obrażać do niej jej matki..
Poczułam jak materac obok mnie ugina się, a po chwili reka Lesie gładziła moje plecy.
- Słyszałam co się wczoraj stało... jestem w szoku. Nie spodziewałam się tego po mojej mamie. - Mówiła cicho, jakby nie była pewna swoich słów. Wiem, że to może dziwne, ale czułam do niej pewnego rodzaju żal... zawsze zostawia mnie, gdy najbardziej jej potrzebuję.. może jestem egoistką?
- Chciałabym ci jakoś pomóc... - zaczęła mówić dalej, gdy nie odezwałam się.
- Odpowiesz mi? - irytacja dawała o sobie znać. Chciałam żeby sobie poszła, żeby bez żadnych wypowiedzianych przeze mnie słów zrozumiała, że nie chcę jej tutaj...
- Ty nie możesz mi pomóc, rozumiesz? Co, powiesz twojej mamie żeby odwaliła się ode mnie i od Harrego? A może wyślesz ją do psychiatryka? Bo wiesz? Wydaje mi się, że to byłby dla niej najlepszy sposób na opanowanie się. I możesz jej powiedzieć, że nie jest mi potrzebna w życiu, że nawet teraz, mając 17 lat i 11 miesięcy poradzę sobie sama. Bez niej. - Wycedziłam przez zęby. Myślę, że w pewnien sposób uraziło ją to. Ja nie darowałabym komuś, jeśli o mojej mamie powiedziałby takie słowa. Czasami zastanawiam się, czy nie zachowuję się jak dziecko. Tęsknię za rodzicami, odpłacam się jeśli ktoś coś powie o mnie czy o moich bliskich źle... może jest coś ze mną nie tak?
- Jeśli będziesz chciała pogadać, po prostu przyjdź do mnie. Dziś będę w pokoju... - jej cichy głos sprawił, że zakuło mnie coś w środku. Ostrość wyrazów, jakie wypowiedziałam, nie były zbyt mądre. Oh, głupia Lizzy...
- W końcu. - Dodałam prychając. Nie rozumiem, czemu jeszcze wtykam swoje trzy grosze.

***

Wydawało się, że patologiczne zachowanie Kathleen przeszło, gdyby nie to, że powiedziałam jej, iż wybieram się na spotkanie z Harrym. Myślę, że prawie 12 godzin bez najmniejszego odzywania się do siebie wystarczyło na przymyślenie wszystkiego.
- Nie powiedziałaś mi, że nie mogę się z nim spotykać. Wspomniałaś tylko o tym, że ma zakaz wchodzenia do tego domu. - Dzisiejsza noc była dość dobrym czasem na zebranie w sobie nowych sił i przeciwstawianie się Kathleen.
- Przestań łapać mnie za słówka. Nie rozumiesz tego, że chcę dla ciebie jak najlepiej? - podeszła do mnie, chwytając mnie za dłonie i lekko potrząsając, jakby upewniała się, że wszystko dokładnie do mnie dociera.
- Będąc z Harrym jest mi dobrze i tego nie zmienisz, Kath. - ciąg tych słów wypowiedziałam bardzo spokojnie.
- Chciałabym żebyś mówiła do mnie "mamo". - mówiąc to, popatrzyła na mnie bardzo ostrożnym wzrokiem. Widziałam w nim iskierki nadziei, ale niestety na marne. Nie mogłam się na to zgodzić.
- Przykro mi, ale nie mogę. - Powiedziałam. Gdybym rzeczywiście zaczęła się tak do niej zwracać, miałaby nade mną zupełną władzę. Czułaby się jak moja matka. Ale ja nie chcę, żeby tak było.
- Masz dwójkę dzieci, którzy każdego dnia zwracają się do ciebie jak do matki, bo są twoimi dziećmi. Ale ja nim nie jestem.
- Jak to nie jesteś! Od twojego 12 roku życia dbam o ciebie i pragnę poczuć się wreszcie jak twoja matka. Ale ty mnie odtrącasz. Nie obchodzą cię moje starania... - usiadła zrozpaczona na krześle. Trochę szkoda mi się jej zrobiło. Wiedziałam, że Harry od razu zacząłby mówić, że jej dobry humor to przykrywka.
- Kathleen, muszę iść. - nie miałam bladego pojęcia jak ją pocieszyć, czy cokolwiek mam powiedzieć. Nienawidzę takich sytuacji, gdzie to ja jestem główną przyczyną zamieszania. A jest tak coraz częściej.
- Chciałabym dziś z wami pojechać do twojej babci. Stęskniła się za wami. - wytarła delikatnie łzy swoją dłonią.
- Okej, wezmę Harr...
- Bez niego. Nie chcę żeby on tam był, okej?! - niemalże krzyknęła, aż podskoczyłam w miejscu. - O 17 wyjeżdżamy. Masz być w domu.
- Wezmę go czy tego chcesz, czy nie. - to były moje ostateczne słowa przed ruszeniem w stronę drzwi. Gdy pociągnęłam za klamkę, psychopatyczny płacz Kathleen rozniósł się po całym domu. Gdyby to był płacz najbliższej mi osoby, przełamałabym się, niekontrolując swojego ciała. Rzuciłabym się na tego kogoś z uściskiem i nie puszczała dotąd, aż by się uspokoił, ochłonął. Ale w tej sytuacji jest inaczej. To Kathleen miałaby satysfakcję, że być może przełamała mnie i byłabym jej 'poddaną'.
Wyszłam trzaskając drzwiami. Nie chciałam słuchać tej rozpaczy, jakby wnieśli najgorsze tortury w jej życie.
- Harry? - zapytałam, gdy ujrzałam chłopaka idącego w moją stronę. - Jak tak szybko tu doszedłeś?
- Z domu wyszedłem trochę wcześniej niż kazałaś mi wyjść, bo pomyślałem, że przydam się w kłótni z Kathleen - zażartował i podszedł do mnie, cmokając w usta.
- Coś się stało? - zapytał po chwili, gdy mój humor zmienił się na imię osoby wspomnianej sekundę temu.
- Nic... po prostu... ugh... męczy mnie to wszystko. Dziś także dostałam nowy ciąg złości, pretensji. Mam dość... - jęknęłam. Chciałam jak najszybciej pozbyć się myśli o Kathleen i cieszyć się, że mimo wszystko mam przy sobie Harrego.
- Chcesz o tym pogadać? - bardzo cichy głos Harrego opuścił jego usta.
- Nie. Nie chcę. Idziemy? - zapytałam. Cieszyłam się, że jest taki wyrozumiały co do sprawy z Kathleen.
- Oczywiście. - Rzucił, po czym złączył nasze palce i zaczęliśmy iść.
- Słuchaj... - zaczął. - Wiem, że mieliśmy zaplanowany spacer, ale jest strasznie zimno i może poszlibyśmy do mnie, co? Nie chciałbym żebyś się rozchorowała. - Przysunął mnie bliżej siebie i przytulił dalej idąc. Było mi tak niewyobrażalnie dobrze z nim, że aż nie chcę sobie myśleć, co by było gdybym go nie spotkała... gdybym rzeczywiście jeszcze przez tak długi okres czasu oszukiwała samą siebie.
- W sumie możemy. - Posłałam mu lekki uśmiech i pocałowałam w policzek.
- Kocham cię. - Wyszeptał w moje włosy.
- Kocham cię też. - Odpowiedziałam mu i dalej szliśmy w ciszy.

***

- Założę się, że tego wszystkiego nic nie jadłaś. - Krzyknął do mnie z kuchni coś przygotowując. Rzeczywiście nie miałam niczego w ustach już od dłuższego czasu, więc nie miałabym nic przeciwko temu, gdybym coś zjadła.
- Zapraszam! - ponownie jego głos rozbrzmiał w pomieszczeniach. Gdy weszłam do kuchni, piękny zapach pizzy, czy zapiekanki dopadł moje nozdrza.
- Smacznego. Mam nadzieję, że będzie ci smakować. - Puścił mi oczko, stawiając przede mną jedzenie.
- To na pewno. - Przytaknęłam i posłałam mu buziaka. - Oh! Zapomniałam ci powiedzieć!
- Co takiego? - spytał, marszcząc przy tym seksownie brwi.
- Dziś Kathleen chce jechać do mojej babci...
- O której wyjazd? - zapytał jakby knuł jakiś plan.
- O 17 mam być w domu. - Poinformowałam go i zaczęłam jeść ponownie - Powiedziałam jej, że ty też jedziesz. Pojedziesz, prawda?
- Jedziesz ze mną. Napiszesz Lesie czy tam nawet Kathleen, że dołączą do nas później. - Wzruszył ramionami.
- Okej. - Westchnęłam. Dokończyłam jeść bardzo powoli, a po skończonym pokarmie włożyłam naczynia do zmywarki, po czym udałam się do salonu. Nie miałam na nic ochoty. Chciałam zapaść się pod ziemię i już nigdy nie mieć problemów ze swoim życiem...
Leżąc na łóżku, Harry dołączył do mnie, przyciągając mnie do swojej klatki bardzo mocno.
- Nie myśl już o tym. - Zaczął muskać moją szyję, bardzo rozgrzanymi ustami. Rozpraszał wszystkie złe myśli, jednak niektóre, te najgorsze nadal pozostawały.
- Nie mogę tak po prostu machnąć ręką i o wszystkim zapomnieć. Tak się nie da. - Zamarudziłam.
- Wydaje mi się, że mogę ci w jakiś sposób pomóc. - Cwaniacki ton, wywołał u mnie uśmiech, który mimo wszystko zagościł na mojej twarzy. Szybko Harry znalazł się nade mną, a ja bezwładnie leżałam pod nim. Usta Harrego przywarły do mojej szyi, liżąc ją i przygryzając na przemian. Jęknęłam zarazem z lekkiego bólu i rozkoszy, gdy zęby chłopaka wbiły się jeszcze bardziej w moją skórę.
- Kocham cię. Wiesz o tym, prawda? - zapytał patrząc prosto w moje oczy.
- Nie jestem tego pewna... - prowokowałam go. Chciałam już poprawić to co powiedziałam, jednak zabrakło mi słów, gdy ciepłe dłonie Harrego powędrowały pod moją bluzkę, masując brzuch, a chwilę potem sunąc w dół.
- Wiem, kochanie, wiem. - Zachichotałam. - Też cię kocham.
Moje dłonie znalazły się na jego karku, masując go i przyciągając bliżej mojej twarzy. Wpiłam się w jego usta, po czym palce wplotłam we włosy Harrego.
Gdy jego dłonie znalazły się przy guziku od spodni, przerwałam wszystkie swoje ruchy.
- Coś nie tak? - zapytał Harry, także sztywniejąc. - Lizzy...
- Harry. Ja nie mogę dziś. Jestem za bardzo rozkojarzona... przepraszam. - To, jak szybko Harry zszedł ze mnie, ułatwiło mi podniesienie się do pozyzji siedzącej. Na rękach podniosłam się, siadając w siadzie skrzyżnym.
- Przepr...
- Okej. - Przerwał mi i położył się kładąc ręce za głowę.

________________________________________________________
Witam bardzo serdecznie wszystkich tu obecnych! xD
Chciałam dodać rozdział już kilka dni temu, ale prywatne sprawy mi po prostu tego uniemożliwiły... jak zauważyliście, trudną sytuację mamy na Secrecy. Po prostu brakuje czasu, a może też nawet chęci. WIĘC... ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA, BO IM WIĘCEJ KOMENTARZY, TYM BARDZIEJ WAS KOCHAM!
(ŻARTOWAŁAM xD)
Kocham Was zawsze, tylko, że z sekundy na sekundę coraz bardziej!

MUA!! ;*****