piątek, 30 maja 2014

Rozdział 30

***Oczami Lizzy***
Otworzyłam lekko oczy. Jasny blask światła uniemożliwił mi normalne mruganie. Chwilę zajęło mi to, żeby przystosować się do jasności i spostrzec gdzie się znajduję.
Ah. No tak. Przyjechałam do babci w odwiedziny. Usiadłam na łóżku wzdychając. Moje myśli skierowały się do wczorajszego dnia, gdzie oszukałam Harrego mówiąc, że jestem w domu. Ciekawe jaka była jego reakcja. Harry jeszcze się tu nie pojawił, więc raczej Lesie nie wydała mu gdzie jestem. Ale znając jej długi jęzor, wypaplała wszystko.
Z dołu dobiegły mnie głośne śmiechy. Udałam się do łazienki żeby się trochę ogarnąć i postanowiłam zejść na dół. Oczy babci, dwóch kobiet, w czym jedna to moja ciocia, i mojej kuzynki skierowały się na moją osobę.
- Cześć, Zoe! - krzyknęłam i podeszłam do niej. Przytuliłyśmy się, a później przywitałam się z resztą.
- To my pójdziemy do pokoju. - oznajmiła Zoe i pociągnęła mnie za rękę. Zaprowadziła mnie do niewielkiego pokoju, gdzie zawsze się bawiłyśmy. Zoe była ode mnie starsza o dwa lata, z czego teraz miała dziewiętnaście lat. Zawsze była dziewczyną, która nie zwracała uwagi na zdanie innych. Nie lubiła związków i w ogóle w nie się nie wdawała. No, tak samo Harry.
- Co tam u ciebie? Masz chłopaka? - jak zwykle musiało paść to pytanie z każdych ust.
- Jeszcze nie mam, ale powoli szukam. - zaśmiałam się, a ona zerknęła na mnie. - A ty masz? - zapytałam cicho. Zastanowiłam się chwilę, że mogłam nie zadawać tego pytania. Przecież wiedziałam od dawna, że nie wchodzi w związki... Głupia ja.
- Um... Poznałam kogoś. - spuściła wzrok.
- No to świetnie! - krzyknęłam i przysunęłam się do niej. Jej mina nadal była smutna. - Czemu się nie cieszysz?
- No bo... On nie wie o moje przeszłości... - czułam, że krępował ją ten temat. - Nie wiedział, że byłam dziwką...
- Zoe! Nie byłaś dziwką! Rozumiesz? - nie mogłam dopuścić do siebie tej myśli, że ona siebie tak nazwała. - Spójrz na mnie. - Podniosła niepewnie głowę i widziałam w jej oczach łzy. - Nie płacz... - przytuliłam ją. - Musisz mu jak najszybciej o tym powiedzieć. Nie możesz zwlekać, puki nie jest za późno.
- Ale to jest trudne! - mówiła płacząc. - On mnie zostawi! A teraz jest jedyną osobą, która mnie rozumie. Jest bardzo zwariowany i może mieć każdą. Więc po co mam mu to mówić, skoro i tak mnie czym prędzej zostawi.
- Nie możesz tego wiedzieć. - westchnęłam. - Nigdy się nie dowiesz, puki nie spróbujesz. Każdy powinien to zrozumieć. Jeśli przestałaś... um... to robić... - zatrzymałam się. - To tym bardziej jest to do zrozumienia.
- Nie wiem... - westchnęła. Szlochała, a ja patrzyłam na nią. - Dzięki. - rzuciłam jej uśmiech, a ona wtuliła się we mnie. Po chwili do pokoju weszła babcia i zaprosiła nas na ciasto. Poszłyśmy do pokoju gościnnego i usiadłyśmy przy stole.

***

Wieczór był bardzo ciepły. To był ostatni dzień, w którym byłam u babci. Siedziałam na schodach i spojrzałam na telefon. Godzina 18:14, sobota, rok 2013. Gdy wpatrywałam się w ekran, rozbrzmiał dzwonek i na ekranie widniał napis: Harry.
- Halo? - odebrałam.
- Cześć Lizzy. Gdzie jesteś? - zapytał jakby rozbawiony. Chyba wszystko się wyjaśniło.
- Um... Jestem u koleżanki. - powiedziałam niepewnie. Wiedziałam, że mi nie uwierzy.
- Naprawdę? - parsknął śmiechem. - Okej. - powiedział już całkiem poważny. - Daleko od swojego domu?
- Tak, bardzo daleko. 
- A gdzie? - w dupie.
- A co. Chciałbyś ją poznać? To cię umówię kiedyś. - rzekłam i otuliłam się bardziej moją bluzą.
- Ooo... Jak miło, ale nie, dzięki. - jego ton był rozbawiony. - Wolałbym ciebie.
- Ho ho... - prychnęłam. - Chciałoby się...
- No chciałoby, chciało.... - zaśmiał się. - No więc? Gdzie się podziewa mój skarb?
- Nie jestem twoim skarbem, a z resztą co ci do tego. Daj mi chwilę prywatności. - powiedziałam.
- Nie tak szybko ją dostaniesz. - mogłam na jego twarzy wyczuć uśmieszek.
- Ale...
- Do zobaczenia jutro. - pożegnał się i rozłączył. Jutro? Jakie jutro, do cholery?! Jutro to ja wracam do domu i pakuję się do Liverpoolu.
Siedziałam jeszcze około 10 minut i wyszła do mnie babcia. Objęła mnie ramieniem i zaprosiła do środka. Usiadłam przy stoliku, a babia wręczyła mi moją ulubioną herbatę, malinową, na rozgrzanie.
- Powiedz mi kochanie... - zatrzymała się. - Jak Kathleen cię traktuje? - zapytała.
- Um... - ciężko było mi się wypowiadać na jej temat. Babcia nie specjalnie za nią przepadała, nie łączyła je żadna więź rodzinna. - Dobrze... - powiedziałam niepewnie. Nie chciałam oczerniać Kathleen w oczach babci, tylko dlatego, że jej się nie słucham.
- Na pewno? - nie dowierzała. - Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. - nalegała.
- Po prostu... Może ja nie jestem dla niej zbyt miła, ale... Dostaję dużo zakazów. Ostatnio może się polepszyło, ale nadal jest to ta sama wredna Kathleen. Często nie wiem jak mam z nią rozmawiać. Boję się zapytać ją o jakiekolwiek wyjście na przykład z moimi przyjaciółmi. Nie pozwala mi tylko dlatego, że ona za nimi nie przepada. Ale chyba ważne jest to, że ja się z nimi dogaduję. Ja nie wybierałam jej Marcusa ani nikogo innego. - babcia słuchała mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Rozumiem... Gdy Kathleen rozmawia ze mną, także jest to trudna rozmowa. Pełno przekleństw. Nie chcę jej zwracać uwagi, bo jest dorosła i doskonale wie co robi... Ale powinna się zmienić... - podeszła do mnie i przytuliła się. Lubiłam rozmawiać z babcią, rozumiała mnie w każdej sprawie. 
- O której jutro wyjeżdżasz?
- Chciałabym tak przed południem... - powiedziałam. - Dlatego już teraz idę się pakować i położę się wcześniej spać. Dobranoc babciu.
- Dobranoc kochanie. - uśmiechnęła się. - O której cię jutro obudzić?
- O dziewiątej. To będzie doskonała godzina na pożegnanie się z wszystkimi. 
- Jutro przyjdą Mike ze swoją siostrą Jade i Dave. - poinformowała mnie.
- Dobrze. - powiedziałam i poszłam na górę.

***

Następnego dnia rano obudziło mnie coś ciężkiego na moich kolanach. Otworzyłam swoje zmęczone oczy i usiadłam na łóżku. To mała Jade lekko skakała i śmiała się.
- Co wy robicie? - spojrzałam na Mik'a i Dav'a, którzy trzymali w rękach telefony, skierowane na mnie aparatem.
- Zdjęcia. - wyszczerzyli się w uśmiechu. - Musimy upamiętnić tą chwilę, kiedy śpisz tak, że twoje włosy są na całej twarzy. - zaśmiał się Mike. 
- Bardzo śmieszne. Nie dbam o wygląd podczas snu. - powiedziałam i odgarnęłam włosy za ucho.
- Zaczniesz, jak będziesz się spotykać ze swoim chłopakiem. Oczywiście jak go w ogóle znajdziesz. - zaśmiał się Dave i stuknął mnie swoim łokciem. - Żartowałem, kuzyneczko.
- No mam nadzieję. - uśmiechnęłam się. - Co Jade? - zwróciłam się do niej. Dziewczynka zawstydziła się, a Mike ściągnął ją z moich kolan i zaczął kręcić się razem z nią dookoła pokoju. Jade śmiała się, a Dave, Mike i ja razem z nią. Mike zawsze jej tak robił, gdy jego siostra była zbyt nieśmiała. Zestawił ją na ziemię, a ona chwiała się w miejscu.
- Co ty jej zrobiłeś? - spojrzałam na niego rozbawiona. Po chwili oboje wylądowali na ziemi, przez zawroty głowy. Zaczęliśmy się głośno śmiać, gdy kuchni dobiegł głoś babci.
- Lizzy! - krzyknęła. - Jakiś czarny samochód przyjechał. Ktoś po ciebie? 
CO? Czarny samochód? Jeśli to jest Harry... zabije.
Zeszłam szybko z łóżka i udałam się do okna. Usłyszałam jak chłopcy i Jade biegną za mną. Duży, czarny Range Rover zatrzymał się na podwórku.
- Ale fura! - krzyknął Mike, którego jak najbardziej kręciły takie samochody. 
- Jezu... - jęknęłam. Czemu musiał tu przyjechać?
- Co jest? Nie mówiłaś, że masz chłopaka. - czepiał się Dave.
- Bo to nie jest mój chłopak. - odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby. Szybko pobiegłam do łazienki i wyczesałam się. Umyłam twarz i nałożyłam na rzęsy jakiś tusz do rzęs mojej babci. Wyparowałam z łazienki. Nie przejmowałam się zbytnio tym, że miałam na sobie krótkie szorty i luźną bluzkę na krótki rękaw. 
- Nie gapcie się tak. - powiedziałam do chłopaków, a oni odsunęli się od okna. Moja babcia wyszła na dwór żeby już w wejściu przywitać Harrego.
- Wejdź proszę. - powiedziała i wpuściła go do środka. 
- Cześć Lizzy. - pocałował mnie w policzek. Totalnie mną wstrząsnęło.

_____________________________________________________________________________
Siema! :) 
Zapraszam do komentowania! Dopiero teraz spostrzegłam, że miałam odznaczonych anonimów. Zapraszam do komentowania właśnie taż anonimki! ♥♥♥

środa, 28 maja 2014

Rozdział 29

Uwaga!!
Na początku mam do Was ogromną prośbę. Niech chociaż pojawi się krótki komentarz pod rozdziałem. Wyraźcie trochę swojej opinii... ♥

_______________________________________________________________________________

Dojechałam kilka minut po trzynastej. Wzięłam torbę i ruszyłam w stronę domu mojej babci. Telefon zaczął mi wibrować. Spojrzałam na wyświetlacz i od razu mój humor z jakim wyjechałam znikł. Nie odebrałam. Schowałam z powrotem do kieszeni i szłam. Kiedyś na pewno odpuści.
Zaczął dzwonić jeszcze raz.
- Do cholery! - krzyknęłam do siebie.
- Halo? - odebrałam.
- No cześć. - powiedział Harry. - Ym... Przepraszam? - powiedział na wstępie.
- Nie masz za co. Doskonale cię rozumiem. Nie umiesz zapanować nad swoimi emocjami. - powiedziałam sarkastycznie i przełożyłam telefon do drugiego ucha.
- Tu nie o to chodzi. - zaprzeczył. - Ja nie pozwoliłbym żeby ten skurwiel cię skrzywdził.
- A co ci do tego? - zapytałam niegrzecznie. - Harry! Ty się mną nie interesuj! Wcale mnie nie znasz i nie poznasz! - prawie krzyknęłam.
- Założymy się, że cię poznam? - na jego twarzy mogłam wyczuć cwaniacki uśmieszek.
- Uważaj, no zaraz. - o mało co nie wybuchnęłam śmiechem.
- Um... - zaczął niepewnie. - Jesteś w domu?
- Tak, oczywiście. A gdzie mogłabym być? - zapytałam próbując się powstrzymać od śmiechu.
- No nie wiem. Może gdzieś... wyjechałaś?
- Nie no, gdzie? Oczywiście, że w domu jestem. - zaśmiałam się lekko i mogłam wyczuć na Harrego twarzy zdziwienie. - A czemu pytasz?
- Masz ochotę gdzieś wyjść? - zapytał. Ja z nim? W życiu...
- No nie wiem...
- Wpadnę po ciebie. - przerwał mi. Wpadaj, wpadaj... zaśmiałam się w duchu.
- Bądź za 15 minut. - rozłączyłam się. Wybuchnęłam wielkim śmiechem. Już wyobrażam sobie minę Harrego gdy Lesie mu otworzy i powie, że mnie nie ma. Oby mu nie powiedziała, że jestem u babci...
- Lesie, chociaż raz zrób dla mnie lepiej. - powiedziałam do siebie i przyśpieszyłam kroku.
Gdy minęło 15 minut, byłam na zaciszu i widziałam dom mojej babci. Stały dwa samochody i mogłam założyć się, że ma gości. Weszłam niepewnie na podwórko, gdzie od razu przy bramce przywitał mnie mój wujek Andy.
- Witaj słońce! - krzyknął i przytulił mnie. - Jak się dawno nie widzieliśmy!
- Cześć! - odwzajemniłam przytulaska. - Masz racje.
Był to mój ulubiony wujek i z nim najlepiej się dogadywałam. Zawsze razem śmialiśmy się i żartowaliśmy. Robiliśmy razem różne kawały. Andy zawsze chciał poznać mojego chłopaka. Miał okazje poznać Zacka, ale to nie był dobry pomysł. Moja babcia mówiła, że to bardzo dobry człowiek. Niestety, może tylko jego twarz sprawia takie wrażenie.
- Chodźmy do środka, bo marzniesz. - otulił mnie ramieniem i przycisnął do siebie. - Masz chłopaka? Dlaczego przyjechałaś sama? - podniósł brwi i zaśmiał się.
- Bo go nie mam. JESZCZE. - Podkreśliłam i zaczęłam śmiać się.
Weszliśmy do domu i od razu wszyscy przywitali mnie ogromnym uśmiechem. Większości osób nie znałam. Ale były też tam moje ciocie, wujkowie, kuzyni, których bardzo lubiłam.
- Witaj kochanie. - przytuliła mnie ciocia; żona Andiego.
- Cześć ciociu. - uśmiechnęłam się lekko.
- Sama przyjechałaś? - zapytała.
- Tak. Chciałam wreszcie od wszystkich odpocząć. - zaśmiałam się i podeszłam do babci. Wtuliła się we mnie i zleciała jej łza po policzku.
- Babciu, ty płaczesz? - rzuciłam jej lekki uśmiech, a ona otarła łzę.
- Jak ty urosłaś. - Obserwowała moją twarz bardzo uważnie. - Moja, maleńka Lizzy. - uśmiechnęła się. - Musisz częściej nas odwiedzać.
- Wiesz babciu, mam dużo pracy, teraz jadę z Lesie do Liverpoolu... Muszę pracować, żeby się nie rozleniwić. - zaśmiałam się i podeszłam do moich kuzynów. Mogłam wyczuć, że jestem obiektem zainteresowania wśród obecnych tu ludzi. Często o uszy obijało się moje imię i czułam wzrok na sobie.
- Siema Lizzy - powiedzieli równo Mike i Dave.
- Siema, siema. - odpowiedziałam im i wstali z kanapy.
- Chodźmy do innego pokoju. Za tłoczno tu. - machnął ręką Mike żebym poszła za nimi.
- Opowiadaj co u ciebie. - powiedział Dave, gdy byliśmy już w kuchni. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo do pomieszczenia gdzie przebywaliśmy wbiegły moje małe trzy kuzynki: Jade, Jessica i Bridget.
- Lizzy! - krzyczały, a Dave i Mike zatknęli uszy co wywołało u mnie śmiech. Dziewczynki wtuliły się we mnie, bardzo mocno ściskając. Mike odciągnął swoją siostrę Jade i wziął ją na kolana. Jessica i Bridget były bliźniaczkami i można powiedzieć, że były bardzo rozgadane. Natomiast Jade tylko niektórym potrafiła coś powiedzieć.
- Co u ciebie, piękna? - zapytała Jessica.
- A wszystko dobrze. A u ciebie? - zapytałam podśmiewając się.
- Też wszystko okej. - przytaknęła. - Gdzie masz chłopka?! - prawie krzyknęła i wgramoliła mi się na kolana. - Obiecałaś, że jak przyjedziesz następnym razem, to z chłopakiem. I co?
- Przepraszam. - Śmiałam się. Widziałam je zaledwie trzy miesiące temu, a one pamiętały o naszej umowie. - Postaram się to zmienić. - zaśmiałam się, a ona przytuliła mnie.
- No to sobie nie pogadamy. - dodał Mike, na co ja i Dave zaczęliśmy chichotać.

***Oczami Harrego***

Podjechałem pod dom Lizzy. Już świetnie zapamiętałem jej adres. Zaparkowałem i wyszedłem z samochodu. Zastanawiało mnie to, czemu tak szybko się zgodziła. Miała bardzo ciężki charakter przez co nie mogłem uwierzyć, że tak szybko się zgodziła. Podczas naszej rozmowy, miała świetny humor, co także, nie ukrywam zdziwiło mnie. Zapukałem i po minucie drzwi otworzyły się.
- Cześć. - przywitałem się.
- Cześć? - odpowiedziała niepewnie... Lesie.
- Um... Jest Lizzy? - zapytałem.
- Lizzy? - zapytała z niedowierzaniem. - Nie ma jej. Na serio ci nic nie mówiła?
- Ale o czym? - zdziwiłem się.
- Wyjechała do swojej rodziny. - powiedziała zdezorientowana. Oszukała mnie. To właśnie dlatego jej tak humor dopisywał. Nabrała mnie. No jasne, od razu mogłem się tego spodziewać po jej zachowaniu.
- Jasne... Jak zwykle musiała wywinąć numer...
- A stało się coś? - powiedziała lekko rozbawiona tym, że tak zareagowałem.
- Zadzwoniłem do niej i zapytałem czy się spotkamy. Ona powiedziała, że może być i że mam być za 15 minut w jej domu. I co? Jestem, a jej nie ma. - odpowiedziałem i wzruszyłem ramionami. Lesie lekko zaśmiała się i zaproponowała wejście do środka. Odmówiłem, bo zaraz musiałem wracać.
- Słuchaj... - zacząłem. - Jeszcze jedną mam prośbę.
- Hm? - zapytała,
- Kiedy Lizzy wraca?
- W niedzielę, a co?
- Nic, dzięki. - uśmiechnąłem się. - Dobranoc. - zacząłem iść. Jeśli Lizzy jest tak do śmiechu, proszę bardzo. Wyjąłem telefon i wykręciłem numer Mattiego.
- Siema stary. - zacząłem. - Mam jedną sprawę.
- No siema. Słucham cię.
- Wiesz może, gdzie Lizzy jedzie od wtorku do piątku? - zapytałem i oczekiwałem odpowiedzi.
- No wiesz... Nie wiem czy mogę ci powiedzieć... - wahał się.
- To dla mnie ważne. - przerwałem mu i potrząsnąłem rękoma.
- No z nami. Z nami jedzie na ten wyjazd do Liverpoolu. Tylko ty o niczym nie wiesz jak coś. - przestrzegł mnie.
- Nie ma sprawy. - zaśmiałem się. - Dzięki za pomoc.
- Spoko. - rozłączył się. Jest jej aż tak bardzo do śmiechu? To będzie, jak spotka mnie w pokoju obok. 

poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 28

Człapałyśmy już dosłownie po sklepach galerii. Nogi mnie strasznie bolały, ale Lesie jak zwykle mogła chodzić jeszcze przez długi czas.
- Lizzy, kochanie. - Dobiegł mnie głos Zacka. Tylko nie on! - Jak miło cię widzieć. - Powiedział i zbliżył się. Chciał położyć dłoń na moim policzku, ale Lesie ustała przede mną, oddzielając go ode mnie.
- Czego chcesz? - zapytała twardo.
- Nie zbliżaj się do niej, rozumiesz? - powiedziała. W duchu modliłam się, żeby przestała zgrywać taką twardzielkę, bo to się źle skończy...
- Nie przeszkadzaj mi. - Odsunął ją ręką na bok.
- Ej! - krzyknęła. - Nie pogrywaj sobie, Zack! - krzyknęła, ale po chwili pisnęła z bólu, gdy mój były pociągnął ją za włosy. Rzucił szyderczy uśmiech.
- Teraz już rozumiesz, że masz nie przeszkadzać? - zapytał uśmiechając się fałszywie.
- Jeszcze ci nie starczyło problemów przez Harrego? - zapytała.
Jego oczy stały się ciemniejsze.. oh, Lesie... zamknij się już...
- Lizzy... - zaczął, a jego twarz nieco złagodniała. - Wiesz, że ja nie chcę ciebie skrzywdzić.
- Już to zrobiłeś. - splunęłam. - Nie spodziewałam się, że mnie uderzysz.
- Wiesz przecież, że nie chciałem tego zrobić... - wziął kosmk moich włosów za ucho. Jego grzywka przytrzymywana była przez czapkę.
- Kurwa, ale to zrobiłeś! - krzyknęłam. Lesie dotknęła mojego ramienia i skinęła głową na znak, że zostawia nas samych. Niepewnym krokiem odeszła od nas nieraz spoglądając w naszą stronę.

***Oczami Harrego***

Nadal myśl o tym, że Lizzy nie powiedziała mi, że ma chłopaka, nurtowała we mnie. Ale już nic nie mogłem zrobić. Postanowiłem pojechać do sklepu. Chciałem po prostu zapomnieć o tych ostatnich dwóch tygodniach i upić się. Zastanawiałem się czy zaprosić chłopaków, ale może w samotności będzie mi lepiej. Może znów Lizzy zjawiłaby się u mnie i nocowała. Przechodziłem obok galerii, gdy do moich uszu dobiegł głos. Zaczynało ściemniać się, mimo wczesnej jeszcze godziny. Słyszałem go dobrze i zaczynałem jakby kojarzyć.
- Nie stawiaj mi oporu! - powiedział chłopak i słychać było kopnięcie jakiegoś kosza.
- Czego ode mnie chcesz?! - krzyknął niewinny głos. Lizzy.
- A jak myślisz? Mój ojciec chce żebym miał taką dziewczynę jak ty. Nie pozwól mu się denerwować. Nigdzie takiej nie znajdę. - Powiedział spokojnie.
- Nie popełnię znów tego błędu i współczuję dziewczynie, która się z tobą powiaże! - krzyknęła i słyszałem jej pisk.
- Odsuń się od niej! - dobiegłem do niego. Ten gościu nie rozumie jak on się zachowuje wobec tej dziewczyny?!
- Harry? - zapytała niepewnie. Mogłem wyczuć w jej głosie strach. Myślę, że bała się tego, że znów zacznę go bić.
- Ponownie w obronie pan Styles. - Zadrwił i podszedł do mnie. Moje oczy zaświeciły się i złość we mnie wzrosła.
- Harry, ostrzegam cię, że jeśli go uderzysz nie mamy już w ogóle o czym rozmawiać! - usłyszałem za sobą cienki głos Lizzy i coś we mnie pękło.
- Przepraszam. - Powiedziałem i rzuciłem się na niego z pięściami.

***Oczami Lizzy***

- Przestań! Harry, przestań! - krzyczałam. Za co mnie przeprosił? Kurwa, za co?! Mógł go nie uderzać. Teraz naprawdę nie mamy o czym rozmawiać.
- Jeśli natychmiast nie przestaniesz już nigdy mnie nie zobaczysz! - krzyknęłam. Watpiłam w to, że go to zatrzyma, ale jednak. Harrego ruchy ustały i wstał z Zacka. Czemu on wszystko musi rozwiązywać biciem się?!
- Spierdalaj stąd, dopóki jeszcze jestem w miarę spokojny. - Ostrzegł go Harry, a ja cofnęłam się. Zack podniósł się z ziemi i ustał chwiejąc się.
- Zobaczysz. Zemszczę się. - Powiedział i poszedł w drugą stronę. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść.
- Zaczekaj. - Dobiegł do mnie głos Harrego i po chwili czułam uścisk jego dłoni na moim łokciu.
- Nie dotykaj mnie! - odsunęłam się nieco i odwróciłam w jego stronę. - Czemu mnie śledzisz?! Czy chociaż raz mogę dostać odrobinę prywatności?! - Krzyknęłam, a on westchnął.
- Nie śledziłem cię. To przypadek. Uwierz.
- Powiedziałam coś. Uderzyłeś go więc tym samym wybrałeś i nie mamy już o czym rozmawiać.
- Zaczekaj. Nie mozesz teraz tak odejść sobie po prostu.
- A właśnie, że mogę. Nie zabronisz mi. - Powiedziałam i wyjęłam telefon w zamiarze zadzwonienia do Lesie.
- I oczekuję od ciebie, że nie będziesz mi już więcej zawracał głowy. - Rzekłam i cofnęłam się do galerii. Zabolały mnie moje własne słowa. Ale nie mogłam pozwolić sobie na takie układy. Nie chcę mieć nic wspólnego z takim człowiekiem. Z resztą nic o nim nie wiem i już raczej się nie dowiem.
- Gdzie jesteś? - zapytałam, gdy Lesie odebrała.
- Na ostatnim piętrze. Zaraz będę przy wejściu, czekaj na mnie. - Rozłączyła się.
Nigdzie się nie wybieram.

***

Było kilka minut po 20 i postanowiłam wziąć prysznic. Jutro z samego rana chciałam wyjechać. Musiałam załatwić sobie bilet, bo Matta albo Justina nie chciałam wykorzystywać do tak dalekiej podróży.
Gdy weszłam pod kabinę prysznicową, do mojej głowy nasunęły się wydarzenia sprzed kilku godzin. Opowiedziałam o wszystkim Lesie i bardzo się o mnie martwiła. Wszystkie sprawy komplikują się nagle, gdy w moim życiu pojawia się Harry i powraca Zack. Wszystko staje się trudne. Nie boję się Zacka ani bólu jaki mi zadaje. I fizyczny i psychiczny. Po prostu bardzo męczy mnie myśl, że jak gdzieś wychodzę, mogę spotkać na swojej drodze Harrego albo Zacka.
Wyszłam spod prysznica i w ręczniku udałam się do pokoju, bo jak zwykle zbyt szybko bez żadnych przygotowań poszłam się myć.
Gdy założyłam swoje piżamy, zeszłam do kuchni coś przekąsić. Siedziała tam Kathleen z Lesie. Rozmawiały o czymś. Chyba to była jakaś tajemnica, bo jak weszłam, Kath odeszła od stołu, a Lesie bez słowa opuściła kuchnię.
- Lizzy. - Zaczęła Kathleen.
- No? - zapytałam i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam jajka z zamiarze zrobienia jajecznicy.
- Poznałaś kogoś? - zapytała podchwytliwie. Co to za pytanie? O mało co nie prychnęłam śmiechem.
- Nie. - zaśmiałam się.
- A Harry? - podniosła na mnie oczy i jej brwi prawie stykały się ze sobą.
- On...? - zacięłam się. - Nie znam go prawie wcale. - nie klamałam. Naprawdę przecież go wcale nie znałam. Nie wiedziałam czemu ogóle jego teraźniejszość wygląda tak jak wygląda. Na samą myśl, że teraz mógł robić coś z jakąś dziewczyną, robiło mi się niedobrze.
- Naprawdę? - zapytała z niedowierzaniem.
- No serio, serio. - podpaliłam gaz na kuchence i podgrzewałam patelnię. - Czemu cię to obchodzi?
- Nie tym tonem po pierwsze. A po drugie interesuje mnie to, co robisz poza pracą. - Dosiadła się do mnie i pożerała wzrokiem.
- Interesujesz? - prychnęłam. - Zabawne. - dodałam. Rozbiłam jajka na patelnię i zaczęłam robić jajecznicę. - Czemu patrzysz tak na mnie? Myślisz, że cię oszukuję, czy coś? Nie znam Harrego i nie dąże do tego żeby go poznać... - skrzywiłam się. Mam nadzieję, że źródło, z jakiego wie o Harrym - a w tym przypadku podejrzewam tylko Lesie - nie powiedziało jej o tym, że Harry już wielokrotnie się o mnie pobił. To totalnie by go u niej przekreśliło.
- No nie wydaję mi się, że nie chciałabyś go poznać bliżej. Jeśli już byś to zrobiła, poznaj go też ze mną. - A mi wydaję się, że to właśnie ty wolałabyś go w ogóle nie poznać.
- Nie dojdzie do tego, możesz być spokojna. Jeśli już będę miała zamiar szukać sobie kogoś, napewno nie będzie to Harry.
- A co w nim jest nie tak? - zapytała rozbawiona.
- Wszystko. Po prostu nie gustuję w takich chłopakach, a on nie gustuje w takich dziewczynach jak ja. Proste. - Wzruszyłam ramionami i wyłożyłam jajecznicę na talerzyk.
- Pewnego dnia zobaczę jak ślicznie razem wyglądacie. - Wstała od stołu, podpierając się dłońmi o blat. - Wspomnisz moje słowa. - Nastepna do kolekcji ludzi, którzy widzą mnie razem z Harrym jako parę? Po prostu super. - Dobranoc. - rzuciła mi cwany uśmiech i poszła na górę. Co za ludzie? Czemu każdy się mnie czepia? Nie mogę nazwać tego inaczej bo ja to tak uważam. Wszystko, tylko nie ja i Harry razem. Nie załamujcie mnie. Prychnęłam.
Zjadłam jajecznicę najwolniej jak mogłam. Dziwiłam się, czemu Harry do mnie nie dzwoni skoro aż tak bardzo chciał mój numer.
Z resztą czemu mnie to w ogóle zastanawia? Mam zapomnieć w ogóle, że znałam kiedykolwiek, jakiegokolwiek Harrego Stylesa. Życzyłam sobie w głębi duszy, żeby mi się udało.

***

Wstałam o ósmej. Dokładnie to Lesie mnie obudziła. Gdy podniosłam się z łóżka spojrzałam czy w wejściu nie stoi Harry. Na szczęście go nie było.
Miałam zapomnieć.
Poszłam na dół żeby coś zjeść. Na stole czekały na mnie kanapki "Ala Jimmy" - jak to mówił Jacob. Może nie przepadałam za tym dzieckiem, ale czasami potrafił zaskoczyć pozytywnie. Zjadłam szybko kanapki i poszłam do łazienki. Umyłam twarz, zęby, wysikałam się i wyszłam. Założyłam bluzę z kapturem i jasne rurki. Wzięłam torbę do ręki i zrobiłam kilka kółek wokół pokoju żeby sprawdzić, czy wzięłam wszystkie potrzebne mi rzeczy. Chwyciłam telefon i zeszłam na dół. Kathleen miała dziś na drugą zmianę więc podwiozła mnie na przystanek, z którego miał odjeżdżać autobus do Bolton. Przypomniałam sobie, że mieszkał tak Scott, ale były bardzo małe szanse, że go zobaczę.
- Uważaj na siebie. - Powiedziała Kathleen i podała mi torbę.
- Okej. - Rzuciłam. - Wracam w niedzielę. Powiedziałam i weszłam do autobusu. Pomachałam jej lekko i usiadłam na swoje miejsce.
Gdy autobus ruszył poczułam się wolna. Wolna od pracy, Kathleen, Harrego i wszystkich problemów. W końcu jechałam tam odpocząć.

_____________________________________________________
Siemka! :* wczoraj nie dodałam rozdziału, bo czas mi na to nie pozwalał, ale już jestem. Komentujcie wreszcie, prosze <3

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 27

*** Oczami Harrego***

Kurwa! Od razu mogła powiedzieć mi, że miała chłopaka! Nie wkręciłbym się aż tak bardzo i nie robił z siebie debila. Jasne było, że jak była już zajęta to nie mogła mnie pocałować. To nie było w jej naturze.
Ruszyłem z piskiem opon. Moja szczęka była strasznie zaciśnięta, przez co ciężko było mi oddychać. Jeśli przywiązuje się do jakiejś dziewczyny, to ona już jest moja. I nie zostawie jej tak po prostu. Czułem wtedy do niej żal, że mi nie powiedziała. A może to nie jej chłopak? Nie warto robić sobie nadziei, Styles.
Widziałem tego chłopaka u mnie w klubie. Była z nim na imprezie i widać było, że świetnie się bawili. Muszę się od niej odwalić i tyle zanim będzie za późno.

***Oczami Lizzy***

Byłam z siebie bardzo dumna. Cała akcja wyszła tak jak chciałam.
- Jestem ci winna wyjaśnienia. - Zaśmiałam się w stronę Justina. Weszliśmy na zaplecze i założyłam na siebie fartuch z logo naszej firmy.
- No więc słucham cię, kochanie. - zamruczał żartobliwie i chwycił mnie w talii.
- Poznałam się bliżej z Harrym. Jak na złość cały czas napotykaliśmy się na siebie i tak jakoś wyszło. Każdy mówi mi, że coś z tego będzie. Ale nie będzie. Ja to wiem. - Pokiwałam głową.
- Jeśli jemu zaczyna zależeć to może, może... Ale niczego ci nie zrobił? - upewnił się.
- Jasne, że nie. Ale mnie pocałował... - spojrzałam w dół czując jak moje policzki przybierają kolor czerwony.
- Uuuu... - zaczął klaskać. Zawstydziłam się jeszcze bardziej i wyszłam z zaplecza. Weszłam za ladę i zaczęłam obsługiwać pierwszego klienta. Po chwili tuż przede mną pojawił się Jus i usiadł z uśmiechem na wysokim krześle.
- I jak było? - czepiał się.
- No normalnie. Nie odwzajemniłam. - Wzruszyłam ramionami.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Nie czuję się przy nim bezpieczna. Szłam przez park i spotkałam Zacka...
- Co ci do cholery zrobił? - przerwał mi. Jego oczy stały się ciemniejsze niż zwykle. Nigdy Justin nie lubił Zacka. Nawet gdy z nim byłam.
- Nie zdąrzył, bo pojawił się Harry, oczywiście! - powiedziałam zirytowana. - Zaczął go bić.
- I dobrze zrobił. - Poparł go Jus. Ludzie! Co się z wami dzieje?! - Na jego miejscu zrobiłbym to samo. Nic nie odpowiedziałam. Nalewałam piwa do szklanki. Klientów było sporo, a Emily miała przyjść za kilka godzin.
- Co jeszcze się wydarzyło podczas mojej nieobecności? - zapytał.
Opowiedziałam mu o kazdej sytuacji. Słuchał mnie uważnie i w ogóle nie przerywał.
- Wow. - Skomentował. - Nie miałaś spokoju, widzę.
- Cały czas żyje w niepewności. Kathleen mnie dobija totalnie, Harry wkurza coraz bardziej... uh.. dobrze, że ty nie jesteś taki wkurzający. - Zaśmiałam się i klepnęłam go w ramię.
- Ej... - uśmiechnął się.
- A powiedz mi jak na wyjeździe?
- Gdy od razu babcia mnie zobaczyła, powiedziała, że poczuła się lepiej. - Uśmiechnął się. - Wraca powoli do zdrowie z czego strasznie się cieszę. Moi kuzyni jak zwykle mnie wkurzają. - Zaśmiał się.
- Wiem jacy oni są... - powiedziałam.
- Niechciałbym cię zostawiać, ale muszę spadać, bo mama koniecznie chce pojechać na zakupy poza miasto.. - wypuścił powietrze. - Cześć, kochanie. - przytulił mnie.
- Cześć. Udanych zakupów! - krzyknęłam gdy odchodził.

***

O 17:16 byłam w domu. Zmęczona całym dniem opadłam na kanapę i włączyłam telewizję. Wzdrygnęłam się, gdy po moim domu rozniosło się pukanie w drzwi. Zastanawiałam się kto to może być.
- Lesie? - czemu ona pukała?
- Zapomniałam kluczy. No co, każdemu się może zdarzyć. - Wytłumaczyła mi i weszła do domu.
- Yym.. - zaczęła niepewnie. - Spotkałam Harrego w drodze do domu. - O Boże. Znowu on?
- Czego chciał? Napotykacie się na siebie jakoś dziwnie często. Może pomagasz mu w planie: Jak zaciągnąć Lizzy Moore do łóżka. - Zmieniłam głos na piszczący i zaczęłam śmiać się.
- No wiesz co? - zganiła mnie. - On taki nie jest. - Wybuchnęłam śmiechem.
- Jaki obrońca. - Przestałam śmiać się i spoważniałam. - Lesie. Nikt nie zmienia się tak nagle. Od tak sobie. - Machnęłam ręką.
- Pytał się mnie o pewną rzecz. - Zignorowała moje stwierdzenie.
- O jaką? - prychnęłam.
- Czy chodzisz z Justinem. - Haha! Wiedziałam! Punkt dla mnie. Wiedziałam, że tak pomyśli.
- I co mu powiedziałaś? - ledwo co powstrzymywałam się od śmiechu.
- Że nie. - Odpowiedziała zwyczajnie.
- No to dobrze. - Zachowałam powagę. - Idziemy na zakupy? Muszę kupić coś sobie na wyjazd do Liverpoolu.
Nie byłam osobą, która kochała zakupy. Właśnie wręcz przeciwnie. Nie lubiłam łazić po sklepach, a jeszcze jak się niczego nie kupiło, była to kompletna zmiana czasu.
- Ja też. To już nie długo! - zaczęłyśmy skakać z radości. Wreszcie odpocznę od Harrego. Mam nadzieję, że on nie pojedzie. Przecież jest współwłaścicielem klubu "Art" więc chyba musiał także się tam zjawić. Nie ważne...
Szybko zebrałyśmy się i wyszłyśmy z domu. Zaproponowałam Lesie spacer do galerii, żeby się rozruszać. Oczywiście zgodziła się.
- Lizzy? - zaczęła.
- No?
- Zależy ci na Harrym?
- Yy.. nie? - spojrzałam na nią.
- Nie oszukujmy się. Widzę jak na niego patrzysz. Masz zawalone nim myśli. Znam cię, Lizzy. - rzekła. Nie dowierzałam w jej słowa. Jakby czytała w moich myślach. Ale nie chciałam przywiązywać się do niego bardziej. Nie chciałam uzależniać się od niego. To zadziałało by na jego korzyść, a na moją wręcz przeciwnie.
- Nieprawda. - Zaprzeczyłam samej sobie.
- Nie wnikam, ale wiem, że jest inaczej. - Mrugnęła do mnie i przekroczyłyśmy próg galerii.

________________________________________________________
Hejołki Miśki! Narazie wieje nudą w tym ff, ale to się zmieni, obiecuję! :*
Zapraszam do komentowania. Nie wyobrażacie sobie jaka to jest mobilizacja... :*

Rozdział 26

Była godzina 18:17, gdy weszłam do domu. Kath nie zauważyłam, tylko Jacob siedział przy stole i wżerał tosty.
- Siema. - powiedział z pełną buzią.
- Gdzie twoja mama? - zapytałam nie odpowiadając na jego przywitanie.
- W łazience.
Odłożyłam telefon na blat kuchenny i nalałam sobie soku. Gdy brałam pierwszy łyk, do kuchni weszła Kathleen. Rzuciła mi spojrzenie, które mnie trochę przeraziło.
- Gdzie byłaś? - zapytała surowo, nie patrząc na mnie.
- Lesie do mnie zadzwoniła żebym przyjechała do tego klubu, gdzie ona jest teraz. - skłamałam z tym klubem. Wątpię, że Less chciałaby żeby jej mama wiedziała o tym, gdzie ona przebywa.
- Aha. - westchnęła krótko. - A co z tym wyjazdem do babci, hm? - zapytała i spojrzała na mnie spod swojej mokrej grzywki. Podejrzewam, że była właśnie brać prysznic.
- No zaplanowałam sobie i pojadę. Chcę odpocząć od wszystkich obowiązków, od pracy...
- A zapytałaś mnie o zdanie? Nie! - przerwała mi, sama sobie odpowiadając na pytanie.
- Nie muszę. Dwa miesiące nie robi żadnej różnicy! - odkrzyknęłam, przez co Jacob zrobił na mnie wielkie oczy. - Dostałam od szefa tydzień wolnego, więc mam jakoś zamiar wykorzystać ten czas! Nie będę siedzieć bezczynnie w domu i to w dodatku sama, bo wszyscy gdzieś wychodzicie! - byłam już naprawdę bardzo wkurzona. Ta kobieta doprowadzała mnie do szału! Nigdy nie odezwałabym się takim tonem do moich rodziców. Miałam do nich wielki szacunek, mimo tak niewielu lat. Ale gdy ona wkradła się do mojego życia, nawet nie pytając mnie o zdanie, szybko straciłam pozytywne nastawienie do świata! Wszystko straciło jakikolwiek sens!
- Mamo, daj spokój. - powiedział Jacob, popijając kakao. Wreszcie zaczął pozytywnie myśleć.
- Nie wtrącaj się. - zganiła go i wstała od stołu.
-Nie możesz jej odsuwać od wszystkich. - powiedział i spojrzał na swoje tosty. Takiego Jacoba w miarę lubiłam. Ale tylko trochę. - Jest prawie pełnoletnia...
- Właśnie, prawie. - przerwała mu, na co on spojrzał na nią, poprawiając włosy.
- No i co z tego. Wielka mi różnica. - trochę już przesadzał. Zaczął zwracać się do niej jak do swojej koleżanki, i wiem, że z pewnością Kath już się to nie podobało.
- Uspokój się, Jacob. - powiedziała jego mama. - Nie będziesz mi mówił co mam robić. - patrzyła na niego machając rękoma. Przewrócił oczami i wstał ze stołu, chwytając talerz z tostami. Podszedł do mnie i poklepał kilkakrotnie w ramię, robiąc współczującą minę.
- Dzięki. - szepnęłam i rzuciłam mu sarkastyczny uśmiech. Poczłapał na górę, nie mówiąc już ani słowa.
- Zawsze będziesz dla mnie taka? Mam tego dość, rozumiesz? - kipiało ode mnie złością.
- Robię dla ciebie jak najlepiej! Zrozum to! - krzyknęła.
- Najwyraźniej ci nie wychodzi. - przewróciłam oczami i wzięłam do ręki telefon. Odwróciłam się na pięcie i chciałam ruszyć na górę, gdy złapała mnie za rękę.
- Wystarczy, że będziesz informować mnie o tym, co się z tobą dzieje. - szepnęła. Wyrwałam jej swoją rękę i bez słowa pobiegłam na górę. Miałam wszystkiego dosyć! Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko. Czemu akurat ja straciłam rodziców? Czemu nie mogłam wychowywać się w normalnej rodzinie? Cały ten ból wewnętrzny popsuł wszystko, co było szczęściem. Nie wiem czemu nie odwzajemniłam pocałunku Harrego. Wiem, że tego chciałam! Wiem! Pragnęłam go, lecz wiedziałam, że nie mogę przyzwyczajać się do jego osoby. Nie gustował w dziewicach, z resztą mnie to nie obchodziło. Nie chciałam już go nigdy więcej spotkać. Namieszał mi w głowie i to bardzo.
Całą mnie ogarnęła senność. Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki wziąć prysznic. Wróciłam do swojego pokoju, bo zapomniałam bielizny.
Po 30 minutach ociągania się postanowiłam wreszcie wyjść i zakończyć przyjemność. Wytarłam ciało ręcznikiem i wsmarowałam w swoją skórę mój ulubiony balsam do ciała. Zmyłam resztki makijażu, którego zapomniałam zmyć przed prysznicem. Mokre włosy wysuszyłam i pozwoliłam opaść na plecy. Wyszłam z łazienki i udałam się do swojego pokoju. Od razu wskoczyłam pod ciepłą kołdrę i zamknęłam oczy. Rozległo się pukanie.
- Proszę. - powiedziałam nie odwracając się do mojego gościa.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że Jacob jedzie jutro na szkolną wycieczkę, a ja idę do pracy i nie wiem o której wrócę. - rzekła Kathleen.
- Jak zwykle. - westchnęłam.
- Nie powinnaś mieć mi tego za złe. Przecież kompletnie cię nie obchodzę. - powiedziała przygnębionym głosem. Czyżby naprawdę przejmowała się moim życiem?
- Lesie będzie? - olałam jej pytanie i odwróciłam się w jej stronę.
- Tak. Śpij dobrze. - powiedziała i wyszła. Westchnęłam i odwróciłam się w drugą stronę. Dotykałam palcami obniżonego sufitu w moim pokoju nad łóżkiem.

Miałam straszny bajzer w pokoju, którego nie chciało mi się sprzątać. Przypomniało mi się, jaki Harry miał porządek w swoim mieszkaniu. Aż trochę wstyd mi, że ja nie mam tak ładnie. Co ja gadam. Przecież sprzątaczka na pewno siedzi u niego godzinami i nie może wysprzątać jego syfu jaki narobi przez kilka godzin. Bardzo szybko oczy same zamknęły mi się i pogrążyłam się w śnie.

***

- Lizzy! Masz dziś do pracy na ósmą! - do moich uszu doszedł przyjazny głos Lesie. Ale czemu mnie tak trzącha? Mruknęłam coś pod nosem i odepchnęłam jej rękę. Przekręciłam się do ściany, a ona ściągnęła ze mnie kołdrę.
- Lesie, oddaj to! - marudziłam z zamkniętymi oczami. Bardzo ciężko jest mnie dobudzić o tej godzinie i dziwię się, że ona także nie śpi tak wcześnie. 
- Harry już się niecierpliwi. - zaśmiała się, a ja szybko wstałam. Spojrzałam w stronę drzwi i ujrzałam tam Harrego z rękoma założonymi pod klatką piersiową i promiennym uśmiechem. Co on tutaj robił?
- Pomyślałem, że odwiedzę cię rano i odwiozę do pracy. Stęskniłem się po wczorajszym. - zaśmiał się i spojrzał na Lesie. Ona zachichotała i wyszła z pokoju. Nie zostawiaj mnie z nim!!! 
- Po wczorajszym? - prychnęłam i usiadłam na łóżku, krzyżując nogi. - Nie było żadnego wczorajszego. Olałam cię i tyle. - odwróciłam wzrok i sięgnęłam po moją ulubioną poduszkę z dwoma psiakami i zaczęłam przewracać w rękach. Harry zabrał mi ją i przysiadł obok mnie.
- Nie olałaś, tylko po prostu uszanowałem twoją decyzję. - uśmiechnął się i dotknął czubka mojego nosa. Zamknęłam oczy i odsunęłam się. Nigdy nie lubiłam jak ktoś mi tak robił. 
- Nie zdążysz do pracy. Wstawaj. - wstał i wyciągnął w moją stronę rękę. 
- Sama sobie poradzę. - spojrzałam na nią i odsunęłam od siebie. Harry tylko zachichotał i pokręcił głową. - Przepraszam, ale muszę wyjść do łazienki, a później ubrać się. - rzuciłam sztuczny, wredny uśmiech.
- Okej. Zaczekam. Nigdzie mi się nie śpieszy. Ale mi tak.
Wyszłam z pokoju i udałam się do łazienki. Wykonałam wszystkie czynności poranne i wyszłam. Po cichu na palcach weszłam do swojego pokoju, a Harry stał przed moim łóżkiem i oglądał zdjęcia. Nie zauważył mojej obecności i ustałam centralnie za nim żeby go przestraszyć. Odwrócił się tak gwałtownie, że ja i on zlękliśmy się siebie. Stykaliśmy się klatkami i Harry patrzył mi głęboko w oczy. Zbliżył swoją twarz do mojej, a jego loki gilgotały moją twarz.
- To gilgocze! - odskoczyłam od niego i zaśmiałam się. 
- Trudno. - zaczął mnie gonić, na co szybko zareagowałam i pobiegłam na dół. Lesie siedziała przy stole pijąc cappuccino i rozmawiając przez telefon. Spojrzała na nas, bo robiliśmy dużo hałasu, poprzez ganianie się jak małe dzieci dookoła stołu. Wstała i palcem postukała sobie w czoło. Opuściła kuchnię, a ja patrzyłam jak odchodzi. Zachichotałam i przekręciłam obok głowę. Harrego nie było, a za chwilę poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu. 
- Mam cię. - powiedział szeptem wprost w moją szyję, a jego loki ponownie zaczęły mnie gilgotać. 
- Nie na długo. - prychnęłam i rozdzieliłam jego ręce. - Śpieszę się do pracy. - Odeszłam od niego kawałek i ustałam przy blacie. - Autobus jest za 15 minut, więc szybko muszę iść.
- Po co ci autobus? Jedziesz ze mną! - zarządził i puścił mi oczko. - Ja zaczekam, a ty coś zjedz.
- Nie będę jeść. Nie jestem głodna. - Harry tylko pokiwał głową. Już myślałam, że zacznie rządzić się i rozkazywać, że mam zjeść. Oczywiście popsułoby mi to cały humor.
- No to zbieraj się. - westchnął i ruszył w stronę drzwi. Poszłam szybko na górę, chwytając torebkę i telefon. Zbiegłam na dół, po drodze informując Less, że wychodzę.
- Już? - zapytał i złapał za klamkę. 
- No. - odpowiedziałam i zarzuciłam na siebie kurtkę. Nie wiedziałam co mnie podkusiło żeby zgadzać się na jazdę z nim. Przecież ja go w ogóle nie znałam i nie ufałam mu. Co będzie to będzie.
Otworzył mi drzwi i zaczekał aż wsiądę. Serce coraz bardziej zaczęło bić mi, gdy ruszył z piskiem opon. Może miał zamiar mnie gdzieś wywieźć? Coraz bardziej bałam się.
- Lizzy. - z zamyśleń wyrwał mnie głos Harrego. 
- Co? - potrząsnęłam głową żeby odepchnąć od siebie złe myśli.
- Co robisz dziś wieczorem? - obdarzył mnie przelotnym spojrzeniem i wrócił wzrokiem na ulicę. Nie jechał zbyt szybko za co byłam mu wdzięczna. To jeszcze bardziej sprawiłoby u mnie strach.
- Nie wiem. Może wyjdę z Justinem gdzieś na miasto. Pomoże mi wybrać jakieś ubrania na wyjazd. - zastanawiałam się jak zareaguje na takie coś.
- Kim ten Justin jest dla ciebie? - jego twarz pochmurniała, a jego źrenice zwężyły się. Zacisnął bardziej swoje dłonie na kierownicy, przez co przeszedł mnie lekki drzesz.
- Jest dla mnie bardzo bliską osobą. - Nie chciałam ując to w słowo "przyjaciel". Zastanawiałam się jaka będzie jego reakcja. 
- To znaczy? - dociekał.
- No a co się tak interesujesz? Bliska i koniec. - powiedziałam z ironią w głosie na co on westchnął. Robił długie oddechy chyba żeby się uspokoić. Ale czym ja niby go zdenerwowałam? 
Moje ciało odprężyło się, gdy zobaczyłam jak zatrzymał się koło mojej pracy. 
- Dzięki za podwiezienie. - rzuciłam krótki uśmiech i odpięłam pasy.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział obojętnie, nie darząc mnie żadnym spojrzeniem. Co jest do cholery?!
Spojrzałam na niego krótko i westchnęłam. Chwilę potem otworzyłam drzwi i wyszłam, lekko zamykając je. Nie słyszałam żadnego odgłosu odjeżdżającego samochodu, ale nadal szłam przed siebie. Ujrzałam szefa w wejściu rozmawiającego z Justinem. Co on tutaj robił?
- Justin! - krzyknęłam i podbiegłam do niego przytulając go. Zobaczyłam jak Harry nadal stoi na poboczu i przygląda nam się. Uchylił okno żeby doskonale słyszeć o czym rozmawialiśmy.
- Tak bardzo się stęskniłam! - krzyknęłam odrywając się od niego. Pocałowałam go w policzek, a on popatrzył na mnie zdezorientowany. Specjalnie wykonywałam takie rzeczy, żeby Harry poczuł się "odtrącony". Z nim nie chciałam się pocałować, a w tej chwili Justina pocałowałam w policzek kilka razy.
- He-ej. - powiedział zdziwiony. - Lizzy, to na pewno ty? - zaśmiał się i objął mnie swoją ręką dookoła pasa. Tak trzymaj, Jus.
- Stęskniłam się i to nie wiesz jak bardzo. Musisz mi opowiedzieć jak było u twojej babci. Wiesz? Żeby zostawiać mnie tu samą? - zrobiłam udawaną smutną minę, a on wytrzeszczył na mnie oczy. Pochyliłam się nad jego uchem i szepnęłam:
- Muszę udawać. Później ci wyjaśnię. - zaśmiałam się, po czym,  chwyciłam jego rękę i pociągnęłam do środka. Chwilę po tym, usłyszałam jak samochód Harrego odjeżdża z piskiem opon. 

______________________________________________________________________
Witam! Komentujcie! :*




             
   

piątek, 23 maja 2014

Rodział 25

Harry patrzył na mnie, czy podążałam za nim. Zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju, gdzie muzyka była znacznie ciszej. Otworzył drzwi i wskazał ruchem ręki żebym weszła pierwsza. Weszłam i ustałam w wejściu.
- Siadaj. - powiedział i wskazał ruchem ręki na kanapę. W tym pokoju nie było zbyt przyjemnie. Wszystko ciemne, ale duże łoże. Wiedziałam do czego...
- Jednak się o mnie martwiłaś. - powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
- Po prostu Lesie do mnie zadzwoniła i najwidoczniej chciała uratować swojego nowego kolegę. - prychnęłam. Dałam nacisk na słowo "kolegę".
- Uhm. - westchnął. - Dobrze oboje wiemy, że tak nie jest. - rzekł dumny nawet nie wiedziałam z czego. Z siebie?
- Co masz na myśli? - zmrużyłam oczy, robiąc pytającą minę.
- Podobam ci się. Widać to. - puścił mi oczko i przysiadł koło mnie na kanapie. On był za bardzo pewny siebie. Nie lubiłam takich ludzi, o czym wspominałam na samym... początku?
- Ciekawe, że w tej kwestii ty wiesz więcej ode mnie. - prychnęłam i odsunęłam się od niego. Wstałam z kanapy i podeszłam do szafki dotykając jej brudnego od kurzu blatu.
- Co miała znaczyć cała ta scenka? - rzekłam nadal odwrócona do niego tyłem. Gdy nic nie odpowiadał, spojrzałam na niego. Siedział podparty łokciami o kolana, i wpatrywał się w ziemię. - Powiesz mi? Mam nadzieję, że nie narobiłam ci gorszych kłopotów, przychodząc tutaj.
- Nie mogę powiedzieć. - rzucił krótko.
- W takim razie cześć. - podeszłam do drzwi i otworzyłam je.
- Zaczekaj! - Harry podbiegł do mnie i chwycił za nadgarstek. Ściągnął moją rękę z klamki i zamknął drzwi. - Nie możesz teraz wyjść. - powiedział stanowczo. Jego oczy stały się ciemniejsze, a po moim ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
- Bo co?! - krzyknęłam wyrywając z jego uścisku moją dłoń.
- Bo... To wszystko było dla twojego bezpieczeństwa! - wyznał, a w jego oczach przeplatała się złość ze smutkiem.
- Jak to? Powiedz mi wreszcie! - czemu każdy zatrzymywał to, co miał mi ważnego do powiedzenia na sam koniec? Jak najdłużej zwlekał z tym wyznaniem?
- Podobasz im się. Oni od dłuższego czasu cię obserwują i wiedzieli nawet kiedy ja cię po raz pierwszy spotkałem.
- Co? - niczego nie rozumiałam. Zawsze tylko przede mną każdy miał jakieś tajemnice  i moje uczucia były kompletnie w dupie. - Wyjaśnij mi to! - Krzyknęłam.
- Nie krzycz! - rozkazał mi, ale spokojnym tonem.
- A kim ty niby dla mnie jesteś, że mi rozkazujesz, co?
- Po prostu uspokój się.
Jak on mnie wkurzał! Czemu nie mógł powiedzieć mi od razu o co chodzi, lecz wszystko komplikował? Odepchnęłam go ręką i otworzyłam ponownie drzwi.
- Lizzy! - krzyknął i wyminął mnie na korytarzu, stając przede mną. - wróć ze mną do pokoju i wszystko ci wyjaśnię.
- Ale ja wszystko rozumiem! - odparłam. - Zakładasz się o mnie ze swoimi kolegami, jak to masz w zwyczaju zakładać się o dziewczyny, a później są kłopoty! Boję się ciebie, twoich pieprzonych kolegów i wszystkiego, co wiąże się z tobą! Proszę, zostaw mnie w spokoju i nie zbliżaj się do mnie! Chcę, żebyś mnie zostawił... czy to takie trudne? - miałam łzy w kącikach oczu.
- Tak, bardzo. - dodał, co bardzo mnie zdziwiło. Myślałam, że po tych słowach wróci na górę do dalszej zabawy. Niestety, czy może stety, został tu, przede mną. - Chodź. - chciał chwycić mnie za rękę, ale odsunęłam ją w porę. Patrzył na mnie z lekkim zażenowaniem i ruszył w stronę "naszego" pokoju.
- Więc tak. Chcesz wytłumaczeń? - zapytał zamykając drzwi.
- Jakbyś nie zauważył, czekam na to od kilkunastu dobrych minut. - prychnęłam i złożyłam ręce pod klatką piersiową.
- Oh... - westchnął i ustał kilka kroków przede mną. - Szedłem sobie po prostu ulicą i wyskoczyło przede mną jakiś trzech kolesiów. Zaczęli coś mówić o tobie, że jesteś niezłą laską. Nie mogłem tego słuchać... Mówili, że się za ciebie wezmą, na co nie mogłem pozwolić, rozumiesz?! - krzyknął w moją stronę. - Chcieli zabawy, za zostawienie ciebie. Więc ją dostali... Ale ty wszystko przerwałaś i...
- Jesteś naprawdę żałosny! - przerwałam mu. - Z resztą ja także! Mogłam nie ratować ci tyłka i... - nie dokończyłam, bo poczułam na swoich ustach jego delikatne wargi. Muskał je delikatnie, powodując u mnie tym samym, że uspokoiłam się nieco. Nagle spostrzegłam co ja robię. Próbowałam go odepchnąć, ale był silniejszy i nie pozwolił na to. Przywarł do mnie lekko swoim ciałem i starał się pogłębiać pocałunek, co ja uniemożliwiałam mu.
- Nie, Harry. - oderwałam się od niego i odepchnęłam. Spojrzał na mnie zdezorientowany i posłusznie odsunął się.
- Rozumiem. - zdziwiło mnie jego zachowanie. Ustąpił mi i poszanował decyzję, że nie chciałam go pocałować. Spuściłam głowę i podeszłam do szafki i oparłam się o nią.
- Wiesz, że oni nie zawsze celują obok człowieka? - zapytałam. Zdziwiło mnie to, że zaczęłam pierwsza rozmowę po tym, co się stało przed chwilą.
- Oni są dobrymi strzelcami. - dodał pewny siebie.
- A właśnie, że nie. - odpyskowałam, no co on spojrzał na mnie unosząc jedną brew. - Widzisz... Pchasz się w jakieś gówno i nawet nie wiesz w co... - zaśmiałam się. Chciałam żeby on odebrał to jako czepianie się go. I chyba tak właśnie było.
- No to jak jest? Hmm? - zapytał opierając się obok mnie.
- Lesie często tu bywa  i mówi, że nikt nie wyszedł stąd bez ran. Człowiek dostaje wtedy, kiedy nie są pijani. I jeden nie był... - westchnęłam. - Ten w czerwonej bluzie.
- Serio? Nie wiedziałem. - zaśmiał się. - Dzięki za oświecenie. - mrugnął do mnie oczkiem, na co ja przewróciłam oczami.
- Debil z ciebie, wiesz? - zapytałam z uśmiechem i spojrzałam na niego. On także skierował swój wzrok w moją stronę i zerknął spod zielonych tęczówek.
- A ty strasznie pyskata. Siostra też poszła w ciebie, co? - zapytał z uśmiechem.
- Co? Yy.. może... - my nie byłyśmy rodzonymi siostrami. No ale przecież skąd on mógł to wiedzieć?
Poczułam jak telefon wibruje mi w kieszeni. Dzwoniła Kathleen.
- Halo? - zapytałam zwyczajnie.
- Słuchaj, gdziekolwiek jesteś, wróć w tej chwili do domu, bo nie wzięłam kluczy. Z resztą babcia dzwoniła i wspominała coś o twoich odwiedzinach. Szkoda, że ja o tym nic nie wiem. - rzekła zirytowana i rozłączyła się.
- Muszę iść. - Powiedziałam i otworzyłam drzwi. Harry bez słowa ruszył za mną. Czułam jak idzie tuż obok mnie starając się zachować jak najmniejszą przestrzeń pomiędzy nami.
Gdy weszliśmy do głównej sali, wszystkie wzroki powędrowały na nas. Pewnie każdy myślał, że ja i Harry....
Ugh.. już nigdy te skojarzenia nie wyjdą ludziom z głowy...
- Lesie! - krzyknęłam gdy zobaczyłam ją. Wszystkie oczy jej koleżanek powędrowały na stojącego za mną Harrego, którego ręka opierała się o blat stolika, przy którym wszystkie siedziały. Powiedziałam jej, że idę już do domu.
Nie wiem co Harry chciał udowodnić przez taką bliskość na jaką sobie on sam pozwalał. Nie chciałam żeby każdy patrzył na nas jak do tej pory. Nie wiedziałam, czy on się zmienił i nie obchodziło mnie to zbytnio. Ale nigdy nie chciałabym być jego własnością, którą może wykorzystać na każdy sposób.
- To... cześć. - Pożegnałam zwyczajnie i miałam zamiar opuścić pub.
- Bardzo profesjonalne pożegnanie. - Skomentował, na co ja prychnęłam.
- Ah tak? - uniosłam do góry brwi. - Do widzenia, panie Styles. - powiedziałam poważnie i podałam mu rękę. Uścisnął ją i zaśmiał się pod nosem.
- Do widzenia, panno Moore. - odkąd pamiętałam nie podawałam mu swojego nazwiska. Pewnie Lesie to także mu powiedziała. Pff.
- Może cię podwieść? - Wiedziałam, że padnie to pytanie.
- Nie, dzięki. Mam wiele spraw do zalatwienia. - Odpowiedziałam nie przywiązując już zbytniej uwagi na Harrego. Nie chciałam żeby Kath dowiedziała się, z kim się zadaję. Za dużo już miałam kłopotów, różnego rodzaju nieporozumień. Wróciłam zmęczona do domu. Miałam nadzieję, że już nikt mnie z niego nie wyciągnie i spokojnie będę mogła spakować trochę rzeczy do babci i może później znaleźć czas na małe zakupy na wyjazd do Liverpoolu.

__________________________________________________________
Siemka Kociaki! Jak wrażenia? :) Komentujcie, prosze. Nie wiem czy jest sens w ogóle dalszego pisania tego FF. Dajcie mi otuchy! KOCHAM :*

czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 24

Wyszłam z baru i poszłam do sklepu. Kupiłam to, co potrzebowała moja "rodzina". Piętnaście po czwartej byłam w domu i odłożyłam zakupy na stół. Widniała tam karteczka:


Wolałam nic nie jeść, niż odgrzewać jakieś dużo kaloryczne zupy. Nie byłam osobą, która zwracała zbytnio uwagę na kalorie czy coś, ale akurat za obiadami Kath nie przepadałam. Zamówię pizze.
Zadzwoniłam i włączyłam telewizję. Od razu zatrzymałam się na jakiś filmie, który wydawał się być ciekawy. Siedziałam wpatrzona w ekran i lekko śmiałam się pod nosem, gdy były jakieś śmieszne momenty. Zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Dzień dobry. Zamawiała pani pizze. - stwierdził młody chłopak z ubraniu firmowym. Musiał być nowy, bo pierwszy raz go u mnie widziałam. Był bardzo przystojny. 
- Tak. - uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił. - Ile płacę? 
- 5 funtów. - uśmiechnął się, a ja poszłam po pieniądze.
- Proszę. - podałam mu a on spojrzał na swoją dłoń.
- Zgadza się. - jeszcze raz posłał mi promienny uśmiech. - Życzę smacznego. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zamówisz pizze. - mrugnął oczkiem i ruszył w stronę samochodu.
- Dziękuję i na pewno zamówię! - odkrzyknęłam i weszłam do domu. Następny koleś do kolekcji podrywaczy... Oh... Ale nie wyglądał na takiego.
Rozłożyłam pizze na stoliku przed telewizorem i otworzyłam pudełko. Pizza była nie za duża, bo sama jakiejś wielkiej bym nie zjadła.
- Czemu myślę cały czas o Harrym? - mruknęłam do siebie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. - Nie mogę się do niego przywiązać! Nie mogę! On nie jest w moim typie ani ja w jego. Nie szuka dziewczyny i nigdy nie będzie jej miał! - dziwiłam się swoim zachowaniem, bo nigdy się tak nie zachowywałam. Mówienie do siebie to jedna z rzeczy jaka mnie śmieszyła. Jak można było rozmawiać ze sobą? Oh.
Telefon zaczął wibrować mi w kieszeni. To Lesie. Nie! Nie miałam zamiaru od niej odbierać. Rzuciłam telefon obok siebie na łóżko i dalej jadłam pizze. Dźwięk ucichł. Uśmiechnęłam się pod nosem, że dała mi spokój, gdy po chwili znów rozległy się wibracje. Czego ona może ode mnie chcieć? Zazwyczaj gdy nie odebrałam za pierwszym razem, to później już nie dzwoniła. 
Trzeci sygnał. 
JUŻ, KUŹWA ODBIORĘ! 
- Halo? - powiedziałam obojętnym tonem.
- Lizzy? - mówiła przerażona jakby coś się stało.
- No a kto inny? - lubiłam tak odpowiadać ludziom gdy pytali się czy to ja. Mój telefon, ja odbierałam. 
- Daruj sobie w tej chwili złośliwe komentarze i przyjeżdżaj do pubu na środku Londynu! - krzyczała do słuchawki, bo muzyka strasznie wszystko zagłuszała. 
- Po co? Nie chcę mi się. Co się stało? Powiesz mi wreszcie? - zapytałam ziewając. 
- Nie pytaj tylko przyjeżdżaj! Później ci wszystko dokładnie opowiem! Będę czekać przy wejściu! - rozłączyła się.
Kurde! O co jej mogło chodzić?
Bez zastanowienia szybko zamknęłam pudełko od pizzy i zabrałam telefon. Podbiegłam do szafki z butami i wyciągnęłam moje Conversy i założyłam kurtkę. Wyszłam szybko z domu i zamknęłam drzwi. Przez cały czas zastanawiałam się co się stało. A może coś z Lesie? Oby nie. Czemu nie wzięła ze sobą Matta? Przecież z tego co słyszałam, ten pub był jednym z niebezpiecznych pubów w Londynie. Byli tam sami nawaleni ludzie. A szesnastolatki w takim miejscu? Coś chyba się z nimi działo...
Wsiadłam w taksówkę, która stała koło najbliższego sklepu z ubraniami. Kazałam kierowcy tam szybko jechać i od razu zapłaciłam.
Po niecałych 5 minutach byłam na miejscu. Szybko wysiadłam, mówiąc krótkie "dziękuję" i w wejściu zobaczyłam Lesie.
- Wreszcie jesteś! - pociągnęła mnie za rękę i wprowadziła do środka. Całe pomieszczenie było wypełnione dymem od papierosów i unosił się zapach alkoholu. W tle była głośna muzyka, którą puszczał już nawalony mężczyzna. Rozglądałam się dookoła.
- Teraz mnie posłuchaj! - zaczęła i złapała za ręce, złączając je w uścisku. Patrzyłam w jej zdenerwowane oczy i wyczekiwałam odpowiedzi.
- Nie pomyśl sobie, że go śledzę, ale słyszałam jak rozmawiał przed 10 minutami z trzema mężczyznami.
- Kto? - zdzwiwiłam się.
- Jak to kto?! Harry! - oświeciła mnie.
- Co z nim? O co chodzi do cholery?
- Zabiją go! - próbowała się opanować.
- Żartujesz sobie? - prychnęłam. Rozglądałam się po całym klubie w poszukiwaniu TEJ sylwetki Harrego. Niestety przez dym trudno było cokolwiek zauważyć.
- Nie. Podsłuchałam ich rozmowy, bo wydawało mi się to dziwne. Usłyszałam jak mówili coś o rzucaniu w niego nożami. - Otworzyłam szerzej oczy. - Uwierz mi, oni nie są w tym najlepsi...!
- I co? - mówiłam coraz bardziej przejęta.
- Oni celują tylko wtedy, gdy są pijani! Noże trafiają obok, gdy ledwo co trzymają się na nogach! Taki w czerwonej bluzie nic nie pił! Oni specjalnie to zrobili. Upewniali Harrego, że są dobrymi strzelcami i nic mu się nie stanie. Ja wiele razy tu bywam i serio już kilka osób wychodziło stąd rannych! - miała łzy w oczach. Czemu ona płakała? Widziała w nim osobę, która coś dla mnie znaczy? Czy może wierzyła w to, że się zmienił?
- Nie może do tego dojść! - krzyknęłam. Wiedziałam, że to dziwne, ale martwiłam się o niego. - Chodź! - pociągnęłam ją za rękę. - Gdzie to jest?
- Wszystko odbywa się na dole. Jest duże widowisko i nie łatwo się tam dostaniemy. - mówiła z przejęciem.
- Spokojnie. Coś wymyślimy. - próbowałam się opanować. Pociągnęła mnie za rękę i prowadziła po schodach w dół. Biegłyśmy i trafiłyśmy na szare, metanowe drzwi. Gdy otworzyłam je, do naszych uszu, trafiła już inna muzyka i krzyk ludzi, obserwujących całe to widowisko. Ujrzałam scenę, na której stał Harry na tle białego, grubego materiału, z rozstawionymi rękoma na boki.Dlaczego w ogóle doszło do tego? To miał być ich zakład czy co? Ale skoro Lesie mówiła, że to zagraża jego życiu, nie mogłam pozwolić na kontynuację tego.
Publiczność piszczała i na scenie ze spuszczonymi nogami, siedziało pełno dziewczyn w skąpych strojach. Może czekały na seks z Harrym? Ciekawe...
- Jak tam wejdziemy? - wyrwał mnie głos Lesie.
- Chodź! - chwyciłam jej rękę i zaczęłam biec w stronę sceny, po której stronie były schody. Koleś w czerwonej bluzie trzymał nóż i celował w Harrego. Chłopak bał się chociaż odrobinę. Wyczuwałam to w jego oczach. Wbiegłam na scenę, ale bez Lesie. Została na dole tuż przed schodami.
- Stop! - Ustałam przed mężczyzną, który trzymał nóż.
- Lizzy? - dobiegł mnie z tyłu zdziwiony głos Harrego. - Co ty tu robisz? Zejdź stąd! To jest niebezpieczne! - krzyczał, nie ruszając się. Wszystkie głosy ucichły i patrzyli na całą scenkę.
- Gówno mnie to obchodzi! - zwróciłam się do niego. - To samo mogłabym powiedzieć tobie! Jego oczy zmieniły się na bardziej spokojniejsze. Czy on nie rozumiał tego, że ja nie mogłam go tak po prostu zostawić na tej scenie?
- Wyjdź stąd panienko, to niebezpieczne. - rzekł do mnie mężczyzna w czerwonej bluzie i chwycił za rękę.
- Zostaw ją! - Harry wyjął sobie noże z nad głowy, wokół bioder i pomiędzy palcami u rąk. Przeszły mnie ciarki jak na to patrzyłam.
- To jeszcze nie jest koniec, Harry! - chciał uderzyć go w twarz, ale Harry w porę zatrzymał jego rękę i wykręcił ją. Mężczyzna zwinął się z bólu i mruczał jakieś przekleństwa.
- Nauczysz się żeby nie podnosić na nią ani na mnie tych swoich łapsk! - splunął i chwycił mnie za rękę schodząc ze sceny. - Przedstawienie zakończone! - Krzyknął Harry na koniec.
Lesie rzuciła mi uśmiech i popatrzyła na Harrego.
- To twoja zasługa? - zapytał Harry z uśmiechem Lesie.
- No. - zaśmiała się. - ściągałam ją tutaj z samego domu. Harry tylko kiwnął głową i spojrzał na mnie.
- Musimy pogadać. - powiedział i machnął głową żebym poszła za nim.
- Poczekaj. - podeszłam do Lesie i przytuliłam ją. - Dziękuję. - szepnęłam tuż nad jej uchem i cmoknęłam w policzkek.
- Nie ma sprawy. Czego to się nie robi dla przyjaciół. - zaśmiała się i odepchnęła mnie lekko żebym poszła za Harrym.

__________________________________________________________________
Siema! I jak? Mam nadzieję, że rozdział podoba się. W następnym też coś się stanie :). Do następnego!

środa, 21 maja 2014

Rozdział 23

Była godzina 22:53. Ten dzień strasznie dłużył mi się w pracy. Miałam ochotę już wracać do domu i iść spać. Strasznie mi się nudziło.
- Dobranoc. - powiedział ostatni klient i opuścił bar. Wreszcie mogłam zamknąć. Domyłam do końca podłogę i ruszyłam na zaplecze po swoje rzeczy. Dziś w pracy znów nie było Sarah. Byłam z drugą dziewczyną Emily, z którą od samego początku świetnie się dogadywałam. Zamknęłam drzwi i opuściłam kraty. Były ciężkie, ale już się przyzwyczaiłam. Ruszyłam w stronę przystanku. Czekałam nie całe 10 minut i nadjechał autobus. Wsiadłam do pojazdu i kierowca ruszył.
Nie długo stałam przed drzwiami i szukałam kluczyków. Zadzwonił mi telefon.
- Oh... - westchnęłam i nacisnęłam słuchawkę. To szef. - Halo?
- Witaj, Lizzy. Słuchaj jest jedna sprawa i już ci nie przeszkadzam.
- No co? - powiedziałam miłym głosem.
- Jutro mógłbym cię prosić żebyś przyszła na rano? Emily nie może, a Sarah już wielokrotnie zamieniałem.
- Okej... - westchnęłam. - Spoko, przyjdę.
- Dzięki i już ci nie przeszkadzam. Dobranoc.
- Cześć, cześć. - stałam na jednej nodze, bo torba wyślizgiwała mi się z rąk i musiałam ją jakoś przytrzymać. Przekręciłam kluczem i chwyciłam za klamkę. Zamknięte? Znów przekręciłam i otworzyłam je. W całym domu było ciemno i się przestraszyłam. Zaświeciłam światło i z ziemi podnieśli się Kathleen i Marcus. Co za widok...
- O... wy tu jesteście. - powiedziałam z lekkim uśmiechem czepialsko. - Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodziłam. - zaśmiałam się za co od razu ciotka skarciła mnie wzrokiem. - Okej, okej... Już idę... - poszłam na górę. Dobrze, że byli JESZCZE w ubraniach... Oh...
Poszłam wziąć szybki prysznic. Po 15 minutach wyszłam z łazienki. Zero makijażu, ulga. Położyłam się do łóżka i wzięłam do ręki telefon. Odczytałam wiadomość:


Czemu mi to napisał? Wiedziałam, że będzie mnie męczył różnymi smsami i nie da mi spokoju. Odłożyłam telefon i zasnęłam.

***
 
- Lizzy! Wstawaj! - słyszałam przytłumiony głos Kathleen. - Lizzy! - trząchała mnie za ramię.
- No co... daj mi pospać... - przewracałam się z boku na bok i odsuwałam jej rękę.
- Nie idziesz do pracy? Okej. - powiedziała sarkastycznie. Zerwałam się z łózka i szybko podeszłam do szafy.
- Która godzina? - pytałam zdenerwowana. - Nie zdąrzę!
- Dopiero 7:00. - poinformowała mnie. - Obudziłam cię, bo nie słyszałam twojego budzika. Ta praca cię zamęczy.
- Ale muszę pracować, czy ci się to podoba czy nie. Nie narzekam na nią i to jest najważniejsze. - odpyskowałam.
- Ja tylko stwierdzam, a ty na mnie naskakujesz. Jak zwykle. I grzeczniejszym tonem proszę. - dodała.
- Okej... - wymamrotałam i zaczęłam zakładać spodnie. Na dworze wydawało się być zimno, więc nie mogłam się jakoś odwalić jak na lato. Założyłam czarną bluzę bez żadnego napisu i poszłam do łazienki. Za drzwiami było słychać Marcusa, który coś robił. Nie będę wnikać.
- Możesz się pośpieszyć? - nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty, ale pozwolił mi tak do siebie mówić, więc z tego skorzystałam.
- Już, słonko, wychodzę. - otworzył drzwi i rzucił mi uśmiech. Dotknął palcem mojego nosa, a ja odsunęłam się. Weszłam szybko do łazienki, rzucając mu wrogie spojrzenie. Nigdy nie lubiłam jak mi tak robił, a to powtarzało się często. Zamknęłam drzwi i wykonałam poranne czynności. Umyłam zęby, bo nie miałam ochoty niczego jeść. Jakoś nie byłam głodna. Rozpuściłam swoje włosy, które swobodnie opadły mi na ramiona. Wyszłam z łazienki i od razu zeszłam na dół do kuchni, żeby zobaczyć co muszę kupić po powrocie z pracy. Kathleen zawsze przyczepiała karteczki co będzie jej potrzebne, lub Lesie, czy Jacobowi. Kathleen - dwa ogórki, cztery pomidory, sałatę i majonez. Jacob - żelki, ciastka, cukierki, chipsy. To jego standardowe pożywienie w czasie pobytu z kolegami lub samemu przed komputerem. Lesie - paluszki, dwa Rio*. Pewnie spotyka się dziś z Mattem, albo sama to wypije. 
- To wszystko co mam kupić? - zapytałam Kathleen, która robiła jajecznicę, a Marcus siedział przy stole i obserwował mnie. Czasami miałam ochotę strzelić mu jakąś minę, ale wiedziałam, że nie mogłam. A szkoda.
- No raczej tak. - odpowiedziała bez emocji, nie patrząc na mnie. 
- Okej. Ja już będę iść. - wróciłam jeszcze na moment do swojego pokoju i wzięłam torbę, którą zostawiłam przed wczoraj u Harrego. Gdy wychodziłam z pokoju, spotkałam na korytarzu Lesie, która uśmiechnięta rozmawiała przez telefon i wychodziła z pokoju. Spojrzała na mnie, ale szybko odwróciła wzrok. Zrobiłam to samo i szybkim krokiem zeszłam na dół. 
- Wychodzę! - krzyknęłam, gdy założyłam buty. Nikt mi nic nie odpowiedział, tylko Marcus kiwnął głową. Wyszłam i wyciągnęłam telefon. Dzwonił Justin. Jak dobrze, bo bardzo potrzebowałam z nim rozmowy.
- No cześć! - krzyknęłam gdy odebrałam. - Jak mogłeś tak wyjechać bez pożegnania? - udawałam obrażoną.
- Przepraszam, ale taka nagła sytuacja. Później ci powiem. Pewnie Ash ci o wszystkim powiedziała.
- No tak. Mówiła mi coś, że twoja babci zachorowała. Co z nią?
- Już wszystko okej. Wraca do swojego normalnego stanu, co znaczy, że nie długo wrócę i znów zacznę cię wkurzać! - zaczął się śmiać, a ja razem z nim.
- Już tęsknie za tym, wiesz? - sarkazm wypełnił moją rozmowę.
- Przecież wiem. - ponownie zaśmiał się. - A co u ciebie, młoda?
- No wszystko w porządku, ale... oh.. dużo się działo... koniecznie od razu jak przyjedziesz musimy się spotkać! - wykrzyknęłam. - tylko, że wyjeżdżam na ten weekend do babci, a później z Lesie do Liverpoolu. 
- Wiem... Ale tak czy inaczej spotkamy się kiedyś na pewno i obgadamy wszystko.
- No jasne. - uśmiechnęłam się sama do siebie. 
- A teraz to ja spadam. Chciałem upewnić się czy wszystko okej, czy żyjesz - zachichotał.
- Bardzo śmieszne, wiesz? - powiedziałam sarkastycznie. - Też już lecę, bo dochodzę do autobusu i za chwilę będę w pracy.
- Okej, to cześć młoda. Kocham cię, psiapsi. - wysłał buziaka przez telefon.
- Też cię kocham, Jus. - odwzajemniłam buziaka. - Pa. - rozłączyłam się. Poprawił mi humor i to bardzo. Jestem wdzięczna za to moim przyjaciołom, że są. Nie obchodził ich mój stan majątkowy, który nie był za wysoki. Mimo to, zaakceptowali mnie taką, jaka byłam. i tyle. Kocham ich.
Po 17 minutach, bo z nudów patrzyłam na telefon i liczyłam ile jadę, byłam pod "Night-Day". Weszłam wejściem głównym i przywitałam się z szefem, który coś majstrował przy maszynie to nalewania piwa.
- Cześć. - powiedziałam i odłożyłam torbę na ladę. - co robisz? Stało się coś? 
- Nie. Tylko poprawiam tu, bo się wygięło. - odpowiedział. - Przebierz się i zmień tabliczkę na "otwarte". - rzekł nadal skupiając się na maszynie.
- Dobra, już lecę. 
Była godzina 14:00 i klientów było bardzo dużo. Nagle przede mną ustał ten wkurzający mężczyzna.
- Kogo ja widzę! Lizzy! - krzyknął Louis z uśmiechem i rozłożył ręce żebym go przytuliła przez ladę.
- Daruj sobie przytulaska. - prychnęłam na żarty i odsunęłam jego ręce.
- Ja się spało z Harrym? - zapytał poruszając brwiami.
- Nie spałam z nim! - oburzyłam się i zrobiłam "złą" minę.
- A ja słyszałem od niego coś innego. - śmiał się.
- Oczywiście. On spał jak zabity i ja też. ODDZIELNIE. - podkreśliłam.
- Okej, okej. - uśmiechnął się zamówił jakieś piwo. Rozmawiałam z nim o różnych rzeczach. Wydawał się być bardzo spoko. Jego humor był rozbrajający. Po prostu nie znałam jeszcze takiego człowieka z tak pozytywnym nastawieniem do świata. 
- To ty tu siedź, a ja spadam do swojego klubu. - teraz to do mnie podszedł i przytulił.
- Dusisz mnie, chciałam ci przypomnieć. - nic na niego to nie zadziałało, więc klepnęłam go mocno w plecy.
- Auć! - zażartował. - Jakby Harry to widział, to nie wiem co by mi zrobił... Zazdrosny o ciebie jest i to bardzo.
- Co? - prychnęłam zdezorientowana. - Czy ty mówisz do mnie, Louis? - zadrwiłam.
- Tak, do ciebie, skarbie. 
- My się w ogóle prawie nie znamy i nie wiem co on sobie myśli. Nigdy nie będę jego i możesz mu to nawet powiedzieć.
- Zero nerwów, pamiętaj. - zaśmiał się. - Ja lecę. Harry naprawdę się wkręcił. - wyszedł.
Nie rozumiałam ludzi, którzy tak nagle zmieniają swój wizerunek do świata. Najpierw uprawiał seks z każdą po kolei, a później coraz więcej osób mówiło mi, że jemu na mnie zależało, czy coś w tym stylu? Nigdy nie zrozumiem ludzi...
Dobiegło koniec mojej zmiany i poszłam na zaplecze po swoje rzeczy. Gdy wychodziłam, spotkałam Sarah.
- Cześć - posłała mi uśmiech.
- Cześć. - odpowiedziałam także z uśmiechem. Chyba zmieniła się na lepsze.

______________________________________________________________________________
 
* Rodzaj napoju w Wielkiej Brytanii. Podobny do naszego polskiego Roko. 
___
Witajcie po raz drugi dzisiaj! W następnym rozdziale będzie pewna akcja! Mam nadzieję, że się spodoba! :)
Zapraszam wszystkich czytających do komentowania. Będzie mi bardzo miło :)

Rozdział 22

Nie mogłam przejmować się jakimś Stylesem. Za bardzo przywiązywać się do niego nie mogłam bo nie warto. Wzięłam ponownie telefon do ręki i spojrzałam na numer Harrego. Zapisałam go w kontaktach, bo później nie wiedziałabym kto dzwoni. Poszłam coś zjeść. Nie chciało mi się, ale wiedziałam, że muszę, bo dawno nic nie jadłam. Zrobiłam sobie płatków i zaczęłam jeść. Nagle w domu rozległo się lekkie trzaśnięcie.
- Cześć Lizzy! - krzyknęła Lesie. - Ym... co robisz? - zapytała. Wyczułam jakieś dziwne zdenerwowanie w jej głosie.
- Jem. - Odpowiedziałam prosto. - A czemu pytasz?
- A tak jakoś... - westchnęła. - Um..        dzwonił ktoś do ciebie dzisiaj? - zapytała. Kurna! Co jej jest?
- Nie. - Nieuznałam dzwonienia Harrego. - A coś się stało?
- Nie... tak pytam. - Zaśmiała się zdenerwowana i poszła na górę. Dokończyłam szybko płatki i także wróciłam do swojego pokoju. Była godzina 14:16, więc za niecałe dwie godziny musiałam być w pracy.
Podłączyłam telefon do ładowarki i podeszłam do szafy w celu wybrania jakiegoś ubioru na dzień dzisiejszy do pracy.
Rozległo się pukanie.
- Lizzy? - do środka weszła Less.
- No co tam? - zapytałam stojąc przodem do szafy.
- Ja w sprawie tego wyjazdu.
- Nom?
- Matt kazał zabrać jakiś strój na basen, bo powiedział, że przejdziemy się któregoś wieczora. - Wydawała się być czymś przygnębiona.
- Okej. - rzekłam. - Lesie, stało się coś? - zapytałam, gdy miała już wychodzić.
- Nie... - powiedziała i znów ruszyła w stronę drzwi.
- Ej. - ponownie ją zatrzymałam. - Nie wiesz może skąd Harry ma mój numer i wie gdzie mieszkam? - nie wiem czemu, ale pierwsze podejrzenie padło na nią...
- Bo.. ja mu dałam... - wyznała.
- Co?! - odwróciłam się do niej. - Czemu?! - kipiałam złością.
- Ale nie powiedziałam mu gdzie mieszkasz! - machała rękoma. Była bliska płaczu. Co jej jest?
- To skąd on to wie?! Czemu dałaś mu mój numer? - zapytałam już spokojniej.
- Poprosił mnie... ale zanim mu to dałam zastanowiłam się ze 100 razy! Naprawdę... - spuściła głowę.
- Aha... 100 razy.. - powtórzyłam zdenerwowana. Spojrzałam jej w oczy, a ona w moje. Nagle jej wzrok powędrował na łóżko za mną. Zrobiła ruch głową i wskazała na telefon. Odwróciłam się i na ekranie wyświetlony był napis: Harry.
- Odbierz, może ma coś ważnego. - Powiedziała niewinnie.
- Nie! - odwróciłam się w jej stronę.
- Nie wiesz jak uszczęśliwiłam go tym, że dałam mu twój numer. W jego oczach były iskierki radości. Jemu na tobie zależy i ranisz go tym, że go odtrącasz. On się zmienił...
- Widzę, że doszło do jakiś zwierzeń. - Prychnęłam.
- Chciałam dobrze... - powiedziała i tym zakończyła naszą rozmowę. Wyszła z pokoju. Rzuciłam się na łóżko i wybuchnęłam płaczem. Nie rozumiałam mojego zachowania. Przecież mi też trochę zależało  Harrym. Ale jemu? Nie byłabym tego taka pewna...
Cały czas na ekranie wyświetlał mi się napis: Harry. Zastanawiałam się, czemu do mnie dzwoni.
Na moim telefonie była godzina 15:28, więc postanowiłam zacząć się zbierać. Nie chciałam widzieć Lesie, po tym co mi powiedziała. Naprawdę musiał jej się zwierzać. Jakoś nie sądziłam, żeby sama się do tego przekonała. Założyłam na siebie bluzkę z małą koronką na plecach i moje czarne rurki. Odlaczyłam telefon od ładowarki i zeszłam na dół. Kiedy zakładałam kurtkę, w swojej kieszeni od spodni poczułam wibracje. To Harry... nie będę od niego odbierać.

***Oczami Harrego***

No do cholery! Czemu Lizzy nie odbierała?! Zacząłem się na serio martwić. Ale nie wiem, czy powinienem się tak przejmować. Może nie miała czasu? Kurwa! Ona musi ode mnie odebrać! Chciałem usłyszeć przynajmniej jej głos.
Po 5 minutach dałem sobie spokój,  bo już na tyle znałem Lizzy i wiedziałem, że jak postanowiła sobie, że odbierać nie będzie, to nie będzie. Dochodziła 16:00, a ja musiałem pojawić się w klubie. Szedłem drogą, którą raczej już nikt za bardzo nie przechodził. Dosłyszałem głosy zza roga, ale nie przejąłem się tym.
- Witaj Styles. - przedemną ustał jakiś koleś. - Już mieliśmy ruszyć na demolkę twojego klubu aby cię znaleźć. - Zaśmiał się bezczelnie i podszedł bliżej, a koło niego pojawiło się jeszcze dwóch mężczyzn.
- Czego chcecie? - poznałem ich. Byli moimi "wrogami". Gdy udało mi się zostać właścicielem klubu "Art", oni próbowali zemścić się na różne sposoby. Zawsze byłem lepszy od nich. Często słyszałem to od nich samych.
- Ta twoja laska... czekaj.. Liza... - wydukał.
- Lizzy. - poprawiłem go wkurzony. Niech tylko spróbuje się do niej dobrać, dotknąć ją...
- Nie zła jest, nie? - zapytał swoich kumpli i klepnął ich w bok. - Przelecieć można by.
- Tylko byś spróbował! - krzyknąłem i rzuciłem się na niego, ale po chwili zostałem odciągnięty przez tych dwóch.
- Słuchaj Styles... zabawimy się.. - powiedział. - Z tobą.
Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale szybko zacząłem temat.
- Jak? - trochę przeraziłem się. Jak mogą się ze mną zabawić?
- Jutro jest impreza w pubie na środku Londynu. Przyjdziesz i wtedy się dowiesz. Jak przeżyjesz, szczęścia z tą dziwką, a jeśli nie.. my wszystko załatwimy. - Zaśmiał się szyderczo.
- Nie zbliżaj się do niej, rozumiesz?! - krzyknąłem.
- To jak? Wchodzisz? My tylko chcemy sprawić sobie przyjemność. Jak się uda... - przerwał. - To przeżyjesz. - Dokończył i zniknął mi z oczu razem z tą resztą popierdoleńców. Miałem zamiar pojawić się tam. Chcą walki? Będą ją mieli.

_____________________________________________________
Hej ;* rozdział wyszedł mi w miarę krótki. Zapraszam do zadawania pytań na asku i obserwowania na Twitterze. Kocham <3

poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 21

Na początku chciałabym przeprosić za to, że wczoraj nie pojawił się rozdział. Po prostu nie mogłam dodać z powodu pogrzebu...
Mam taką zasadę, że postaram dodawać się codziennie. Gdy rozdział nie pojawi się, postaram się poinformować! Dzięki, że jesteście! ;*
_________________________________________________
***Oczami Lizzy***
Gdy Ashley opuściła mój dom stałam jeszcze przez chwilę przy wejściu i wpatrywałam się w drzwi.
Wiele myśli przeszło mi przez myśl. Czułam się już o wiele lepiej, gdy pogadałam z moją przyjaciółką. Odeszłam od drzwi i ruszyłam w kierunku kuchni. Kathleen miało nie być do końca dnia przez co musiałam zjeść coś na mieście, albo z Lesie zamówimy pizze. Nie umiałam gotować i nie miałam zamiaru nawet się za to zabierać...
Usiadłam do stołu i westchnęłam. Nagle moje myśli rozwiał dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich i złapałam za klamkę. Pewnie Ashley czegoś zapomniała.
- Czegoś zapom... - zacięłam się. - Harry? - Kuźwa, co on tutaj robił? Skąd wiedział gdzie mieszkam?
- Co cię tak dziwi? - zapytał. Trzymał w ręku moją torbę... chwila... zastanawiałam się skąd on ją ma... - zostawiłaś u mnie jak nocowałaś. - Posłał mi lekki uśmiech i oddał w moje dłonie. - Wpuścisz mnie? - wtedy miałam ochotę go wyrzucić. Jacob był w domu, a on go znał. Bałam się, że ten mały gówniarz powie Kathleen kogo znałam.
- Yy... - zastanowiłam się. - Jak musisz... - powiedziałam obojetnie na co on zaśmiał się. Wszedł, a ja zamknęłam za nim drzwi. - Nie zdejmuj butów... - spojrzałam na jego ruchy. Zerknął na mnie i podniósł brwi. - Wchodź.
Ruszyłam pierwsza w stronę salonu i slyszłam jak Harry podąża za mną. Usiadł na kanapie i patrzył na mnie, przez co czułam się niezręcznie.
- Skąd wiesz gdzie mieszkam? - zapytałam. Przez moje myśli przechodziło pytanie czemu nie oddał mi po prostu mojej torebki i sobie nie poszedł? Chciał mnie nadal przelecieć? Nie wiedziałam jak mam mu dać do zrozumienia, że nie dam mu się. Nie mogłam na to pozwolić. Byłam dziewicą i nie chciałam tak po prostu sypiać z kim się da. To nie moja natura.
- Mam swoje sposoby, skarbie. - Puścił mi oczko.
- Nie mów tak na mnie i zachowaj dla siebie te swoje durne podrywy. - powiedziałam przewracając oczami. On zaczął się śmiać i kręcić głową. Co w tym było takiego śmiesznego? Po prostu nie podobało mi się to, że traktował mnie jak swoją zabaweczkę. Nie byłam nią nigdy i nie będę.
- Nie chcesz to nie mów, a ja i tak się dowiem. - Zaczęłam bawić się swoimi włosami. Musiałam coś robić. Nie chciałam bezczynnie siedzieć i widzieć jak jego wzrok wbija się we mnie.
Ponownie zaśmiał się.
- Czemu z wszystkiego co powiem się śmiejesz? Denerwujące to jest.
- Wiem. - Wstrząsnął ramionami. - Lubię jak się denerwujesz. - Rzucił i poruszył brwiami. Chyba zaraz go wyrzucę...
Wyjął ze swojej kieszeni telefon i zaczął coś wystukiwać. Wpatrywałam się w jego ruchy i podziwiałam jak jego palce sprawnie chodzą po ekranie. Spojrzał na mnie, a później na wypuklenie od telefonu w mojej kieszeni. Uśmiechnął się, po czym mój telefon zaczął dzwonić. Wytrzeszczyłam na niego oczy i powolnym ruchem skierowałam rękę do kieszeni.
- No odbierz. - Powiedział Harry jakby dumny z nie wiem czego. Gdy już wyjełam go, spojrzałam na ekran. Widniał jakiś nieznajomy mi numer.
- To mój numer telefonu. - Rzucił mi promienny uśmiech, przez co ukazały się jego dołeczki. Rozłączył połączenie i schował swój telefon do kieszeni. Skąd on go do cholery miał?! Myślałam, że zaraz stąd wyparuję! Chciałam być jak najdalej od niego, a tu z każdym dniem byłam coraz bliżej. Tylko nie to...
- Aaa.. skąd.. ty go masz? - patrzyłam na niego nadal z otwartymi szeroko oczami. - Kto podał ci jakikolwiek informacje o mnie?! - w moim głosie dało słyszeć się zdenerwowanie.
- Nie denerwuj się tak. - Powiedział i wstał ze swojego miejsca. Ukucnął przed fotelem na jakim siedziałam i obserwował moją twarz. - Jak się chce, to się potrafi cokolwiek dowiedzieć o tobie. Wiem, że jeśli zapytałbym ciebie, w życiu byś mi nie powiedziała. - Rzekł zadowolony. Nie wiedziałam co go tak cieszyło. Ja przeżywałam koszmar, a on miał wielką radość, że wreszcie będzie mnie mógł bardziej nękać.
- Masz racje. Nie powiedziałabym ci nigdy w życiu. - Wymusiłam krótki uśmiech i wstałam z fotela omijając go. On odwrócił się na pięcie i poszedł za mną.
- Przestań za mną łazić! - powiedziałam odwracając się od okna do którego byłam przed chwilą skierowana.
- A może chcę? I co wtedy? - powiedział z cwaniackim usmiechem. Podszedł bliżej powolnym krokiem. Nasze twarze dzieliło około kilkadziesiąt centymetrów. Ustał centralnie przede mną i patrzył prosto w oczy. Czułam się naprawdę niezręcznie, gdy podszedł jeszcze bliżej. Chwycił moją rękę i pociągnął lekko za nią tak, że dzieliło nas od siebie naprawdę kilkanaście centymetrów. Zbliżył swoją twarz do mojej i... wiedziałam co miało nastąpić. Niestety, czy może stety, do pokoju wparował Jacob.
- No siema ludzie! - krzyknął. Harry stał do niego tyłem, więc nie wiedziałam czy go poznał. - Nic nie mówiłaś, że masz chłopaka... - powiedział ze zdziwioną miną i stanął w miejscu. Harry odwrócił się szybko w jego stronę, a moje policzki zaczęło zalewać znienawidzone przeze mnie ciepło. - To... nie jest mój... chłopak. - Powiedziałam szybko i oderwałam się od Harrego. Chłopak rzucił mi zdezorientowane spojrzenie i wrócił wzrokiem na Jacoba.
- Hmm.. Harry Styles? - zapytał. No Boże... czemu musiał wtedy akurat przyjść? Teraz będzie zadawał okropne pytania.
- No.. tak. We własnej osobie. - Zaśmiał się lekko i podszedł do Jacoba by uścisnąć dłoń.
- Jacob. - Przedstawił się. - Dla przyjaciół Jimmy. - To akurat mógł sobie darować... Harry uśmiechnął się tylko i spojrzał na mnie. Spóścił wzrok i spojrzał na Jacoba. Zawstydzony Harry? To niesamowicie dziwny widok. Niespodziewałabym się, że Harry kiedykolwiek się zawstydzi..
- Wiedzę, że przeszkodziłem. - Zauważył Jac.
- No może troc... - zaczął Harry.
- Nie! Wcale nie.. - zaśmiałam się niezręcznie, przez co Harry spojrzał na mnie i wywrócił oczami. Wstrząsnęłam ramionami.
- Doprawdy? - wytrzeszczył oczy. - Wydaję mi się, że jest inaczej.. - wstrętny bachor!
- Dobra.. możesz już sobie iść... na impreze czy coś, tylko proszę, opuść ten pokój! - powiedziałam z zaciśniętymi zębami. Widziałam Harrego uśmiech, który próbował go ukryć. Nie wiedziałam czy on czasem przez te słowa nie zrozumiał, że chciałam nadal się z nim pocałować i dlatego wygoniłam Jacoba. Nie, to nie o to mi chodziło, Harry... - powiedziałam do siebie w myślach. Po prostu już zaczynał mnie wkurzać tymi swoimi gadkami.
- Już wychodzę i wam nie przeszkadzam. - Zachichotał. - Ide do kolegi. Nie wiem o której wrócę. Już nie musisz na mnie kablować do mojej mamy, bo teraz o wszystkim wie. - Modliłam się, żeby ominął te zwroty: moja mama, Kathleen dla mnie, a szczególnie twoja ciocia... oh...
- Rób co chcesz. Idź i nie wracaj! - krzyknęłam na odchodne.
- To twój brat? - zapytał Harry.
- Tak... to znaczy.. nie.. nie ważne... - spuściłam wzrok. Czułam na sobie wzrok Harrego. Kurna. Jacob mógł nie przychodzić, pocałowalibyśmy się się i by sobie poszedł... dziwny tok myślenia, wiem. Obyłoby się przynajmniej bez zbędnych pytań.
- Aha... - wyrzucił tylko tyle. I dobrze. Na razie niech się nie interesuje. Co ja gadam! W ogóle niech się nie interesuje!
- Wiesz... nie będę ci już przeszkadzał. Przyszedłem tylko oddać torbę i idę... - powiedział i podszedł do mnie minimalnie.
- Rozumiem. - Rzuciłam. Czułam się jakby mi czegoś zabrakło. Właśnie tej bliskości Harrego. Mogłam ją otrzymać kilka minut temu... zwykły pocałunek do którego nie doszło.. okej..
- Więc do zobaczenia. - Posłał mi uśmiech. Już na koniec nie było tak fajnie. Opuścił mnie bez praktycznego pożegnania.
- Cześć. - Odpowiedziałam i odprowadziłam go do drzwi. Gdy staliśmy przed nimi, złapał mnie za rękę i spojrzał w oczy.
- Może dziś zadzwonię więc bądź pod telefonem. - na jego twarzy zagościł cwaniacki uśmiech. Super.. zaczęło się. Nie dał szansy mi odpowiedzieć o otworzył drzwi. Szedł w kierunki swojego samochodu nie odwracając się do tyłu. Wsiadł szybko i odjechał z piskiem opon.
Ohh... zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Nawet nie doszło do tego momentu, a już mi go brakowało...
______________________________________________
Mam jedną prośbę! Kto może niech porozsyła blog swoim zainteresowanym znajomym. Z góry dziękuję! <3