piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział 85

CZERWONA CZCIONKA! Wiecie już o co chodzi... xD Powodzonka w czytaniu!


Słysząc, że ktoś bezlitośnie próbował się do mnie dodzwonić, zerwałam się z kanapy, nie zdając sobie z tego sprawy, że zasnęłam przy zaświeconej lampce. Nieprzyjemnie moje ciało zadrżało, kiedy zbyt szybko wskoczyłam na nogi.
- Hej Lizzy. - odezwała się Lesie ściszonym głosem. - Wszystko w porządku? - zapytała, gdy nie odezwałam się.
- T...tak. - mój głos niebezpiecznie zadrżał. Opadłam na kanapę, trzymając się za głowę, która wydawała się zaraz eksplodować. W duchu bardzo cieszyłam się z telefonu, jaki otrzymałam, lecz chciałabym aby tutejsza konwersacja nie wyglądała tak, jak ostatnio.
- Nie brzmisz zbyt przekonująco... - wiedziałam, że skrzywiła się.
- Po prostu spałam i...
- Jejku... Przepraszam, że cię obudziłam... - szybko spanikowała. Cała Lesie.
- Nie szkodzi. Już i tak jest późno. - pół godziny temu wróciłam od babci i poczułam straszne zmęczenie. Cała sytuacja z Harrym mnie dobijała, tęskniłam za moją 'rodziną'. - Opowiadaj co u was. - uśmiechnęłam się lekko, przejeżdżając dłońmi po twarzy.
- Widać różnicę... - uśmiechnęłam się mimowolnie. - Mama czuje się znacznie lepiej. Staramy się ją wspierać jak najbardziej. Jesteśmy jej potrzebni w każdej chwili, żeby nie czuła się samotna, co cały czas powtarza. Pewnego ranka, gdy zapomniała tabletek, kilka godzin później biegała po domu wykrzykując ciągłe pytanie 'gdzie moja druga córeczka'... - moje serce zatrzymało się. Zaczęłam powoli przetwarzać słowa Lesie w mojej głowie. Łzy nieprzerwanie spływały po moich policzkach, gdy przed oczami pojawiał mi się widok Kathleen szukającej mnie gdzieś obok siebie. Nie mogłam uwierzyć, że ona jeszcze o mnie pamięta...
- Halo... Jesteś tam? - cichy głos Lesie zestawił mnie na ziemię.
- Tak tak. - kiwnęłam szybko głową, wycierając mokre policzki. Cichy szloch wydobył się z moich ust.
- Ty płaczesz? - zachichotała cicho Lesie.
- Um... Nie ja tylko...
- Tak, ona mówiła o tobie. Nie myśl, że przestała cię kochać, bo to nieprawda. - westchnęła, po czym usłyszałam cichy szelest, który trwał przez co najmniej 15 sekund. - Um... przepraszam, ale leżę w łóżku i musiałam się przekręcić. - zachichotała cicho, a ja razem z nią. - A co u ciebie? Wszystko w porządku z Harrym? - zastygłam, gdy usłyszałam jego imię. Tak dawno go nie widziałam, tak dawno nie rozmawiałam, tak dawno nie dotykałam... Chociaż obrzydzenie do jego tamtejszego działania, posiada większą moc i odciąga mnie od niego.
- Um... Jest małe spięcie, ale myślę, że niedługo będzie okej. - sama nie wierzyłam w to, co mówiłam. - Rozmawiałam z Marcusem. - szybko zmieniłam temat.
- Wiem nawet o czym. - zaśmiała się lekko. - Jest teraz przy Kathleen.
- C..co? Jak to? - z niedowierzania poprawiłam się na kanapie.
- Marcus przyjechał do mojej mamy i wszystko sobie wytłumaczyli i wydaje mi się, że ich związek powrócił do dawności. To, co powiedziałaś mu, totalnie go przełamało. Przyjechał do nas odmieniony... - urwała szybko, zwracając pewnie uwagę na ten sam szczegół co ja. PRZYJECHAŁ. Powiedziała mu, gdzie przebywają, a mnie nie udzieliła tej informacji.
- Jest dobrze, mów dalej. - rzuciłam, nie chcąc, żeby zakończyła rozmowę tak jak poprzednio.
- Przepraszam, ale musiałam... - wyklepała.
- Mówię, że nic nie szkodzi. - uśmiechnęłam się lekko, mimo to, że Lesie tego uśmiechu nie ujrzy.
- Nie wiem kiedy wracamy. - powiedziała cicho wzdychając.
- Tęsknie za wami. - rzuciłam cicho. - Gdy jestem sama w domu wpadam w szał. To zdecydowanie za długo... - patrzyłam w jeden punkt, mówiąc to, co nasuwało mi się na myśl. Chciałam, żeby Lesie i nie tylko ona, wiedziała, że jest niefajnie bez nich. Czuję się samotna bardziej niż kiedykolwiek.
- My za tobą też... - wyszeptała. - Przepraszam, że tak szybko, ale muszę kończyć, bo miałam iść tylko na chwilę na górę, a już przesiedziałam trochę. - zachichotała.
- Rozumiem. Kathleen wie, że rozmawiamy? - zapytałam.
- Nie wie i niech tak zostanie.
- Okej.
Przegadałyśmy jeszcze chwilę i Lesie zakończyła naszą rozmowę. Uśmiechnęłam się sama do siebie, wiedząc, że teraz będzie coraz lepiej. To jest oczywiste, że Kathleen, Lesie i Jacob nie będą przebywać tam wiecznie.
Usiadłam z powrotem na kanapie, sięgając po książkę, która leży na stoliku od wczoraj. Nigdy nie miałam czasu, żeby ją przeczytać, ale teraz mam go coraz więcej...
Skupiając się na dopiero zaczętym czytaniu, wyrwało mnie z osłupienia walenie w drzwi. Odkładając książkę, zgasiłam lampkę, która nie była widoczna od zewnątrz, więc mogłam poudawać, że nie było mnie w domu, a szczególnie wtedy, gdy wiedziałam, że to Harry.
- Lizzy! Wiem, że tam jesteś. - podeszłam do drzwi, lekko napierając na nie plecami. W domu panowała kompletna cisza, poza dudniącym uderzaniem Harrego. Ciemność, pozwalała mi zostać niezauważalną, nawet jeśli Harry wiedział, że przebywałam w domu.
- Lizzy, nie musisz się ukrywać, wiem, że jesteś w środku! - mocniejsze uderzenie sprawiło, że podskoczyłam w miejscu. Tak blisko niego byłam... Dzieliły nas tylko drzwi.
- Nie wiesz jak bardzo martwiłem się o ciebie wczoraj... - rzucił, cały czas natarczywie uderzając w mahoniowe drzwi. - Nie odzywałaś się, nie było cię w domu. Całe szczęście, że istnieje na tym świecie twoja dobra przyjaciółka. - westchnął. - Przynajmniej ona mnie uspokoiła... - nieprzerwanie prowadził monolog.
Tylko Ashley wiedziała, że pojechałam do babci. A Harry nie zawahał się do niej pojechać i wymusić wieści. Miałam nadzieję, że nie powiedziała mu zbyt dużo, a szczególnie z naszej wczorajszej rozmowy.
- Lizzy... Wiem, że kłamstwo to najgorsza rzecz, jaka może zdarzyć się w związku. Ale ja to zrobiłem z miłości. To było tak dawno, że dokładnie nawet o tym nie pamiętałem... - zatrzymał się na chwilę i przestał uderzać. - Kocham cię najbardziej i nie pozwolę sobie na tak długą przerwę, rozumiesz? Dlatego jak nie otworzysz tych drzwi po prostu je wyważę!
Westchnęłam jak najciszej i zsunęłam się na samą ziemię, zalewając się gorzkimi łzami. Nie wiedziałam co miałam zrobić. To było takie chujowe uczucie, że wszystko inne bolało najmniej.
- Kochanie... Proszę, porozmawiajmy normalnie... Nie chcę i nie wytrzymam tak dłużej... - jego głos z każdym wypowiadanym słowem załamywał się. - Margaret od zawsze miała taki charakter. Gdy dowiedziała się, że jesteśmy razem, postanowiła to zepsuć. Tak, rozmawiałem z nią i wszystko mi powiedziała. Wyrzuciłem ją z mieszkania, bo to, co wylatywało z jej ust, było koszmarne. Ona jest zakłamana w każdym stopniu. Gdy sobie pomyślę, że razem z nią krzywdziłem Sarah... Brzydzę się samego siebie! - nie panowałam nad emocjami, które coraz bardziej uwydatniały się. Szlochałam bez przerwy, mając nadzieję, że żaden z nich nie został usłyszany przez Harrego.
- Nie powinnaś tego usłyszeć od niej. - kontynuował. - Powinnaś to usłyszeć ode mnie. Powinienem sam ci to wszystko wytłumaczyć, ale bałem się. Bałem się tak cholernie, że mógłbym cię stracić, co prawie się stało. I z tego powodu cię rozumiem. Jesteś bardzo dzielna, że nie wyszłaś jeszcze i nie dałaś mi tego na co zasłużyłem. Powinienem dostać tak mocno, że... - przerwał, gdy usłyszał otwierające się drzwi. Spod zamazanych oczu widziałam niewiele, lecz na tyle dobrze, żeby wstać z ziemi i przekręcić zamek. Uchyliłam drzwi, wpatrując się w ziemię i czując, jak ciepłe łzy spływają po policzkach. Czułam na sobie wzrok Harrego, lecz nie odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Czułam, że nienawiść do tego człowieka znikała z każdą sekundą jaka leciała w niepamięć. Poczułam lekki dotyk Harrego na mojej dłoni, gdy powoli wplótł swoje palne w moje, unosząc drugą dłonią mój podbródek, zmuszając mnie tym samym, żebym na niego spojrzała.
- Nie płacz. - wyszeptał i delikatnie musnął moje usta. Ciepło jego warg dobrze wpłynęło na moje wnętrze, rozpalając je w przyjemności. - Przepraszam, że przeze mnie tyle cierpiałaś... przepraszam... - jego oczy wpatrzone były w moje. Widziałam w nich ból przeplatany z ulgą i bez zastanowienia, chwyciłam jego kark, przyciągając do swojej twarzy, chcąc ponownie cieszyć się jego bliskością. Harry naparł lekko na mnie swoimi biodrami, pchając mnie w stronę wnętrza domu. Nie protestowałam, lecz dałam mu się prowadzić. Nie przerywając naszego pocałunku pełnego pożądania, Harry pchnął nogą drzwi, doprowadzając do ich zamknięcia. Jęknęłam cicho, gdy chwycił mnie za biodra i uniósł, zmuszając tym samym, żebym oplotła jego talię nogami, co rzeczywiście zrobiłam. Nie wyobrażałam sobie tej chwili bez niego. Ciężkie oddechy, które łapaliśmy między pocałunkami, upewniały mnie w tym, że ta chwila naprawdę trwa.
Harry nakierował się na schody, które prowadziły na górę, szybko po nich wchodząc. Wzbogaciłam tą chwilę w jeszcze większą piękność, gdy wplotłam palce w jego włosy i lekko pociągnęłam za końcówki, słysząc jak Harry głośno jęknął. Gdy dotarł do drzwi do mojego pokoju, sięgnął za klamkę sprawiając, że otworzyły się. Pchnął je nogą wchodząc od razu do środka. Nakierował się na moje małe łóżko i delikatnie położył mnie na nim, nie przerywając kontaktu z moimi ustami.
- Harry... - wyszeptałam, ciągnąc go lekko za końcówki włosów do tyłu. Gdy spojrzał na mnie wyczekująco przyciemnionymi oczami z pożądania, mogłam kontynuować. - Czy ty zwątpiłeś w nasz związek? Chodzi mi ostatnio. - ciężko łapałam oddech.
- Nie. - pokręcił lekko głową, sprawiając, że loki opadły mu na czoło. - Wierzyłem, że wszystko będzie dobrze. - wysapał i pocałunkami zszedł na moją szyję. Podpierał się rękoma po obu stronach mojej głowy, więc mogłam zauważyć jego naprężające się mięśnie gdy z nieopisaną łatwością dźwigał swój ciężar ciała.
Temperatura w pokoju zdawała się zwiększać z każdą mijającą chwilą. Zabrakło mi Harrego dotyku na mojej skórze, gdy uniósł się, klęcząc na kolanach po obu stronach moich bioder. Zwinnym ruchem pozbył się swojej koszulki, uwydatniając mi swój nagi, umięśniony tors. Napawałam się tym niesamowitym widokiem, dopóki nie przeniósł swoich dłoni na krańce mojej bluzki. Z jego pomocą usiadłam na łóżku, tym samym ułatwiając mu jej zdjęcie. Z widocznym pożądaniem wpatrywał się w mój dekolt, sprawiając, że na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Uśmiechnął się pod nosem i potarł nim o mój, na co zachichotałam.
- Brakowało mi tego. - wydusił z siebie, zanim położyłam swoje dłonie na jego plecach i pociągnęłam go za sobą ponownie na łóżko. Harrego prawa dłoń spoczęła na moim brzuchu lekko go masując, a druga nadal spoczywała nad moją głową. Drżącymi dłońmi przejechałam po jego umięśnionym torsie, kierując się coraz niżej. Gdy dotarłam do miejsca do którego tak naprawdę dążyłam, chwyciłam jego pasek, starając się jak najszybciej go odpiąć. Gdy także uporałam się z guzikiem i suwakiem, pociągnęłam lekko spodnie w dół, a Harry pomógł mi w dalszym działaniu, ściągając je kompletnie. Staraliśmy się zwolnić, ale pożądanie, które totalnie nad nami zawładnęło, nie pozwalało jakkolwiek przerwać naszego kontaktu.
Duża dłoń Harrego szybkim ruchem powędrowała do zapięcia moich spodenek, aby i one już po chwili, tak samo jak pozostałe nasze ubrania znalazły się na podłodze. Nie zwlekając, Harry wślizgnął dłoń pod moje plecy, odnajdując z łatwością zapięcie stanika i tak samo szybkim ruchem go odpiął. Zsunął ramiączka i już po chwili stanik leżał w kolekcji na ziemi. Pożądliwy wzrok spoczął na moich piersiach, kiedy pochylił nad nimi głowę i lekko musnął językiem mój twardniejący sutek. W tym samym czasie jego dłonie błądziły po mojej talii, by za chwilę pozbyć się moich majtek. Gdy już nie miałam ich na sobie, leżałam w całej okazałości przed Harrym. Chłopak uśmiechnął się lekko, gdy moje dłonie w bardzo szybkim tempie powędrowały do jego bokserek. Zsunęłam je z prędkością światła i od razu złączyłam nasze usta w pocałunku. O niczym innym nie myślałam, tylko o tym, jak bardzo potrzebuję teraz Harrego. Chłopak nie zwlekając, nakierował swojego penisa do mojego wejścia, po czym delikatnie pchnął biodrami, powodując wsunięcie członka do mojego wnętrza. Oboje jęknęliśmy, gdy przyjemne uczucie zawładnęło naszymi umysłami. Spojrzałam na mojego chłopaka spod ledwie otwartych powiek i lekko uśmiechnęłam się, odgarniając spadające kosmyki włosów na jego czoło. Nie przestawał pracować biodrami, dając mi tym samym niesamowicie dużo przyjemności.
- Kocham cię. - wyszeptałam. Harry przymknął swoje oczy, ale widziałam jak jego rysy twarzy złagodniały pod wpływem moich słów. Zatrzepotałam rzęsami, gdy wolną dłonią sięgnął po moją lewą pierś, lekko ją ściskając.
- Kocham cię także. - oparł swoje czoło o moje, a już po chwili złączył nasze usta w namiętnym, pełnym miłości pocałunku. Nasze sapanie dodawało uroku tej pięknej chwili, a temperatura zdawała się wzrastać, kiedy Harrego spocone ciało stykało się z moim. Czułam nieokiełznaną przyjemność, kiedy za każdym pchnięciem, biodra Harrego stykały się z moimi.
Zupełnie zapomniałam o istniejącym świecie. Liczył się tylko Harry. Gdy pociągnęłam go mocniej za włosy, przyjemny dla moich uszu jęk wyleciał z ust Harrego. Byłam świadoma tego, że w niedługim czasie oboje zdobędziemy swój kolejny już orgazm, lecz chciałam go przyśpieszyć.
- H...Harry. - jęknęłam i oderwałam się od jego ust, przyciągając go bliżej siebie. - Chcę szybciej. - wymamrotałam, mając nadzieję, że zrozumiał o co go poprosiłam. Cmoknął mnie w czoło i leniwy uśmiech pojawił się na jego pięknej twarzy. Gdy poczułam jak jego biodra zaczęły wykonywać szybsze pchnięcia, jęknęłam przeciągle, spotykając się z badawczym wzrokiem Harrego. Kiwnęłam na znak, żeby nie przestawał. Ponownie odgarnęłam włosy z jego czoła i zaczesałam do tyłu. Wpatrywałam się z podziwem w jego twarz, która wyrażała duże skupienie, gdy patrzył na mnie z pół przymrużonych oczu. Gdy coraz bardziej czułam zbliżające się ciepło w moich wnętrzu, Harry otulił mnie mocnymi ramionami. Czułam się przy nim bezpieczna i to było najważniejsze.
Z każdą chwilą czułam, że jestem bliżej. Przyspieszone ruchy, które za pomocą mojej prośby Harry wykonywał upewniły mnie w szybszym orgazmie. Czułam, że zaraz dojdę, a tym bardziej, że Harry nie przestawał szeptać mi wspaniałych rzeczy do ucha, które jeszcze bardziej mnie nakręcały. Budująca się na dole przyjemność już od dłuższej chwili, wystrzeliła jak z procy, kiedy końcowe ruchy Harrego stały się jeszcze szybsze. Wykonując kilka jeszcze pchnięć poczułam jak Harry doszedł, wypełniając moje wnętrze swoją ciepłą spermą. Jęknął przeciągle moje imię, kiedy opadł na mnie całym swoim ciałem.

________________________________________________________________________
TAMTAMTARIRARAAAAAAAAAM!
No Witajcie Kociaki! :D
Jak tam minął pierwszy dzień Świąt?
Haha, wzięłam się za rozdział o 21, kończę przed drugą - zbyt duże emocje jak na jeden raz xD Mam nadzieję, że odwołałam się do poprzedniego stwierdzenia OSTRO w tym rozdziale xD
Kocham Was, wiecie o tym, nie? ;)
Dozoba przy następnym <3

środa, 24 grudnia 2014

Życzonka ;3

Cześć Kochane Skarbeńka w ten jakże Cudowny Świąteczny Deszczowy dzień!

Na wstępie informuję, że rozdział RACZEJ  dziś się nie pojawi, a wiem wiem, że miał być wczoraj, ale same wiecie - przygotowania... :/

A z okazji zbliżających się tak szybko tych pięknych chwil, chciałam Wam życzyć wszystkiego co najlepsze, dużo dużo uśmiechu i mniej złości na wszystko, a więcej radości :* spełnienia WSZYSTKICH NAJSKRYTSZYCH marzeń, które gdzieś w głębi czekają na spełnienie.
Pomyślności, dużo gości, bogatego Mikołaja (woooo, to już dzisiaj xD :DDDD) i oczywiście (a jakby inaczej) PIJANEGO SYLWKA!!!! :D
Jeszcze jedno: MAM NAJLEPSZE CZYTELNICZKI POD SŁOŃCEM I NA ŚWIECIE XD ZAZDROŚCIĆ MI I NIE NIE, NIE PODLIZUJĘ SIĘ :*** Xd

Kocham, 

    Wasza Tiny Droplets ♥

środa, 17 grudnia 2014

Rozdział 84

- Nie wiem co mam o tym myśleć. - powiedziałam do przyjaciółki, gdy siedziałyśmy u mnie na łóżku. Opowiedziałam jej o wszystkim, czego dowiedziałam się wczoraj i poszukiwałam rady.
- Nie spodziewałam się tego po Harrym. - westchnęła, rozczesując palcami włosy.
- Ja tym bardziej. - odpowiedziałam ciszej. - Obiecywał mi, że nigdy nikogo nie zmuszał... Oszukał mnie... - byłam coraz bliżej płaczu. Ashley szybko wyczuwając mój stan, przysunęła się do mnie, zamykając mnie w przyjemnym uścisku.
- Rozmawiałaś z nim? Chciał ci to wytłumaczyć? - zapytała po chwili, gdy tylko odsunęłyśmy się od siebie trochę.
- Taa... Ale nie mogłam tego słuchać. Miałam ogromny chaos w mózgu, że moim jedynym marzeniem był powrót do domu. - wzruszyłam ramionami, pokazując tym samym jak bardzo zmęczona i niedospała jestem. Nie patrzyłam od rana w lustro, ale mogłam założyć się, że wyglądałam strasznie. Włosy pewnie sterczały mi na każdą stronę, oczy napuchnięte, twarz blada. Podsumowując wszystko - nie spałam wcale.
- Powinnaś dać mu dojść do słowa, co nie znaczy, że stoję po jego stronie. - szybko dodała, bojąc się jakby mojego oburzenia. Nie odpowiadając jej, zastanawiałam się nad tym, czy oby na pewno dobrze postąpiłam, nie dając dojść mu do słowa?
- Teraz opowiedz co u Kathleen. Wiesz coś? - położyła swoją dłoń na moim ramieniu, lekko ściskając, jakby chciała sprawić żebym trochę się obudziła.
- Taa... Rozmawiałam nie całą minutę z Lesie. Gdy zapytałam gdzie są, na poczekaniu wymyśliła wymówkę, że Jacob ją woła. Później... już nie zadzwoniła. - wzruszyłam ramionami, rzucając się z wyczerpania na łóżko, a przyjaciółka tuż za mną.
- Coraz więcej masz kłopotów. Wszystko się sypie... Zwróciłaś na to uwagę? - zapytała cicho, jakby nie chciała mnie urazić. Szczera rozmowa, nawet najcięższa, gdy musiałam powtarzać wszystkie zaległe zdarzenia, była mi potrzebna. Poczułam dopiero wtedy ulgę, gdy wszystko wyleciało z moich ust do przyjaciółki.
- Oczywiście, że tak. Tego nie dało się nie zauważyć, bo wszystko dookoła stawia się przeciwko mnie i...
- Nie możesz tak mówić. - przerwała mi, szybko siadając na łóżku. Głowę miała przekręconą w moją stronę i urażonym wzrokiem patrzyła na mnie. Jej oczy wyrażały pełno współczucia, czułam, jakbym zaraz miała stąd odlecieć daleko, daleko... Do moich kochanych rodziców.
- Bo co? Nic się nie cofnie. Sytuacja z Kathleen... Kto wiedział, że wyniknie z tego taki ogromny problem? Że złożą wszystko na mnie. Przepraszam bardzo, ale to nie ja zakochałam się w czyimś chłopaku! - niehamowane łzy zaczęły lecieć z moich oczu, bardziej przyprawiając mnie o rozpacz. Czułam się strasznie; złość, smutek, rozpacz, ból serca, ból fizyczny i psychiczny.
- Proszę... Ciii... - uspokajała mnie Ashley, ponownie przytulając. Szepcząc mi bez przerwy do ucha uspokajające słowa, moje ciało zaczęło się odprężać i myśleć racjonalnie, chociaż wiedziałam, że za pół godziny już nie będę taka 'rześka'.
- Możemy porozmawiać o czymś przyjemniejszym? - cichy szept wyleciał z moich ust, gdy opierałam się o ramię przyjaciółki, co chwila ściskając w dłoni jej sweterek.
- Oczywiście. - oderwała się ode mnie i posłała lekki uśmiech. - Twoja osiemnastka. - pisnęła cicho i pomachała przed twarzą rękoma na znak szczęścia. Lekki uśmiech wkradł się na moje usta, totalnie rozbijając Lizzy sprzed 5 minut.
- Jest jeszcze czas... - zamarudziłam, łapiąc się za czoło. Nie miałam w zamiarze narzekać, bo po części wiem, że Ash już od dawna mniej więcej rozplanowała jak to będzie.
- Właśnie o to chodzi, że nie ma. - klasnęła w dłonie, po czym wstała z łóżka sięgając torbę, którą poprzednio cisnęła na ziemię, gdy po przybyciu do mnie, rzuciła się na mnie z uściskiem. Jej dłonie szybko wygrzebały jakieś kartki, a na jej twarzy gościł bez przerwy cwaniacki uśmiech.
- Nie obędzie się bez sprośnych zabaw w roli głównej ty i Harry. - zachichotała, usadawiając się na łóżku tuż obok mnie.
- Ashley... - zganiłam ją. - Nie w tej chwili... - pochyliłam głowę na bok.
- Okej, przepraszam. - pochyliła się nade mną i cmoknęła w policzek, ja natomiast żartobliwie otarłam go rękawem sweterka.
- Foch. - zachichotała i podała mi jakąś kartkę, która była cała popisana.
- Co to? - zapytałam patrząc na dziewczynę, gdy ta z ciągłym uśmiechem wpatrywała się we mnie.
- No przeczytaj. - wskazała głową na kartkę. Postanowiłam ją rozłożyć, po czym przyjaciółka dalej szukała czegoś w torbie.
Moim oczom ukazały się przeróżne zabawne rysunki, które kolorowym tuszem narysowane raziły lekko moje oczy. Po środku było ogromne serce, a w nim czworo zabawnych człowieczków-patyczków.
- Kto to? - pokazałam Ash kartkę, nie mogąc ukryć uśmiechu, który towarzyszył mi w tym czasie.
- No tu jesteś ty z Harrym... - wskazała na dwoje człowieczków przytulających się 'patyczkowymi' rękoma. - a tu ja, Justin i Scott. - zachichotała cicho. - To było rysowane przed wczoraj i pomiędzy tobą a Harrym było wszystko okej, więc...
- W porządku. - przerwałam jej, posyłając lekki uśmiech i wracając do oglądania karteczki.
Po bokach widniały przeróżne napisy tak jak: 'najwspanialsi' 'najcudowniejsi' 'najsilniejsza czwórka przyjaciół' itp. Nie mogłam przestać uśmiechać się, gdy oglądałam to małe cudeńko. Niby mała rzecz, a tak potrafi zadowolić podczas nawet najgorszych chwil. Dobrze wiedzieć, że zawsze można liczyć na kogoś, kto nigdy cię nie zawiedzie

***

Wychodząc z domu do pracy, myślałam o naszym dzisiejszym spotkaniu z Ashley. Wczoraj, chciałam być sama i najlepiej żeby nikt mi nie przeszkadzał, jednak dzisiaj przekonałam się, że najlepiej w takich chwilach mieć kogoś, komu wyrzucisz wszytko co cię trapi.
Idąc na przystanek, poprawiłam szal, żeby bardziej otulić szyję. Mimo wczesnego listopada, mróz dawał się we znaki. Jęknęłam, gdy schowałam ręce do kieszeni płaszcza, a telefon zaczął wibrować w mojej torbie. Wyjmując go, nie spodziewałam się kto dzwonił.
Harry.
Odebrać vs nie odebrać.
Zdecydowałam się na to drugie.
Chowając telefon do kieszeni, zaczął po raz drugi wibrować. Dłonie zatrzęsły mi się. Nie mogłam rozszyfrować czy z zimna, czy z nerwów przed odebraniem.
- Halo! - prawie krzyknęłam.
- Um... Cześć. - wydukał. - Będziesz mnie teraz unikać? - rzucił jakby z pretensjami. Zastanawiałam się nad sensowną odpowiedzią. Nie mogłam mu odpuścić od tak sobie, bo pokazałabym jak bardzo słaba jestem.
- Nie. - prychnęłam cicho.
- Wszystko dobrze? - zapytał jakby z troską, a może tylko tak po prostu, żeby zapełnić dziurę w naszej rozmowie.
- Okej. - odpowiedziałam krótko, ale moim zdaniem treściwie.
- Uhm. - westchnął z frustracją. - Teraz zaczynasz z pół-słówkami? - jego głos zdradzał wiele; zaczynałam go denerwować.
- Nie, po prostu ci odpowiadam. - wzruszyłam ramionami, wiedząc, że mimo to mnie nie zobaczy. Po drugiej stronie słyszałam przyspieszony oddech i co chwila westchnięcia przepełnione drżącym oddechem. Aż tak bardzo go zdenerwowałam?
- Lizzy... Możemy się spotkać? - zapytał po chwili ciszy.
- Przepraszam, ale nie... - odpowiedziałam cicho i rozłączyłam się szybko nie czekając na jego odpowiedź. Może nie to mówiło mi serce, ale umysłem nie byłam gotowa go widzieć.

***

- Czyli się rozumiemy? Kończysz teraz, a jutro nie przychodzisz? - mój szef Nick posłał mi uśmiech, przewracając klucze w dłoniach.
- Tak i dzięki wielkie. - odpowiedziałam mu tym samym, po czym pożegnał się i wyszedł z baru. Była godzina 21.35, a Nick pozwolił mi już zamknąć bar, bo i tak zbyt wielu klientów nie było, a jutro zaś dostałam wolne.
Nie widziałam się z Sarah, czego bardzo żałuję, bo chciałabym dowiedzieć się paru rzeczy co do wczorajszej koszmarnej rozmowy. Nie byłam przekonana co do tego, że Sarah chciałaby rozmawiać na ten temat, ale zawsze warto byłoby spróbować.
Przez ostatnie pięć minut zastanawiałam się, jak mogłabym spędzić jutrzejszy dzień, aż wpadłam na pomysł, żeby odwiedzić babcię. Na pewno chciałaby dowiedzieć się co z Kathleen i wysłuchać mojego zdania na ten temat.
Nie chcąc ryzykować spotkaniem Harrego przed moim domem, od razu po pracy ruszyłam na przystanek, czekając na autobus, żeby ruszyć w kierunku 'odpoczynku'.

***Oczami Harrego***

Coraz bardziej zacząłem odczuwać brak ciepłego ciała Lizzy obok mnie. Rozmowa, ktrórą rozłączyła, nie należała do ulubionych, wręcz do najgorszych. Nigdy nienawidziłem, gdy ktoś ot tak się rozłączał i wyłączał telefon, żeby nie być 'dręczonym'.
Pierwszą moją myślą po wsiadaniu do samochodu, było pojechanie do Lizzy. Musiałem koniecznie z nią porozmawiać, bo wewnętrznie wszystko zaczynało się we mnie negatywnie buzować, powodując coraz częstsze zmiany humoru. Tęskniłem za jej jakąkolwiek bliskością, za jej uśmiechem, który towarzyszył jej przy każdym naszym spotkaniu, za jej miękkimi ustami, których dotykałem wczoraj rano!
- Nie odpuszczę, dopóki z nią nie pogadam i się z nią nie zobaczę. - mruknąłem do siebie, po czym odpaliłem silnik, ruszając z piskiem opon w stronę domu Lizzy.
Jadąc, toczyłem ze sobą wewnętrzną walkę na słowa, które mogłyby dolecieć do jej ucha.
Parkując pod jej domem, nie czułem się niekomfortowo, lecz przybyło mi odwagi, nie to co przez rozmowę przez telefon.
Wychodząc z samochodu, nie zamykałem drzwi, tylko truchtem ruszyłem do drzwi Lizzy. Światła były wszędzie pozagaszane, dziś powinna mieć wolne. Lekko zacząłem pukać, a po chwili dzwonić.
Gdy nie słyszałem żadnych odgłosów wydobywających się z drugiej strony, zacząłem panikować i pukać coraz mocniej na zmianę z dzwonkiem.
- Cholera jasna! - krzyknąłem. - Lizzy otwórz, no! Musimy pogadać. - jedną rękę opierałem o drzwi, drugą zaś nawalałem ile się dało. Coraz bardziej zacząłem się zastanawiać nad tym, czy rzeczywiście nie mówię do samego siebie.  Szybko wyjmując telefon z kieszeni wykręciłem jej numer, lecz od razu odezwała się poczta, informując mnie, że Lizzy jest niedostępna. Ostatni raz uderzyłem z całej siły jaką teraz posiadałem w drzwi i podbiegłem do samochodu, szybko do niego wsiadając i kierując się do jej przyjaciółki bodajże Ashley.

__________________________________________________________________________
Część Miśki!
Tak się cieszę, że Was "widzę" xD :*
Rozdział taki trochę byle jaki, ale w kolejnym będzie... OSTRO xD już nie mogę się doczekać, więc piszę już do następnego iii....
PROSZĘ O DUUUUŻĄ ILOŚĆ KOMENTARZY ;D <3

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 83

 Pamiętajcie, że kursywa pochylona to wspomnienia! 


To co zobaczyłam, zdziwiło mnie i zszokowało. Przy ladzie stała czerwonowłosa dziewczyna, którą poznałam w Liverpoolu, podająca się za dziewczynę Harrego i rzeczywiście nią była. Obok niej stał Harry i minę miał wkurwioną, było widać. A za ladą stała Sarah i podejrzewałam, że udzielała się w konwersacji. Wszystkie pary oczu spoczęły na mnie, wiercąc dziurę w środku.
- Znów się spotykamy. - powiedziała z kpiną Margaret - bo tak miała na imię. Zbliżałam się powoli w stronę tej trójki.
- Co ty tu robisz? - rzuciłam w jej stronę, zerkając co chwila na przerażoną minę Harrego. Czułam, że za chwilę się coś stanie; coś, co mnie przerazi do końca.
- Przyjechałam wyrównać rachunki. - rzuciła krótko i przestąpała w moją stronę. - Bo widzisz... Harry, Sarah i ja mamy ci coś do powiedzenia. - przejechałam po wszystkich wzrokiem.
- Sarah? Harry? - zdziwiłam się i spojrzałam Harremu w oczy, który szybko spuścił wzrok. Co do cholery?!
- No mówcie! Ona ma prawo to wiedzieć. - kiwnęła na mnie głową, po czym podeszła do Sarah, karząc na mnie patrzeć.
- Sarah... O co chodzi? - zapytałam. Zaczęłam się coraz bardziej martwić o wszystkich tu zgromadzonych. Sarah, niegdyś nie za miła dla mnie dziewczyna, dziś ma mi coś powiedzieć?
- Ja i Sarah jesteśmy siostrami. - rzekła Margaret, a mnie zmroziło.
- No i co w związku z tym? - spytałam, ale wszyscy milczeli jak grób. - Harry, może ty mi coś powiesz do cholery jasnej! - krzyknęłam w jego stronę.
- Nikt nie chce mówić, więc ja powiem. Czas najwyższy. - odezwała się Margaret z zamiarem dalszego kontynuowania.
- To nie jest konieczne... To było dawno. - wtrąciła Sarah, a oczy jej były przekrwione, jakby przed chwilą płakała.
- O nie... - zaśmiała się chamsko czerwonowłosa. - Harry wykorzystywał seksualnie Sarah.
- Co?! - krzyknęłam. Kurwa, nie wierzę!
- To co słyszałaś. - uśmiechnęła się zwycięsko.
- Lizzy...- zaczęła Sarah płacząc. - To było dawno i... to jest już nieważne...
- Chyba cię pojebało! - wtrąciła Margaret. - Razem mieliśmy z tego niezły ubaw, no nie Harry? Pomagałam mu w przeleceniu Sarah. Nie było ona zbyt chętna, dlatego też trzeba było włożyć trochę starań. - wytłumaczyła, a mnie zrobiło się niedobrze...
- Lizzy, to nie tak... - Harry próbował wtrącić swoje wyjaśnienia.
- Zgwałciłeś ją? - odepchnęłam go z całą siłą jaką posiadałam.
- Nie! - wykrzyknął broniąc się. - Ona w większości zmyśla!
- W większości!? - prychnęłam. - Zastanów się co ty mówisz! Krzywdziłeś ją! Pamiętasz jak kiedyś powiedziałeś mi, że przychodziły do ciebie tylko te, które tego chciały? Że ty nikogo nie zmuszałeś? Jesteś świnią! - zaczęłam płakać... Jestem uczuciową osobą i jeśli słyszę takie coś... I jeszcze od własnego chłopaka... Mówił mi, zapewniał mnie, że robił to tylko z tymi, które tego chciały i co?!
- Kochanie posłuchaj...
- Nie mów tak na mnie i kurwa skończ! - nie dałam mu dokończyć. Błądziły we mnie nie chciane myśli. Te, które są najgorsze, które nie dają racjonalnie myśleć.
- Słuchasz się jej?! - krzyknął, wskazując na Margaret. Dziewczyna stała z uśmiechem, nabijając się z tej sytuacji. Dla niej miłość nie istnieje... - Ona kłamie!
- Wychodzę, czy tego chcesz, czy nie. - rzuciłam na odchodne, i ruszyłam w stronę drzwi. Jednak ręce Harrego uniemożliwiły mi odejście, gdyż chwycił mnie za biodra i przyciągnął do swojego ciała.
- Nie dotykaj mnie! - strzepnęłam jego dłonie. - Brzydzę się tobą! Jak mogłeś jej to zrobić...? - mówiłam coraz ciszej, załamując się coraz bardziej.
- Daj mi wszystko wytłumaczyć... - powiedział szeptem, chwytając moje dłonie i składając na nich delikatny pocałunek.
- Jesteś zakłamany. - pokręciłam głową, wyrywając mu się i wybiegając z baru.
Nie wiedziałam, że tak to się wszystko potoczy. Nie zdawałam sobie sprawy, że Harry byłby do takiego czegoś zdolny. Nie chciało mi się wierzyć, w to co usłyszałam, a tym bardziej nie chciało mi się słuchać bezsensownych tłumaczeń Harrego.
Mina i postawa Sarah, wystarczyły mi na stwierdzenie, że Margaret mówiła prawdę. Przekonałam się dopiero teraz jaką suką naprawdę jest. Nie liczy się dla niej szczęście innych. Najważniejsze jest to, żeby je zepsuć.

***

Droga do domu mijała mi strasznie. Wracałam na pieszo parkiem, strasznie się ślimacząc. Chciałam uniknąć tego, że Harry jechałby za mną.
Niekończące się pytania i myśli zaśmiecały mą pamięć. Jeszcze dziś rano uważałam, że Harry to jedyna osoba, która będzie mnie wspierać dopóki cały koszmar z Kathleen się nie skończy. Niestety, kolejny kłopot przybył.
Potrzebuję odpoczynku od wszystkiego...
Potrzebuję spokoju wewnętrznego, którego przez ostatnie chwile nie mam, nie otrzymuję.
Czy każda osoba na świecie tak chujowo się czuje jak ja teraz? Czy też ma tyle kłopotów, bezsensownych chwil, gdzie nie wie jak ma się zachować, czy co ze sobą zrobić? Czy tylko ja jestem takim odludkiem, widzący świat tylko na szaro, nie zauważającym przepięknych sekund, szczęśliwych chwil...
Gdy weszłam do domu, ogarnęła mnie jeszcze większa pustka. Po rozświecałam wszędzie światła, nie wiedząc na co to. Umysłu mi nie rozjaśnią.
Spojrzałam na telefon... 57 nieodebranych połączeń i kilka wiadomości od Harrego, które od razu usunęłam. Nie chciałam ich czytać... Chciałam w końcu odpocząć, nie zastanawiać się nad niczym, ale zanim się to stanie, minie trochę czasu.
Trzymając telefon w ręku, zaczął mi wibrować ponownie. Chciałam odrzucić połączenie, ale gdy zobaczyłam, że dzwoni Lesie, wyprostowałam się i oczy otworzyłam szeroko. Nareszcie...
- Halo? - odebrałam niepewnie.
- Um... Cześć. - powiedziała bardzo cicho.
- Hej. - przełknęłam głośno ślinę, nie widząc o czym rozmawiać. Niegdyś pełno tematów - teraz zero.
- Dzwonię tylko na chwilę w celu poinformowania, że z Kathleen już jest lepiej.
- Lepiej? Całe szczęście... Um... Czy mogłabym z nią chwilę porozmawiać? - zapytałam niepewnie.
- Śpi teraz... A przekazać jej coś? - po drugiej stronie usłyszałam cichy szelest.
- Nie... - westchnęłam. - Gdzie w ogóle jesteście?
- Ym... Wiesz.. muszę kończyć, bo Jacob mnie woła. Cześć. - nie zdążyłam nic dodać, a połączenie zostało zerwane. Fajnie. Czuję się jak osoba nienależąca do tej rodziny. Jak jakiś odludek, któremu nic nie można powiedzieć.
Rzuciłam telefon w kąt kanapy i opadłam na nią, zalewając się łzami i czując się jak nie potrzebna nikomu osoba.
Chwilę po tym ponownie usłyszałam dźwięk telefonu. Nie chciało mi się po niego wstawać, ale jeżeli to znów Lesie, musiałam odebrać.
Nie. To nie Lesie. To Marcus.

***Oczami Harrego***

Nie ukrywając, czułem się jak chuj i może rzeczywiście nim byłem? Przed zadaniem tego najpiękniejszego pytania, mogłem powiedzieć o wszystkim Lizzy.
Nie zgwałciłem jej!

'Słyszałem kiedyś od Margaret, że jej siostra to dziewica, której nie za bardzo powodzi się w życiu. Nigdy jeszcze nie miałem do czynienia z dziewicą i na moją myśl padło coś, co by to zmieniło. Kochałem Margaret, ale ona miała 16 lat... To za mało na pierwszy raz.
- Margaret, pamiętasz o naszym dzisiejszym spotkaniu? - zapytałem, gdy dzwoniłem do niej.
- Oczywiście, że tak, ale wpadnij do mnie. Mam pomysł na coś nowego. Meow, kotek. - cmoknęła do słuchawki i połączenie zerwało się.
Nie czekając dłużej zerwałem się z kanapy, chcąc jak najszybciej spotkać się z moją dziewczyną i wysłuchać jej zabujczego planu.
Gdy zdążyłem dojechać pod jej dom, wybiegła mi na spotkanie, ciągnąc za rękaw od kurtki, jakby paliło się.
- Co to za jakiś nowy pomysł? - zapytałem, przytulając się do niej i cmokając w ciepły policzek.
- Moja siostra jest w domu. Mam plan. Wiem, że tego chcesz. - szepnęła mi do ucha i zaciągnęła do domu, szybko zdejmując mi kurtkę.
Tak jak powiedziała, weszliśmy do jej pokoju, odrywając ją od codziennej pracy - rysowanie. Margaret wspominała, że Sarah na mnie leci i chciałem to w pewien sposób wykorzystać.
- Kochana, mam dla ciebie przemiłą niespodziankę. - Margaret pociągnęła ją za rękę, pchając lekko w stronę łóżka.
- Co wy do cholery robicie?! - krzyknęła, ale już po chwili dłonią zastawiłem jej usta, nie pozwalając się już więcej odzywać. Siłowałem się z jej guzikami od bluzki, a potem ze spodniami...'


Robiliśmy to wiele razy, ale nie zawsze do końca nam wychodziło. Zawsze stały jakieś przeszkody, lub Sarah za głośno krzyczała, wyrywała się.
Gdy teraz sobie pomyślę o tym, zamykam oczy i przeklinam w myślach na samego siebie. Jak mogłem takie coś wyprawiać?
To prawda... Zapewniałem Lizzy, że nigdy nie skrzywdziłem kogoś bez jego pozwolenia. Teraz strasznie tego żałuję, bo gdy pomyślę, że przez takie chujostwo mogę stracić najcenniejszą osobą w moim życiu, przestaję mieć wszystko dla mnie sens. Chciałbym jeszcze dziś porozmawiać o tym z Lizzy, wszystko jej wytłumaczyć, ale dam jej czas, chociaż cholernie mi źle.
Mam tylko nadzieję, że Lizzy nie przestanie mnie kochać. Cholernie mi na niej zależy i już dzwoniłem do niej kilkadziesiąt razy ale to nic nie pomaga. Wracając do mieszkania samochodem, przejechałem koło jej domu, żeby upewnić się, że wszystko w porządku. Pukałem i dzwoniłem ze sto razy, ale nie otwierała... Później zobaczyłem jej małą osóbkę jak szła parkiem i postanowiłem się stamtąd ulotnić.




___________________________________________________________________________
Witajcie kociaki! ♥
W miarę szybko się zebrałam do rozdziału, bo 82 był siódmego, a jest 11 i jest 83 rozdział! :D
Bardzo Was kocham i proszę o komentarze, bo muszę wiedzieć ile osób czyta to ff :*

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 82

 UWAGA! Pod rozdziałem jest do Was ogromna prośba!

Będąc w pracy na rano, czułam się bardziej zmęczona niż idąc na wieczór. Niepotrzebne myśli ponownie zaśmiecały mą pamięć, ogarniając mnie w stan chorej psychicznie osoby. Czasami bałam się o to, że Harry zostawi mnie ze względu na problemy patologiczne w mojej "rodzince". Bo czy mogę ją tak nazwać, gdy ich przy mnie nie ma? Gdy obwiniają mnie za wszystko co złe im się przytrafiło w życiu?
No chyba jednak nie.
Być może Harry nie wytrzyma mojego żalenia się.
Może nie wytrzyma ciągłej zmiany humoru.
Może już teraz sumienie podpowiada mu, żeby mnie zostawił?
Nie... Harry mnie kocha... Nie mógłby tego zrobić, ze względu na to, że coś jest źle. Każdy czasem potrzebuje wsparcia. A że ja potrzebuję go w tej chwili dużo, nie ma znaczenia.
Przemywałam szklanki w zamyśleniu, gdy nagle usłyszałam koło siebie szmer jakby człowieka siadającego za ladą. Podniosłam wzrok i przewróciłam oczami.
- Znowu ty? - zapytałam pełna pretensji, patrząc znudzonym wzrokiem na Zacka.
- Znowu? Kiedy się widzieliśmy? - prychnął.
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to. - wzruszyłam ramionami, biorąc w rękę kolejną szklankę do przetarcia.
- A mnie jednak tak. - oparł ręce o blat. - Imprezka.
- Co? - zmarszczyłam czoło, patrząc na niego jak na idiotę. W sumie już nim był.
- Nie pojawiłaś się na imprezie. - powiedział prosto, wiercąc wzrokiem dziurę w mojej twarzy. Gdyby Harry wiedział, że on tu jest... Wolę nie myśleć co by było 'gdyby'.
- Najwidoczniej miałam do tego powody. Nie powinieneś się interesować. - wzruszyłam ramionami. - Nie możesz się najzwyczajniej w świecie odczepić? Aż tak bardzo lubisz mnie denerwować? I tak mam już wystarczająco napsute nerwy. - warknęłam.
- Nie rozumiem dziewczyn. Być dla nich miłym - niedobrze. Nie odzywać się - niedobrze. Nie...
- Stop. - przerwałam mu. - Dla mnie to drugie byłoby najlepsze. - posłałam mu sarkastyczny uśmiech i obsłużyłam klienta, który podszedł do lady.
Zauważyłam małą zmianę w Zacku. Może nadal był denerwujący, ale nie "dobierał" się tak do mnie jak kiedyś. W sumie wolałabym nie mieć już z nim żadnych kontaktów, ale cóż... Może kiedyś sam się odwali.
- Czemu mam przestać z tobą rozmawiać? - zapytał po chwili. To pytanie nie przemówiło jakoś do mnie, więc uniosłam brew do góry żądając tym samym dalszych wyjaśnień. - Czemu chcesz 'drugą wersję'?
- Bo kocham Harrego i nie chcę, żeby się denerwował jak cię zobaczy koło mnie, więc lepiej stąd idź.
- Aha. Czyli ty nie do końca chciałabyś, żebym się od ciebie odsunął, ale Harry tego chce, więc ty też? - podniósł głos, jakby się oburzył.
- Słucham? Nic takiego nie powiedziałam i wyjdź stąd, proszę. - wskazałam mu drzwi. Nie ruszył się z miejsca, lecz patrzył na mnie dziwnym, zimnym wzrokiem. Nie bałam się go, bo wiedziałam, że ochrona jest tuż tuż, ale także nie widziałam powodów do strachu.
- Nie będę się powtarzać. - nie mogąc patrzeć dłużej w jego zimne oczy, spojrzałam w bok. Tym razem moja prośba została wysłuchana i już po chwili, Zack odbijając się od blatu, ruszył w stronę wyjścia, nie mówiąc ani słowa.

***

Po przybyciu Sarah i przywitaniu się z nią, wyszłam z baru, zabierając ze sobą wszystko z czym przyjechałam rano.
Postanowiłam jechać na zakupy, ponieważ dawno nie jadłam niczego innego niż płatków z mlekiem. Brakowało mi obiadów Kathleen. Nie wiem czy były one pyszne, ale jadłam tylko jej obiady, więc nie miałam porównania.
Wczoraj, rozmawiając z Harrym nie ustaliliśmy, czy dziś się spotkamy, ale miałam nadzieję, że jednak tak. W tych ostatnich ciężkich jak dla mnie dniach, tylko on podtrzymywał mnie na duchu i trochę Ashley i Justin.
Wchodząc do marketu, nie miałam w planach brać niewiadomo jak dużo, ponieważ nie miałabym pojęcia jak się z tym później zabrać. W pierwszej kolejce postanowiłam wziąć kilka owoców, bo zaniedbałam zdrowy tryb odżywiania. Chciałam iść dalej, ale wydawało mi się, że ktoś mnie wołał.
- Lizzy?  - teraz naprawdę usłyszałam głos. Odwróciłam się i uśmiech sam wkradł mi się na twarz, widząc mamę Harrego.
- Dzień dobry. - przywitałam się serdecznie.
- Ty nie w pracy? - zapytała mnie z uśmiechem.
- Właśnie przed chwilą skończyłam.
- Ah tak? Bo właśnie przed chwilą z Harrym się mijałam i powiedział, że jedzie po ciebie. - powiedziała schylając się po pomarańcze.
- Oh... - westchnęłam. - Dziękuję za przekazanie. Zadzwoniłabym do niego, ale telefon mi padł. Wrócę się najwyżej. Przepraszam, muszę lecieć. - posłałam serdeczny uśmiech.
- Leć leć kochanie. - pomachała mi i odwróciła się idąc dalej, a ja zapominając o dalszych zakupach, zapłaciłam za owoce i biegiem dotarłam pod jakiś przystanek, modląc się o szybki autobus.
Jechałam już pięć minut i chciałam jak najszybciej być na miejscu. Wysiadając już na kolejnym przystanku, miałam jedynie ze 150 metrów do baru "Night-Day". Ucieszyłam się, gdy ujrzałam samochód Harrego. Był to znak, że jeszcze nie odjechał. Nie było go w środku, więc postanowiłam wejść do baru, bo najprawdopodobniej jest tam.
To, co zobaczyłam, przekraczało chyba największe granice.

_____________________________________________________________________________
Witajcie moje Kochane!! :* Mam kilka ważnych rzeczy:
1. Chciałam podziękować za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem! Dałyście mi tyle radości, że nawet sobie nie wyobrażacie! :* ♥
2. Przepraszam za tak krótki rozdział, ale musiałam go tak jakby podzielić, bo uwierzcie mi, było to potrzebne do takiego jakby przetrzymania w niepewności! xD
3. Pewna bloggerka nie tak dawno założyła sobie bloga i postanowiłam jej jakoś pomóc. Obiecałam, że polecę Wam tego fanfica, żebyście skomentowały (a naprawdę warto) i mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie! ♥ oto link -----> http://for-you-live.blogspot.com/
4. Mam najwspanialsze czytelniczki!!! ♥ koffam :*

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Rozdział 81 + ważna notka pod rozdziałem

Słyszałam jakby jakiś dźwięk w oddali, ale nie chciałam dokładnie wsłuchiwać się, bo jedynym moim marzeniem w tej chwili było kontynuowanie jakże pięknej chwili - spania. Czułam, że coś, a raczej ktoś koło mnie zaczyna się kręcić i zrozumiałam, że do Harrego dzwoni telefon.
- Czego? - zapytał do telefonu niezbyt mile. Seksowna, poranna chrypka towarzyszyła mu w tej jakże zapowiadającej się ciekawie konwersacji.
- Teraz?
-...
- No dobra... Zaraz będę. - odpowiedział i rozłączając się, przetarł twarz rękoma, zerkając na mnie.
- Przepraszam cię kochanie za ten telefon, ale Zayn do mnie dzwonił żebym przyjechał szybko. - wytłumaczył.
- A stało się coś? - podniosłam się na łokciach, mierzwiąc Harremu włosy.
- Przywieźli coś dziwnego do klubu, i musimy zastanowić się co z tym.
- Coś dziwnego, czyli? - dopytywałam, ciekawiąc się o co mu może chodzić. - Rury dla dziewczyn do tańczenia? Jak tak, to jestem pierwsza w kolejce! - zaśmiałam się.
- No chyba po moim trupie. Ty i rura? Okej. Dziś złożę zamówienie i zakładam u mnie w mieszkaniu. Codziennie wieczorem będziesz co nieco tańczyć. - pocałował mnie w czoło, a ja zaśmiałam się.
- Nie... u ciebie to nie chcę. - dźgnęłam go w brzuch, sprawiając tym samym, że zawisł nade mną, unieruchamiając moje dłonie, bo obu stronach mojej głowy.
- Co to ma znaczyć, że nie u mnie? Nie pozwoliłbym ci pokazywać ciała przy innych facetach, jeszcze przy tym wyginając się. - oburzył się lekko, co mnie rozbawiło, bo to było oczywiste, że żartowałam.
- No to na basen będę chodzić w leginsach i w golfie, nie? - zachichotałam, cmokając go w czubek nosa.
- Oczywiście. - wymruczał. - A ja pod wodą zacznę cię powoli rozbierać... - zaczął całować moją szyję, sprawiając, że czułam się znakomicie.
- Nieee... - zaśmiałam się i odciągnęłam go od siebie. - Jak wejdę tak ubrana, to i wyjdę i żadnej specjalnej "rozbieranki" dla pana Stylesa nie będzie. - dokończyłam poważnie, dokładnie obserwując reakcję Harrego.
- Oj będzie, będzie. - pocałował mnie w policzek, po czym śliniąc mój kącik ust, zaczął namiętny pocałunek.
- Będę już leciał i raczej późnym popołudniem wpadnę do ciebie, bo nie możesz siedzieć tu cały czas sama.
- Na 16 mam do pracy, także nie spóźnij się. To leć.
Wstaliśmy z łóżka, Harry ubierając się, a ja patrzyłam na jego - może i zwykłe - ale dla mnie niesamowite ruchy. Ponownie w moich myślał pojawił się ciąg słów: dlaczego wybrał taką 'małolatę', dlaczego akurat ja?
- O czym myślisz? - zapytał Harry, patrząc na mnie i zwinnym ruchem zapinając pasek.
- O chłopaku. - odpowiedziałam zwyczajnie.
- Jakim? - jego ciekawość stała się aż śmieszna.
- Na pewno nie o tobie. - fuknęłam.
- Słucham? - zapytał takim tonem, jakby udawał, że nie usłyszał.
- No to co słyszałeś. - wstrząsnęłam ramionami, zachowując pełną powagę.
- Więc... kto to taki? - serio Harry, serio?
- No ty... no weź... - zarzuciłam mu ręce na kark, lekko przyciągając do siebie, ale on stawiał opór. Jego zazdrość (bo to jedynie tylko tak mogę nazwać) czasami nie znała granic. A ja musiałam się ograniczać do tych żartów, bo mogłabym coś palnąć bez sensu i byłby kłopot.
- Kochanie, wierzysz mi? - zrobiłam błagającą minkę.
- No nie wiem... - obraził się, przekręcając głowę na bok jak paw.
- Czasami jesteś jak dziecko, wiesz? - przygryzłam płatek jego ucha. Westchnął cicho, rozkoszując się ciepłym powietrzem na jego szyi.
Rozbrzmiał jego telefon.
- Jedź, bo najwidoczniej tęsknią. - zachichotałam.
- Wrócę tu jeszcze, a wtedy nie daruję ci, kocie. - pocałował mnie krótko, chwytając za rękę i kierjąc się na dół.

***

Siedząc w kuchni, jadłam mój obiad - płatki z mlekiem. Dręczące mnie myśli ponownie wróciły, nie dając mi racjonalnie myśleć nad przyszłością, lecz ciągle każąc wracać do tego co było.
Gdy rozbrzmiał dzwonek do drzwi, zerwałam się z krzesła, żeby je otworzyć. Szurając po podłodze stopami, przekręciłam zamek i uchyliłam drzwi.
- Pani Shannon!* - ucieszyłam się na widok tej kobiety, która napawała od góry do dołu energią. Obok niej, do jej nogi wtulała się mała Debby.
- Cześć Lizzy. Jest Kathleen? - zapytała.
- Um... Długa historia... Zapraszam, może pani wejdzie? - odsunęłam się, żeby kobieta miała łatwy dostęp do środka.
- Czyli nie ma jej? - zapytała, wchodząc do domu.
- No tak się składa, że nie, ale wszystko pani opowiem. - zamknęłam drzwi i ruchem ręki wskazałam, żeby weszły w głąb salonu.
- Drogie dziecko, mam nadzieję, że nic się nie stało! Tak dawno u niej nie byłam... - przyłożyła dłoń do twarzy, pocierając o policzek.
- Bywało gorzej, ale jest już znacznie lepiej. - posłałam jej uśmiech jak najbardziej uspokajający. Była to kobieta wrażliwa, godna zaufania i nic złego nie mogłabym o niej powiedzieć.
- Opowiadaj. - usiadła na kanapie, biorąc Debby na kolana, ale ta szybko zeszła i wskoczyła na moje. Kochane dziecko...
- Może kawy, lub herbaty? - zapytałam z grzeczności.
- Nie... Miałam wpaść tylko na chwileczkę, a jak nie ma Kathleen to tym bardziej nie będę zawracać ci głowy.
- Nie przeszkadza mi pani. - uśmiechnęłam się do niej. Gdy Debby zaczęła się bawić moimi bransoletkami, przypomniały mi się czasy, gdy poszłam z tą małą ślicznotką do galerii, gdzie poznałam Harrego - chłopaka, który był zupełnym przeciwieństwem tego dzisiejszego - mojego.
- Dziecko, mów o co chodzi, bo strasznie się niecierpliwię. - zaśmiałam się razem z panią Shannon.
Minuty leciały, gdy zaczęłam opowiadać całą historię od wydania, że Kathleen spała z Harrym, do dzisiaj. Nie pominęłam najmniejszego szczegółu, bo jak miałam to zrobić, gdy wszystkie sytuacje razem wzięte wracały po kilka razy dziennie do mojego umysłu? Mina pani Shannon z upływem chwil stawała się coraz bardziej przerażona. Nie wiedziałam z jakiego powodu: martwiła się o Kathleen, czy raczej przerażała ją ta cała historia? Gdy skończyłam opowiadać, pani Shannon zatopiła twarz w swoich dłoniach, a Debby biegała po pokoju, tym samym oglądając bajkę.
- Niech pani coś powie... - założyłam kosmyk włosów za ucho.
- Tak mi przykro z tego powodu... Co ty teraz musisz przeżywać? - kręciła głową, jakby nie dowierzała w moje opowiadanie. - Nie spodziewałabym się tego po Kathleen. Ona i Harry s-spali ze sobą? To niedorzeczne! - oburzyła się.
- Także byłam w szoku, proszę pani. Z początku było dla mnie koszmarem to, że Kathleen tak postępowała, lecz teraz szczerze się o nią martwię. Chciałabym, żeby wyszła z tego zdrowo, żeby wróciła do stanu rześkiej i pełnej życia, uśmiechniętej kobiety.
- Także tego chcę, dziecko. No nic, będę lecieć. Dziękuję, że mi to wszystko opowiedziałaś. Jeśli będziesz coś jeszcze wiedzieć, jak najszybciej do mnie zadzwoń, dobrze? Chodź Debby!
- Dobrze, zadzwonię. - przytaknęłam.
- Mamusiu... ja nie chcę jeszcze iść... - dziewczynka podbiegła do niej, wtulając się w jej udo.
- Nie będziemy przeszkadzać Lizzy.
- Ale Debby nie będzie mi przeszkadzać. - zaprzeczyłam. - Niech zostanie, porobimy coś... Wyrwę się przynajmniej od tej szarej rzeczywistości. - uśmiechnęłam się lekko.
- Naprawdę? - zapytała spoglądając na mnie.
- Oczywiście. Na 16 mam do pracy, więc jak Harry po mnie przyjedzie, odwieziemy małą z powrotem do mamy, okej? - spojrzałam na Debby.
- Tak! - wykrzyknęła.
- No dobrze, dziękuję ci bardzo, kochanie. - kobieta podeszła do mnie, przytulając mnie do siebie.
- To dla mnie przyjemność.
Po pięciu minutach kobiety już nie było, a rozbrykana Debby chciała iść do tej galerii, gdzie ostatnio.
- Nie będzie ci za zimno? - zapytałam, gdy ta ubierała się, nawet gdy nie wyraziłam zgody na wyjście. A jeśli ona się rozchoruje? Nie chciałabym mieć jej choroby na sumieniu, a naprawdę na dworze nie było za ciepło.
- Nie będzie... Pójdziemy do galerii, a przecież tam jest ciepło. - wzruszyła ramionami. Westchnęłam i pokiwałam głową, patrząc z rozbawieniem na to, jakże pocieszne dziecko.

***

Ruch uliczny był nie do zniesienia. Razem z Debby postanowiłyśmy dojść do galerii na pieszo, i pooglądać sklepy, które powoli zaczynały przybierać wystrój świąteczny.
- Patrz! Tam są jeszcze lody! - pokazała palcem na sklep z lodami włoskimi. Zaśmiałam się cicho.
- No, ale chyba nie będziemy ich jeść teraz, no nie?
- Oczywiście, że nie. - wtrząchnęła ramionami. Trzymałam kurczowo Debby za rękę, żeby czasami nie wyrwała mi się, albo nie zgubiła. Co chwila uderzałam przez przypadek w ludzi na ulicy, którzy nas mijali.
- Ale ten pan był śmieszny. - zachichotała cicho, zastawiając sobie dłonią usta, żeby nie śmiać się głośniej.
- Debby! - zganiłam ją cicho.
- No co? - nadal chichotała.
Po chwili przekraczałyśmy próg galerii, a wnętrze było oszałamiające i bardzo ciepłe. Nie było nawet połowy listopada, dopiero co się zaczął, a ozdoby świąteczne sprawiały wrażenie jakby już za tydzień miały być święta.
- To co? Idziemy na coś ciepłego?
- Uhm. - przytaknęła Debby i kierując się do jakiegoś sklepu z przekąskami, pomogłam jej zdjąć płaszczyk, bo już narzekała, że jej za gorąco. Prowadząc Debby za rękę, ustałam w kolejce, żeby coś zamówić. Dziewczynka prowadziła sama ze sobą dyskusje, na co najbardziej w tej chwili ma ochotę. Gdy zdecydowała się, złożyłam zamówienie i wróciłyśmy do stolika.
Czekając na jedzenie, rozśmieszałam ją, opowiadając jej różne kawały, dla dzieci oczywiście.
Gdy już miałyśmy przed sobą jedzenie, Debby zaczęła rozmowę:
- Lizzy?
- Słucham cię. - wyjmowałam z opakowania swojego cheeseburgera. Pomogłam także w tym Debby.
- Pamiętasz tego chłopaka, co mnie znalazł tutaj? - oczywiście, że tak.
- No tak, a co?
- Ładny on jest, prawda? - uśmiechnęła się do mnie i zaczęła machać nóżkami pod stolikiem.
- Oczywiście. - przytaknęłam rozbawiona.
- Wiedziałam, że ci się podoba. - zaczęła się śmiać psychopatycznym śmiechem, jak to na małe dziecko przystało. Po jej zachowaniu mogłam stwierdzić, że nie wiedziała, że jest moim chłopakiem, i że właśnie po części o nim rozmawiałam z jej mamą.
- No podoba i co? Tobie pewnie też, no nie? - zapytałam podchwytliwie i kopnęłam ją lekko pod stołem.
- No jest spoko, ale... Założę się, że ma już dziewczynę. Mogłaś się pośpieszyć. - wzruszyła ramionami. Chcąc powstrzymać się od śmiechu, popiłam coca-colę i spojrzałam z powrotem na Debby.
- Mówiłaś mi, że sobie znajdziesz, i co? - oburzyła się na żarty. Zaśmiałam się tylko i w ciszy kończyłyśmy swój posiłek.

***

Wracając na pieszo do domu, zastanawiałam się nad tym, czy nie jest Debby zimno. Dzień był pochmurny, rozbiło się coraz ciemniej.
- Debby, ciepło ci? - zapytałam po chwili.
- Uhm. - cały czas przytakiwała mi tak samo, ale głowę miała schowaną tak bardzo, że nie byłam tego taka pewna.
Na szczęście droga powrotna zleciała nam szybko, a Debby jak zwykle była rozbrykana i opowiadała mi co chciałaby dostać na święta, i że chciałaby szybko śnieg.  
- Ej... Lizzy... - zaczęła bardzo cicho Debby, ciągnąc mnie za rękach od kurtki. - Tam jest ten chłopak...
- Jaki? - udawałam, że nie wiedziałam o kogo chodzi. Tak, tam był Harry.
- No ten... Ten z galerii! - była tak podekscytowana, że chciałam się zaśmiać.
- No co ty gadasz? - udawałam zdziwioną, co chyba dobrze mi wychodziło. Podeszłyśmy bliżej Harrego, który był oparty o swojego Range Rovera i patrzył na nas.
- O Lizzy, miałem do ciebie już dzwonić, bo nie otwierałaś drzwi. - podszedł do mnie i pocałował w policzek. - Poznajesz mnie? Bo ja ciebie doskonale. - zaśmiał się Harry, kucając przed Debby.
- Oczywiście, że tak, a ciebie Lizzy ukatrupię za kłamstwa. - tupnęła zabawnie nóżką.
- Ale dobrze strzelałaś. Ma dziewczynę. - zaczęłam się śmiać, a Debby razem ze mną. Wytłumaczyłyśmy Harremu o co chodziło i gdzie byłyśmy.
- No to nieźle... Chodźcie moje kochane, zrobimy sobie selfie. - zaśmiał się, wyjmując telefon. Każdy z nas zrobił głupią minę, a zdjęcie wyszło prześmiesznie.
Harry zgodził się na odwiezienie Debby do domu i jadąc ulicami pokazywałam mu gdzie jechać.
- Jak długo jesteście ze sobą? - zapytała Debby, przerywając ciszę.
- Od 17 października. - odpowiedzieliśmy równo, tym samym śmiejąc się.
- Woo... - zachichotała. - A kiedy będziecie mieć dzieci? - zapytała.
- Kochanie, jest jeszcze na to czas. - mówiąc to, spojrzałam na Harrego, a on kątem oka na mnie. Położyłam mu dłoń na kolanie.
- Ej! Nie przy mnie takie rzeczy! - wykrzyknęła mała i akurat dojechaliśmy do jej domu.
- Pożegnaj się z wujkiem Harrym. - powiedział zabawnie Harry, a Debby wtuliła się w niego, ciągnąc lekko za jego włosy.
- Jak ja cię lubię. - zachichotał, opuszczając małej czapkę na oczy.
- Ej! - dźgnęła go w brzuch. Gdy już w pełni pożegnali się, wyszłam razem z małą odprowadzić ją do samych drzwi, a Harry na mnie zaczekał w samochodzie.
Opowiadałam pani Shannon jak to świetnie nam zleciał czas, a ta nie mogła mi przestać dziękować a zarazem przepraszać za kłopot.
Gdy wsiadłam do samochodu, Harry ruszył, w celu odwiezienia mnie do pracy.

*mowa o p. Shannon i Debby w pierwszym rozdziale

_____________________________________________________________________________

Cześć moi drodzy! :*
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                
Na początek jak zwykle przeprosiny, ale wybaczcie mi, nie mam zbytnio czasu. Rozdział miał być już w sobotę i zaczęłam go pisać, ale już mi się strasznie nie chciało i nie miałam weny.

WAŻNE!
Zostałam poproszona o to, by pojawiła się druga część tego fanfica i może kolejne 100 rozdziałów. Nie wiem czy dałabym radę pisać aż tego tyle i mieć mnóstwo pomysłów na dokończenie. W sumie już kończę praktycznie to fanfiction, i miałam pomysł na drugie, ale jeżeli byliby chętni, BYŁABYM W STANIE TO DLA WAS ZROBIĆ! W sumie rozpisywanie dalszej części tego ff nie byłoby złym pomysłem, tylko potrzebowałabym odpowiedniej ilości komentarzy, które mobilizowałyby mnie do dalszej pracy.
Proszę Was o propozycje i dajcie znać co myślicie na ten temat, tam na dole! 
Kocham najmocniej! ♥♥♥