Dzisiejszy dzień w pracy był okropny. Nie mogłam się w niczym skupić, myślałam tylko o Kathleen, czego Harry oczywiście zabronił mi robić. Mimo tak zajebistego relaksu przed pracą, jaki zafundował mi Harry, miałam straszne wyrzuty sumienia. Obmyślałam nawet, czy nie zadzwonić do Lesie, ale jest ona na mnie obrażona nie wiem dokładnie za co. Interesować się - niedobrze. Przestać zawracać głowę - jeszcze gorzej. Starając się nie myśleć już o mojej "rodzinie", zobaczyłam w wejściu osobę, której nie spodziewałam się już nigdy więcej zobaczyć.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zapytałam formalnie, jak do każdego gościa.
- Daruj sobie Lizzy. - spuścił głowę Marcus. - Przyszedłem z tobą pogadać. Nie ma u was nikogo w domu i tak sobie pomyślałem, że ciebie tutaj znajdę.
- Jak... to nie ma...? - zapytałam niedowierzając.
- Stało się coś?
- N-nie... Nie, mów o co chodzi. - Zważając na fakt, iż powiedziałam sobie, że nie będę mówić na niego na "ty" teraz postanowiłam sobie darować.
- Chciałem po prostu zorientować się, czy wszystko u was jak i u Kathleen w porządku. Głupio się zachowałem wtedy, ale co miałem zrobić dowiadując się, że byłem oszukiwany przez trzy lata? - żalił się? Żałował?
- Rozumiem cię doskonale... - kiwnęłam głową. - Nie wiem czy jest wszystko w porządku, ale to opowiem ci później jak skończę pracę.
- Co się stało? - zaczął panikować, patrząc mi prosto w oczy. Rozmawiało mi się z nim jakoś zupełnie inaczej... Jakbym rozmawiała z zupełnie innym człowiekiem. Uspokoił się, już nie wygląda na takiego "cwaniaka" jakim to wcześniej był.
- Nie mogę za bardzo gadać w pracy. Napijesz się czegoś? - zaproponowałam.
- Kieliszek.
- Tylko nie pij dużo, bo nie będę z tobą rozmawiać. - zaśmiałam się. Uśmiechnął się i teraz wystarczyło tylko czekać, aż zbawienna godzina 23 przybędzie mi z pomocą.
***Kilka dni później***
Nie utrzymywałam kontaktu z Kathleen, Lesie i Jacobem 5 dni. Gdy wróciłam do domu z mojej zmiany, na stoliku czekała na mnie pisemna wiadomość, że wyjechali na terapie. Próbowałam kilka razy skontaktować się z Lesie, ale nie odbierała, albo odrzucała połączenie. Wierzyć mi się nie chciało, że z takiego powodu moja najlepsza przyjaciółka przestała mi ufać, cokolwiek mówić do mnie.
Dwa dni temu spotkałam się z Justinem, Ashley i Scottem. Opowiedziałam im moją obszerną historię, jaka uformowała się przez ostatnie dni kiedy się nie widzieliśmy. Byli wprost przerażeni tym, co się stało. Nie mogli wierzyć w to, że efektem końcowym całej afery było to, że zostawili mnie, nie informując o niczym co dzieje się z moją przyszywaną matką. Sama tak uważałam, ale musiałam ogarnąć się i starać się myśleć racjonalnie.
Dziś leciał piąty dzień odkąd przebywałam w domu sama. To był czas, gdzie mogłam się wyciszyć, ale myślę, że lepiej byłoby gdybym dostawała chodź małą wiadomość codziennie "jest okej". To w pełni by mi wystarczyło. Harry martwił się o mnie i kilka razy mówił mi to prosto w oczy. Wczoraj byliśmy razem u jego mamy. Cieszyła się z naszych odwiedzin jako para, bo ostatnio widziałam ją jako "koleżanka" a nawet jeszcze nie, Harrego.
Leżałam na kanapie, oglądając jakiś beznadziejny film, który jeszcze bardziej pogrążał mnie w zamyśle. Chrupiąc popcorn, starałam się moim głośnym przeżuwaniem zagłuszyć myśli, ale to chyba nie był odpowiedni sposób.
Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Kto przyszedł, niech wchodzi! Otwarte! - krzyknęłam, a po chwili usłyszałam otwierające się drzwi.
- Halo, halo! Dzień dobry. - zaśmiał się Harry.
- Dla mnie jest dobry wieczór, ale jak wolisz. - wychyliłam się zza kanapy i posłałam blady uśmiech. Harry podszedł do mnie i pocałował lekko w usta, tym samym kucając przede mną.
- Żadnej wiadomości? - zapytał.
- Żadnej.
- Ani telefonu?
- Ani telefonu. - westchnęłam.
- Posuń się. - wstał, na co usiadłam na kanapie i oparłam się o jego ramię.
- Zaczynam się serio martwić... - rzekłam, ślepo wpatrując się w ekran telewizora. - Nie dostałam żadnej wiadomości... Niczego, co by mnie uspokoiło. Ja tak długo nie wytrzymam. - położyłam dłoń na klatce Harrego, czując płaszczyk, który zaczęłam ściągać.
- Um... Taka wersja Lizzy mi się podoba. - zaśmiał się.
- Głupek. - zganiłam go.
- Może zadzwoń jeszcze raz? - spojrzał na mnie, mierzwiąc moje włosy.
- To nic nie da. Próbowałam 10 minut temu i połączenie zostało odrzucone.
- To może... - przerwał mu dźwięk SMSa mojego telefonu. - Zobaczę. - sięgnął po urządzenie, odblokowując ekran. Pozwoliłam mu na to, bo zupełnie nie spodziewałam się, że zobaczę to:
(jeśli ktoś nie wie o co chodzi, spójrzcie TU )
- "...Twój Zack..." - skończył czytać. - Masz zamiar mi to do jasnej cholery wytłumaczyć? - wiedziałam, że się zdenerwuje, nie było innej opcji.
- Po pierwsze nie denerwuj się tak, a po drugie...
- Nie rządź mną, okej?
- Nie przerywaj mi, okej? Chcesz wyjaśnień? - przedrzeźniałam go.
- Oby były pozytywne, bo nie ręczę za siebie.
- Będą. - posłałam mu sarkastyczny uśmiech. - Wtedy co była ta impreza, kiedy ty tańczyłeś z dziewczyną jakąś tam, a ja z Zackiem... Pamiętasz?
- Um... No? - przytaknął, a po jego minie mogłam stwierdzić, że żądał dalszych wyjaśnień.
- No kurde... Rozmawiałam z nim wtedy... Powiedział, że zaprasza mnie na swoją imprezę urodzinową i że jak już muszę, mogę przyjść z tobą... - niepewnie spojrzałam mu w oczy.
- Nigdzie nie idziesz! - wykrzyknął.
- No chyba wiem, nie? - było to dla mnie tak oczywiste, że Harry nie musiał mi tego mówić. Jeśli nawet byłabym "nękana" przez niego SMS-ami, nie poszłabym nigdzie, a szczególnie do niego.
- No nie wiem. - wzruszył ramionami, mówiąc to złośliwie. - Tu pisze, że mu obiecałaś. - spojrzał na telefon.
- Nosz kurwa mać, niczego mu nie obiecywałam! - wyrwałam mu telefon z ręki i rzuciłam na stolik. - Mógłbyś chociaż raz nie zaczynać kłótni z byle jakiego powodu?
- Ty to nazywasz byle jakim powodem? Gość pisze do ciebie, że masz wpadać, bo mu obiecałaś i dodaje "twój Zack"? No coś tu chyba nie gra. - nabijał się. Kpił ze mnie, ponownie mi nie wierząc.
- Wiesz co ja uważam? - zmarszczyłam czoło. - Że powinieneś nauczyć się opanowywać emocje, bo narazie tego nie umiesz robić. Idę do siebie, jak się uspokoisz to przyjdź. - wstałam z kanapy, kierując się na górę. Szłam specjalnie waląc stopami, żeby wyrazić to, jak naprawdę byłam wkurzona. Wchodząc do pokoju, zatrzasnęłam drzwi, rzucając się na łóżko i odwracając w stronę ściany.
Nawet nie zdążyłam ponownie zamrugać, a usłyszałam otwierające się drzwi. Już po chwili czułam uginający się materac i osobę Harrego obok siebie.
- Skarbie... Przepraszam... Wierzę ci. - powiedział już naprawdę spokojny. Wow... 10 sekund wystarczyło mu na opanowanie emocji?
Poczułam jego rękę na ramieniu.
- Harry... Jestem rozdrażniona tą całą sytuacją z Kathleen. Nic mu nie obiecałam. Wręcz przeciwnie powiedziałam mu, że nie przyjdę. Wierzysz mi? - Odwróciłam głowę w jego stronę. Harry położył się koło mnie, przyciągając mnie do jego torsu.
- Przepraszam cię, skarbie. Kocham cię. - przybliżył twarz do mojej, złączając nasze usta w gorącym pocałunku. Emocje i cała złość jaka buzowała we mnie, powoli opadały, dając szansę delektowania się tą chwilą.
- Kocham cię też. - cmoknęłam go ostatni raz.
- Nie pozwolę ci już dłużej spać samej w tym domu. Jedźmy do mnie. - zaczął wstawać, ale przyciągnęłam go z powrotem za rękę.
- Nie... zostajemy dziś u mnie. - uśmiechnęłam się.
- A jeśli wróci Kathleen?
- Trudno.
- Już się nie przejmujesz? - podniósł brew.
- Przejmuję się jej stanem, ale nie obchodzi mnie to co będzie uważać na nasz temat. Jesteśmy dorośli.
- Serio? - Harry uniósł jedną brew.
- No dobra... Nie wszyscy tu zgromadzeni, ale prawie. - zaśmiałam się.
- A propo osiemnastki. Co moja kochana myszka życzy sobie na urodzinki? - zapytał podpierając się na jednej ręce.
- Mam wszystko. - wstrząsnęłam ramionami.
- A dokładniej?
- Wszystko czyli wszystko. - wysłałam mu buziaka i przyciągnęłam za szyję do swojej twarzy. - Najważniejsze, że mam ciebie. Tylko to się liczy... - zaczęłam muskać jego usta, a po chwili Harry wsunął język do mojej buzi.
Dużo czasu spędziliśmy leżąc właśnie na łóżku. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Właśnie tego mi było trzeba w tych chwilach, jakie teraz przeżywałam. Co do Kathleen, mam nadzieję, że jeszcze nie raz razem się pośmiejemy jak to było kiedyś.
Zastanawiałam się czy to ja jej odbiłam chłopaka... Bo jeżeli ona kocha Harrego, musi czuć do mnie ogromny żal, ogromną nienawiść. Jeszcze do niedawna myślałam, że Kathleen kompletnie się dla mnie nie liczy. Myliłam się. Chociaż w ostatnich chwilach mojego życia potrafiła rozbudzić we mnie adrenalinę, czuję, że jednak jest ona częścią mojej rodziny. W końcu to moja ciocia, a nie zupełnie obca osoba.
_____________________________________________________________________________
Witam witam!
Rozdział zapowiadałam na wczoraj, no ale jest jednak dziś i mam nadzieję, że jeden dzień nie robi zbyt dużej różnicy... Co do rozdziału, nie podoba mi się, jest taki... hm... byle jaki... Nie ma akcji, wiem, ale niedługo się to zmieni :)
Chciałam ogłosić, że małymi kroczkami zbliżamy się do końca!
Jak zauważyliście, w tym rozdziale ominęłam kilka dni, bo nie chciałam oddzielnie opisywać, tylko jest to zawarte w takim małym kawałku na początku.
Nie wiem dokładnie ile rozdziałów przewiduję, ale jestem pewna, że do stówki na pewno się wyrobię! :P
Proszę o komentarze! Wiecie jak Was kocham... ♥
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zapytałam formalnie, jak do każdego gościa.
- Daruj sobie Lizzy. - spuścił głowę Marcus. - Przyszedłem z tobą pogadać. Nie ma u was nikogo w domu i tak sobie pomyślałem, że ciebie tutaj znajdę.
- Jak... to nie ma...? - zapytałam niedowierzając.
- Stało się coś?
- N-nie... Nie, mów o co chodzi. - Zważając na fakt, iż powiedziałam sobie, że nie będę mówić na niego na "ty" teraz postanowiłam sobie darować.
- Chciałem po prostu zorientować się, czy wszystko u was jak i u Kathleen w porządku. Głupio się zachowałem wtedy, ale co miałem zrobić dowiadując się, że byłem oszukiwany przez trzy lata? - żalił się? Żałował?
- Rozumiem cię doskonale... - kiwnęłam głową. - Nie wiem czy jest wszystko w porządku, ale to opowiem ci później jak skończę pracę.
- Co się stało? - zaczął panikować, patrząc mi prosto w oczy. Rozmawiało mi się z nim jakoś zupełnie inaczej... Jakbym rozmawiała z zupełnie innym człowiekiem. Uspokoił się, już nie wygląda na takiego "cwaniaka" jakim to wcześniej był.
- Nie mogę za bardzo gadać w pracy. Napijesz się czegoś? - zaproponowałam.
- Kieliszek.
- Tylko nie pij dużo, bo nie będę z tobą rozmawiać. - zaśmiałam się. Uśmiechnął się i teraz wystarczyło tylko czekać, aż zbawienna godzina 23 przybędzie mi z pomocą.
***Kilka dni później***
Nie utrzymywałam kontaktu z Kathleen, Lesie i Jacobem 5 dni. Gdy wróciłam do domu z mojej zmiany, na stoliku czekała na mnie pisemna wiadomość, że wyjechali na terapie. Próbowałam kilka razy skontaktować się z Lesie, ale nie odbierała, albo odrzucała połączenie. Wierzyć mi się nie chciało, że z takiego powodu moja najlepsza przyjaciółka przestała mi ufać, cokolwiek mówić do mnie.
Dwa dni temu spotkałam się z Justinem, Ashley i Scottem. Opowiedziałam im moją obszerną historię, jaka uformowała się przez ostatnie dni kiedy się nie widzieliśmy. Byli wprost przerażeni tym, co się stało. Nie mogli wierzyć w to, że efektem końcowym całej afery było to, że zostawili mnie, nie informując o niczym co dzieje się z moją przyszywaną matką. Sama tak uważałam, ale musiałam ogarnąć się i starać się myśleć racjonalnie.
Dziś leciał piąty dzień odkąd przebywałam w domu sama. To był czas, gdzie mogłam się wyciszyć, ale myślę, że lepiej byłoby gdybym dostawała chodź małą wiadomość codziennie "jest okej". To w pełni by mi wystarczyło. Harry martwił się o mnie i kilka razy mówił mi to prosto w oczy. Wczoraj byliśmy razem u jego mamy. Cieszyła się z naszych odwiedzin jako para, bo ostatnio widziałam ją jako "koleżanka" a nawet jeszcze nie, Harrego.
Leżałam na kanapie, oglądając jakiś beznadziejny film, który jeszcze bardziej pogrążał mnie w zamyśle. Chrupiąc popcorn, starałam się moim głośnym przeżuwaniem zagłuszyć myśli, ale to chyba nie był odpowiedni sposób.
Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Kto przyszedł, niech wchodzi! Otwarte! - krzyknęłam, a po chwili usłyszałam otwierające się drzwi.
- Halo, halo! Dzień dobry. - zaśmiał się Harry.
- Dla mnie jest dobry wieczór, ale jak wolisz. - wychyliłam się zza kanapy i posłałam blady uśmiech. Harry podszedł do mnie i pocałował lekko w usta, tym samym kucając przede mną.
- Żadnej wiadomości? - zapytał.
- Żadnej.
- Ani telefonu?
- Ani telefonu. - westchnęłam.
- Posuń się. - wstał, na co usiadłam na kanapie i oparłam się o jego ramię.
- Zaczynam się serio martwić... - rzekłam, ślepo wpatrując się w ekran telewizora. - Nie dostałam żadnej wiadomości... Niczego, co by mnie uspokoiło. Ja tak długo nie wytrzymam. - położyłam dłoń na klatce Harrego, czując płaszczyk, który zaczęłam ściągać.
- Um... Taka wersja Lizzy mi się podoba. - zaśmiał się.
- Głupek. - zganiłam go.
- Może zadzwoń jeszcze raz? - spojrzał na mnie, mierzwiąc moje włosy.
- To nic nie da. Próbowałam 10 minut temu i połączenie zostało odrzucone.
- To może... - przerwał mu dźwięk SMSa mojego telefonu. - Zobaczę. - sięgnął po urządzenie, odblokowując ekran. Pozwoliłam mu na to, bo zupełnie nie spodziewałam się, że zobaczę to:
(jeśli ktoś nie wie o co chodzi, spójrzcie TU )
- "...Twój Zack..." - skończył czytać. - Masz zamiar mi to do jasnej cholery wytłumaczyć? - wiedziałam, że się zdenerwuje, nie było innej opcji.
- Po pierwsze nie denerwuj się tak, a po drugie...
- Nie rządź mną, okej?
- Nie przerywaj mi, okej? Chcesz wyjaśnień? - przedrzeźniałam go.
- Oby były pozytywne, bo nie ręczę za siebie.
- Będą. - posłałam mu sarkastyczny uśmiech. - Wtedy co była ta impreza, kiedy ty tańczyłeś z dziewczyną jakąś tam, a ja z Zackiem... Pamiętasz?
- Um... No? - przytaknął, a po jego minie mogłam stwierdzić, że żądał dalszych wyjaśnień.
- No kurde... Rozmawiałam z nim wtedy... Powiedział, że zaprasza mnie na swoją imprezę urodzinową i że jak już muszę, mogę przyjść z tobą... - niepewnie spojrzałam mu w oczy.
- Nigdzie nie idziesz! - wykrzyknął.
- No chyba wiem, nie? - było to dla mnie tak oczywiste, że Harry nie musiał mi tego mówić. Jeśli nawet byłabym "nękana" przez niego SMS-ami, nie poszłabym nigdzie, a szczególnie do niego.
- No nie wiem. - wzruszył ramionami, mówiąc to złośliwie. - Tu pisze, że mu obiecałaś. - spojrzał na telefon.
- Nosz kurwa mać, niczego mu nie obiecywałam! - wyrwałam mu telefon z ręki i rzuciłam na stolik. - Mógłbyś chociaż raz nie zaczynać kłótni z byle jakiego powodu?
- Ty to nazywasz byle jakim powodem? Gość pisze do ciebie, że masz wpadać, bo mu obiecałaś i dodaje "twój Zack"? No coś tu chyba nie gra. - nabijał się. Kpił ze mnie, ponownie mi nie wierząc.
- Wiesz co ja uważam? - zmarszczyłam czoło. - Że powinieneś nauczyć się opanowywać emocje, bo narazie tego nie umiesz robić. Idę do siebie, jak się uspokoisz to przyjdź. - wstałam z kanapy, kierując się na górę. Szłam specjalnie waląc stopami, żeby wyrazić to, jak naprawdę byłam wkurzona. Wchodząc do pokoju, zatrzasnęłam drzwi, rzucając się na łóżko i odwracając w stronę ściany.
Nawet nie zdążyłam ponownie zamrugać, a usłyszałam otwierające się drzwi. Już po chwili czułam uginający się materac i osobę Harrego obok siebie.
- Skarbie... Przepraszam... Wierzę ci. - powiedział już naprawdę spokojny. Wow... 10 sekund wystarczyło mu na opanowanie emocji?
Poczułam jego rękę na ramieniu.
- Harry... Jestem rozdrażniona tą całą sytuacją z Kathleen. Nic mu nie obiecałam. Wręcz przeciwnie powiedziałam mu, że nie przyjdę. Wierzysz mi? - Odwróciłam głowę w jego stronę. Harry położył się koło mnie, przyciągając mnie do jego torsu.
- Przepraszam cię, skarbie. Kocham cię. - przybliżył twarz do mojej, złączając nasze usta w gorącym pocałunku. Emocje i cała złość jaka buzowała we mnie, powoli opadały, dając szansę delektowania się tą chwilą.
- Kocham cię też. - cmoknęłam go ostatni raz.
- Nie pozwolę ci już dłużej spać samej w tym domu. Jedźmy do mnie. - zaczął wstawać, ale przyciągnęłam go z powrotem za rękę.
- Nie... zostajemy dziś u mnie. - uśmiechnęłam się.
- A jeśli wróci Kathleen?
- Trudno.
- Już się nie przejmujesz? - podniósł brew.
- Przejmuję się jej stanem, ale nie obchodzi mnie to co będzie uważać na nasz temat. Jesteśmy dorośli.
- Serio? - Harry uniósł jedną brew.
- No dobra... Nie wszyscy tu zgromadzeni, ale prawie. - zaśmiałam się.
- A propo osiemnastki. Co moja kochana myszka życzy sobie na urodzinki? - zapytał podpierając się na jednej ręce.
- Mam wszystko. - wstrząsnęłam ramionami.
- A dokładniej?
- Wszystko czyli wszystko. - wysłałam mu buziaka i przyciągnęłam za szyję do swojej twarzy. - Najważniejsze, że mam ciebie. Tylko to się liczy... - zaczęłam muskać jego usta, a po chwili Harry wsunął język do mojej buzi.
Dużo czasu spędziliśmy leżąc właśnie na łóżku. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Właśnie tego mi było trzeba w tych chwilach, jakie teraz przeżywałam. Co do Kathleen, mam nadzieję, że jeszcze nie raz razem się pośmiejemy jak to było kiedyś.
Zastanawiałam się czy to ja jej odbiłam chłopaka... Bo jeżeli ona kocha Harrego, musi czuć do mnie ogromny żal, ogromną nienawiść. Jeszcze do niedawna myślałam, że Kathleen kompletnie się dla mnie nie liczy. Myliłam się. Chociaż w ostatnich chwilach mojego życia potrafiła rozbudzić we mnie adrenalinę, czuję, że jednak jest ona częścią mojej rodziny. W końcu to moja ciocia, a nie zupełnie obca osoba.
_____________________________________________________________________________
Witam witam!
Rozdział zapowiadałam na wczoraj, no ale jest jednak dziś i mam nadzieję, że jeden dzień nie robi zbyt dużej różnicy... Co do rozdziału, nie podoba mi się, jest taki... hm... byle jaki... Nie ma akcji, wiem, ale niedługo się to zmieni :)
Chciałam ogłosić, że małymi kroczkami zbliżamy się do końca!
Jak zauważyliście, w tym rozdziale ominęłam kilka dni, bo nie chciałam oddzielnie opisywać, tylko jest to zawarte w takim małym kawałku na początku.
Nie wiem dokładnie ile rozdziałów przewiduję, ale jestem pewna, że do stówki na pewno się wyrobię! :P
Proszę o komentarze! Wiecie jak Was kocham... ♥
Jak dla mnie cudowny rozdzial /D.
OdpowiedzUsuń<3boskie *.*
OdpowiedzUsuńUuu Harry taki zazdrosny :) :0 świetny xx
OdpowiedzUsuńMam do cb blagalna prozbe. Moge nawet cie na recach nosic!! Pisz fanfika dalej.. 100 rozdzialoe i nastepne 100 dlda drugiej czesci. Ten fanfik to moje zycie.... jestes boska i nie znam osoby lepszejod cb... blagam zrob kolejne 100 rozdzialow moge pomoc we wszystkim... qle te ff jest moim uzaleznieniem. Daj mi chociaz nadzieje! Kocham cie!
OdpowiedzUsuńOj Kocham Cię bardziej, kochanie :* nie mam zamiaru przestawać prowadzić tego fanfica, muszę go dokończyć, bo tak sobie go postanowiłam. Nie było dawno rozdziału i w tym zawalilam bo obiecuje cały czas poprawę a jej nie ma... brak mi czasu, przyznaję... chciałam dziś napisać rozdział, ale byłam na zakupach i jakoś zleciało... postaram się dodać jak najszybciej, może dziś w nocy napiszę.. :) kocham Cię :*
OdpowiedzUsuńEhhh nie ma sprawy kotek !!! Blagam cie u prosze ze opricz dobicia do tych 100 rozdzialow... to zrob 2 czesc co tez bd miala sto.. pomoge we eszystkim!! Kocham te ff i kocham ciebie!!! Jest to dla mnie wazne bo cala zyje tym ff jestes wspabiala!! Prisze zrob to dla mbie... bo pozistala mi tyljo nadzieja. Przepraszam za literowki;/kc;*
UsuńNic nie szkodzi :) nie wiem czy dam radę zrobić kolejne 100 rozdziałów w drugiej części ale pomyśle nad tym :) kocham Cię za wsparcie i za to, że ze mną jesteś :*
UsuńA jest jakis sposob bymci pomogla? By byla ta 2 czesc z 100 roz? Echh niw wiemjak cie wyblagac
UsuńKochanie, przy kolejnym rozdziale napiszę co i jak. A gdy będę potrzebować pomocy, poproszę z całego serducha :*
Usuń