środa, 24 września 2014

Rozdział 75

Uwaga!
Rozdział zawiera sceny erotyczne przeznaczone dla osób dorosłych. Czytasz na własną odpowiedzialność! (Możesz także ominąć rozdział).

Niewiele mogłem zrobić, słysząc głos kobiety, która definitywnie niszczyła to, co z Lizzy zbudowaliśmy. Chciałem pozbyć się jej z naszego życia, szczególnie wtedy, gdy usłyszałem od Lizzy słowa, że jednak spróbuje jej ponownie zaufać czy coś takiego.
Brednie! Taka osoba nigdy się nie zmieni, nie wiadomo jak by się tego oczekiwało, czy chciało. Kathleen histeryzowała, gdy tylko ujrzała nas koło siebie, nie mówiąc już o naszym zaakceptowaniu. A najgorsze było to, że nikt z nas nie znał powodu, dla którego ta kobieta robiła się nieprzewidywalna. Chciała po prostu, żebym pozostawił Lizzy w spokoju, czego nigdy nie zrobię. Za bardzo ją kocham.
- Ciocia! - krzyknął mały chłopczyk, prawdopodobnie o imieniu Casper. Zerwał się na nogi, podbiegając do Kathleen, Lesie i Jacoba, zapominając zupełnie o tym, że Lizzy została obok mnie, co było powodem naszej kilkuminutowej "kłótni".
- Cześć Casper! - uśmiechnęła się fałszywie. Ona nie posiada szczerego uśmiechu...
Przysunąłem się bliżej Lizzy, żeby jej, ale także sobie dodać otuchy. Przybyła rodzina Lizzy przywitała się ze wszystkimi, a Lesie i Jacob kiwnęli do nas głowami. To było nieprawdopodobne, że rodzice Lizzy i mój tato zginęli razem... Może to nas połączyło? Nie myślę o tym...
- Cześć wam! - podeszła do nas Lesie i usiadła na fotelu przed nami. - Co nic nie mówicie? - wyglądała na szczęśliwą. Zastanawiałem się, czy Lizzy zwierzała się swojej przybranej siostrze o problemach, jakie sprawiała mama Lesie. Jak mogłaby się czuć słysząc okrutne słowa o swojej mamie? Popierałaby stronę Lizzy, czy raczej rodzicielki?
- Po prostu. Straciliśmy główny obiekt zainteresowania jakim był Casper. - słodki chichot opuścił usta Lizzy. To niewyobrażalnie niesamowite mieć przy sobie osobę, która cię kocha, a ty kochasz ją. Wiesz, że nic nie jest w stanie was rozdzielić, bo oboje wypełniamy swoje wady.
- Oh. Casper to złote dziecko. - zaśmiała się Lesie.
- Ale także mały złodziej, bo chciał ukraść mi dziewczynę. - wtrąciłem i bardziej objąłem moją dziewczynę.
- Nie miałabym nic przeciwko gdyby mnie porwał. - uśmiechnęła się na ostatnie słowa.
- Wiemy dobrze, że żartujesz. - z Lesie przybiliśmy sobie piątkę.
- Nieprawda. - zaśmiała się głośno.

***

Nie wiem ile czasu zajęło nam gadanie o wszystkim i o niczym przy rodzinnym stole. Siedziałem koło Lizzy (rzecz jasna) i co chwila wkładałem rękę pod stół chwytając ją za kolano. Widziałem jak uśmiechała się pod nosem, oczywiście dyskretnie, bo Kathleen czuwała nad naszym każdym ruchem. Nie zdziwiłbym się gdyby wstała w tej chwili od stołu i zaczęła rzucać pretensjami w naszą stronę, że nie skupiamy się na wspólnej rozmowie, lecz bawimy się jak małe dzieci chwytając się za kolanko, ojoj...
Oczywiście mi sprawiało to przyjemność, Lizzy mógłbym dotykać cały czas, śledzić każdy najmniejszy milimetr jej ciała. Chciałbym aby zawsze dzieliła się ze mną swoimi kłopotami, żeby nie zwalała tego na siebie, żebyśmy rozwiązywali je razem, w każdej chwili wspierali się.
- Oh, Harry. Opowiedz coś o sobie. - zaczęła Kathleen z bardzo nikczemnym uśmieszkiem na okropnej twarzy. Trzy lata tamu popełniłem największy błąd w moim życiu... - myślę, że każdy chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o tobie. - posłała mi jednoznaczny uśmiech. Chciała mnie wtopić, jednak nie tak łatwo będzie.
- No więc... - poczułem rękę Lizzy na moim kolanie. Posłałem jej uspokajający uśmiech, wierząc, że uspokoi ją to, tak jak i mnie. - Jestem współwłaścicielem klubu w Londynie, razem z kolegami. Mam mieszkanie, gdzie mieszkam sam... - jeśli wyrzucisz z domu Lizzy, wkrótce z nią. - Mój ojciec zginął w wypadku samochodowym... - oczywiście pominąłem wątek, że z Lizzy rodzicami -...moja mama  mieszka w Londynie.
Mogłem po minach wszystkich stwierdzić, że słuchali mnie z ciekawością. Ciekawe jaki jeszcze zestaw pytań mnie czeka.
- Co robiłeś kilka lat temu? - Kathleen jak zwykle musiała dopiąć swego. Bałem się, że powie o wiele słów za dużo, jeśli sam się do tego nie przyznam.
- Kilka lat temu mieszkałem z mamą i siostrą, która aktualnie jest na studiach. Długo nie mogłem pozbierać się po śmierci ojca. - odpowiedziałem szczerze na pytanie. Lizzy spojrzała na mnie i pocałowała w policzek. Widziałem konkretnie jak Kathleen wgapia się w nas i oczekuje, że co? Że przeprosimy za to, co zrobiła przed chwilą Lizzy?
- Miałeś kiedyś do czynienia ze związkiem? - zadała kolejne pytanie, a tuż obok mnie usłyszałem kaszlnięcie Lizzy. Wymuszone oczywiście. Doskonale wiedziałem, że Lizzy nie chce słuchać odpowiedzi na moje pytania, ale także samych pytach, które niewiadomo do czego mogły doprowadzić.
- Kathleen, przestań. - wysyczała babcia Lizzy.
- Pytam tylko. - zmrużyła oczy. Wszystko stało się niezręczne, pytania ucichły, ale przynajmniej ktoś przerwał docinki Kathleen.

***

- Przepraszam cię za Kathleen... jeszcze ta sytuacja przed wyjściem... - przerwała pięciominutową ciszę pomiędzy nami w drodze powrotnej.
Fakt, wkurwiło mnie to, jak TA kobieta podeszła do mnie i zaczęła opowiadać, że załatwi mi jakąś dobrą dupę, ale tylko żeby zostawił Lizzy w spokoju. 
- Nie przepraszaj. - opowiedziałem i położyłem dłoń na kolanie, jadąc w górę. To na serio nie była jej wina i nie może przepraszać mnie za każde złe zachowanie jej cioci. To psuje nasz związek, nie możemy brnąć do przodu, bo Lizzy jest cały czas przygnębiona i niewiadomo o czym myśli.
- Proszę. Nie zawalaj sobie nią myśli. - jęknąłem i ścisnąłem lekko udo Lizzy. Widziałem jak uśmiechnęła się pod nosem, a mnie to bardziej nakręciło.
- Możesz odwieźć mnie do domu? Kathleen mnie o to prosiła... - powiedziała tak cicho, jakby bała się mojego wybuchu.
- O Boże... - jęknąłem przeciągle. Myślałem, że my dziś... uh, okej, nieważne.
- Har...
- Okej, okej. - przerwałem jej, ale i tak nie miałem zamiaru jej tam odwozić. Zostaje dziś ze mną.

***

- Mówiłeś, że mnie zawieziesz do domu, i co? - naskoczyła na mnie od razu po wejściu do mojego mieszkania. Do wiecznego przygnębienia, zaliczamy także wahania nastroju.
- Kochanie, nie mogę pozwolić na to, że wykończysz się psychicznie. - podszedłem do niej całując ją w czoło i przytulając mocno do siebie. Oparłem brodę o jej głowę i głośno westchnąłem. - Kocham cię i nie pozwolę na to, okej?
- Mhm... - mruknęła.
- Nie ma 'mhm' tylko jest tak. - zaśmiałem się, zarzucając dziewczynę na ramię i kierując się do sypialni.
- Debilu, puść! - krzyczała i uderzała w moje plecy małymi pięściami.
- Oj mała. Nie boli mnie to. - zaśmiałem się i gdy doszedłem do łóżka rzuciłem ją delikatnie na nie. Zawisłem nad nią, po czym potarłem swoim nosem o jej. Zachichotała cicho, ale nagle jej oczy otworzyły się szeroko.
- Harry, patrz za siebie! - powiedziała to tak przerażona, że serio ja także się przestraszyłem i szybkim ruchem odwróciłem się. Nic tam nie było, a Lizzy zniknęła za drzwiami, wyrzucając mi język. Kocham cię i bez powodu nie rzucałbym cię na łóżko. Nie uciekniesz mi mała.

*** Oczami Lizzy ***

Szybko zamknęłam się w łazience, nie chcąc być dopadnięta przez Harrego. Myślałam, że moje szanse na ucieczkę są znikome, jednak nie wszystko w życiu najwyraźniej musi mi się nie udawać. Chciałam trochę się z nim podroczyć.
-Oh. - usłyszałam westchnięcie. - Tak się ze mną bawisz? - zaśmiał się i dokładnie wiedziałam, że oparł się o drzwi. - Poczekam tu sobie, nigdzie się nie wybieram i mam czas. Tylko wiedz jedno, że moja pewna część ciała za chwilę eksploduje z podniecenia. Radziłbym... najzwyczajniej w świecie ci się pospieszyć. - odpowiedział z nutką rozbawienia w głosie, na co zachichotałam.
- Może... zastanowię się nad tym. - zaśmiałam się i także oparłam się o drzwi. Szybko poczułam jak coś mnie szturcha w plecy i odwróciłam się widząc palca Harrego wsadzonego przez dziurkę w drzwiach, jakie to zazwyczaj mają drzwi od łazienek.
- Wychodź, kochanie. Muszę się odlać. - jęknął Harry.
- Trudno. Byłam pierwsza. - zachichotałam i chwyciłam jego palca, ciągnąć lekko.
- Mam skojarzenia, ale to mniej ważne. - krzyknął Harry i oboje zaczęliśmy śmiać się, a ja puściłam jego palca. - Wyjdziesz? - wiedziałam, że na jego twarzy zagościł cwaniacki uśmieszek, który tak bardzo kochałam, ale także podniecał mnie.
- Ale obiecaj, że nic mi nie zrobisz. - Powiedziałam żartobliwie. - No nie, tylko cię przelecę. - rzekł rozbawiony.
- Harry...
- Oj, dobrze. Już okej, ale wyjdź. - Stuknął lekko w drzwi. Tak czy siak postanowiłam otworzyć je i uciec do sypialni, mam nadzieję z takim efektem jak to łazienki. Harry nie zdążył zauważyć mojego wyślizgnięcia, bo siedział na ziemi na szczęście oparty o ścianę, a nie o drzwi od łazienki, bo by dostał..
Wskoczyłam na łóżko uśmiechając się i zginając nogi w kolanach, a po chwili zobaczyłam Harrego, jak kocim ruchem zbliża się do mnie. Poczułam, jak materac za mną ugina się, po czym zobaczyłam Harrego nogi, po obu stronach mojego ciała. Przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej, dając mi niesamowite ciepło. Zaczął całować moją szyję, lekko przygryzając i liżąc ją.
- Czemu uciekłaś? - seksowna chrypka wkraczała powoli w nocny tryb Harrego.
- Bo mi się tak chciało. - zaśmiałam się i po chwili Harry obrócił nas tak, że leżałam pod nim, a on wisiał nade mną. Rozpoczął namiętny pocałunek, którego w tej chwili najbardziej potrzebowałam. Moje palce szybko znalazły się we włosach Harrego, lekko ciągnąc za końcówki, co wywoływało jęknięcia i pomruki u chłopaka, a to coraz bardziej mnie nakręcało. Kochałam patrzeć i słuchać jak mu się to podoba. Ciepłe dłonie znalazły się w mgnieniu oka na moim brzuchu, rozpalając ogień w dolnych partiach mojego podbrzusza.
- Kocham cię, Lizzy. - wysapał Harry, gdy tylko przerwaliśmy kontakt ze swoimi wargami.
- Kocham cię bardziej. - wyszeptałam, całując chłopaka w czoło. Moje palce szybko chwyciły koniec koszulki Harrego, a ten pomógł mi ją z niego ściągnąć. Ukazała mi się umięśniona klatka Harrego, która razem z tatuażami tworzyła coś pięknego, coś niesamowitego, na co mogłabym patrzeć nieprzerwanie. Nie wyobrażałam sobie życia bez Harrego. Pewnie gdybym straciła z nim kontakt - bo sama KIEDYŚ tego chciałam - śmiałabym się teraz razem z Kathleen w drodze powrotnej od babci...
Moja koszulka w bardzo szybkim tempie znalazła się na ziemi, powodując u Harrego uśmiech zaraz po tym jak ujrzał mnie w samym staniku. Smukłe i długie palce chłopaka walczyły z moim guzikiem od spodni żeby rozpiąć je. Szybkim ruchem ściągnął je ze mnie i rzucił za siebie. Zrobił to tak zmysłowo, że podniecałam się coraz bardziej. Płonęłam, chciałam czuć jak najwięcej dotyku Harrego na mojej skórze.
- Harry... - wysapałam, gdy przeleciał wzrokiem po całym moim ciele. Zbliżył twarz do mojej i po raz kolejny zaczął muskać moje usta, powodując wariowanie mojego umysłu. Gdy chciałam wsunąć język do jego ust, szybko oderwał się ode mnie, powodując skwaszoną minę na mojej twarzy, po czym zsunął z siebie spodnie razem z bokserkami.
Sięgnął do szufladki po prezerwatywę, bez zwlekania zakładając ją na swojego członka. Wspinając się na łóżko, nie szczędził sobie oglądania mnie z przygryzaniem wargi. Nie było momentu, gdzie leżałabym w totalnym bezruchu; cały czas wierciłam się, domagając się więcej i więcej.
Palce Harrego znalazły drogę do zapięcia mojego stanika, zwinnym ruchem odpinając go i rzucając za siebie. Jęczałam pod nim, gdy lizał moją skórę na dekolcie i ssał twardniejące sutki. Zwinnym ruchem pozbył się moich majtek. Szybko odnalazł moje usta, wsuwając język do środka, chcąc odwrócić moją uwagę od zagłębiającego się we mnie penisa Harrego.
- Tak bardzo cię kocham. - wyszeptał, nie oddzielając od siebie naszych warg. Zaczął pracować biodrami, przenosząc jedną rękę tuż obok mojej głowy, a drugą błądził po całym moim ciele. Nie wiedziałam co zrobić ze swoimi rękoma, więc w jednej dłoni ścisnęłam kawałek prześcieradła, a drugą wplotłam we włosy Harrego. Jęczeliśmy sobie nawzajem w usta, co powodowało, coraz bliższy koniec tej przepięknej chwili.
- Nigdy... cię... nie stracę... - mówił z przerwami, gdy całował moją szyję, schodząc coraz niżej. Też cię nie stracę...
Jęknęłam przeciągle, gdy Harry przyspieszył ruch swoich bioder.
- Wszystko w porządku? - zapytał ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Szybko cmoknęłam go w usta, dając mu potwierdzenie, że wszystko jest okej.
Na Harrego czole zaczęły formować się maleńkie kropelki potu, więc jedną dłonią przetarłam jego czoło, całując go w nie. Posłał mi przepiękny uśmiech, który zawsze będzie znaczył dla mnie bardzo wiele.
Sapanie, pomrukiwanie sprawiało, że powietrze wydawało się gęstnieć z każdą kolejną sekundą.
- Patrz na mnie, kotek. - podniósł mój podbródek, całując mnie w niego. Ciężko było mi utrzymać otwarte oczy, bo same zamykały mi się z przyjemności, jaką teraz odczuwałam, ale jeśli Harry tego chciał, ja również tego chciałam.
Nieprzerwanie powtarzając swoje imiona, doszliśmy w tym samym momencie, a Harrego dłoń tuż obok mojej głowy zacisnęła się w pięść, a ciało bezwładnie opadło na moje. Głaskałam chłopaka po jego wilgotnych plecach, czując na mojej klatce piersiowej bicie jego serca.
Gdy nasze oddechy unormowały się, Harry wyszedł ze mnie, zdejmując z siebie zużytą prezerwatywę i odkładając ją na szafkę. W tej samej chwili wślizgnęłam się szybko pod kołdrę, a po chwili Harry znalazł się pod nią razem ze mną. Wtuliłam się do niego bardzo mocno, że nic bu się pomiędzy nas nie zmieściło.
- Kocham cię najbardziej na świecie. Nikogo innego nie kocham tak bardzo. - wyznałam mu to, co tak naprawdę myślałam i czułam.
- Także kocham cię najmocniej, że już mocniej się nie da. - pocałował mnie w czubek głowy.
- A twoja mama? - zapytałam podnosząc na niego głowę i patrząc mu w oczy.
- Kocham ją, ale chyba nie tak mocno jak ciebie. - skarciłam go za jego słowa. Jak można nie kochać najmocniej swojej mamy?
- A ty kochasz Kathleen? - zadał pytanie, a ja od razu lekko posmutniałam.
- Nie wiem...
- Ona nas zniszczy, mówię ci to. - powiedział i ścisnął mnie bardziej.
- Oczywiście, że zniszczy, jeśli cały czas będziesz to powtarzał. - pocałowałam go w policzek i położyłam głowę na jego klatce piersiowej.
- Nie oddam cię jej. Nie martw się o to, a teraz śpij. - ponownie otrzymałam pocałunek w czoło, po czym Harry zgasił lampkę na szafce.
- Dobranoc, kochanie. - powiedziałam i wiem, że Harrego zdziwiło to, że się tak do niego zwróciłam, ale go kocham i będę tak na niego mówić.
- Dobranoc skarbie. - ponownie przytuliłam go, od razu zasypiając.

_______________________________________________________________________
Cześć!
Opsik, opsik!
Mam nadzieję, że nie dostanę ochrzanu za tak długą nieobecność? :)
Otóż rozdział miał być już wczoraj, ale usunęło mi się prawie wszystko i musiałam pisać od początku... Ale za to proszę bardzo jaki dłuuuugi :D
Prosssszę o komentarze, bo są znikome, ale pod poprzednim rozdziale było fajnie :D
KOCHAM WAS, NIE ZAPOMNIJCIE! :D

7 komentarzy:

  1. Wow łaa się działo :3 świetny rozdział x

    OdpowiedzUsuń
  2. Irytuje mnie ta Kath... -.-
    Harry jak się napalił ;o ;)
    Rozdział boski :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Akcja z Lizzy>>>>>>>>>>>>>>> hahahaha ;)
    Rozdział na cuda ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. !! Yeah rozdział świetny :3 tyle miłoości x

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach ten Harry :3 rozdział bardzo dobry :*** :D

    OdpowiedzUsuń
  6. :******* mega :)

    OdpowiedzUsuń