sobota, 2 maja 2015

Już rok!

Witajcie! ♥
Wczoraj minął rok odkąd założyłam tego bloga! I to właśnie 1. maja 2014 roku zaczęła się moja przygoda z blogowaniem.
Czytajcie słoneczka Secrecy -------> http://secrecy-fanfiction.blogspot.com/
 jak i również Range ------> http://rangee-fanfiction.blogspot.com/


Kocham Was wszystkich. Tych którzy czytali, którzy komentowali. ♥

sobota, 21 marca 2015

Epilog (101)

Osiem miesięcy później...

***Oczami Harrego***

Przez ostatnie dni chodziłem cholernie zdenerwowany. Nie opuszczałem na krok Lizzy; w każdej chwili mogła zacząć rodzić.
Nie spodziewałem się, że wszystko tak się zakończy. Wciąż przed oczami mam reakcję Kathleen gdy wspólnie z Lizzy wyznaliśmy jej, że będziemy mieć małego dzidziusia. Rozpłakała się, były to łzy szczęścia, z akompaniamentem słów jak bardzo cieszy się, że zostanie babcią, lecz nie spodziewała się, że tak szybko. Lizzy wyznała mi, że dostawała kilkakrotne ostrzeżenia na ten temat.
Bez żadnego pośpiechu kroiłem cebulkę, gdyż mojemu skarbowi zachciało się jajecznicy. Oczywiście musiała uważać na to co jadła, wiedziałem, że było jej ciężko. Usłyszałem jakby niespokojny ruch z pokoju i cicho wypowiedziane moje imię, gdy wyjrzałem zza rogu czy jest okej, dyszała łapiąc się za brzuch.
- Lizzy? - zapytałem drążącym głosem. - Kochanie, wszystko okej? - podszedłem do niej i od razu chwyciła mnie za rękę zaciskając oczy. Wiedziałem, że to już.
- Harry... musimy jechać do szpitala. - wydusiła i bez namysłu delikatnie wziąłem ją na ręce prowadząc do korytarza. Patrzyłem na jej twarz, gdy zwijała się z pewnie niemałego bólu i zaciskała oczy. Pocałowałem jej lekko wilgotne czoło i szybkim krokiem wybiegłem z domu, zamykając drzwi.
- Już kochanie już. - ręce trzęsły mi się niesamowicie. Jak najszybciej wbiegłem do garażu wyjmując telefon w celu powiadomienia wszystkich najbliższych o zaistniałej sytuacji. Miałem nadzieję, że moje zdenerwowanie nie opóźni dojazdu na czas.

***

Czekaliśmy w jakimś chujowym korytarzyku na jakąkolwiek wiadomość od lekarzy odbierających poród. Nie wpuścili mnie ze względu na to, że nie byłem z nią spokrewniony, ale do kurwy nędzy to moje dziecko!
- Spokojnie Harry, będzie okej. - przysiadła obok mnie Kathleen, gdy siedziałem stukając stopami o podłogę i łokcie trzymając na kolanach. Uspokajałem się poprzez głębokie oddechy, ale nie wiem czy to cokolwiek pomagało.
Nagle drzwi od sali się otworzyły, co spowodowało, że wstałem błyskawicznie stając przed lekarzem.
- Jest pan ojcem pięknej córki. - uśmiechnął się i poklepał po ramieniu po czym odszedł. Uśmiechnąłem się i od razu podszedłem do Kathleen przytulając ją. Nasze kontakty były lepsze niż kiedykolwiek w życiu. Przybiegła także moja mama cała zdyszana.
- I co i co? - dopytywała.
- Jesteś babcią. - odpowiedziała Kathleen, gdyż ja nie byłem w stanie; wpatrywałem się w jeden punkt i nie wierzyłem, że wszystko w porządku.

***Oczami Lizzy***

Byłam wyczerpana. Wszystko mnie bolało, łącznie z intymnym miejscem, lecz Harry przyrzekł mi, że gdy tylko wrócimy do domu pozbędzie się tego bólu jaki mnie miał czekać i doczekał.
Do sali wszedł tylko Harry, a po nim przywieźli do mnie małą Amy. Tak postanowiliśmy z Harrym nazwać nasze dziecko. Wzięłam ją na ręce, była taka śliczna, taka podobna do Harrego.
- Jak się czujesz skarbie? - Harry usiadł na brzegu łóżka głaszcząc mnie po policzku.
- Dobrze. - uśmiechnęłam się i spojrzałam na nasze maleństwo. Harry wstał i podszedł tak, że patrzyliśmy oboje na to cudo.
- Nigdy was nie opuszczę. - wyszeptał i pocałował mnie w czoło, a małą pogłaskał po policzku.

Wszystko da się zmienić. Ludzi, najbliższe otoczenie... Trzeba tylko chcieć, wykazać ochotę, mieć zachętę. Kochać każdy potrafi. Nawet człowiek, który o tym nie wiedział przez trzy lata. Jakby zupełnie zapomniał, że miłość istnieje. A jednak... Harry Styles zakochał się.
Kathleen, Marcus, Zack... każdy potrafi. Wystarczy tylko spróbować.

________________________________________________________________________

Nie wiem jakim sposobem usunęłam ostatni post na tym blogu i dodaję go znów. Oczywiście wszystkie słowa są takie same, ponieważ miałam zapisany już wcześniej.
Przepraszam za usterki. :)

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 100

 

Polecam piosenkę -----> Once in a Lifetime



Wstałam z ogromnym uśmiechem uformowanym na mojej twarzy. Z Harrym było - chyba już dobrze, czułam się nie najgorzej i już dziś byłam pełnoletnia. Wygrzebałam się powoli z łóżka, miałam zapewne dużo czasu.
Schodząc na dół słyszałam ciche szmery, a gdy wchodziłam do kuchni zza drzwi wyłonili się Kathleen, Marcus, Lesie, Matt i Jacob śpiewając mi Happy Birthday. Uśmiechnęłam się i podeszłam do nich przytulając się do każdego po kolei. Byli tacy kochani.
- Najlepszego siostra. - powiedział Jacob. Pierwszy raz mnie nazwał swoją siostrą, a w oku zakręciły mi się łzy. - No ej, nie rycz. - zachichotał i rzucił się na mnie roztrzepując włosy. Wręczył mi małe pudełeczko.
Każdy po kolei do mnie podchodził i wręczał mi coś, a ja oczywiście dodawałam, że nie trzeba było. Lesie śmiała się, żebym narazie nie otwierała bo nie ma czasu, więc jej posłuchałam i razem z Mattem zanieśli wszystko do mojego pokoju.
- Słońce... - jako ostatnia podeszła do mnie Kathleen. Marcus i Jacob poszli do kuchni. Przytuliłam ją zanosząc się łzami. Tak wszystko dobrze się potoczyło. - Chciałam cię przeprosić za wszystko co było złe. Za wszystkie chwile życia, które ci uprzykrzałam, za to, że przeze mnie bardziej tęskniłaś za rodzicami, za to że nie do końca wywiązywałam się z opieki nad tobą. Ogólnie za wszystko co było najgorsze spowodowane przeze mnie. - dłońmi pocierała uspokajająco moje ramiona, głęboko patrząc mi w oczy. - Pamiętaj, że kocham cię jak własną córkę. - przyciągnęła mnie do siebie.
- Kocham cię. - wypowiedziałam te słowa, które nigdy nie wyleciały do niej z moich ust. Kathleen zaszlochała i uścisnęła mnie bardziej.
- Mam nadzieję, że nie będziesz pamiętać tego co złe, ale to co naprawdę postaram się naprawić. Chcę być kiedyś wspaniałą babcią, chcę aby twoje dzieci wiedziały, że będę je kochać.
- Kathleen, ja...
- Koniec tych wyznań, śniadanie! - krzyknął Jacob totalnie nam przerywając.
- Chodźmy. - szepnęła i pocałowała mnie w czoło. Nie byłam pewna czy z moich ust wyleciałyby słowa 'Kathleen, to już za niecałe 9 miesięcy'.

- No zbieraj się siostra! - poganiała mnie Lesie, gdy czekała na mnie w progu, abym w końcu się wygrzebała. Za bardzo rozkojarzyło mnie śniadanie, gdy to każdy zaczynał wspominać miłe chwile z mojego życia.
- No już. - mruknęłam.
Zupełnie przez przypadek byłyśmy umówione ja i Ash z Lesie na tą samą godzinę u makijażystki i fryzjera. Czekałyśmy jeszcze chwilę na Ash, gdy ta podjechała taksówką pod nasz dom.

***

Wszystko zajęło nam dwie godziny. Byłyśmy odstawione jak na jakiś bal maturalny czy coś. Każda z nas wyglądała pięknie.
Gdy weszłyśmy do domu, od razu poszłam na siebie włożyć moją sukienkę, którą kupiłam z Ash.
Coraz bardziej się denerwowałam. Wiedziałam, że mogę już dłużej zwlekać z powiedzeniem Harremu. Nawet jeśli cała impreza miałaby się przez to sypnąć, muszę w końcu wydusić to z siebie, bo za długo to się już za mną ciągnęło.
Weszłam do mojego pokoju już całkowicie gotowa, oprócz butów.

 

Wstałam z ogromnym uśmiechem uformowanym na mojej twarzy. Z Harrym było - chyba już dobrze, czułam się nie najgorzej i już dziś byłam pełnoletnia. Wygrzebałam się powoli z łóżka, miałam zapewne dużo czasu.
Schodząc na dół słyszałam ciche szmery, a gdy wchodziłam do kuchni zza drzwi wyłonili się Kathleen, Marcus, Lesie, Matt i Jacob śpiewając mi Happy Birthday. Uśmiechnęłam się i podeszłam do nich przytulając się do każdego po kolei. Byli tacy kochani.
- Najlepszego siostra. - powiedział Jacob. Pierwszy raz mnie nazwał swoją siostrą, a w oku zakręciły mi się łzy. - No ej, nie rycz. - zachichotał i rzucił się na mnie roztrzepując włosy. Wręczył mi małe pudełeczko.
Każdy po kolei do mnie podchodził i wręczał mi coś, a ja oczywiście dodawałam, że nie trzeba było. Lesie śmiała się, żebym narazie nie otwierała bo nie ma czasu, więc jej posłuchałam i razem z Mattem zanieśli wszystko do mojego pokoju.
- Słońce... - jako ostatnia podeszła do mnie Kathleen. Marcus i Jacob poszli do kuchni. Przytuliłam ją zanosząc się łzami. Tak wszystko dobrze się potoczyło. - Chciałam cię przeprosić za wszystko co było złe. Za wszystkie chwile życia, które ci uprzykrzałam, za to, że przeze mnie bardziej tęskniłaś za rodzicami, za to że nie do końca wywiązywałam się z opieki nad tobą. Ogólnie za wszystko co było najgorsze spowodowane przeze mnie. - dłońmi pocierała uspokajająco moje ramiona, głęboko patrząc mi w oczy. - Pamiętaj, że kocham cię jak własną córkę. - przyciągnęła mnie do siebie.
- Kocham cię. - wypowiedziałam te słowa, które nigdy nie wyleciały do niej z moich ust. Kathleen zaszlochała i uścisnęła mnie bardziej.
- Mam nadzieję, że nie będziesz pamiętać tego co złe, ale to co naprawdę postaram się naprawić. Chcę być kiedyś wspaniałą babcią, chcę aby twoje dzieci wiedziały, że będę je kochać.
- Kathleen, ja...
- Koniec tych wyznań, śniadanie! - krzyknął Jacob totalnie nam przerywając.
- Chodźmy. - szepnęła i pocałowała mnie w czoło. Nie byłam pewna czy z moich ust wyleciałyby słowa 'Kathleen, to już za niecałe 9 miesięcy'.

- No zbieraj się siostra! - poganiała mnie Lesie, gdy czekała na mnie w progu, abym w końcu się wygrzebała. Za bardzo rozkojarzyło mnie śniadanie, gdy to każdy zaczynał wspominać miłe chwile z mojego życia.
- No już. - mruknęłam.
Zupełnie przez przypadek byłyśmy umówione ja i Ash z Lesie na tą samą godzinę u makijażystki i fryzjera. Czekałyśmy jeszcze chwilę na Ash, gdy ta podjechała taksówką pod nasz dom.

***

Wszystko zajęło nam dwie godziny. Byłyśmy odstawione jak na jakiś bal maturalny czy coś. Każda z nas wyglądała pięknie.
Gdy weszłyśmy do domu, od razu poszłam na siebie włożyć moją sukienkę, którą kupiłam z Ash.
Coraz bardziej się denerwowałam. Wiedziałam, że mogę już dłużej zwlekać z powiedzeniem Harremu. Nawet jeśli cała impreza miałaby się przez to sypnąć, muszę w końcu wydusić to z siebie, bo za długo to się już za mną ciągnęło.
Weszłam do mojego pokoju już całkowicie gotowa, oprócz butów.
- O Boże. - szepnęła Ashley. - Jaka jesteś seksowna, że aż ci zazdroszczę! - pisnęła na końcu. - I jeszcze te rozcięcie na plecach.
- Weź przestań. - stuknęłam ją. Poprawiłam sobie włosy, które miałam zupełnie proste, lecz maleńkim warkoczykiem przeniesione na bok. Podeszłam pod szafę i włożyłam na siebie czarne szpilki pokazując przyjaciółce pełny efekt.
- O kurwa.
- Ash. - zganiłam ją.
- No co? - zaśmiała się. - Ej. Justin do mnie napisał, że już jest i że Harry też podjechał.
- Niech wejdą. - powiedziałam i Ash wystukała coś w telefonie. Zeszłyśmy razem na dół, a po drodze powiedziałam Lesie, że ja zaraz ruszam. Nie mogłam spóźnić się na własną imprezę. W wejściu zobaczyłam przystojnego mojego chłopaka i Justina, który także cudnie się prezentował.
- Harry, znamy je? - zaśmiał się Justin, stukając lekko Harrego. Wszyscy się zaśmialiśmy.
Podeszłam do Harrego i wtuliłam się w niego. Pachniał tak cudownie, to było z pewnością coś, od czego się uzależniłam.
- Cześć kochanie. - chwycił mnie za rękę i okręcił kilka razy o 360 stopni. Zaśmiałam się i oparłam dłonie na jego klatce piersiowej.
- Ale jesteś piękna. - wyszeptał tuż nad moim uchem i przygryzł płatek. - Zupełnie inaczej wyglądasz. - patrzył na mnie niesamowitym pożądaniem. To prawda. Mało kiedy wyglądałam tak jak teraz.
- Bosko. - cmoknął mój policzek. - Nieziemsko. - przejechał nosem od mojej szczęki aż w dół szyi. - Seksownie. - przygryzł skórę, na co ścisnęłam bardziej jego rękę.
- Harry, dziękuję. - wysapałam. - Jedziemy już?
- Tak. - odpowiedział.

Dosłownie po kilku minutach byliśmy u Harrego w klubie. Chłopak chwycił mnie od razu za rękę i zaprowadził na zaplecze.
- Skarbie. - zaczął i ustał przede mną. - Mam dla ciebie prezent i mam nadzieję, że ci się spodoba.
- Harry, wiesz, że nie musiałeś...
- Musiałem. - cmoknął czubek mojego nosa i zza siebie wyjął podłużne opakowanie.
- Co to? - zapytałam spoglądając na niego. Wzruszył ramionami, że niby nie wie. Otworzyłam i się przeraziłam.
- Harry...
- Ciii... Ibiza, może być? - lekki uśmiech majaczył na jego twarzy i dokładnie skanował moją twarz. Kuźwa, zorganizował dla nas wycieczkę na Ibizę. To jest przecudowne miejsce, lecz kuźwa, za dziesięć miesięcy to ja będę mieć dziecko.
- Harry, to jest naprawdę niesamowity prezent, ale...
- Nie wyszukuj żadnego 'ale'. Wszystkie koszty są pokryte i ogólnie mamy już wszystko załatwione. - westchnęłam na jego słowa, ale wymusiłam uśmiech.
- Dziękuję, jesteś kochany. - przytuliłam się do niego.
- Mam coś jeszcze. - wyjął z kieszeni maleńkie pudełeczko i otworzył je, a moim oczom ukazał się złoty łańcuszek z maleńką nutką.
- Miał być JEDEN prezent, a nie dwa. - wywróciłam oczami.
- Nie marudź. - zachichotał, a ja odwróciłam się by mi go założył. Gdy już to zrobił szybko ustałam przodem do niego.
- Wszystkiego najlepszego kochanie. - pocałował mnie w kącik ust. - Chciałbym być już z tobą na wieki, aby to, co budowaliśmy przez półtora miesiąca trwało i rozwijało się już długo długo. Abyś była ze mną szczęśliwa i... masz już osiemnaście lat. - uśmiechnął się na końcu.
- Dziękuje Harry, kocham cię. - ustałam na palcach i zatopiłam się w jego ustach. Chłopak chwycił mnie w biodrach i uniósł, po czym podszedł do ściany i lekko przylgnęłam do niej plecami.
- Po całej imprezie zedrę z ciebie tą kieckę. - na jego słowa stado motylków uwolniło się w moim podbrzuszu.

Gości z czasem coraz więcej przybywało. Harry nie opuszczał mnie na krok, kilka razy już zatańczyliśmy.
Harry zapoznał mnie z kilkoma osobami i podostawałam stertę prezentów, za które naprawdę byłam im wdzięczna, lecz nie musieli się dla mnie wysilać.
- Harry, lecę do łazienki. - szepnęłam do niego.
- Wróć szybko. - pocałował mnie i oddaliłam się od niego. Musiałam ochłonąć, bo robiło mi się naprawdę duszno. Wzięłam kilka głębokich oddechów i wyszłam z łazienki w poszukiwaniu Harrego, bo w poprzednim miejscu go nie było. Zupełnie przez przypadek natchnęłam się na Zacka.
- Co ty tu... - nie dokończyłam, gdy chwycił mnie lekko za rękę i wyprowadził z budynku. Ustał centralnie przede mną, a mi zabiło bardziej serce, gdyż nie spodziewałam się czego może chcieć.
- Ślicznie wyglądasz. - maleńki, niewinny uśmiech zawitał na jego twarzy. Spojrzał w dół na moje ręce, gdy tylko zwiększyłam dystans pomiędzy nami. Było zimno.
- Dzięki. - mruknęłam niemal niesłyszalnie. - Tylko to chciałeś powiedzieć? - nie brzmiałam chamsko, przynajmniej tak mi się wydawało. Po prostu wiedziałam, że gdy Harry skapnie się że nie ma mnie już dłuższy czas i zacznie mnie szukać, a jak znajdzie mnie tu z NIM będzie bardzo nieprzyjemnie.
- Lizzy. - westchnął. - Dziś są twoje urodziny, więc chciałbym życzyć ci wszystkie co najlepsze. Lecz chciałbym także przeprosić za moje szczeniackie zachowanie, za to jaki byłem po naszym rozstaniu, a nawet wtedy, kiedy byłaś jeszcze ze mną. Bardzo tego żałuję i nie mówię ci tego, abyś się nade mną zlitowała, lecz chciałbym abyś wiedziała, że nie ma żadnego zagrożenia z mojej strony dla twojego i Harrego związku. Wiem, że jest już za późno na jakąkolwiek naprawę, ponieważ on kocha ciebie, ty kochasz jego... Wiedz, że cię bardzo przepraszam. - dotknął mojej ręki i nie patrząc w oczy odszedł.
Patrzyłam w przestrzeń, gdzie jeszcze niecałą sekundę temu stał tam Zack. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Przeprosił mnie? Nigdy bym się tego nie spodziewała. Usłyszałam otwierające się drzwi i bardzo dobrze znany mi zapach.
- Tu jesteś. - objął mnie rękoma, tym samym powodując powrót na ziemię. - Chodź do środka, bo się znów przeziębisz. - szepnął i otulając mnie ramionami szłam tyłem aż weszliśmy do pomieszczenia. Gdy się pojawiliśmy na niemalże środku sali, wszyscy zaczęli śpiewać Happy Brighday, a całe światło zgasło, po czym ogromny tort z małymi zimnymi ogniami wjechał na salę. Stałam przy Harry uśmiechając się do wszystkich. Objął mnie ramieniem i śpiewał z wszystkimi. Kelnerzy zaczęli roznosić drinki, oczywiście wzięłam jednego symbolicznego, bo na większą dawkę nie mogłam sobie pozwolić.
- 100 lat, a nawet więcej, skarbie. - wyszeptał Harry wprost do mojego ucha i rozniósł się toast, po czym Harry poprosił mnie o pokrojenie tortu. Pomógł mi w tym oczywiście.
- Chodźmy zatańczyć wolnego, bo załatwiłem. - powiedział Harry, gdy już zjedliśmy po kawałku. Posłuchałam go i gdy weszliśmy na parkiet zaczęła się akurat wolna piosenka. Położyłam dłonie na jego karku, a Harry umieścił na moich biodrach. Patrzyłam w jego oczy i przypomniało mi się, że musiałam mu o czymś powiedzieć.
- Harry... - zaczęłam.
- Tak?
- Chodź. - powoli i drżącymi rękoma chwyciłam go za rękę i poprowadziłam na górę. Widziałam zdezorientowanie na jego twarzy, lecz musiało być zupełnie cicho abym zaczęła mu tłumaczyć.
- O co chodzi? - patrzył na mnie wyczekująco gdy wprowadziłam go do pomieszczenie i nerwowo zamknęłam drzwi. - Koniec imprezy jeszcze daleko. - mruknął.
- Wiem. - zachichotałam cicho. - Nie o to chodzi. - głos mi drżał i wyglądało to tak, jakbym musiała mu się przyznać do zdrady.
Jak mu o tym powiedzieć?
- Bo wiesz... j..jaa...
- Jesteś w ciąży? - dokończył za mnie i lekko się zbliżył. Spojrzałam na niego        zdezorientowana. Miał bardzo opanowaną twarz. Wiedziałam, że się domyślał.
- Skąd...
- To było po tobie widać. - odpowiedział zwyczajnie. - Nie wiedziałem czego się bałaś. Jestem na ciebie lekko zły, że ukrywałaś to przede mną.
Kurwa. Już po wszystkim.
- Wiem Harry. Przepraszam. Ja naprawdę bałam się... odrzucenia? - przymrużyłam oko.
- Jakiego odrzucenia? Lizzy, ja cię kocham i na pewno sobie poradzimy. Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem ciebie i Ashley w sklepie dla małych dzieci. Potem zaczęło mi się wszystko układać. Twoje zmiany nastroju; byłaś obojętna na wszystko.
- Wiem i nie powinnam. Nie powinnam była tego przed tobą ukrywać, ale naprawdę cholernie się bałam. - mogłam odetchnąć z ulgą.
- Jesteś czasem taka niedopojęcia. - wyciągnął do mnie ręce, po czym podeszłam do niego tuląc się. - Poradzimy sobie. - wyszeptał w moje włosy i tyłem poprowadził nas w stronę łóżka. Odsunął się ode mnie lekko i spojrzał od góry do dołu na moje ciało. Dłoń Harrego powędrowała do rozsunięcia sukienki.
- Harry... co ty... - patrzyłam na niego zdezorientowana. Pocałował mnie abym była cicho, więc postanowiłam się nie odzywać i czekać.
Delikatnie moja sukienka powędrowała na ziemię i wyszłam z niej. Harry uklęknął przede mną i patrząc w moje oczy pocałował mnie w dole brzucha, wypowiadając słowa:
- Moje skarby.

________________________________________________________________________________
Moi Kochani! ♥♥♥
Na pewno jutro pojawi się już ostatni rozdział (epilog) no i to będzie koniec. Zapraszam do czekania i komentowania. 
:*** 
Papa mordeczki ♥

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 99

Dzisiejszy ranek także był okropny. Cała zawartość mojego żołądka wylądowała w kibelku, a ja czułam, że jestem na skraju wytrzymałości. Jeden dzień pozostał do moich urodzin, jutro kończę osiemnaście lat i jeśli mój stan nie przejdzie do jutra, zabije się. Obiecuje.
- Lizzy... - usłyszałam cienki głos Lesie. - Znów...? - zapytała ze współczuciem.
- Tak, znów. - odpowiedziałam zmęczona, wstając z podłogi i od razu udając się do mojego pokoju. Lesie podążała za mną i wiedziałam, że pytania typu 'Harry wie?' mnie nie ominął i tym razem.
- I jak, powiedziałaś...
- Nie. - przerwałam jej w połowie zdania, wiedząc co chciała dalej powiedzieć. Usłyszałam tylko jej westchnięcie.
- Jeśli nie powiesz mu sama, ja to zrobię! - rzekła podwyższonym głosem.
- Nie próbuj nawet. - warknęłam i spojrzałam w okno.
- Po prostu nie wiem na co czekasz. - irytacja była doskonale zauważalna w jej głosie.
- Pozwól, że sama wybiorę odpowiedni moment. - wywróciła oczami na moją odpowiedź.
- Nie przeszkadzam już. - odwróciła się i skierowała do wyjścia. Gdy chciałam ją zatrzymać i przeprosić, było za późno, ponieważ zniknęła mi z pola widzenia.
- Kurwa! - krzyknęłam w poduszkę. Jestem okropną córką, dziewczyną, siostrą wszystkim! Nie potrafię się zmobilizować i powiedzieć tego komuś, kogo kocham. To głupie i cholernie żałosne. Boję się? Kurwa, czego? Przecież Harry mnie kocha, chce dla mnie jak najlepiej. Więc czemu jeszcze zwlekam?
Nie wiem.
Wszystko najgorsze jeszcze przede mną. Kathleen, jej także trzeba powiedzieć.
Nim się zorientowałam rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Zeszłam powoli z łóżka i odebrałam. Dzwoniła babcia.
- Witaj wnusiu. - przywitała się tak miło, że na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Cześć babciu. Jak dobrze, że dzwonisz. - powiedziałam.
- Stało się coś? - jej głos zmienił się lekko w poddenerwowany.
- Nie. - zaprzeczyłam szybko. - Po prostu chciałam z kimś pogadać.
- Oh, miło. - wiedziałam, że się uśmiechnęła. - Dzwonię, ponieważ chciałam ci złożyć życzenia. Wiem kochanie, że urodzinki masz dopiero jutro, ale raczej czasu nie będziesz miała, więc chciałam ci złożyć je dziś. Aaa... I jeszcze prezent już do ciebie wędruje. - zachichotała na końcu.
- Dziękuję babciu, ale z tym prezentem nie trzeba było. - zaśmiałam się cicho.
- No chyba żartujesz... - zganiła mnie. - Osiemnastka na karku i prezent musi być. Mam nadzieję, że nie czujesz się staro? - zaśmiała się.
- Nie babciu. - powiedziałam rozbawiona. Czuję się wspaniale.
- Widzisz... możesz podejmować już własne decyzje... - spoważniała. - Czy myślałaś już o wyprowadzce od Kathleen?
- Um... jeszcze nie. Jej zachowanie zupełnie się zmieniło i naprawdę przełożyłam to na później... A jeszcze szczególnie, że... - przerwałam, gdy zdałam sobie sprawę co chciałam tak naprawdę powiedzieć.
- Że? - nalegała.
- Um... że w pracy mi się dobrze układa, a tak to musiałabym ją zmienić. - wymyśliłam coś na szybko.
- To wspaniale, że jest dobrze. - nie jest.
Usłyszałam pukanie do drzwi, a po chwili pojawił się w nich Harry.
- Wiesz kochanie, nie będę ci już przeszkadzać. Wyślę jutro jeszcze smsa, żeby ci nie przeszkadzać dzwoniąc.
- Nie będziesz mi przeszkadzać i możesz zadzwonić. - powiedziałam spokojnie. Nie chciałabym, aby babcia myślała, że naprawdę nie znajdę dla niej 10 minut.
Harry wpatrywał się we mnie wzrokiem pustym i zwyczajnym, aż mnie przeszły nieprzyjemne ciarki.
- Wyślę smsa. - nalegała. - Papa kochanie.
- Papa, kocham cię.
- Też cię kocham wnusiu. - rozłączyła się.
Spojrzałam na Harrego, a jego mina i wzrok był bezcenny.
- Kogo kochasz? - zapytał szybko.
- Babcię. - odpowiedziałam zwyczajnie. Chłopak tylko kiwnął głową.
Od przedwczorajszego incydentu nie było jeszcze okej. Nie widziałam go wczoraj, lecz zamieniliśmy kilka smsów.
- Nadal będziesz dla mnie taka oschła? - zapytał z lekko przymrużonymi oczami. Widziałam, że go to bolało.
Cholerne moje wahania nastroju.
- Nie chcę... nie chcę tego Harry... - powiedziałam cicho.
Westchnął.
- To czemu taka jesteś?
- Jaka?
- Niemiła dla innym, obojętna na wszystko... - wiedziałam, że był już lekko poirytowany.
- Nieprawda. - zaprzeczyłam.
- Kurwa... - wyszeptał. - Czy może być już po prostu pomiędzy nami okej? - spojrzał mi prosto w oczy. Były takie inne...
- Jestem za. - posłałam lekki uśmiech i skierowałam się w jego stronę. Położyłam dłonie na jego policzkach.
- Harry, czy ty...?
- Nie mogłem spać. - odpowiedział zwyczajnie. Bolało mnie to, gdy spostrzegłam że to przeze mnie.
- Przepraszam... - powiedziałam cicho.
- Ja również. - wyszeptał wprost w moją szyję, a ciepłe powietrze wywołało falę przyjemnych dreszczy. Po chwili jego usta znalazły się na moich. Tak bardzo mi tego brakowało...
- Chciałbym cię gdzieś zabrać. - zaczął, gdy przerwał pocałunek.
- Um... moglibyśmy zostać w domu? - zapytałam cicho. Nie chciałabym nam zepsuć mile spędzonego czasu aby wrócić do domu gdybym się źle czuła.
Otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz nie wyleciało z nich nic.
- Okej. - odpowiedział po chwili lekko się uśmiechając. - Oglądniemy jakiś film? - zapytał.
- Mi pasuje. - pociągnęłam go za rękę i zeszliśmy na dół.
Usiedliśmy na kanapie i włączyłam telewizor w celu wybrania jakiegoś filmu.
- Kathleen jest w domu? - zapytał Harry.
- Nie ma jej. A czemu pytasz? - ciekawość, ciekawość i jeszcze raz ciekawość.
- Tak po prostu. - wzruszył ramionami i wyciągnął do mnie ręce, chcąc abym do niego podeszła. Wspięłam się na jego kolana, przyciągając go do siebie za kark. Zapach, jaki dopływał w moje nozdrza był najpiękniejszym zapachem.
- Ekhm. - usłyszeliśmy kaszlnięcie za sobą. - oderwałam się od Harrego i spojrzałam na Lesie.
- Cześć Harry. - powiedziała posyłając lekki uśmiech. Mój wzrok spoczął na jej twarzy, a serce zaczęło bić mocniej ze strachu, aby nie powiedziała mu TEGO.
- Cześć. - odpowiedział Harry uśmiechając się.
- Um Lizzy, ja jadę z Mattem do jego rodziców. - rzekła i spojrzałam na mnie znacząco po czym skierowała się do drzwi, mówiąc bezgłośnie: "powiedz mu".
Wywróciłam oczami i spojrzałam na Harrego po wyjściu Lesie. Byłam zdenerwowana, ale wiedziałam, że kiedyś muszę to zrobić.
- Harry... - zaczęłam, lecz rozbrzmiał mój telefon. Niech to cholera jasna weźmie! Wzdychając zeszłam z jego kolan i wyjęłam telefon z kieszeni.
Zack...
- Um.. muszę odebrać. - chciałam wyjść, lecz Harrego dłoń zacisnęła się na moim nadgarstku.
- Odbierz tutaj. - zmarszczył brwi, a ja przełknęłam głośno ślinę. Wiedziałam, że jak Harry dowie się kto to, wybuchnie afera i to wielka.
- Lizzy. - upomniał mnie. - Daj to.
Wystawił rękę abym podała mu swój dzwoniący telefon. Stałam wpatrzona w ekran, aż Harry wyrwał mi go z ręki.
- Wiedziałem, kurwa wiedziałem. - jego trzęsące się dłonie przycisnęły zielony guziczek.
- Odpierdolisz się od niej kurwa kiedyś, czy nie? - niemalże wykrzyczał. Schowałam twarz w dłonie i głęboko oddychałam.
-...
- Nie rozumiem po co ci to! Ona jest ze mną i nigdy nie pozwolę jej się do ciebie zbliżyć!
- Harry przesadzasz... - wtrąciłam i podeszłam do niego, lecz zatrzymał mnie ręką aby utrzymać dystans. Nie chciał abym usłyszała co mówi Zack?
-...
- Nie! Nigdy w życiu! Żegnam. - rozłączył się. Harry był wkurwiony i to na maksa.
- Harry...
- Czemu nadal masz jego numer? - zapytał z pretensją.
- Nie wiem, nie myślałam o tym nawet.
- Kurwa, utrzymujesz z nim kontakt? - wykrzyczał. Mimowolnie odsunęłam się o krok.
- Co?
- To co usłyszałaś.
- Chyba do końca ci się coś uroiło w tej głowie. - odwróciłam się na pięcie i skierowałam do swojego pokoju. Harry szedł za mną, a gdy byliśmy na schodach, chwycił mój nadgarstek i zacisnął lekko na nim swoje palce.
- Przepraszam.
- Harry, do cholery! Ty chyba nigdy nie zrozumiesz, że czasy, kiedy kochałam Zacka dawno minęły! Liczysz się dla mnie tylko ty i nikt inny i nie utrzymuję z nim żadnych kontaktów. I przykro mi z tego powodu, że mi nie ufasz. - wycedziłam, wyrywając rękę z jego uścisku.
- Kuźwa, ufam ci. Tylko jemu nie. Wiesz jak on mnie wkurwia i nic na to nie poradzę. - nie był do końca spokojny, lecz spokojniejszy niż wtedy gdy rozmawiał z Zackiem.
- Kurwa, Lizzy stój. - na jego słowa odwróciłam się zrezygnowana i czekałam na to co ma mi do powiedzenia.
- Przepraszam, okej? Nie chciałem aby tak to wyszło, no ale wiesz, że...
- Tak wiem, że go nie lubisz, ale nie wierzysz mi.
- Wierzę, kochanie wierzę.
- No nie powiedziałabym.
- Uh... proszę cię no. - złapał mnie za ręce. Spojrzałam na dół i westchnęłam.
- Nie chcę cały czas od początku ci tego powtarzać. Chciałabym aby było już okej. Coraz więcej się kłócimy... - to po części twoja wina; moje sumienie ma rację.
- Nie chcę tego cholernie... Kocham cię... - przysunął się bliżej mnie.
- Kocham cię też... - cmoknęłam jego usta. - Idę pod prysznic. - wyszeptałam zagryzając wargę i mając nadzieję, że Harry pójdzie ze mną.
- Przyłączę się. - mruknął rozpinając swoją koszulę. Szłam rozbawiona do pokoju, gdy Harry próbował nade mną nadążyć.

______________________________________________________________________________

Hejo ♥
Wiem, że znów zawaliłam, bo rozdział miał być już jutro, ale naprawdę wieczorem już nie miałam warunków do napisania 99 rozdziału. 
To już PRAWIE KONIEC ;') 
Jeszcze dwa rozdziały w tym epilog i THE END :)

poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 98

Najlepszym sposobem na odprężenie się choć przez chwilę było wspólne spędzenie czasu z Harrym, Lesie i Mattem. Nikt nie miał zastrzeżeń do spotkania naszej czwórki, lecz wręcz przeciwnie mieliśmy na to ochotę.
- I jak tam? - zaczęła Lesie. Spojrzałam na nią pytająco. - No wiesz...
- Aaa... O to chodzi. Teraz jest dobrze, a...
- Harry wie?
Spuściłam głowę, tym samym dając Lesie odpowiedź.
- Czemu zwlekasz? - odstawiła szklankę na blat podchodząc do mnie. - Nie uciekaj przed prawdą. To jest najlepszy sposób.
Lesie miała rację. Zachowywałam się jak tchórz, lecz naprawdę bałam się.
- Wiem Lesie, ale... nie wiem... coś mnie powstrzymuje... - głupie tłumaczenia, Lizzy.
- Co niby? Jeśli...
Przerwał jej dzwonek do drzwi. Lesie otworzyła, a w nich Harry i Matt we własnych osobach. Harry bez problemu wyszukał mnie wzrokiem i posłał lekki uśmiech.
- Gotowe? - zaśmiałam się, gdy Matt spojrzał na Lesie rozbawiony, gdy ta paradowała jeszcze w piżamach.

***

- Lesie, to nie... - marudziłam, gdy dziewczyna trzymała w rękach aksamitną sukienkę przed kolana.
- Dlaczego? - zapytała lekko oburzona, najwidoczniej nie zadowolona z mojego podzielnego zdania.
- Dziwna. - zrobiłam skwaszoną minę, na co wywróciła oczami i odeszła z Mattem za rękę dalej.
- Ej, co jest? - Harry chwycił mnie w pasie i odwrócił w swoją stronę. Przyjemne ciepło spowodowane jego dotykiem rozlało się po moim ciele.
- Nic nie jest. - posłałam sztuczny uśmiech. Widziałam jak Harry odpuścił i złapał mnie za rękę zmierzając w stronę Matta i Lesie.
- Idziemy czegoś poszukać dla mnie. - oznajmił im Harry i lekko pociągnął mnie w swoją stronę.
- Idziemy? - droczyłam się.
- No przecież mi pomożesz. - cmoknął mój policzek i szedł dalej.
Byłam zła na siebie, że nie starałam się choć w najmniejszym stopniu być miła dla innych.

- Nie. - marudziłam, gdy Harry pokazał mi koszulę w ciemną kratę.
- Nie. - dodałam.
- Nie.
- Eh. - westchnął. - Szybciej bym coś wybrał gdybym przyszedł sam. - powiedział cicho nadal przeszukując rzeczy.
- Mogę wrócić do nich jeśli chcesz. - wzruszyłam ramionami i opadłam na małą kanapę koło przymierzalni.
- Nie o to chodzi. - widziałam po jego ruchach, że powoli się irytował. - Od kilku dni jesteś nieznośna. Nie da się czasami z tobą wytrzymać. - auć.
Bez słowa wstałam i wyszłam se sklepu kierując się w dół ruchomych schodów.
- Lizzy, gdzie idziesz? - poczułam szarpnięcie za nadgarstek, które zatrzymało mnie. - Nie mów, że cię uraziłem. Jestem po prostu szczery.
- Aż za bardzo. - wywróciłam oczami.
- Mówię jak jest. Jesteś... niemiła. - dodał.
- W takim razie chcę, abyś ode mnie odpoczął i daję ci wolny czas. - podniosłam głos starając się wyrwać rękę z jego uścisku.
- Mogłabyś chociaż raz się mnie posłuchać? - syknął niemalże szeptem. Wiedziałam, że nie chciał awantury na środku sklepu. Zatrzymałam wszystko swojego ruchy patrząc na niego z rezygnacją. - Powiedz mi o co chodzi.
- Nie. - zaprzeczyłam.
- Jak to nie?! - podniósł głos.
- Bo o nic nie chodzi. Jestem zmęczona, to tyle. - mój ton był obojętny i wiedziałam, że Harry zaczyna naprawdę mieć mnie dosyć.
- O nic nie chodzi?! Może w końcu do kurwy nędzy dowiem się co jest grane! Zachowujesz się tak, jakby nasz związek nie miał dla ciebie już najmniejszego znaczenia! - wykrzyczał mi prosto w twarz i szybkim krokiem udał się na dół. W myślach uderzyłam się w twarz. Jestem skończoną idiotką.
Nie mogę dłużej znieść mojego zachowania, a co dopiero musi czuć Harry. On się ze mną męczy. Doskonale widzę, że mu na mnie zależy, że żadna ciąża nie zepsułaby tego co budowaliśmy już razem tyle czasu, lecz cholera boję się! Nie wiem czego ale się boję! Jeśli mu tego nie powiem jak najszybciej... wszystko będzie skończone.
- Gdzie masz Harrego? - usłyszałam za sobą głos Lesie.
- W..wyszedł... - powiedziałam skruszonym głosem. Dziewczyna wiedziała, że nie powiedziałam mu jeszcze tego, a w dodatku posprzeczaliśmy się.
- Nie wiesz gdzie?
- Nie mam pojęcia... Jestem idiotką.
- Nie mów tak... - przytuliła mnie i szeptała do ucha coś w stylu 'ciii'.
Wyszliśmy z galerii i widziałam w samochodzie Harrego, który oparty był głową o kierownicę. Wsiedliśmy cicho i do końca drogi było niezręcznie, do czasu gdy Harry ustał pod naszym domem.
- Pogadajcie sobie. - powiedziała Lesie i wyszli z samochodu wchodząc do domu.
Zostałam z nim sama. Było cicho, a niezręczność pływała gdzieś w powietrzu. Chłopak nie patrzył w moją stronę, lecz gdzieś bardzo daleko za okno. Wypuszczał cicho powietrze z płuc, a mnie krajało się serce, że przeze mnie musiał się uspokajać.
- Ja... - zaczęliśmy w jednym momencie.
- Mów pierwszy. - rzekłam cicho spuszczając głowę w dół. Gdyby nie było pomiędzy nami tego napięcia, Harry kazałby mi mówić pierwszej, lecz teraz na pewno nie miał ochoty na dodatkowe sprzeczki.
- Nigdy nie chciałem dla ciebie źle. Kocham cię najbardziej na świecie i boli mnie to, gdy wiem, że coś przede mną ukrywasz. I nie możesz mi wmówić, że jest inaczej. Nie chcę się upierać, ale wiem, że mam rację. - masz Harry, masz. - Dlatego...
Przerwał nam dzwoniący telefon.
- Odbierz. - rzekł zrezygnowany i ponownie odwrócił się do okna, a ja wygrzebałam z kieszeni telefon. Dzwoniła Kathleen.
Chciała abym jak najszybciej przyszła do domu, bo pani Shannon prosiła mnie o opiekę nad Debby gdyż Kathleen i ona gdzieś wychodzą.
- Już idę. - powiedziałam i rozłączyłam się. - Harry, muszę lecieć...
- Rozumiem. - odpowiedział bez emocji. Zacisnęłam mocno oczy chcąc pozbyć się napływających łez.
- Więc cześć. - powiedziałam.
- Nie wiem czy jutro się zobaczymy, bo muszę jechać za Londyn. - dodał cicho.
- Rozumiem. - powiedziałam tak samo jak on sprzed sekundy. Otworzyłam drzwi i chciałam wyjść, gdy Harry przyciągnął mnie za rękę i umieścił swoje usta na moich.
- Kocham cię. - wyszeptał i pogłaskał mnie po policzku. Widziałam jaki miał ból w oczach. Były zaszklone, więc albo płakał, albo ma taki zamiar. Lekki uśmiech wkradł mi się na twarz.
- Kocham też. - wyszłam z samochodu. Gdyby nie to, że musiałam wracać szybko do domu, powiedzielibyśmy sobie już wszystko i byłoby już w stu procentach okej, lecz teraz... nic się nie poprawiło...





_____________________________________________________________________________

Kolejny rozdział pojawi się albo dziś, albo jutro! Czuwajcie!

środa, 4 marca 2015

Rozdział 97

Wypadłam z łóżka jak poparzona i pędem znalazłam się w łazience, wypróżniając zawartość mojego żołądka. Nigdy nienawidziłam zwracać. Łzy zaczęły szybko spływać po mojej twarzy, a opadłam obok kibelka na ziemię po prostu płacząc. Traciłam wszystkie możliwe siły, musiałam powstrzymywać się przed Harrym, żeby nie płakać lub udawać że jest wszystko okej.
Nie wiem czemu się boję powiedzieć. On na pewno by to zrozumiał, na pewno by powiedział, że dalibyśmy sobie radę.
Ponowne odruch wymiotów.
- Lizzy? - do łazienki weszła Lesie, która napotkała moje zapłakane oczy. Jej twarz wyrażała tylko przerażenie. Wstałam resztkami sił i podeszłam wtulić się w jej ramiona. Początkowo była lekko zszokowana, lecz objęła mnie ramionami.
- Co się stało? - spytała odrywając mnie od siebie i nalegając żebym na nią spojrzała.
- Lesie... j..ja... - jąkałam się, a płacz coraz bardziej uniemożliwiał mi mówienie.
- Co ty? - pytała dalej.
- J..jestem w ciąży... - wybuchnęłam gorzkim płaczem. To była chwila, gdzie naprawdę uświadomiłam sobie w jakim ja stanie się znajduje. Jak mogłam do tego dopuścić? Moje kontakty z Harrym lekko się popsuły; jestem spięta, mam ciągłe dreszcze. Boję się.
- Co ty mówisz? - wyszeptała.
- Tak... Lesie.. to był przypadek... z Harrym mieliśmy m..mały kryzys, a później... sama wiesz... - przecierałam oczy, a ta czynność była nieprzerywalna.
- O Boże... - szepnęła ponownie i wtuliła się we mnie. - Co na to Harry? - obawiałam się tego pytania.
- On.. on nie wie. - powiedziałam cicho.
- Co? - niemalże krzyknęła. - Jak to nie wie?
- No po prostu... - wyszeptałam.
- Musisz mu powiedzieć i to jak najszybciej! - chwyciła mnie za kark i przyciągnęła do swojej piersi przytulając i głaszcząc uspokajająco włosy. - Poradzicie sobie. A raczej poradzimy. Zobaczysz.

Nie poszłam do pracy. Siły całkowicie mnie opuściły i leżałam w łóżku gapiąc się beznamiętnie w sufit. Pół godziny Lesie mnie uspokajała. Sytuację tą można porównać bez oporu to tej, co Kathleen mnie zostawiła. Byłam na skraju załamania, a teraz to się powtarza. Ciąża - dziecko, to niby nic nadzwyczajnego, lecz wymaga dużego wysiłku i poświęcenia, a w szczególności od niedoszłej osiemnastolatki.
Usłyszałam dzwonek mojego telefonu, chwyciłam go i odebrałam nie patrząc kto dzwoni.
- Cześć kochanie. - Harry.
- Hej. - odpowiedziałam cicho. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, żeby wreszcie się ogarnąć i zacząć normalnie z nim rozmawiać.
- Dobrze się już czujesz? - zapytał z troską w głosie.
- Um... już tak. - po części skłamałam. Byłam najgorszym tchórzem o jakimkolwiek się słyszało.
- To dobrze. Wiesz.. martwię się o ciebie. Jesteś ostatnio taka jakaś dziwna... - powiedział podejrzanie. Przełknęłam gulę formującą się moim gardle.
- Wydaje ci się, Harry.
- Nie Lizzy, wcale mi się nie wydaje. Jesteś spięta, masz niesamowite wahania nastroju. Masz mi coś może to powiedzenia? - o kurwa.
- Nie... chyba.. - powiedziałam niepewnie. - A mam? - zaśmiałam się nerwowo.
- Ja to mam wiedzieć? Ciebie się pytam. - prychnął. Czułam jakby serce za chwilę miało mi eksplodować. To nie jest rozmowa na telefon, lecz twarzą w twarz tym bardziej bym mu tego nie powiedziała.
- Nie, nie mam. - starałam się brzmieć pewnie, lecz nie miałam pojęcia czy mi wyszło. Raczej nie.
- Okej. - wyczułam sztuczny uśmiech na jego twarzy. - Wiesz, że możesz mi powiedzieć o wszystkim? Wiesz, że ze wszystkim poradzilibyśmy sobie? - kuźwa, on się domyśla.
- Tak, wiem o ty Harry doskonale. - najwidoczniej nie wiem.
- To dobrze. - odpowiedział. - Przyjechałbym dziś do ciebie, ale Zayn poprosił mnie żebym pomógł mu poprzenosić meble w jego domu, więc  się dziś nie zobaczymy.
- Okej.
- Tylko tyle? - zapytał z jakby udawaną pretensją.
- Oh Boże Harry! Taka szkoda, że się dziś nie zobaczymy! - powiedziałam teatralnie, a na końcu się zaśmiałam.
- To było udawane. - fuknął niby urażony.
- No kochanie, wiesz dobrze, że już tęsknię. - posłałam mu buziaka przez telefon.
- Ja też, a teraz ci nie przeszkadzam i kończę.
- Nie przeszkadzasz Harry. - zaprzeczyłam.
- No nie wiem...
- Harry. - zganiłam go.
- No dobra wiem. Ale i tak już kończę. Kocham cię pa. - rzekł.
- Też kocham. - zakończyłam rozmowę. Kolejna szansa na powiedzenie mu przepadła, a jedyne co mnie martwi to to, że zaczął zapewniać mnie o tym, że sobie poradzimy. Może on domyślił się wszystkiego i próbuje mnie zachęcić do powiedzenia mu?

***

Kolejny dzień i kolejne zmagania ze wszystkim. Dziś nie idę do pracy, lecz dzwonił do mnie szef i pytał czemu tak nagle przepadłam. Opowiedziałam mu o moim złym stanie, martwił się o mnie i powiedział, że coraz częściej jest coś ze mną nie tak. Obiecałam mu, że pójdę do lekarza, lecz tego nie zrobię.

Po rozmowie z Ashley, która oczywiście wypytywała mnie o mój stan, poszłam nam załatwić wizytę u makijażystki i u fryzjera na dzień moich urodzin. W końcu to już za 4 dni...
Gdy wracałam ujrzałam znajomą twarz. Był to Scott z jakąś dziewczyną.
- Jak cię dawno nie widziałem. - zaśmiał się i przytulił mnie. - Wyglądasz marnie.
- Też tęskniłam. - zaśmiałam się. - Jestem lekko przeziębiona i tak.
- Za cztery dni twoje urodziny, masz wyzdrowieć do końca, zrozumiano? - nakazał.
- Aaa.. zapomniałbym. Lizzy, to jest Megan moja koleżanka, Megan - Lizzy moja przyjaciółka. - przedstawił nas. Dziewczyna wydawała się być bardzo miłą osobą; uścisnęła moją dłoń i posłała bardzo przyjazny uśmiech.
- Wracasz do domu? - zapytał, na co kiwnęłam głową.
- Wsiadaj, podwiozę cię.
Nie zaprzeczałam, ponieważ było zimno i chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu.

Zamknęłam cicho drzwi i do moich uszu doszły dźwięki śmiechu. Rozebrałam się i powędrowałam do kuchni sprawdzić co jest. Nie było tam nikogo innego jak Marcusa i Kathleen. Posłałam im uśmiech i chciałam opuścić pomieszczenie, lecz Kathleen zatrzymała mnie.
- Jak  tam przygotowania do osiemnastki? - zapytała przyjaźnie.
- A bardzo dobrze. Większość jest już załatwione. - odpowiedziałam jej tym samym tonem.
- To będzie w klubie Harrego, tak? - kiedyś na same wymówienie jego imienia jej mina zrzedniała, a teraz widać jak bardzo szczęśliwi są z Marcusem. I się z tego cholernie cieszę.
- Tak. Załatwił już wszystko. - uśmiechnęłam się.
- To dobrze. - westchnęła. - Wszystko w porządku? Jakaś blada jesteś... - podeszła do mnie i przystawiła dłoń do czoła... była taka zimna...
- Tak. Jestem trochę zmęczona. - zmrużyłam oczy.
- Nie pracowałaś, więc to dziwne.
- Taak, ale nie wyspałam się. - odpowiedziałam jak najwiarygodniej i chciałam iść, gdy chwyciłam lekko mój nadgarstek.
- Uważaj na siebie zawsze. - przestrzegła i posłała mi uśmiech, a odpowiedziałam jej tym samym.
Nie mogłam jej poznać. Ta kobieta była zupełnym przeciwieństwem kobiety jeszcze sprzed miesiąca.

___________________________________________________________________________

Witajcie Kociaki! 
Nie mam nic innego do powiedzenia jak tylko to, że prosiłabym o komentarze, bo do końca FF zostały już tylko 4 ROZDZIAŁY WRAZ Z EPILOGIEM!
Chciałabym znać Waszą opinię, jest to dla mnie cholernie ważne, bo nie mam pojęcia czy brać się za kolejne ff, a już pomysł mam.
Więc pokażcie, że Wam (być może) zależy ;) 
Kocham ♥

czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział 96

***Oczami Harrego***

Blade promienie słoneczne przedostawały się do pomieszczenia, co bardziej mnie rozbudziło. Mój skarb leżał we mnie wtulony, natomiast moja ręka gładziła jej brzuch.
- Wstawaj kochanie. - szepnąłem jej do ucha. Było naprawdę już późno, a wiem, że Lizzy denerwuje się gdy ją budzę, lub ona sama się budzi o tej godzinie.
- Mhm... - mruknęła i przekręciła się tak, że była do mnie tyłem zabierając za sobą kołdrę.
- O nie... - zaśmiałem się i zacząłem 'walczyć' o swoją połowę przykrycia. Trzymała je zawzięcie w dłoni i mogłam założyć się nie wiem o co, że już nie spała, lecz miała ochotę się podroczyć.
- Co powiesz na to, że już dwunasta? - zaśmiałem się. Przed oczami miałem widok Lizzy, która zerwała się, siadając na łóżku.
- Jak to? - spytała zaspanym głosem. - Już? Dwunasta? - jęknęła i z powrotem rzuciła się na łóżko ciągnąc mnie za sobą. Nie stawiałem oporu, a jeszcze bardziej się nakręciłem, gdy zaczęła mnie całować. Kochałem budzić się rano widząc ją przed sobą. Dawało mi to niesamowicie dużo radości i szczęścia jednocześnie.
Całowała mnie bardzo namiętnie, lecz nadal nie była do końca wyluzowana. Od wczoraj zauważyłem jej zachowanie. Było dziwne. Nie wiedziałem co było powodem jej ciągle spiętych mięśni. Miałem nadzieję, że nie robiłem niczego źle.
- Co jest? - zapytałem.
- O co pytasz? - posłała niepewny uśmiech.
- O twoje zachowanie. Od kilkunastu godzin jest dziwne. - powiedziałem prosto, bez wahania.
- Wydaje ci się. - pchnęła mnie lekko na bok, tym samym zrzucając z siebie. Mruknęła coś pod nosem, a ja głośno westchnąłem.
- Mogłabym wziąć prysznic? - zapytała nie patrząc na mnie. Kuło mnie coś w środku. Nie dawało mi to spokoju.
- Nie pytaj się. - rzuciłem zwyczajnie i wstałem z łóżka udając się po bokserki. Będąc przy drzwiach spojrzałem na Lizzy, a ta miała wyraz twarzy bardzo zadumany, jakby wyszukiwała w swoich myślach czegoś bardzo daleko ukrytego.
- Ej... - cofnąłem się, odrzucając na bok ochotę wyjścia. - Widzę, że coś cię gryzie.
- Harry, do cholery nic mnie nie gryzie! - uniosła lekko ton, na co zmarszczyłem brwi. - Przepraszam... - ukryła twarz w dłonie, a ja wtuliłem się w jej ciało. Nie mogłem tak łatwo jej odpuścić, skoro na własne oczy widziałem, że miała myśli zaśmiecone czymś co nie dawało jej spokoju. Postanowiłem odpuścić, ale nie na długo.

Lizzy była w łazience już dobre 30 minut, więc postanowiłem zobaczyć co tam. Zapukałem lekko, lecz gdy nie odpowiedziała wszedłem bez słowa widząc jak owija się ręcznikiem.
- Harry, puka się... - zamarudziła patrząc na mnie przelotnie.
- Pukałem. - zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do niej powolnym krokiem. - Kochanie... - zacząłem kładąc swoje dłonie na tyle jej pleców. Jej ręce powędrowały na mój kart i zwyczajnym, pustym wzrokiem spojrzała na mnie. - Zrobiłem coś wczoraj nie tak?
- Niee.. Wszystko okej. - rzuciła lekki uśmiech. Zaczynało mnie to irytować, lecz postanowiłem opanować się.
- Kurwa... ślepy jeszcze nie jestem. - wywróciłem oczami. Jakieś napięcie panowało pomiędzy nami. Nie wyczułem żadnej potrzebnej kłótni, lecz wiedziałem, że Lizzy już go ma.
- Po prostu jestem zmęczona. Od kilku dni nie wysypiam się dobrze...
- Dziś też się nie wyspałaś? - zaśmiałem się przerywając jej.
- Bo ktoś mnie obudził. - powiedziała znacząco, na co cmoknąłem ją w czubek nosa. - Co chcesz na śniadanie? - zapytałem bardziej się do niej tuląc.
- Płatki z mlekiem.
- Jakie?
- Obojętnie. - posłała mi uśmiech całując w policzek po czym klepiąc mnie w tyłek dała znak, żebym wyszedł. Warknąłem zabawnie, na co zachichotała i zamknąłem za sobą drzwi.
Martwiłem się o nią. Nie chciałbym, żeby okazało się, że ktoś ją skrzywdził, a tym bardziej żebym dowiedział się o tym ostatni. Może nie chce mi o tym czymś powiedzieć, żebym nie wyleciał z pięściami? A może znów coś z Kathleen? Uh... nie wiem czego mógłbym się spodziewać.
Jedyne rozjaśnienie moich dni... Nie mógłbym patrzeć na to jak cierpi, nie mógłbym znieść tego, że dowiedziałem się czegoś już po fakcie. Chciałbym aby miała do mnie bezgraniczne zaufanie i żeby nie miała przede mną żadnych tajemnic.
Zupełnie zamyśliłem się i dopiero lekki trzask drzwi od łazienki mnie obudził, więc zacząłem przygotowywać płatki.
Zauważyłem jak Lizzy weszła do kuchni i usiadła na blacie stołu. Machała nogami i uśmiechała się niewinnie. Miała takie straszne zmiany humoru... ciąża.
Ona mogła być w ciąży! Przecież wszystko na to wskazywało... Minęły mniej więcej dwa tygodnie od tego, gdy kochaliśmy się bez zabezpieczenia. Nawet nie pomyślałem o tym jakie konsekwencje możemy z tego wyciągnąć. Lecz nawet jeśli by było to, to Lizzy powiedziałaby mi o tym, lecz na razie takiej wieści nie otrzymałem, lub nie otrzymam.

***Oczami Lizzy***

Po zjedzonym śniadaniu z Harrym poczułam się gorzej. Wszystko w żołądku zaczęło mi wariować i dokładnie czułam jak z wszystkiego robi mi się mieszanka.
Czułam, że po raz kolejny stchórzę.
Po raz kolejny mu tego nie powiem.
Cholernie się boje, chociaż tak naprawdę nie wiem czego. Harry tyle razy już mi powiedział, że mnie kocha, więc nasze dziecka także mógłby pokochać? Jego reakcja mogłaby być różnorodna.
Im więcej o tym rozmyślałam, tym coraz bardziej pogrążałam się w głupich scenariuszach.
- Harry, zawieziesz mnie do domu? - zapytałam cicho, a Harry kucnął przede mną.
- Już? - zdziwił się. - Przecież masz dziś wolne.
- No tak, ale umówiłam się z Ash i... - próbowałam zamaskować moje zmęczenie i złe samopoczucie. Czułam, że robiłam się coraz bledsza na twarzy. Harry chwycił moją twarz w swoje dłonie i pocałował lekko moje czoło. Zamknęłam oczy i napawałam się jego ciepłym, jakże kojącym dotykiem. Potrzebowałam teraz jego. Niespodziewanie rzuciłam się na niego z uściskiem. Po jego napiętych mięśniach wyczułam, że nie spodziewał się tego. Oplótł mnie rękoma, a ciepły oddech oplatał moją szyję.

- Pa Harry. - pocałowałam chłopaka w usta. - Kocham się. - szepnęłam.
- Kocham mocniej. - oparł swoje czoło o moje, lecz po chwili ponownie się do mnie przytulił. Wyszłam z samochodu i udałam się szybkim krokiem prosto do mojego domu. Zdjęłam szybko płaszcz i podreptałam do pokoju rzucając się na łóżko. Westchnęłam kilka razy zamykając oczy. Czułam się fatalnie. Wszystkie kości mnie bolały, co za tym szło głowa jakby miała mi za chwilę wybuchnąć.
Mimo iż przed Harrym zmyśliłam tylko, że chciałabym spotkać się z przyjaciółką postanowiłam jednak to zrobić.
Zadzwoniłam do niej i od razu się zgodziła.

Kawiarnia o tej porze była najfajniejszym miejscem na pogaduchy. Nałykałam się tabletek i trochę się polepszyło lecz nie do końca było fantastycznie.
- No opowiadaj co tam u ciebie! - nakazała, gdy już przywitałyśmy się i zajęłyśmy stolik. Zamówiłyśmy kawę i po ciastku. - Powiedziałaś Harremu? - obawiałam się tego pytania.
- Jeszcze nie... - spuściłam głowę.
- Jeszcze nie?! - podniosła głos. - Na co ty czekasz! - wykrzyknęła.
- Nie wiem... - przyznałam. - Boję się cholernie..
- Lizzy... - westchnęła. - Czego? czego się boisz?
- Że Harry mnie odrzuci...
- Co ty wygadujesz? Harry cię kocha! - oburzyła się lekko. - Mam mu sama powiedzieć?
- Nie!
- No więc właśnie. Nie możesz tyle zwlekać. To bez sensu. - podano nam kawę, a kelner lekko uśmiechnął się do nas.
- No dobra... przy najbliżej okazji powiem mu. - jak zbiorę się na odwagę...

______________________________________________________________________

Hej :)
K O M E N T O W A Ć!
Rozdział krótki, do dupy, ale uwierzcie... pisze to na ostatku sił.. wybaczcie i nie zabijcie.

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 95

 U W A G A ! ! ! 
Rozdział zawiera gdzieś tam sobie sceny przeznaczone dla dorosłych! Czytasz na własną odpowiedzialność!

Chodziłam pomiędzy stolikami, pozostawiając napoje, które klienci zamówili. Obojętny uśmiech gościł na mojej twarzy, gdy jedni dziękowali życzliwie, inni mniej. Wróciłam za ladę i posłałam Harremu bardziej szczery uśmiech. Uparł się, że poczeka na mnie aż skończę pracę, a później pojedziemy do niego. Wydaje mi się, że coś kombinował...
Godzina kończenia pracy szybko nadeszła, przez co już po piętnastu minutach jechałam z Harrym samochodem.
- Harry, chciałabym jeszcze wstąpić do mnie. - rzekłam zwyczajnie. Chłopak tylko zmarszczył brwi, lecz się nie odezwał, a kiwnął głową.
- Stało się coś? - zapytał, czego efektem było, że spojrzałam na niego pytająco. - Masz jakiś marny wyraz twarzy. - jego ręka na uspokojenie powędrowała na moje kolano lekko je ściskając.
- Nie. - zaprzeczyłam posyłając uśmiech. Oddał tym samym, więc chyba go przekupiłam.
Przez ostatnie kilkadziesiąt godzin żyłam w strachu. A strach ten spowodowany był nieprzerwanym rozmyślaniem na temat mojej ciąży. Miałam dopiero niecałe 18 lat. Jak moje życie będzie dalej wyglądać? Do tego reakcja Harrego... nie wie jeszcze, lecz jako ojciec dziecka i mój chłopak będę musiała mu o tym powiedzieć.
Zdawał sobie z tego sprawę, że kochając się tamtej nocy bez zabezpieczenia, było ryzyko zajścia w ciążę? Nie wiem... lecz mógł podejrzewać. Zmiany humoru strasznie się udzielały i jak najbardziej starałam się to ukrywać, zaspokoić.
Harry wyszedł jako pierwszy otwierając mi drzwi. Chwycił mnie od razu za rękę i udaliśmy się do drzwi.
- Cześć! - krzyknęłam w wejściu, gdy zauważyłam Kathleen i Marcusa w kuchni. Harry tylko skinął głową, lecz widziałam jak zimnym a zarazem oschłym spojrzeniem patrzył na Marcusa. Nie zapomniał o tym co kiedyś chciał mi zrobić. Harry nigdy nie przestanie o tym pamiętać.
- Rozbierz się. - rzuciłam do chłopaka.
- Poczekam tu na ciebie. Weź to co chciałaś i pojedziemy do mnie. - cmoknął mnie w usta i klepnął lekko w tyłek. Spojrzałam na niego srogim wzrokiem, lecz ten tylko się zaśmiał. Pobiegłam na górę i rozejrzałam się po pokoju. Podeszłam do szuflady z bielizną i spakowałam, bo wiedziałam, że już dziś Harry mnie do domu nie puści. Weszłam do łazienki, poprawiając się odrobinę i truchtem zbiegłam ze schodów. Rzuciłam w stronę Harrego lekki uśmiech i weszłam do kuchni.
- Jadę do Harrego. - powiedziałam do Kathleen nalewając sobie wody do szklanki. Widziałam jak Kathleen wstała od stołu i podeszła do mnie chwytając mnie za ramiona.
- Bez głupot. - ostrzegła mnie.
- Co? - zmarszczyłam jedną brew.
- Chodzi mi o to, żebyś uważała co robisz. - patrzyła mi głęboko w oczy. Przełknęłam jak najciszej gulę formującą się w moim gardle.
- Oczywiście. - chciałam iść, lecz zatrzymała mnie, zacieśniając lekko uścisk na ramionach.
- Chodzi mi o dziecko. - powaga w jej głosie była przerażająca. Nic nie mogłam poradzić na to, że zrobiłam ogromne oczy. Coraz bardziej denerwowałam się, a ręce niespokojnie zaczęły drżeć z nerwów. - Nie masz jeszcze skończonych osiemnastu lat. Pamiętaj.
- Pamiętam. - nie chciałam kłamać i nie mówiłam jej nic w stylu, żeby się nie martwiła, bo jestem odpowiedzialna. Jak widać - nie jestem.
Pocałowałam ją lekko w policzek, a z Marcusem przybiłam piątkę i poszłam do Harrego. Odebrał ode mnie torbę i zaczęłam się ubierać.
- Mała seria pytań? - zaśmiał się lekko, gdy wyszliśmy już z domu.
- Tak. - odpowiedziałam lekko się uśmiechając.
- Jakie masz z nią kontakty? Polepszyło się? - zapytał zwyczajnie i wsiedliśmy do samochodu.
- Tak. - westchnęłam. - Te terapie naprawdę ją uspokoiły i opanowała się przynajmniej. Pamiętam jakich kłopotów nam narobiła. - potarłam czoło, przypominając sobie wszystkie złe rzeczy jakie mnie i Harrego przez nią spotkały.
- To już było. - jego palce splotły się z moimi. - Teraz będzie już tylko lepiej. - chwycił moją twarz w swoje dłonie i zaczął muskać moje uta, lecz zaraz po tym wpakował swój język do środka moich ust.

***

- Nawet nie będę pytać czy ci pomóc. - prychnęłam w stronę Harrego, gdy ten stał do mnie tyłem i coś przyszykowywał do jedzenia.
- Nie pytaj. - spojrzał na mnie rozbawiony, a ja wywróciłam oczami. Zawsze otrzymywałam nie inną odpowiedź jak 'nie' lub 'nie trzeba'.
- To ja idę pod prysznic. - ruszyłam do łazienki i zamknęłam drzwi. Od razu rozebrałam się i weszłam do kabinki rozkoszując się ciepłem wody. Zupełnie zapomniałam, że nie wyjęłam swojej bielizny z torby. Trudno.
Gdy już spory czas siedziałam pod prysznicem, postanowiłam wyjść. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam cicho z łazienki. Skierowałam się do kuchni i oparłam się o futrynę, obserwując Harrego, jak coś przygotowuje. Gdy mnie zauważył swoje wszystkie ruchy zatrzymał, a jego wzrok przeskanował mnie od góry do dołu. Przejechał podniecająco po swoich wargach językiem i zbliżył się do mnie powolnym ruchem. Oplótł mnie rękoma, patrząc w moje oczy.
- Czy tu masz coś pod spodem? - zamruczał, jeżdżąc nosem po mojej szyi. Przechylałam ją jak najbardziej w bok, dając mu większy do niej dostęp.
- Um... nie. - powiedziałam cicho.
- Mhm... - mruknął i chciał ściągnąć ze mnie ręcznik, lecz powstrzymałam jego ruchy.
- Idę się ubrać. - chciałam wyjść z kuchni, lecz Harry lekko szarpnął mój nadgarstek.
- Nie. - zaprzeczył szybko. - Musisz najpierw zjeść. - pięć sekund zajęłoby mi ubranie się, ale spoko. Zmarszczyłam brwi, lecz po chwili podeszłam do stołu i usiadłam na krzesełku, które Harry odsunął sekundę temu. Chłopak postawił przed mną dwa duże naleśniki z bitą śmietaną i zaczęłam konsumować.
Czułam się trochę niezręcznie, gdy Harrego wzrok bez przerwy utkwiony był we mnie. Byłam świadoma tego, że nie może się skupić na jedzeniu, lecz sam chciał, abym tak pozostała. Gdy skończyłam swoje naleśniki, Harry ruszył szybko w moją stronę i bez najmniejszego wysiłku wziął mnie na ręce. Pisnęłam cicho i przytrzymałam ręcznik, żeby mi nie spadł.
- Harry, ty wariacie. - zaśmiałam się, gdy delikatnie rzucił mnie na łóżko, zaczynając natarczywy pocałunek. Chichotałam w wargi Harrego, gdy ten próbował powstrzymać mnie od kręcenia.
Oderwał się ode mnie. Patrzyłam na niego rozbawionym spojrzeniem, lecz od razu spoważniałam, gdy palcami chwycił skrawek ręcznika.
- Harr...
- On jest w tej chwili zbędny, wiesz? - zaśmiał się. - Obiecałem ci, że kiedyś wycałuję twoje ciało, pamiętasz? - skinęłam głową niemalże niewidzialnie. - Więc teraz chce to zrobić. - wpił się w moje usta, a już po chwili zjechał pocałunkami na kość policzkową, potem powędrował na szyję. Tym sposobem chyba chciał odwrócić moją uwagę od jego palców przebiegających wzdłuż mojego ciała, ciągnących za sobą ręcznik. Mruczał co chwilę pocierając swoim nosem o moją skórę na której już po chwili była gęsia skórka.
- Jesteś piękna. Pamiętaj. - cmoknął moje usta i ustami zjechał niżej na mój dekolt. Jedną ręką pieścił moją prawą pierś, a ustami drażnił mój sutek. Jęczałam cicho i wierciłam się, co Harry starał się zatrzymać. Zjechał pocałunkami na mój brzuch i okolice pod pępkiem. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że pocałował miejsce, gdzie rozwijał się nasz maleńki Skarbek. Wsadził język do mojego pępka, przez co zachichotałam i niespokojnie poruszyłam się. Harrego ręce od razu znalazły się na moich udach, rozdzielając je od siebie. Jego głowa natychmiast spoczęła pomiędzy moimi udami i przejechał językiem po moim najwrażliwszym miejscu. Jęknęłam cicho i chciałam zacisnąć uda, lecz Harrego głowa mi to uniemożliwiała. Przytrzymywał moje nogi w miejscu, ponieważ strasznie się kręciłam.
- Harry proszę... - jęknęłam chwytając jego loki. Desperacko przyciągnęłam go za włosy, chcąc aby przestał mnie drażnić. Czułam drążące powietrze co było przyczyną jego chichotania. Muskał językiem okolice mojego wejścia, gdy poczułam jak wszedł we mnie językiem. Przeciągły jęk wydobył się z moich ust, zupełnie niechciany. Sama doskonale czułam, że robiłam się coraz bardziej spięta, co Harry zauważył, bo podciągnął się na rękach tak, że po sekundzie zawisł nade mną.
- Co jest? - spytał szeptem skanując moją twarz. - jesteś strasznie spięta. Co jest? - pytał badawczo.
- Jest wszystko okej. - zapewniłam go i przybliżyłam jego twarz do swojej zatapiając się w jego ustach.
Na przekór moim myślom rękoma przebiegając po torsie Harrego, zmierzyłam w dół prosto do jego guzika od spodni. Z minimalnym trudem ściągnęłam do połowy ud jego spodnie, a Harry dalej poradził sobie sam.
- Lizzy, rozluźnij się. - powiedział spokojnie. Moje napięte mięśnie sprawiały, że czułam się jakbym to po raz pierwszy chciała zrobić. Kochałam Harrego i chciałam go poczuć, lecz myślami kręciłam się wokół tego, czy mogłoby to zaszkodzić w jakikolwiek sposób naszemu dziecku. Pozbył się bokserek i rozrywając zębami prezerwatywę założył ją  na swojego członka. W sumie nie była ona już potrzebna, lecz Harry cóż... nie wiedział o tym.
Poczułam jak delikatnie we mnie wchodził. Ruchy jego bioder były spokojne. Moja jedna dłoń powędrowała na plecy Harrego przemierzając palcami od góry do dołu. Jęczał wprost w moją szyję przyprawiając mnie o przyjemne dreszcze.
- Szybciej. - wyszeptałam. Doskonale widziałam jak Harrego brwi unoszą się ku górze, lecz już po chwili poczułam jak jego ruchy stają się o wiele szybsze niż przedtem, sprawiając, że coraz bardziej go pożądałam. Nie wiedziałam czy jestem w stu procentach wyluzowana, lecz tego chciałam. A czemu?
Harry od razu by wyczuł, że jest coś nie tak. Nie chciałabym myśleć, że Harry ma wyrzuty sumienia, że coś zrobił źle.
Byłam coraz bliżej spełnienia. Ostateczne szybkie i niedbałe ruchy Harrego doprowadziły mnie do wybuchowego orgazmu, a nieopisana przyjemność buzowała we mnie jeszcze przez minutę.

_____________________________________________________
Rozdział taki sobie, wiem....
Nie będę się żalić, lecz jest mi źle... Tyle Was tu wchodzi, a tak mało komentarzy... Nawet nie wiecie jak bardzo jest mi przykro jak widzę takie coś... 
Dziękuję za ponad 30 TYSIĘCY WEJŚCIÓWEK! 




Do końca ff zostało tylko kilka rozdziałów, więc wyraźcie choć słówko opinii.

Poproszono mnie o ff na WattPadzie, lecz nie wiem czy jest sens i czy będę miała czas na jakiekolwiek nowe opowiadania. Ktoś zainteresowany?

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 94



Ranek był czasem, gdzie wszystkie myśli z poprzedniego dnia jak i ze wszystkich innych chwil napływały do ciebie. Nie daje to spokoju, dopóki dokładnie nie obmyśli się swojego zachowania.
Nie powiedziałam Harremu.
Stchórzyłam i czułam się z tym okropnie. Każda inna powiedziałaby od razu, pozbywając się kłopotu już na kilka kolejnych dni. Myśli, które mnie męczyły były czymś gorszym od bólu fizycznego. Moja psychika najwyraźniej już odpoczęła po starciu z Kathleen i zaczęły się nowe problemy. Problemu małego dziecka.
Ashley była już w drodze do mojego domu. Poprosiłam o spotkanie, a ona pełna przyjacielskiej troski nie odmówiła, lecz od razu poinformowała, że będzie jak najszybciej. Mogłam być pewna, że ona mnie nie odrzuci, ani co gorsze - nie wyśmieje.
Po wczorajszej rozmowie z Harrym mogłam śmiało powiedzieć, że miał dobre zdanie o małych brzdącach, więc dlaczego się bałam? Nigdy nie zrozumiem swojego strachu przed wyznaniem szokującej prawdy. Zależy dla kogo szokująca.
Po pomieszczeniach rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Bez zastanowienia wstałam otworzyć, będąc pewna, że to Ash.
- No siemaneczko kochana. - dostałam soczystego buziaka w policzek. Przyjaciółka rozebrała się, nadal dysząc. - Mówiłaś przez telefon lekko zdenerwowanym głosem. Mów co się stało. - położyła dłoń na moim ramieniu.
- Nie tutaj. - poszłyśmy do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi, a jeszcze przed tym rozejrzałam się po korytarzu, czy nikt nie miał zamiaru nas podsłuchiwać.
- Nie zwlekaj, tylko mów. - poganiała mnie. Chciałam uprzedzić ją, że jestem w lekko nerwowym nastroju i żeby tego nie pogarszała, lecz nie chciałam sprawiać wrażenia wrednej i niemiłej.
Westchnęłam cicho i podałam Ashley gorącą herbatkę, którą zdążyłam przygotować przed jej przyjściem.
- Dzięki. - dmuchnęła na ochłodzenie i popiła łyka. - Lizzy...
- Już już. - przerwałam jej zanim zaczęłaby naprawdę mocno marudzić. - Kochałam się z Harrym bez gumki. - spuściłam wzrok. Nie miałam cholernego pojęcia czy to wystarczyło na to, żeby przyjaciółka skapnęła się o co chodzi, lecz nie miałam odwagi powiedzieć prosto z mostu.
- Fajnie było? - zapytała głupio. Walnęłam się w głowę. Chyba niedokładnie zrozumiała do czego zmierzałam.
- Oh Boże. - jęknęłam desperacko. - Próbuję powiedzieć ci, że będę miała dziecko. - dodałam po chwili. Ashley patrzyła na mnie wzrokiem jakby zaraz oczy miały jej eksplodować.
- No co ty, kurwa. Serio? - nie dowierzała?
- Serio serio...
- Lizzy... jestem w szoku. - złapała się za głowę.
- Ja też. - przytaknęłam. Już po chwili czułam jej ramiona oplatające mnie. Kochałam ją za to, jak szybko potrafiła być przy mnie.
- Harremu już mówiłaś? - spojrzała na mnie badawczo. Spuściłam głowę, co było dla niej oczywistą odpowiedzią. - Nie mówiłaś? Na co czekasz? - potrząsnęła lekko moim ciałem. Byłam bezradna w tej sytuacji.
- Sama nie wiem... - wstrząsnęłam ramionami. - Boję się, że mnie zostawi.
- Ty tak serio, czy już do końca cię pieprznęło? - prychnęła. Zganiłam ją wzrokiem i od razu potem wywróciłam oczami. - On cię dziewczyno kocha. Nie kieruj się filmami, że dla mężczyzn liczył się tylko seks, a gdy zaliczyli wpadkę, oddalają się od swojej 'ukochanej'  -  do ostatniego wyrazu pokazała w powietrzu cudzysłów.
- To nie jest takie proste. - zamarudziłam. - Ostatnio minął miesiąc odkąd zaczęliśmy być ze sobą. Rozumiesz? Miesiąc. To mało. Cholernie za mało na coś tak poważnego jak dziecko. - pokręciłam głową. Dotknęłam swojego brzucha, jakby witając się ze swoim małym dzieciątkiem.
- No i co z tego, że miesiąc. Czas tu nie ma znaczenia. Liczy się to, że się kochacie i nic więcej. W końcu i tak kiedyś mielibyście dzieci.
- Ale nie w tym wieku. Nie mam jeszcze osiemnastki. - wywróciłam oczami.
- Spokojnie. Już za 9 dni. - irytowały mnie jej spokojne odpowiedzi. - To ja, jako prezent dla ciebie, muszę kupić jakieś śpioszki. - zachichotała.
- Nawet teraz nie możesz się opanować. - stuknęłam ją w bok i zaczęłyśmy śmiać się tak naprawdę z niczego. Potrzebowałam takiej szczerej rozmowy. Jeszcze taka musiała odbyć się z Harrym.

***

Kolejny dzień także zapowiadał się być spędzonym czasem z Ashley. Musiałyśmy wybrać sukienkę na moją osiemnastkę. Dziewczyna nie mogła darować sobie tego, musiałyśmy załatwić to akurat w tym dniu.

Dostrzegłam przyjaciółkę czekającą przed galerią. Uśmiech rozprowadzony na jej twarzy dodał mi tego samego. Od razu spytała o samopoczucie.
- A wiesz... nie najgorzej. - odpowiedziałam i ruszyłyśmy za poszukiwaniami. Przeszukałam naprawdę mnóstwo rzeczy i kilka mi się spodobało. Ash doradziła mi, że mężczyznom podobają się kobiety w czerwonych kreacjach. Ten kolor zawsze wydawał mi się być za bardzo przykuwający uwagę. Jednak w tej sytuacji skusiłam się.
- Zakup zrobiony. - podsumowała Ashley. - Chodźmy teraz do dziecięcego. Pooglądamy takie malutkie rzeczy! - pisnęła.
- Dobrze się czujesz? - zmarszczyłam czoło.
- Oj nie marudź. Zmiany humoru już ci się narzucają.
- Bardzo śmieszne. - zaśmiałam się sarkastycznie.
Tak jak moja przyjaciółka 'pragnęła' znalazłyśmy się w sklepie dziecięcym. Oglądałyśmy różnego rodzaju słodkie maleńkie rzeczy i rzeczywiście podziwiałyśmy ich nadzwyczajny rozmiar.
- Dziewczyny? Co wy tu robicie? - usłyszałam znajomy mi głos. Odwróciłyśmy się równocześnie.
- Wiesz Harry... tak po prostu. - zaczęłam kręcić, a Ash nadepnęła mi na nogę. Syknęłam cicho i podeszłam do Harrego witając się.
- Przechodziłem tędy i patrzę... znajome twarzyczki. - objął mnie ramieniem, a przyjaciółka posłała nam uśmiech. Postanowiliśmy, że pójdziemy na gorącą czekoladę.

_________________________________________________________________________
Siemaneczko ♥
Po 1! Rozdział krótki, tak wiem, nie zabijcie... 
Po 2! Mam mało motywacji. Prawie wcale. 
Po 3!   AŻ MI SIĘ ZABIERAĆ ZA TO NIE CHCE. -,-
Chciałabym serdecznie poprosić pod tym rozdziałem przynajmniej 10 komentarzy. Wiem, że nie zasłużyłam sobie, ale naprawdę jest już prawie koniec i chciałabym wiedzieć ile osób było zainteresowanych i czy jest sens myśleć nad kolejnym ff, a o drugiej części Try nawet już nie wspomnę. 
Koniec pretensji. Do kolejnego, serduszka ♥  

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 93

Przez cały ranek miałam wyrzuty sumienia przez moje wczorajsze zachowanie w stosunku do Harrego. Nic mi nie chciało przejść przez gardło, zważając też na fakt, że mogę być w ciąży.
Zeszłam do kuchni, panowała grobowa cisza. Każdy jakby zapadł się pod ziemię. Nalałam sobie wody do szklanki i usiadłam na blacie. Czy ja zawsze muszę sprawiać Harremu takie problemy? Wczoraj tak po prostu wyszedł, ale czego ja oczekiwałam? Sama tego chciałam, a on chociaż raz w życiu się mnie posłuchał. Przez myśl mi nawet przeszło, że pojechać do jego klubu. Przeprosiłabym go za moje jakże dziecinne zachowanie.

Wysiadłam na przystanku, który był najbliżej klubu Harrego. Mimo tak mroźnego klimatu, czułam jak moje dłonie były całe spocone i trzęsły się z nerwów. Zazwyczaj cieszyłam się z naszego spotkania, lecz teraz było zupełnie odwrotnie.
Weszłam do klubu, a głośna muzyka doszła od razu do moich uszu. Szukałam wzrokiem gdziekolwiek Harrego, lecz nie dostrzegłam, a w oddali zauważyłam Nialla, jak stoi przy jednym ze stolików. Gdy jego wzrok na mnie spoczął, pomachałam mu, a już po chwili chłopak z szerokim uśmiechem kierował się w moją stronę.
- Co ty tutaj robisz? - rozłożył ręce, natomiast już po chwili byłam zamknięta w uścisku przez niego. Niall kołysał nas przyjacielsko, a ja śmiałam się z niego.
- Przyszłam porozmawiać z Harrym. - odpowiedziałam, a uśmiech sam starł się z mojej twarzy. Niall rozejrzał się dookoła, i położył rękę na tyle moich pleców, prowadząc trochę w zaciszne miejsce.
- Harry mówił, że jest z tobą. - jego brwi były ściągnięte w dół.
- Nie ma go ze mną jak widać. - pokręciłam głową i prychnęłam. Nawet przyjaciół oszukał.
- Nosz kurwa. Przyszedł wczoraj wieczorem taki przybity. Pytaliśmy co się stało, lecz poszedł od razu na zaplecze trzaskając drzwiami i nie karząc sobie przeszkadzać. Od razu pomyślałem, że chodzi o ciebie. Kłótnia? - delikatny grymas zagościł na jego twarzy.
- Można tak powiedzieć - rzekłam cicho. - Boję się o niego. - powiedziałam ciszej, ściskając kawałek swojego płaszcza. Jeśli coś mu się stanie, nie daruję sobie tego.
- Ej... wszystko okej. - pogładził moje plecy. - Harry sobie poradzi.
- Ale Niall! Ja nie wiem gdzie on jest! - spanikowana z tego wszystko podniosłam głos. Takie chwile, gdzie nie wiedziałam co mam zrobić, były najgorsze.
- Jeśli to była jakaś poważna kłótnia, on musi ochłonąć. Uwierz mi, znam Harrego dłużej niż ty i wiem, że na to potrzeba mu trochę więcej czasu.
- Nie wiem, czy poważna, ale wkurzyłam go. Z resztą sama byłam wkurzona. - wstrząsnęłam ramionami. Niall starał się mnie zrozumieć, ale nie wiem czy mu się to udało. Harry opowiadał, że nie miał dziewczyny, lecz cały czas poszukiwał. Lubiłam go jako przyjaciela i byłam pewna, że jest to odpowiednie towarzystwo dla Harrego.
- No nic. - westchnęłam. - Będę lecieć. Dzięki za jakiekolwiek info. - posłałam wymuszony uśmiech, co chyba zostało docenione choć w najmniejszym stopniu.
- Nie dziękuj. I nie martw się. Harry na pewno nie zrobi żadnej głupoty. - dodał, co może trochę mnie uspokoiło. Rzeczywiście jego przyjaciele znali go dłużej i wiedzieli czy jest do tego zdolny, czy raczej jego nerwowe zachowanie musi być dobrze przemyślane. Przytuliłam go po przyjacielsku na pożegnanie i wyszłam z klubu.
Zimny podmuch powietrza nawiedził mnie od razu. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, lecz postawiłam na spacer. Pogoda nie sprzyjała temu, lecz dawno nie miałam takiej okazji na spokojny powrót do domu. Chciałam także bez problemu kupić test ciążowy. Musiałam być na milion procent, a nawet więcej pewna, że mam przygotować się na poważną rozmowę z Harrym, lecz nie tylko z nim. Weszłam do pobliskiej apteki i poprosiłam o test. Kobieta dziwnie na mnie patrzyła i jakby zastanawiała się nad tym, czy mam 14 czy 20 lat. Cóż kobieto, daj mi ten test, bo naprawdę go potrzebuję.
Myślałam, że będę musiała zacząć interweniować swoimi gadkami, bo strasznie długo szło jej to dumanie. Wreszcie dostałam to, czego oczekiwałam. Bałam się wyniku, lecz musiałam to jak najszybciej zrobić.
Dłonie było głęboko zakopane w kieszenie płaszcza, a głowa wpatrzona w dół. Rozejrzałam się, czy daleko jest jeszcze do domu i dostrzegłam coś, co mnie lekko rozbudziło. Po drugiej stronie ulicy dostrzegłam identyczny samochód jak Harrego, więc przeszłam na tą stronę przyglądając się rzeczywiście rejestracji. To Harrego. Rozglądałam się desperacko w poszukiwaniu Harrego sylwetki, lecz takiej nie dostrzegłam. Oparłam się o ceglany budynek tuż obok Harrego samochodu i czekałam, aż w końcu może doczekam się jego przybycia. Czas mijał, a ja nadal go nie dostrzegłam, lecz usłyszałam jakby szamotaninę za budynkiem. Nie chciałam się wtrącać, lecz sumienie nie pozwoliło mi tego tak po prostu odpuścić. Szybszym krokiem idąc, trzymałam się bardzo blisko budynku chcąc być jak najciszej. Dostrzegłam dwóch mężczyzn. Jeden siedział okrakiem na drugim i okładał go pięściami i coś mówił, co nie dane było mi usłyszeć bo wiatr wszystko zagłuszał.
- Harry? - szepnęłam, gdy zauważyłam jak chłopaka loki na górze stają się rozwiane pod wpływem wiatru. - Harry!
Krzyknęłam, gdy miałam pewność, że to on. Chłopak pod spodem nie był mi jak dotąd znany, lecz jak podbiegłam bliżej wiedziałam, że to Zack.
- Harry przestań! - desperacko moje dłonie próbowały go odciągnąć od Zacka. Chłopak pod spodem jęczał z bólu jaki zadawał mu Harry. Czy znowu go wkurzył? Sprowokował? Doskonale wiedziałam, że gdy dojdzie do ich spotkania, nie przejdą obok siebie zwyczajnie.
Zack próbował się bronić, jego dłonie zakrywały jak najbardziej możliwie twarz, przez co czasem Harry otrzymywał uderzenia.
- Uspokójcie się! - krzyczałam.
- Lizzy, odsuń się. - wysyczał Harry. Nie byłam teraz skłonna do wykonywania jego rozkazów. Wkurwia mnie to jak za każdym razem rozwiązuje problemy poprzez bicie się.
- Harry ostatni raz powtarzam! - przestrzegłam go, choć nie miałam pojęcia czy to pomoże. Ponownie chciałam zainterweniować, lecz gdy dostałam kopniaka tak mi się zdawało od Zacka w BRZUCH, opadłam na ziemię.
- Lizzy! - Harrego krzyk doskonale trafił do mnie. - Kurwa, wszystko okej? - zapytał szybko, a wzrok pędził po mojej twarzy bardzo szybko.
- Nagle jak dostałam się zainteresowałeś? - naskoczyłam na niego.
- Pytam się to mi odpowiedz! - odpowiedział tym samym.
- Tak.
- Wstaniesz? - pomógł mi się podnieść. Mimowolnie pomyślałam o 'prawdopodobnej' ciąży i przeraziłam się. Miałam nadzieję, że wszystko jest okej i nie ma żadnych powikłań.
Chwilę później Harry z zaciśniętymi pięściami ponownie ruszył w stronę Zacka. Nie zrozumiał jeszcze? Kurwa musiałam dostać, żeby zobaczył, że go błagam.
- Opanuj się Harry! - Zack tylko jęczał z bólu i na własnych siłach próbował się podnieść. Moja intuicja podpowiadała mi, że Zack nic nie zrobił. Czyżby Harry bił go bez powodu?
- Kurwa, nie słyszysz, że twoja dziewczyna cię o coś prosi? - zakaszlał Zack, otrzymując kolejne ciosy. Współczułam mu. Nie wierzyłam, że tak było, ale współczułam mu.
- Ty się lepiej zamknij. - warknął Harry.
Nie mogłam na to patrzeć.
- Harry przestań! - krzyczałam na cały głos. Traciłam wiarę w to, że kiedykolwiek uda mi się go powstrzymać. On może Zacka zabić! - Harry słyszysz?! Kurwa przestań! Nie rozumiesz chyba co się do ciebie mówi! - wykrzyczałam resztkami sił. Opadłam na kolana i zaczęłam z niewiadomego powodu płakać. Byłam załamana, wkurwiona i chuj wie co jeszcze. Harry chyba wstał z Zacka, bo po chwili usłyszałam jak idzie w moją stronę. Przykucnął i położył swoją rękę na moim ramieniu.
- Chodź. - warknął.
- Teraz kurwa chodź? Teraz? - krzyknęłam i spojrzałam na chłopaka na ziemi. - Czemu go kurwa pobiłeś?
- Jeszcze się pytasz? - syknął. Nie wiedziałam o cóż mu może chodzić.
- Coś ci zrobił?! - spytałam głupio. Wiedziałam, że nawet jeśli, to poszło o mnie.
- Mi nie, ale tobie tak.
- Co?! - krzyknęłam marszcząc brwi. Oboje nie wiedzieliśmy co było powodem nagłej zmiany zachowania Zacka, ale on mi nic nie zrobił. Harry wszystko od razu zwala na niego.
- Nie pytaj głupio. - wywrócił oczami. - Jedziemy do mnie. - podniósł mnie na siłę.
- A co z nim? - wskazałam na Zacka.
- Martwisz się? To może kurwa z nim zostań. - prychnął, co mnie rozzłościło. Bez słowa wyprzedziłam go i jak najszybciej poszłam w stronę jego samochodu.

***

Całą drogę nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Harry oddychał głośno, próbował się uspokoić, podobnie jak ja. Czemu się z nim bił?
Gdy byliśmy w jego mieszkaniu nie mogłam wytrzymać ciszy jaka panowała od samego początku.
- Może dowiem się w końcu czemu go biłeś? - widziałam zero reakcji ze strony Harrego. Jego ruchy mówiły mi o tym, że totalnie mnie olewał, jakby nie słyszał, że cokolwiek do niego powiedziałam. W środku oboje się gotowaliśmy i gdyby przyszło nam wszystko wykrzyczeć, sąsiedzi Harrego na pewno zaczęli by mieć niemałe pretensje.
- No słucham do cholery!
- Może zacznijmy od tego. - odwrócił się gwałtownie w moją stronę. - Co było powodem twojego wczorajszego złego humorku?
Zdjęłam do końca swoje buty i wyprostowałam się, mierząc się z Harrego pociemniałym wzrokiem.
- Zadałam pierwsza pytanie, więc mi na nie odpowiedz. - rzekłam twardo. Nie miałam zamiaru od razu mięknąć i dostosowywać się do wszystkich poleceń Harrego.
- Zawsze on ci musi spierdolić humor! Zawsze kręci się koło ciebie i kurwa mam tego dosyć! - krzyknął uderzając w ścianę. Wzdrygnęłam się na jego porywczy ruch, lecz zaraz potem musiałam zamknąć oczy, by choć trochę móc się opanować.
- Mi spierdolić humor? Ostatnio kiedy przez niego byłam zła, jeszcze nie byliśmy parą Harry. I nie kręci się koło mnie, bo wcale ze mną nie przebywa.
- Nie wmawiaj mi czegoś innego.
- Tak kurwa. Bo ty zawsze wiesz lepiej. - warknęłam. - Nie wierzysz mi? Widziałam się z nim ostatnio przed tym kiedy był u ciebie w klubie. Powiedziałam ci o tym, pamiętasz? Jeśli nie, to masz problem. - wycedziłam na jednym oddechu. Chciałam aby już wszystko było okej.
- Wiem kiedy to było.
- Bardzo się cieszę. - ironia to było to, co kierowało nami podczas rozmowy. Miałam dosyć tej kłótni, tak naprawdę prowadziła do niczego. - Wiesz co Harry? Nie wiem co ty sobie ubzdurałeś z tym Zackiem, ale to nie przez niego byłam wczoraj zła. Chciałam wrócić do domu wcześniej, bo musiałam jechać gdzieś z Kathleen, a później trochę się pospierałyśmy. - zmyśliłam.
- Znów? - zmarszczył brwi.
- Niee... - westchnęłam. - To nie to samo co było kiedyś.
Wymiana słów nadal była napięta. Harry zaczął do mnie powoli podchodzić. Przytulił mnie mocno do siebie, a ja nie protestowałam.
- Przepraszam... To na pewno nie przez niego? - dopytał się.
- Harry, mówiłam ci już. - czułam się okropnie widząc, że go oszukuję.
- Tak bardzo wkurzyłaś się przez Kathleen?
- Źle się też czułam... - wiedziałam, że nie byłam gotowa mu jeszcze powiedzieć. Musiałam iść do łazienki i wykonać ten test.
- Harry, muszę do toalety...
- Okej. - pocałował mnie usta i puścił. Weszłam cicho, zamykając drzwi. Bałam się cholernie wyniku...

Wykonałam test. Teraz już wiedziałam. Jestem w ciąży.

___________________________________________________________________________
Hejo ♥
Rozdział taki sobie, nie wiem czy długi, ale pisałam go resztkami sił tak szczerze... Nie będę przedłużać, więc już życzę dużo zdrówka i do następnego!

środa, 4 lutego 2015

Rozdział 92

Cholerna praca. Czasem mam jej naprawdę dosyć, że pozbyłabym się jej raz na zawsze, lecz co poza tym mogłabym robić? Zostałabym bez jakiejkolwiek pracy. Od samego początku gdy tu przyjechałam czułam się strasznie. Oczy zachodziły mi dziwną mgłą, czasem traciłam czucie w nogach, lecz nie upadałam, Bogu dzięki. Obsługiwanie klientów nie dawało mi takiej przyjemności jak zwykle, lecz stało się rutynową czynnością powtarzającą się praktycznie codziennie.
- Lizzy, wszystko okej? - poczułam dłoń Sarah na moim ramieniu. Spojrzałam na nią, przedtem wstrząsając lekko głową na przeczyszczenie umysłu. Posłała mi lekki uspokajający uśmiech.
- Tak tak. - odpowiedziałam szybko. Skinęła tylko głową i zajęła się klientem, który przyszedł właśnie pod ladę. Oparłam dłonie o ladę czując wirowanie w głowie. Moje ciało zdawało się huśtać, pomyślałam, że gorszego dyskomfortu mieć nie można. Odpychając się od lady wyczułam wzrok Sarah na mojej osobie, lecz nie przejmując się tym, jak najszybciej udałam się do toalety, zamykając drzwi. Głębokie oddechy nabierane do moich płuc nie uspokajały ani nie polepszały stanu mojego organizmu tak jak bym tego oczekiwała. Usiadłam na kibelku łokcie opierając na kolanach, a głowę spuściłam w dół. Zamknęłam oczy i nadal brałam głębokie oddechy.
- Wszystko okej...?
Zobaczyłam rozmazaną postać Sarah, po czym moje ciało odmówiło posłuszeństwa i odrzuciło moje starania, opadając bezwładnie na podłogę.

***

- Lizzy... Dzięki Bogu. - do moich uszu dobiegł stłumiony głos Sarah. Dziewczyna pochylając się nade mną, trzymała moją głowę w swoich małych dłoniach i z przerażeniem wymalowanym na twarzy wgapiała się w moją zapewne bladą twarz. - Już jest dobrze? Pójdę wezwać karetkę...
Zaczęła histeryzować, a ja dokładnie czułam jak jej dłonie trzęsą się. Podpierając się na rękach usiadłam opierając się o ścianę tuż obok kibelka.
- Już jest okej... Nie chcę żadnej karetki. - zaprzeczyłam. Sarah wpatrywała się we mnie próbując jakby wyzyskać z mojej miny prawdę.
- Wezwę Harrego. - chciała wstać, gdy w samą porę chwyciłam jej dłonie zatrzymując jej ruchy.
- Nie potrzeba. Naprawdę jest już lepiej. Nie wyspałam się dziś, po prostu... - odpowiedziałam szybko. Była to jedna z najbardziej możliwych głupich odpowiedzi.
- Mogę cię prosić o szklankę wody? - zapytałam cicho.
- Oczywiście. - dotknęła moich dłoni i bardzo szybko wyszła z łazienki ledwie co się nie potykając.
Zmroziło mnie na samą myśl o tym, że mogłabym być w ciąży. Zaczęłam szybciej oddychać, a głowa mimowolnie kręciła się zaprzeczając moim myślom. To nie może być prawdą, lecz wszystko na to wskazuje.
Po kłótni z Harry kochaliśmy się bez zabezpieczenia. Totalnie wyleciało mi to z głowy, że jest to lekkomyślne posunięcie. Co ja mu powiem?! Zostawi mnie, bo na co mu dziecko w tym wieku? To było dwa tygodnie temu... mam pierwsze omdlenie... Kurwa nie!
W drzwiach pojawiła się Sarah z wodą o którą ją prosiłam. Musiałam ją przerazić, bo gdy tylko mnie zobaczyła podskoczyła w miejscu.
- Jesteś taka blada... Lizzy, nie jest w porządku! - szklankę odstawiła koło zlewu i podeszła do mnie desperacko dotykając moich dłoni. - Daj telefon, zadzwonię po Harrego!
- Nie. - zaprzeczyłam. - Chcę jechać do domu.
- No właśnie mówię...
- Nie z Harrym. Niech zawiezie mnie ochroniarz. - powiedziałam bez emocji wgapiając się w jeden punkt.
- Okej... - odpowiedziała cicho i pomogła mi wstać. Czułam się gorzej z myślą o ciąży. Muszę kupić test i wszystko się okaże. W myślach błagałam, żeby to było tylko moje niedospanie czy nieodpowiednie jedzenie.

***

Ochroniarz odprowadził mnie do samych drzwi. Podziękowałam po czym po cichu weszłam do domu. Dosłownie czołgając się doszłam do swojego pokoju, rzucając się bezwładnie na łóżko. Poduszka od razu stała się mokra od moich łez. Chciałam aby to było nieprawdą. Aby tamto zdarzenie było tylko przyjemnością, bez żadnych dodatkowych zobowiązań. Tak się czułam. Ogromne pożądanie, które zawładnęło naszymi ciałami w tamtej chwili, w tej zniknęło a pozostawiło po sobie jedynie wiele do zastanowienia. Okresu także nie miałam. Miał zacząć mi się cztery dni temu, lecz do tej pory nie mam żadnych oznak w tej sprawie.
Zaczął wydzwaniać mi telefon. Zignorowałam, desperackimi ruchami zakopując go pod poduszką. Jedynym moim marzeniem było odłączenie się od świata i zaśnięcie. Niemożliwe było pogratulowanie w tej sprawie. Komentarze typu 'jesteś nieodpowiedzialna', ' w tym wieku mieć dziecko, to jest nienormalne'. Najbardziej obawiałam się reakcji Kathleen i Harrego. Co oni na to?
Po raz kolejny słyszę dźwięk tego cholernego telefonu. Odrzuciłam połączenie nawet jeśli jest ono od Harrego. Modliłam się, żeby nie przyjechał tu w tej chwili, co jest najbardziej prawdopodobne. Jest godzina 21 więc o tej porze powinnam być jeszcze w pracy, więc może sprawdzić tam, a gdy Sarah powie mu, że jestem w domu, będzie niedobrze.

Może minęło 15 minut, gdy usłyszałam rozmowę dochodzącą z dołu. Uspokoiłam się trochę, leżąc na plecach i patrząc w sufit, tym samym wyobrażając sobie moją przyszłość w najgorszych scenariuszach. Nim się zorientowałam Harry wszedł do mojego pokoju z miną bez żadnych emocji i zamykając drzwi ustał niedaleko mojego łóżka.
- Nie odbierałaś. - powiedział sucho. I co z tego, kurwa! Moje życie się sypie! W środku byłam rozdarta. Jeszcze nigdy nie doświadczyłam tak beznadziejnego a zarazem dziwnego stanu.
- Przepraszam? - powiedziałam ironicznie, wcale na niego nie patrząc. Podszedł bliżej, a mnie od razu zaczęło bardziej bić serce. Powiedzieć mu prawdę, czy raczej pozwlekać? Im dłużej będę to ukrywać będzie gorzej.
Poddałam się gdy ujrzałam jego zielone oczy, które uważnie obserwowały moją twarz jakby poszukiwał na niej czegoś.
- Co się stało? - zapytał śledczym tonem. Miałam nadzieję, że Sarah nie powiedziała mu, że źle się czułam. - Dlaczego wyszłaś wcześniej z pracy? - pytał, bo nie wiedział, czy chciał to usłyszeć ode mnie? - Pytam się. - pytaj dalej.
Odwróciłam się plecami do niego. To było niemądre, wiem, ale nie mogłam znieść przeszywającego mnie na wskroś wzroku Harrego.
- Lizzy. Nie zachowuj się jak dziecko. - zdawał się już denerwować.
- Harry zostaw mnie samą. - jęknęłam i odpychałam jego jakiekolwiek ruchy.
- Nie, dopóki nie powiesz mi co się stało.
- Kurwa, chcę zostać sama! - mimo wewnętrznego sprzeciwu wybuchłam, a zaraz po tym było mi strasznie głupio. On nic nie zrobił idiotko...
- Okej. - powiedział spiętym głosem. - Dowiem co się stało. Jak nie od ciebie to od kogoś innego. - powiedział i wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą jak tego zapragnęłam. Lecz teraz czułam pustkę. Wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju, a sumienie podpowiadało biec za nim lecz duchem nie byłam odważna żeby to zrobić.
Ogarnęło mnie zmęczenie wszystkim dookoła, że nawet nie miałam pojęcia kiedy, ale zasnęłam.

_________________________________________________________________________
Dobry wieczorek ;)
Jak tam Misie kochane? Powiem szczerze, że od poniedziałku chodzę niewyspana, lecz jakoś jeszcze daję radę. Dodałam ten rozdział dziś, ponieważ naprawdę zbliżamy się do końca i muszę to szybko wszystko załatwić. Więc pozdrowionka ;* P.S rozdział krótki i się nie udał, ale mam nadzieję, że następny będzie ciut dłuższy.

sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 91

Już od 15 minut moje oczy były otwarte i śledziły każdy zakątek sypialni Harrego. Przypominając sobie wczorajsze zdarzenie uśmiech rozprowadził się na mojej twarzy, a gdy spojrzałam na chłopaka, który leżał koło mnie, jeszcze bardziej się rozpromieniłam. Przekręcając się na bok, miałam w zamiarze poobserwować przystojnego mężczyznę, który zawładnął moim sercem, mimo iż nie byłam do tego chętna. Miłość nie wybiera. Niewyobrażalne dla mnie było to, że mój organizm reagował na Harrego dotyk tak, jakby był narkotykiem. Nie było możliwości, żebym od uzależniła się od tego. Nawet podczas bycia z Zackiem... Chwila, chwila. O czym ja do cholery myślę!
Spojrzałam jeszcze raz na Harrego, który był pochłonięty w śnie. Moje ciało zesztywniało od ciągłego leżenia, więc musiałam obudzić chłopaka, choć patrzenie na jego anielską twarz było dla mnie jakby zapotrzebowaniem do prawidłowego funkcjonowania. Moje dłonie przeniosły się na jego włosy, mierzwiąc je, a tym samym sprawiając, że wynalazłam nowy rodzaj fryzury, którego jeszcze nigdy nie widziałam u Harrego. Mruknął coś w odwecie, na co zachichotałam, bo zaraz potem jego ciało poruszyło się niespokojnie. Ucałowałam jego policzek, po czym dłonią jeździłam w górę i w dół.
- Harry. - zamarudziłam i bez przerwy się w niego wpatrywałam. Oczekiwałam jakiejkolwiek reakcji, lecz takiej nie uzyskałam. - Harry, do jasnej cholery wstań. - byłam na skraju wytrzymałości, gdy nagle jedno oko Harrego otworzyło się.
- Bardzo słodko się złościsz. - rozbawienie migotało w jego oczach i na twarzy. Fuknęłam coś pod nosem i moim zamiarem było odsunięcie się od niego, lecz duże dłonie powstrzymały mnie przed tym, obejmując mnie od tyłu.
- Specjalnie to robiłeś? - zapytałam, a w moim głosie było pełno pretensji.
- Co? - zaśmiał się.
- No specjalnie udawałeś, że śpisz? - tłumaczyłam desperacko, co zdawało się rozbawiać Harrego, bo uśmiech ani na sekundę nie schodził mu z twarzy.
- Nie, dopóki nie zaczęłaś mi w tym przeszkadzać. - żartobliwość dała się we znaki, a już po chwili otrzymałam soczystego buziaka w usta. - No księżniczko. Czas wstawać i na śniadanko. - wygrzebywał się z pościeli, a ja z powrotem opadłam na nią.
- Czas wstawać. I kto to mówi. - prychnęłam, na co Harry zaśmiał się.
Gdy ustał na nogach, mogłam poobserwować jego piękne ciało; wyrzeźbione, seksowne i oczywiście po części moje. Harry obszedł łóżko i ustał nade mną, jakby na coś czekając.
- Czego? - zapytałam niezbyt  mile, a Harry tylko odpowiedział uśmiechem.
- Chcę zanieść księżniczkę na śniadanie. - wyciągnął w moją stronę ręce.
- Potrafię iść sama, księciu. - odpowiedziałam i podniosłam się do pozycji siedzącej, lecz nie wiele tak usiedziałam, gdyż po chwili znajdowałam się na rękach Harrego.
- Coś za dużo mnie ostatnio nosisz. - zachichotałam i tak jak wczoraj zaczęłam go łaskotać po brodzie.
- Czemu mi to robisz? - wydusił z udawaną pretensją. Lubiłam się z nim w taki sposób droczyć.
- Wiesz... Ty także słodko się złościsz. - odpowiedziałam tak samo jak on mi w łóżku.
- Złośliwości nigdy ci nie brakuje. - pocałował mnie w czoło.
Gdy znajdowaliśmy się już w kuchni, Harry podszedł do stołu i mnie na nim posadził. Odsunął się ode mnie kilka kroków i obserwował jak macham nogami w przód i w tył lekko zmieszana, gdyż byłam w samej bieliźnie, Harry z resztą też.
- Wyglądasz gorąco. - wymruczał i w mgnieniu oka znalazł się przede mną, rozsuwając dłońmi moje nogi i stając pomiędzy nimi. Swoje dłonie przeniosłam na tył jego karku, lekko masując i zakręcając na palce jego włosy. Harry jęknął cicho, nie wiem czy czasem nie chciał tego ukryć. Przybliżył się twarzą do mnie, po czym umieścił swoje usta na moich, które zdawały się być stworzone tylko i wyłącznie dla siebie. Harry językiem pieścił moje wnętrze ust. Starałam się nad nim nadążyć, lecz było ciężko.
- Czasem zwolnij, bo nie nadążam. - wydusiłam pomiędzy urywanymi oddechami, gdy rozłączyłam nasze usta.
- Lubisz powoli, okej. - powiedział poważnie, na co klepnęłam go w ramię. Chłopak zaczął się śmiać; nie wiem czy z tego, że mnie zawstydził, czy z tego, że mi 'pocisnął'. Cmoknął moje usta i zamknął w uścisku.
- Czas zrobić jedzenie, co? - zaśmiał się.
- Pomóc ci? - zapytałam będąc gotowa zeskoczyć ze stołu, co rzeczywiście zrobiłam.
- Jak chcesz. - spojrzał na mnie, a po chwili poczułam jak chwycił mój pośladek i lekko go ścisnął, po czym zabawnie zawarczał.
- Nie pozwalaj sobie. - przestrzegłam go z nutką rozbawienia i strzepnęłam jego rękę z mojego tyłka.

***

- Gdzie mnie zabierasz? Powiesz mi w końcu? - spojrzałam na Harrego, który zdawał się być mega skupiony na jeździe. Powiedział, że zawiezie mnie do pewnego miejsca, lecz nie dowiedziałam się gdzie dokładnie. - A może nie chcesz mi powiedzieć, bo masz zamiar mnie tam zostawić? - udawałam przerażoną, co spowodowało, że Harrego rozbawiony wzrok spoczął na mnie.
- Jak mnie rozszyfrowałaś? - zapytał z udawaną pretensją i ponownie spojrzał na ulicę. Dzisiejszy dzień mogłam zdecydowanie zaliczyć do tych, które najbardziej kochałam. Nie licząc poranka, jak mnie lekko zirytował, ale może dzięki temu znajdowaliśmy się w takich humorach.
- To było normalnie. Uwiodłeś mnie, a teraz zostawiasz. - powiedziałam udając zrozpaczoną. Samochód zatrzymał się przy jakimś budynku, który wyglądał schludnie, nie był za wysoki ani za niski.
- To tutaj. - uśmiechnął się chłopak. - Bój się. - dodał rechocząc.
- Już od początku drogi się bałam. - wyglądałam przez okno, bardziej zapoznając się z budynkiem. Nim zdążyłam zauważyć, Harry wysiadł z samochodu, okrążył go, po czym otworzył mi drzwi wyciągając rękę. Podziękowałam cicho.
- A tak serio, to czemu tu jesteśmy? - zapytałam zwyczajnym głosem, patrząc na twarz chłopaka. Harry chwycił mnie za rękę splatając nasze palce i ruszyliśmy.
- Zobaczysz. - wiele mi to dało do zrozumienia. Naprawdę.
Weszliśmy przez małe drzwi, oczywiście Harry przepuścił mnie pierwszą. Wnętrze budynku było schludnie urządzone, zważając jeszcze na fakt, że była to recepcja. Po prawej stronie znajdowały się fotele, jakby poczekania. Ale na co? Harry pociągnął mnie delikatnie za rękę i zaczął rozmawiać z recepcjonistką, ale wcale ich nie słuchałam, lecz nadal rozglądałam się po pomieszczeniu. Dostrzegłam namalowane nuty na ścianie za recepcją i chyba zrozumiałam co to za budynek.
- Harry. - pociągnęłam chłopaka za rękę.
- Co?
- To jest kącik muzyczny?
- No można tak powiedzieć. - zamienił jeszcze kilka słów z tą kobietą i ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku.
- Harry, po co tu jesteśmy? - pociągnęłam go lekko za rękę, żeby w końcu powiedział mi o co chodzi.
- Zobaczysz.
- Nie Harry. Już po raz drugi otrzymuję od ciebie taką odpowiedź. Chcę coś konkretnego. - zaprzeczyłam i zatrzymałam mu drogę, stając przed nim. Jak gdyby nigdy nic chciał mnie wyminąć. Tak szybko zmienił mu się humor?
- Wytrzymaj jeszcze minutkę, proszę. - chwycił delikatnie moje nadgarstki i dostałam szybkiego buziaka w usta. Poddałam się, bo w sumie nie miałam innego wyjścia. Dorównując krokom Harrego, szłam zaraz za nim, gdy ten kurczowo trzymał moją rękę rozglądając się po pomieszczeniach, gdzie były otwarte drzwi. Nim zdążyłam zauważyć z jednych wyłonił się mężczyzna, który wyglądał mi na ponad 40 lat, lecz wypowiadać się nie będę, bo nie widziałam go nigdy na oczy. Zatrzymał się przy nas; zdawało mi się, że Harry bardzo dobrze go zna tak jak i on Harrego.
- Harry? - zapytał jakby oszołomiony. - Stary, jak ty wyrosłeś. - zaśmiał się bardzo przyjaźnie. Jego twarz była rozpromieniona, a wzrostem dorównywał Harremu. Ciało miał jakby bardziej zbudowane niż Harry, lecz siłą mogli sobie dorównywać.
- Siema Oscar. - uśmiechnął się Harry i przywitali się uściskiem dłoni. - Poznaj moją dziewczynę, Lizzy. - Przedstawił nas.
- Miło mi, Oscar. - uśmiechnął się i minimalnie zbliżył się do mnie, podając dłoń. Uścisnęłam ją i posłałam mu przyjazny uśmiech.
- No no. Masz dobry gust, stary. - zaśmiał się mężczyzna i poklepał mojego chłopaka po ramieniu. Lecz nadal nie wiedziałam po co tu jesteśmy.
Harry przysunął mnie bardziej do swojego boku i pocałował mnie w czoło. Oscar z zaciekawieniem wpatrywał się w przebieg sytuacji, więc dało mi to dużo do zastanowienia. Wiedział jaką Harry miał przeszłość?
Ponownie odłączyłam się od ich rozmowy, idąc tylko posłusznie za nimi. Każdy, kto nas zobaczył sprawiał wrażenie zdziwionego, a nawet zszokowanego tym co widzi. Czy Harry znał 3/4 Londynu?
Widziałam jak Oscar poprowadził nas do jakiego pomieszczenia, gdzie były poustawiane instrumenty. Harry puścił moją dłoń i podszedł do perkusji, która najbardziej rzuciła mi się w oczy. Bez słowa usiadł na stołeczku, który stał obok i wziął do ręki pałeczki, po czym zaczął wybijać jakiś rytm. Otworzyłam buzię ze zdziwienia. Nigdy nie wspominał, że grał, a w dodatku na tak strasznie obszernym i trudnym instrumencie.
- Harry, nic mi nie mówiłeś. - podeszłam bliżej i obserwowałam jego ruchy. Byłam podekscytowana, jeszcze chyba bardziej niż on.
- Harry by ci nie powiedział. - zaśmiał się Oscar, przez co odwróciłam się w jego stronę i w geście odpowiedzi uśmiechnęłam się.
- Grałeś w jakimś zespole? - zapytałam, gdy przerwał granie i spojrzał na mnie z uśmiechem. Kiwnął w moją stronę głową, żebym podeszła bliżej, co rzeczywiście zrobiłam. Oscar powiedział, że zostawia nas samych i opuścił pokój.
- Kiedyś tak, ale to dawno temu. - odpowiedział.
- Jak dawno? - chciałam wiedzieć.
- Trzy-cztery... - zrobił zamyślony wyraz twarzy.
- Czemu przestałeś? - nie miałam pojęcia czemu mnie to tak interesowała.
- Brakowało mi czasu. - podrzucał pałeczkę bez problemu ją łapiąc.
- Rozumiem. - trzy lata temu miał dziewczynę...
- Chcesz spróbować? - wyrwał mnie z zamyśleń. Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową. Zdawałam sobie z tego sprawę, że na samym początku szału nie będzie, a może w ogóle. Nigdy nie pomyślałam, że kiedykolwiek spróbuje grać na perkusji. Usiadłam wygodnie i Harry nakierował mnie jak chwycić pałeczki, jak uderzać stopą. Najgorsze w tym instrumencie jest to, że stopa i talerze nie mogły chodzić równo.

***

Zostałam 'oddana' w ręce Anastasii, która chciała mnie oprowadzić po budynki i pokazać różne fajne rzeczy. Harry został w tym samym pomieszczeniu, aby doszedł do niego Oscar i od razu zaczęli zawzięcie rozmawiać.
- Jak układa ci się z Harrym? - zapytała, co mnie lekko zszokowało, bo nie spodziewałam się, że wie coś na ten temat.
- Znasz go? - nie ukrywałam zdziwienia. Dziewczyna uśmiechnęła się dziwnie i zaczęła mówić.
- Taa... - skinęła głową. - Przychodził do nas bardzo często i Oscar uczył go grać. - wytłumaczyła. Wiedziałam, że nie wszystko, bo jej wyraz twarzy był rozmarzony i dawał wiele do zastanowienia.
- Okej.
Nadal nie rozumiałam czemu chciała się ze mną przejść po tym budynku. Była ładną kobietą, wyglądała młodo, miała czarne włosy; mogłam założyć się, że farbowane. Jej strój nie był wyzywający.
- Harry jest bardzo fajnym chłopakiem. - przyznała. Zszokowało mnie to wyznanie.
- Wiem. - odpowiedziałam twardo. Do czego prowadziło jej 'wyznanie'?
- I seksownym. - rozmarzyła się ciut za bardzo, bo jej głowa przychyliła się nieco w bok, a oczy zmieniły rozmiar.
- To także wiem.
- Uprawialiście już seks? - spojrzała na mnie. To pytanie spowodowało, że zachłysnęłam się powietrzem, a chwilę potem zaśmiałam.
- Co to za pytanie? - drwina wypełniła mój głos.
- Normalne. Tylko pytam. - wstrząsnęła ramionami. - Nie miałam jeszcze takiej okazji, ale słyszałam, że jest niezły. - oblizała swoje wargi w obrzydliwy dla mnie sposób. W pewnym sensie ulżyło mi, gdy wyznała mi, że ona nigdy z nim...
- Powiem tylko tyle. Jest niesamowity. - mrugnęłam do niej oczkiem, po czym odwróciłam się gotowa odejść.
- Czekaj.. gdzie idziesz? - zapytała. Nie odpowiedziałam jej, tylko ruszyłam pewnym krokiem do Harrego. Gdybym została dłużej... bałam się myśleć do czego ta konwersacja mogła doprowadzić.

_________________________________________________________________________
Tak jak obiecałam, rozdział jest :)
Troszkę później niż zamierzałam, ale wstałam późno no i zawsze ktoś mi przeszkodził w pisaniu. Rozdział monotonny, ale wszystko zmieni się już w przyszłym i następnym.
Pozdrawiam ♥