niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 72

Harry chwycił mnie za rękę i kierował się w stronę lady. Szłam za nim obojętnym krokiem i udawałam, że nic mnie nie obchodziło, a tak naprawdę miałam nadzieję, że pójdziemy na górę. Pragnęłam go w tej chwili jak jeszcze nigdy. Może ten alkochol tak na mnie działa?
- Wiesz co? - Odezwał się Harry. - Chodźmy na górę... - wymruczał wprost do mojego ucha. Serce zaczęło mi szybciej bić.
- Okej. - Przygryzłam wargę i chwyciłam go za rękę dumna ze swojego powodzenia. Zatrzymał mnie protest Harrego; nie ruszył się z miejsca i patrzył na mnie rozbawionym wzrokiem.
- No chodź. - Powiedziałam i pociągnęłam go.
- Żartowałem, kochanie. To będzie kara za to, że paliłaś. - rzucił i uśmiechnął się. Zrobił krok w moją stronę, a ja odsunęłam się. Przyblizał twarz do mojej twarzy, jednak nie udało mu się, gdy zrobiłam krok w bok.
- To kara za to, że mnie oszukałeś i wystawiłeś. - Podniosłam brwi w górę, pokazując jaka jestem z siebie dumna. Bezcennie było patrzeć, jak brwi Harrego łączą się niemalże w jedność. Posłałam mu buziaka w powietrzu, kierując się w stronę lady. Dokładnie wiedziałam, że Harry szedł za mną, ale jakoś nie przejmowałam się tym. Irytuje mnie fakt, że jest czasem nieznośny, a nawet bardzo, miedzy innymi chwilę temu. Czy to normalne jest proponować seks, a sekundę potem odmawiać? Kurwa, jebnąć i słuchać, czy żyje.
Usiadłam za ladą, na wysokim krześle i czekałam, aż Harry zrobi to, co ma do zrobienia i zawiezie mnie do domu. Swoją drogą, byłam zmęczona i chciałam się już położyć, pomimo nieznanej mi godziny.
Byłam zła, że Harry, mój własny chłopak, odmówił mi, a później jeszcze zażartował, że jednak pójdziemy, a tu co...? A swoją drogą byłam pijana, i nie wiem, czy on z takimi też... chociaż dla mnie mógłby zrobić wyjątek...

***Oczami Harrego***

Chodziłem po zapleczu w poszukiwaniu mojego płaszcza, aż w końcu go znalazłem. Musiałem jechać z Lizzy do domu i pozwolić, żeby poszła spać, bo powiem szczerze, jest strasznie irytująca gdy trochę wypije. Ha! Trochę...
Gdy wyszedłem z zaplecza, spojrzałem za ladę w poszukiwaniu Lizzy. I rzeczywiście tam była. Przynajmniej teraz mnie posłuchała, lub sama z własnej woli usiadła spokojnie na miejscu. Jej paznokcie stukały o blat w rytm jakiejś melodii. Jej skupienie na wykonywanej czynności, było strasznie seksowne i pociągające. Podszedłem do niej, przedtem żegnając się z chłopakami.
- Idziemy? - zapytałem, a po chwili jej wzrok wylądował na mojej twarzy. Wyrażała ona bardziej smutek niż złość. Miałem nadzieję, że odmawiając jej, nie skrzywdziłem jej aż tak bardzo... po prostu chciałem żeby była świadoma tego co robi. Kochając się z nią, chcę żeby miała umysł trzeźwy.
Pokiwała głową i wstała z krzesła. Próbowałem ukryć swoje rozbawienie, gdy potykała się o własne nogi, przeklinając przy tym nieco.

***

Droga do mojego mieszkania wydawała się bardzo długa, gdy z Lizzy nie wymieniłem ani słowa. Nie miałem zamiaru odwozić ją do jej domu z kilku powodów. Między innymi z takiego, że mogłaby ją zastać Kathleen, a wtedy nie byłoby tak kolorowo.
Gdy wieżdżamy do garażu, Lizzy wydaje się być zdziwina, jednak nic nie mówi.
Otwierając drzwi do mojego mieszkania, objąłem Lizzy, ta jednak nie zaprotestowała. Szybko wymknęła mi się z objęć i ruszyła w stronę sypialni.
Nie wiem czemu jest tak niezręcznie, w ogóle bez żadnych słów wymienionych z nią. Czuję, że jutro będzie już okej, bo możliwe, że nic nie będzie pamiętać. Nie chciałbym przedłużać tego, jest mi po prostu źle... ona nie jest tymi dziewczynami, do których nic nie czułem i pieprzyłem je tak po prostu. Pijane, czy nie - zawsze robiliśmy to czego chcieliśmy. Teraz... jest inaczej. Lizzy jest dla mnie wszystkim i nie mogę traktować jej jak gówno.
Kiedy wszedłem do sypialni, zastałem Lizzy leżącą na całym łóżku. Przepiękny widok. Patrzyła w sufit, jakby nic ją nie interesowało. Nie zwlekając dłużej cicho podszedłem do jej łóżka i wtuliłem się delikatnie zaciągając się mieszanką jej perfum z dymem tytoniowym. Kurwa, nienawidzę jak ktoś pali, dusi mnie aż w środku, irytuje, wkurwia. Nie chcę na nią krzyczeć, ale nie chcę żeby paliła...
- Gniewasz się? - szepnąłem do jej ucha, lekko pocierając skórę nosem. Fuknęła coś pod nosem i odwróciła się do mnie tyłem wywołując lekki chichot.
- Śmieszy cię to? - zapytała, odwracając się lekko w moją stronę. - Czuję się jakbyś mnie nie chciał, czy coś.. - to tak boli... bolą mnie jej słowa, że mam ochotę ją totalnie przeleciać i mieć wszystko w dupie.
- Nie możesz tak mówić. Ja po prostu...
- Tak wiem. - Przerwała mi. - Nie lubisz nawalonych dziewczyn, ale miałam okazję pić i wcale tego nie żałuję, a jeśli masz jakieś problemy, to...
- Shh... - uciszam ją, przykładając palec wskazujący do jej miekkich ust.
- Za bardzo cię kocham, żeby tak postępować. Nie jesteś świadoma tego co robisz, a ja chcę, żebyś wspominała jak było nam dobrze. - Przycisnąłem ją bardziej do swojej piersi i po prostu oddychałem. Nie wiem, czy moje słowa coś poskutkowały, ale miejmy nadzieję, że przynajmniej nad nimi myśli.
- To nie zmienia faktu, że...
- Proszę skończ już, bo jeszcze za dużo wyleci z tych twoich pięknych, pyskatych usteczek. - Przerwałem jej, na co odwróciła się już na amen. Nie miałem zamiaru jej uciszać w taki sposób, ale naprawdę obawiałem się jej słów. Nie wiadomo co mogło z nich wylecieć.
Leżąc przytulony do jej ciała tak już z 10 minut, uświadamiam sobie, że mój skarb zasnął. Bezszelestnie wstałem z łóżka i postanowiłem zdjąć sukienkę z Lizzy, żeby wygodniej jej się spało. Nie chciałem jej budzić, za słodko spała.
Gdy rozpinałem sukienkę z tyłu, przewróciła swoje ciało na drugą stronę. Ściągnąłem z jej ciała materiał i podziwiałem jej piękno.  Jak to jest możliwe, że zakochałem się w niej na zabój? Tak, nie da się kogoś kochać tak bardzo, jak ja kocham ją. To jest aż niesamowite, cudowne uczucie, wiedzieć, że masz dla kogo żyć.

***Oczami Lizzy***

Jest ciemno gdy otwieram oczy, zbyt ciemno jak na poranek. Kiedy uświadamiam sobie, że nie jestem w swoim łóżku od razu panikuję, jednak gdy dostrzegam Harrego, wszystko wraca do normy, a na mojej twarzy rozpościera się uśmiech. Zastanawia mnie tylko fakt, czemu u niego jestem? Nie wróciłam do domu? Mam nadzieję, że nie sprawiałam mu zbyt dużych kłopotów.
Gapię się w sufit i postanowiłam sięgnąć po telefon bez względu na to, gdzie się w tej chwili znajduje. Nie chwyciłam swojego, więc w mojej dłoni wylądował telefon Harrego.
7:48.
Jest ciemno, bo to już jesień, dni krótsze, zimniej na dworze.
Chcę mi się pić. Ciekawe czemu???
Zrzuciłam Harrego ze swojego ciała i ruszyłam do kuchni w celu znalezienia jakiegoś picia, które zaspokoiłoby moje pragnienie. Swoją drogą; czemu jestem w bieliźnie? Pewnie urządziłam Harremu niezły striptiz.
Wypiłam szklankę wody i wróciłam do sypialni. Nie wiem czy to moja wina, czy nie, ale Harry już nie spał. Wgapiał się we mnie tym swoim zielonym, przenikliwym spojrzeniem, wywołując u mnie uśmiech.
- Hej. - Podeszłam do niego i pocałowałam lekko w usta. Nie mogłam darować sobie tak dużej ilości alkoholu... głowa mi po prostu pęka.
- Już się na mnie nie gniewasz? - zapytał rozbawiony, na co uniosłam brwi w górę.
- Za co? - tym razem zmarszczyłam brwi.
- Nieważne. - zaśmiał się, na co zmrużyłam oczy. - Czemu wstałaś? - dodał po chwili.
- Chciało mi się pić...
- Ciekawe czemu... - zachichotał.
- Zadałam sobie to samo pytanie. - Wtuliłam się do jego ciała, wywołując u niego zdezorientowanie. Wiem, że wczoraj musiałam zrobić coś nie tak, skoro powiedział mi, że się na niego obraziłam.
- Czemu mnie tak tulisz? - spytał, jeżdżąc dłonią wzdłuż mojego ramienia.
- Nie mogę? - udałam smutną. Harry posłał mi uśmiech wpatrując się we mnie. Rozpoczął pocałunek, bardzo pożądany przez nas obojga. Usadowiłam się na nim okrakiem, bez przerwy wędrując po jego nagim torsie swoimi dłońmi. Ignorując straszliwy ból głowy, zatopiłam palce z lewej dłoni w jego włosy lekko ciągnąc za końcówki.
Gdzieś z jakby z końca pokoju, usłyszałam brzęczenie mojego telefonu. A teraz proszę bardzo Harry się wkurwi, że nam ktoś przerywa.
- Idź to odbierz. - Niemalże warknął, gdy lekko zepchnął mnie z siebie. Jeknęłam. Zabiję tego kogoś!
Kathleen...
Cofam te słowa.
- No co chcesz? - jęknęłam, gdy tylko odebrałam. Nie chcę nawet myśleć jak Harry zareaguje gdy dowie się, że AKURAT Kathleen nam przerwała...
- Oh, miłe powitanie. - Zadrwiła. - Gdzie jesteś?
- W mieszkaniu. - bąknęłam.
- A dokładnie? - powiedzieć, że z Harrym, czy może później? Później.
- Otóż jestem w mieszkaniu z człowiekiem. - Spojrzałam na Harrego, który zachichotał patrząc w sufit z rękoma za głową. Ten seksowny widok sprawiał, że miałam ochotę się na niego rzucić i nie puszczać nigdy.
- Ale jesteś zabawna. Jeśli masz chłopaka, powiedz mi o tym. W końcu jestem twoją przybraną mamą. - tak jakby prychnęła. Nawet lekki uśmiech zszedł mi z twarzy, gdy wspomniała o tym, że mnie wychowuje.
- Jasne, jasne. Powiem ci. Nawet może niedługo... - powiedziałam poważnie stąpając z nogi na nogę.
- Oh, wracaj do domu. Widzę cię za 15, no dobra - 17 minut z powrotem. - Zaśmiała się chamsko i zanim zdąrzyłam coś powiedzieć, zaprotestować - rozłączyła się.
I weź tak się, kurwa, z nią dogadaj!
- Kto to? - głos Harrego był obojętny.
- Kathleen. - Westchnęłam. Nie chciałam zaczynać kłótni, a w szczególności jeśli ona miałaby być o byle co tak naprawdę.
- Jak zwykle... - bąknął. - Ta baba nas wykończy, nie uważasz? - Spojrzał na mnie przekręcając tylko głowę lekko w moją stronę.
- Jeśli się poddasz, to tak. - Westchnęłam. - Chce mnie widzieć za 15, ewentualnie 17 minut w domu i poznać mojego chłopaka. - Te dwa ostatnie słowa wypowiedziałam jakby z kpiną.
- Chłopaka, którego doskonale zna. - Prychnął Harry. Bez słowa wzięłam swoją sukienkę wiszącą na wieszaku i zaczęłam się w nią ubierać. Czułam jak Harry się na mnie patrzy, jednak zignorowałam to.
- Czemu się tak śpieszysz? - Harry zakładał jakieś spodnie i białą koszulkę przez głowę.
- Muszę być szybko w domu, mówiłam ci.
- Masz zamiar się nią przejmować?
- Nie chcę jej denerwować już na samym początku. Nie wiedziałam jej dawno. - Wstrząsnęłam ramionami. Wiem, że Harry walczył z chęcią powiedzienia czegoś na temat tej męczącej nas obu kobiety.
- Po prostu ją zignoruj. - Obojętna postawa Harrego zaczynała mnie coraz bardziej denerwować. Będzie się tak zachowywał, bo Kathleen nam przerwała pocałunek. Straszne...
- Chodź coś zjemy. - Wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić do kuchni.
- Nie mogę! Muszę jechać do domu! - wyrwałam się mu pełna irytacji. Myśli, że jeśli raz powiedziałam coś złego o Kathleen, będzie się działo to cały czas. Nie mogę jej zlekceważyć - zrobi się gorsza.
- Okej. Zawiozę cię i 'przedstawisz' jej swojego chłopaka. - Poddał się nie ukrywając swojej irytacji i spojrzał na mnie upewniąc się, czy jestem gotowa.

***

Tak szybko jak się zebraliśmy, dotarliśmy do domu. Serce waliło mi strasznie, gdy byłam coraz bliżej 'przedstawienia' Kathleen Harrego.
- Nie bój się, kochanie. - Teraz kochanie, tak?
Ścisnął moją dłoń rzeczywiście dodając mi otuchy. Kiedy zdecydowałam się wyjść z samochodu, Harry podążył tuż za mną do samych drzwi.
Weszłam bez pukania - w końcu ten dom JESZCZE należy po części do mnie...
Weszłam pierwsza do kuchni. Widziałam jak Kathleen krząta się po pomieszczeniu nucąc coś pod nosem.
- O jesteś! - wykrzyknęła i rzuciła się na mnie z uściskiem. Czasem zastanawiałam się czy czasem ona nie ma dwóch osobowości. Krzyczy, uśmiecha się, denerwuje bardzo szybko... to jest takie pogmatwane.
- Aa... on co tu robi?! - krzyknęła, gdy zobaczyła Harrego. Widziałam jak chłopak koło mnie wywraca oczami i bardziej się do mnie przytula.
- Stoję. - Prychnął.
- Nie ciebie się pytam, kurwa! - krzyknęła.
O. JA. PIERDOLE...
Nie spodziewałam się takiej reakcji... przed chwilą, dosłownie kilka chwil temu przedstawiałam plan jej humorków. Popchnęła Harrego jak najdalej ode mnie i ustała pomiędzy nami.
- Co ty sobie, kurwa, wyobrażasz, przychodząc do mojego domu?! - wrzasnęła Harremu prosto w twarz. Moje serce powoli się łamało... skanowałam twarz Harrego w poszukiwaniu jakiejkolwiek emocji, jednak nie dostrzegłam nic, oprócz złości.
- Jestem jej chłopakiem, więc chyba mam prawo odwozić ją do domu, co nie? - w duchu prosiłam żeby Harry się zamknął, żebym mogła sama to załatwić. Powie o wiele słów za dużo. Wiem to.
- Słucham?! Lizzy, czy ja dobrze słyszę?! On, kurwa, jest twoim chłopakiem?! - wrzasnęła patrząc na mnie. Jej wzrok był straszny...
- Dobrze słyszysz. - Zgarnęłam w sobie ciut odwagi i odpowiedziałam jej twardo tak jak tego chciałam.
Próbowała się uspokoić, co nie zmienia faktu, że ja j Harry nie byliśmy zdenerwowani. Chodziła w kółko, jednak pilnowała, żeby żadne z nas nie zbliżyło się do siebie.
- Od jak dawna ta naiwna dziw... dziewczyna jest z tobą?! - zwróciła się do Harrego. Czy ona próbowała nazwać mnie dziwką?!
- Nie jest naiwna podkreślam. Od 17 października. - Odpowiedział jej opanowanym, cwaniackim głosem. Gdy ci dwoje się spotykają, wybucha normalnie trzecia wojna światowa, kurwa.
- I pragnę ci przypomnieć, że ty raczej powinnaś nazwać siebie dziwką. Pieprzyłaś się ze mną pomimo tego, że miałaś chłopaka. Lizzy robiła to z miłości. - dodał Harry. Chciałam uciszyć ich dwoje, ale zastygłam w miejscu.
- Z miłości do ciebie? Kurwa, weź mnie nie rozśmieszaj, co?! Ty jesteś męską dziwką! Przez trzy lata pieprzyłeś się z różnymi laskami i nagle przypierdoliłeś się do mojej córki! - krzyknęła, a mnie totalnie zaschło w gardle. Oparłam się o ścianę i pozwoliłam dalej toczyć im walkę na słowa.
- Ona nie jest twoją pieprzoną córką. - ma rację. Nigdy nią nie byłam, nie jestem i nie będę. Kurwa, nigdy!
- Jest pod moją opieką i będzie zawsze, a ty...
- O przepraszam bardzo. - Wtrąciłam. - Jeszcze miesiąc, wiesz? Cholerny miesiąc.
- Co mnie obchodzą jakieś daty! Od dziesięciu dni dajesz się temu chujowi, już pewnie nie raz dałaś mu dupę! Przestań się zachowywć tak naiwnie! Zakochałaś się w nim? Przejrzyj na oczy wreszcie! Twoi rodzice na pewno nie chcieliby mieć takiej córki. Mają szczęście, że nie żyją i nie męczą się z tobą. Nie będę cię pocieszać, gdy przyjdziesz do mnie z płaczem, jak cię wykorzysta! Co to, to nie, rozumiesz?! - wrzasnęła twarzą centymetry od mojej. Łzy zaczęły mi spływać. Nie wierzyłam w jej słowa... moi rodzice... oni... oni mnie kochali i ja to wiem na pewno. Nie wierzę jej!
Harry zrobił krok w moją stronę żeby mnie prztulić, jednak zrobiła do Kathleen. Objęła mnie ręką, zastawiając drogę Harremu.
- Ty, kurwa, sobie chyba jaja robisz?! - krzyknął zirytowany Harry. Nie wierzyłam samej sobie, ale nie wyrywałam się. Nie wiedziałam sama co mam zrobić... a jeśli to prawda? W końcu Kathleen wie więcej o życiu.
Nie, to nieprawda! Harry mnie nie wykorzystał. Nadal tu ze mną jest. On mnie kocha, tak samo jak ja jego.
- Lizzy, skarbie, chodź do mnie. - Łagodne słowa opuszczają piękne usta Harrego, po czym wyciągnął do mnie rękę.
- Nie dotykaj jej, słyszysz? Idź pierdol się ze wszystkimi po kolei. Ja, w kolejce stanę pierwsza! - krzyknęła mu w twarz. Widziałam jak się denerwuje z sekundy na sekundę coraz bardziej. Jeszcze tego mi brakowało, że Kathleen mówiła takie rzeczy!
- I ty słyszysz co ty mówisz? Kurwa, jesteś nienormalna! Lecz się, kobieto! Prędzej wolałbym zabić się niż ponownie z tobą iść do łóżka! - to najgorsze chwile w moim życiu. Wrzaski, ciągłe pretensje. Czy ona nierozumie, że go kocham?!
- Wypierdalaj z mojego domu! - popchnęła go w stronę drzwi, tym samym odsuwając mnie na bok. Gdyby nie ściana za mną, dawno leżałabym na ziemi z bezsilności i wyczerpania. Wyczerpania psychicznego.
- Wrócę tu z policją! - krzyknął i spojrzał na mnie. - Zabierze ci Lizzy i tyle będziesz miała ze swoich kazań. Będzie ze mną bez względu na ciebie! - Spojrzał ponownie w moją stronę. - Kocham cię.
- Co za brednie! - otworzyła mu drzwi, i pchała nadal w ich stronę. - Nie wracaj tu nigdy! - Zatrzasnęła je za Harrym, a ja od razu po tym pobiegłam na górę.
Najgorszy dzień jaki mógłby być.

___________________________________________________________

Wreszcie nareszcie! ;D
JAK JA WAS KOCHAM, WIECIE O TYM, NO NIE? XD
Tak długo mnie nie było i wzamian za to dłuuuuugi rozdział. Z całych sił starałam się dodać go wcześniej, jednak jak już napisałam, miałam mały "mętlik" w domu i tego całego bajzeru, nie miałam głowy dodać, a co dopiero pisać.
TO CO. KONIEC TEGO DOBREGO, NIE? SZKOŁA... :(

KOCHAM WAS I PROSZĘ O KOMENTARZE. ZALEŻY MI NA NICH BARDZO! ;****

9 komentarzy:

  1. Je je tyło tak fajnie ;) to ta debilka wszystko zespuła i pomieszała ! Lizzy trzymaj się
    Rzozdział boski też cie kocham :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Sie porobiło :0 Harry uratuj ją od tej flądry!
    Kissy za rozdział xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Oo ;o No dajcie mi tylko tą Kathleen, nakopię jej tam gdzie słońce nie dosięga!
    Jak mogła tak wrzeszczeć, jak mogła mówić tak okropne rzeczy! ;O
    Byłam wkurzona bardziej niż Harry i Lizzy razem wzięci!!
    Świetny.!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny xd weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja jej nie lubie, jest okropna!!! Lizzy trzymaj się :D
    Świetny x

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebiste opowiadanie. Oby tak dalej :) Czytam i nie moge przestać. Wbij do mnie http://juznietone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń