środa, 9 lipca 2014

Rozdział 54

***Poniedziałek rano***

Tak cholernie jest mi źle. Nie mam przy sobie telefonu, laptopa, nic. Po prostu nic. Kathleen jest w pracy więc spokojnie mogłam iść do jej pokoju i każdy kącik przeszukać, ale wątpię żeby ona była aż taka głupia żeby zostawiać MÓJ telefon w domu, kiedy ja w nim jestem.
Wygrzebałam się z miękkiego łóżka, bo musiałam iść do pracy. Nie chciało mi się, to jest oczywiste. Ciekawe czy Harry dzwonił, zastanawiał się co u mnie... Może dał już sobie spokój...
Wyszłam z pokoju. W całym domu była cisza i mogłam założyć się, że nikogo nie ma. Lesie mi nie pomogła w niczym, bo jak zwykle jej już w domu nie było. Chciałabym chociaż zamienić jedno słowo z Harrym. Jedno...
Dla stuprocentowej pewności sprawdziłam cały dom, po czym poszłam do pokoju Kathleen. Wiedziałam, że źle robię, bo gdyby dowiedziała się o moim wybryku, miałabym większe kłopoty niż teraz mam.
Szukałam telefonu. Grzebałam wszędzie, ale bardzo uważnie żeby żadna rzecz nie zmieniła swojego położenia. Cały czas męczyła mnie jedna myśl. Kathleen wykrzyczała mi prosto w twarz, że nie znam Harrego. Ona sama przecież gówno o nim wie. A może się mylę?
Gdyby żyli moi rodzice na pewno cieszyliby się, że poznałam takiego cudownego chłopaka. Który zmienił się. Przecież pomyśleć, że jeszcze 4 tygodnie temu, pieprzył każdą, która tego chciała.
Zupełnie nie wiedziałam gdzie mam szukać mojego telefonu. Szukałam wszędzie; pod łóżkiem, w szafach, pod ubraniami, wszędzie... Wpadł mi pewien pomysł, że ona może go nosić przy sobie. Jeszcze tego, kurwa mi brakowało!
Chociaż byłam już zupełnie zrezygnowana, sprawdziłam jeszcze pod poduszką. Wiem, że to głupi pomysł, ale... JEST! Zupełnie nie spodziewałam się, że schowa go pod poduszką. Dobra, mniejsza z tym, najważniejsze, że go znarazłam, ale później muszę z powrotem go tam schować..
Włączyłam go i przeraziłam się. 123 nieodebrane połączenia i 32 wiadomości od samego Harrego! Nie miałam czasu teraz ich czytać, ale humor polepszył mi się, gdy uświadomiłam sobie, że jednak o mnie myślał. Ale skoro nie dawałam znaku życia... czemu tu nie przyjechał?
Szybko schowałam telefon na swoje poprzednie miejsce i wybiegłam z pokoju. Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Wykonałam wszystkie poranne czynności, ogoliłam to i owo, i pomalowałam mocno rzęsy. Włosy wysuszyłam i wybiegłam jak poparzona z łazienki. Zabrałam potrzebne mi rzeczy i truchtem trafiłam na przystanek.
Gdy dojechałam, przed barem zobaczyłam samochód Harrego. Serce waliło mi młotem. Znów go zobaczę, ale to wbrew mojemu zakazowi. A kurwa chuj mnie to, walić ten cholerny "zakaz"!
Weszłam szybko do baru, bo byłam już prawie spóźniona. Kątem oka zobaczyłam jak mój szef rozmawia z Harry. Rzuciłam ciche "Cześć" i truchtem wbiegłam na zaplecze.

***Oczami Harrego***

Rozmawiałem z szefem Lizzy. Powiedział mi, że dziewczyna powinna zjawić się dzisiaj w pracy. Postanowiłem do niej przyjechać i z nią porozmawiać. Jej ciocia przyszła do mnie do pracy. Wyciągnęła mnie na zaplecze i zaczęła krzyczeć mi prosto w twarz, że mam nie zbliżać się do jej "córki". Niczego nie rozumiałem. Córka?! Lizzy nie chciała, żeby jej ciotka nazywała ją swoją córką. Gdyby się o tym dowiedziała.. nie mogłem jej powiedzieć, że była u mnie w pracy.
Długo w domu zastanawiałem się, skąd ta kobieta mnie znała i jak mnie znalazła. Po dłuższym zastanowieniu wszystko do mnie dotarło...
Miałem z nią kiedyś przygodę. Przyszła do mnie może gdzieś z dwa lata temu i żądała trochę przyjemności. Zgodziłem się, bo dla mnie także to była przyjemność. Jeśli powiem o tym Lizzy.. załamie się!
- Lizzy zaczekaj! - krzyknąłem i pobiegłem za nią przepraszając na chwilę jej szefa. - Czekaj! Co się stało? - wbiegłem na zaplecze i zamknąłem za sobą drzwi. Usiadła na ziemi i zaczęła płakać.
- Mam tego dosyć! Mam dosyć mojej ciotki! Nie wiem... wyprowadzę się gdzieś, ale na pewno nie będę z nią mieszkać! Jeszcze dwa miesiące! To jest nie do zniesienia! Ja tak nie wytrzymam, rozumiesz? - zaczęła płakać jeszcze gorzej. Zrozumiałem, że Lizzy właśnie w tej chwili najbardziej odczuwa brak rodziców. Oczywiście mojego ojca także mi brakuje, ale mam jeszcze mamę. A ona? Ma tylko ciocię, która zabrania jej wszystkiego.
- Wszystko będzie dobrze. Musisz po prostu porozmawiać z...
- Każdy tak mówi! Każdy! Nic nie rozumiecie! - krzyknęła i wstała. Odepchnęła mnie gdy chciałem ją przytulić, trochę uspokoić. Odsunąłem się, nie będę się narzucać jeśli tego nie chcę.
- Lizzy, ja cię rozumiem. Doskonale wiem jak to jest. Wiesz przecież, że nasi rodzice razem zginęli..
- Ale to nie ma nic do rzeczy. Wiem, że zginęli razem i co z tego? Dostałam zakaz spotykania się z tobą. - Powiedziała i odwróciła się do mnie tyłem. Miałem ten sam "zakaz". Nie rozumiałem czemu jej ciocia ti właśnie NAM robi. Chciałem jakoś ułożyć sobie życie i gdy teraz dostałem szansę mam ją zmarnować?! Nigdy.
- Jak to? - zapytałem i zbliżyłem się odrobinę.
- Normalnie. Nie wiem czemu, ale mam zakaz. Kathleen jest nienormalna! Myśli, że mnie przelecisz, ale ja wiem, że jest inaczej. Nie skrzywdziłbyś mnie, i ja to wiem. - Rzekła. Dobrze wiedziała. Nigdy nie zrobiłbym jej niczego. Jest przy mnie bezpieczna i nawet jeśli ten zakaz jest właśnie na mnie, nie odpuszczę sobie.
- Chcesz tego? - zapytałem.
- No jasne, że nie chcę. Nie odbierałam, bo telefon ma Kathleen. Zabrała mi go, żebym straciła jakiekolwiek kontakty z tobą.
- Rozumiem. Wiesz... może naprawdę musisz porozmawiać z twoją ciocią. Wytłumacz jej, że nie mam do ciebie złych zamiarów. Musisz jej to powiedzieć. Ja także nie chcę tracić z tobą kontaktów. Nie dopuszczę do tego. - Przytuliłem ją od tyłu i chciałem lekko pocałować, ale wszedł jej szef.
- Lizzy, praca. - Uśmiechnął się.
- Tak, tak. Już idę. - Przetarła łzy i wysunęła się z moich objęć.
- Zostać z tobą? - zapytałem gdy jej szef opuścić zaplecze.
- Jak chcesz. Wiesz, że Kathleen może tu przyjść na kontrolę? - zaśmiała się cicho.
- Tak, wiem. Pamiętaj, stawię się za tobą. Nie wiesz czemu zabroniła ci kontaktów..?
- Nie wiem. - Ja chyba domyślałem się. Właśnie Lizzy powiedziała mi, że jej ciocia bała się, że przelecę Lizzy. Ale może nie chciała nieporozumień. Wiedziała, że jak zasiądziemy kiedyś przy jednym stole, nie będzie to komfortowa sytuacja. Ja to doskonale rozumiałem.

***Oczami Lizzy***

Harry chciał ze mną zostać. Wytłumaczyłam mu, że nie będę mogła odbierać telefonów i żeby nawet nie próbował dzwonić, bo to nic nie da. Będę walczyć o moje prawo. Wiem, że ta sprawa to jest błachostka pośród naprawdę poważnych spraw osób dorosłych, ale ja także mam swoje uczucia i nie dam Kathleen sobą rządzić.
Harry chciał odwieźć mnie do domu, ale jak wracam zawsze o tej porze ona zazwyczaj znajduje się w domu.
- Lizzy. - zatrzymał mnie gdy chciałam odchodzić na autobus.
- Tak? - odwróciłam się i spojrzałam w jego oczy. Wyrażały nic innegi jak smutek. Tylko czego? On też przejął się tym tak bardzo jak ja?
- Nie rób żadnych głupstw. Pogorszysz sprawę. - Chwycił mnie za rękę i lekko ją pocałował. Ogarnęło mnie przyjemne ciepło. Jego miękkie usta na mojej dłoni.
- Postaram się. Ale niczego nie obiecuję. - Zaśmiałam się nerwowo.
- Lizzy. - Skarcił mnie spojrzeniem. - Martwię się i proszę cię o coś.
- No okej. Żartowałam tylko, wiesz przecież. Jeśli nie chcesz nie zrobię niczego.
- Cieszę się. - Pocałował delikatnie moje usta. - Do zobaczenia.
- Pa Harry.
Piętnaście minut później byłam w domu.
- Cześć, jak w pracy? - Na samym wejściu przywitała mnie Kathleen. Nie odzywałam się do niej od tych dwóch dni. Miała za swoje.
Musiałam kiedyś spotkać się z moimi przyjaciółmi i opowiedzieć o wyjeździe, o wszystkim.
Bez słowa poszłam na górę i zatrzasnęłam drzwi od pokoju.
Byłam sama. Nie miałam nic do roboty. Nie miałam telefonu, laptopa, telewizji. Niczego.
Czułam się jak w wiezieniu. Jak beznadziejny człowiek, który odsiaduje swój wyrok. Zero wolności, zero spotkań z osobami dla ciebie ważnymi.
Otworzyłam okno i spojrzałam w niebo, które robiło się fioletowe przez późną porę i znikające za horyzontem słońce.
- Mamo, tato. Chciałam was przeprosić za moje zachowanie. Wiem, że jestem dzieckiem i nie powinnam się tak zachowywać. Jest mi ciężko. To jeszcze nie są prawdziwe kłopoty. Kłopoty dopiero będę miała w poważnym dorosłym życiu. Ale inaczej się nie da. Kathleen oddaliła mnie od was. Zabrała. Nie pozwoliła mi iść na pogrzeb własnych rodziców. Ale ja was kocham mimo wszystko. Odczuwam coraz bardziej wasz brak. Jest mi ciężko. Czuwajcie nade mną. Harry wspiera mnie mimo wszystko. To, czego się dowiedziałam wstrząsnęło mną. Jego ojciec zginął z wami? To.. dziwne.. nigdy nie pomyślałabym. Zaczynam zakochiwać się w Harrym, ale Kathleen w ogóle mi w tym nie pomaga. Czy nawet zastępcza rodzina nie powinna chcieć czyjegoś szczęścia? Kathleen taka nie jest.. niestety.. tak bardzo mi was brakuje.. - powiedziałam. Wiedziałam, że mnie słyszą. Wiedziałam, że cały czas nade mną czuwają.
Siedziałam bardzo długo przy oknie. Kilka razy słyszałam jak Kathleen dobija się do mnie. Nie dawałam w ogóle znaku życia. Może zacznie się martwić?

_______________________________________________________________
Hejka Kochane moje! ;D
Znałam dla Was czas i mam nadzieję, że się podobał rozdział.
U mnie jest bardzi ciepło, a u Was? Jak tam wakacje? :D
Kocham Was, proszę o komentarze ;***

9 komentarzy:

  1. o cholercia rozdział jest mdsjchjvjvgsjvhzvjzs;vjsdcvzdnvdzjkvdsvf a następny pojawi się jutro , tak ? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. OH OH OH !! Jakie piękne to ostatnie gdy Lizzy mówiła do rodziców, aż się
    łezka w oku kręci. A Kathleen niech się opamięta, skoro sama się chciała pieprzyć z Harrym no to dobra ,ale teraz niech się nie wtrąca w życie Lizzy.
    Ja nie wiem co bym zrobiła na jej miejscu ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. tego się po Harrym nie spodziewałam

    OdpowiedzUsuń
  4. <33 ale że on i Kathleen kiedyś... :o

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej bo trochę nie ogarniam, nwm czy ominęła jakiś rozdział czy vos ale od kiedy Harry wie, że Lizzy nie ma rodziców? Mówiła mu o tym ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak szczerze to sama nie wiem xD ale wydaje mi się, że powiedziała mu.. sorki za niedoskonałośi w tym ff... :)

      Usuń
    2. W 45 rozdziale jest o tym mowa, że Lizzy nie ma rodziców :)

      Usuń