Przeczytajcie pod rozdziałem!
(Przepraszam za te duże odstępy pomiędzy wersami)
- Chciałam wyjść, bo już się przebrałam. - powiedziałam i automatycznie odsunęłam się od Marcusa.
- Powiedziałem, że jedziemy razem. - warknął. Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. - Pamiętasz co ci powiedziałem jak wyszłaś z łazienki?
- Niestety. - mruknęłam i uważnie patrzyłam na jego ruchy.
- No to mówiłem prawdę. Nie wszystko skończone. Wiesz co? - zatrzymał się i chyba oczekiwał ode mnie odpowiedzi. - Harry i Kathleen mieli przygodę to może my też miejmy, co? - zaśmiał się i zbliżał się do mnie powoli.
- Śnisz czy marzysz?! - krzyknęłam. - To było dawano i nie mam zamiaru jakoś użalać się nad waszym byłym związkiem.
- No nie żartuj. Zawsze byłaś dla mnie ulubioną "córeczką". Zawsze zwracałem na ciebie szczególną uwagę, starałem poświęcać ci dużo czasu. AS ty nie chcesz mi się odwdzięczyć? - zadrwił. Dziwił mi się? Był strasznie obleśny, a do tego jego wiek mnie przerażał. Po czterdziestce jak nic!
- Trudno. Jeśli Kathleen nie ma już nic z tobą wspólnego, to ja tym bardziej. - już w ogóle nie przejmowałam się tym, że nie przeszliśmy na "ty". Odwróciłam się tyłem i chciałam ruszyć, ale uniemożliwił mi to jego uścisk na mojej dłoni.
- Niech ten cały Harry i Kathleen będą razem szczęśliwi i my też. Proszę. - rzekł. Zrobiłam wystraszoną minę. Niech wie, że takie propozycje mnie nie za bardzo interesują. Obrzydziła mnie strasznie jego propozycja. Nie chciałabym mieć takiego starego chłopaka, a do tego takiego obleśnego, starego.
Chciałam stąd wyjść. On był silniejszy i na pewno nie udałoby mi się.
- Jesteś chory! Czy ty słyszysz siebie?! - stuknęłam palcem w czoło.
- Uważaj co mówisz, mała. - warknął i chwycił jedną dłonią moje dwa policzki. Ścisnął je, przez co nie mogłam nic powiedzieć. Strząchnęłam je i przetarłam twarz.
- Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęłam i chwyciłam po pierwsze krzesło jakie stało mi na drodze. Zastawiłam mu drogę do siebie i chciałam wybiec. Drzwi na moje nieszczęście były zamknięte. O wszystkim pomyślał. Spojrzałam w jego stronę i dostrzegłam jak idzie w moją stronę. Wyraz twarzy miał nadzwyczaj zły i krew w żyłach na pewno mu buzowała. Szarpiąc się z zamkiem kopnęłam nogą we jego stronę. Nie wiem gdzie trafiłam, ale z tego co widziałam to raczej w krocze. Marcus zgiął się i już po chwili leżał na ziemi.
- Ty suko! - krzyknął i jęczał z bólu. Zaśmiałam się cicho, i po chwili już drzwi były otwarte. Zdenerwowana szybko wybiegłam z zaplecza i rozejrzałam się po barze. Wszystko stało tak jak powinno.
Nie umyłam podłogi!
Dobra, trudno. Musiałam jak najszybciej stamtąd uciekać.
- Stój! - w drzwiach od zaplecza stał Marcus. Ciężko było mu się wyprostować, ale jakoś stał na nogach. Szczerze mówiąc nie chciałam trafić tam gdzie trafiłam, ale jakoś tak wyszło. Zanim spostrzegłam stał tuż obok mnie.
- I co cwaniaro? - zaśmiał się nerwowo i chwycił mnie w biodrach. - Nie wyrywaj się to nie będę szarpał. - szepnął mi do ucha. Zaczęłam wyrywać się, mimo jego przestrogi. Jego ręce znalazły się na wysokości moich piersi i przycisnął mnie jeszcze bardziej do siebie. Pisnęłam z bólu, bo szczerze mówiąc to mnie to bolało. Ugryzłam go w rękę. Syknął i zaczął pocierać obolałe miejsce.
- Ty dziwko! - krzyknął.
Nie miałam czasu biec do drzwi, bo trzeba było je jeszcze zamknąć. Nie mogłam zostawić baru otwartego, a jak bym dziś stąd wyszła, już mogłabym nigdy nie wracać. Nie chciałabym cofać się jeszcze żeby zamknąć bar. Mogłabym nawet spać w łazience zamknięta aż do rana dopóki nikt by się nie zjawił.
Pobiegłam w stronę łazienki, ale już kilka metrów ode mnie był Marcus. Wskoczyłam na stolik i tak po każdym skakałam. Jak bym spadła, na pewno bolałoby mnie coś i miałabym przerąbane. Marcus miałby mnie już w swoich "szponach".
- Nie uciekaj. I tak ci się nie uda. - zaśmiał się. Miał rację. Był wysokim facetem i sprytnym jak na swój wiek.
Kończyła mi się droga stolików. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić i ustałam w miejscu. Marcus jak małe dziecko pociągnął mnie za nogę i spadłam na ziemię. Nie mogłam oddychać, po prostu dusiłam się. Upadek utrudnił mi oddech. Zaczęłam kaszleć, a Marcus tylko śmiał się i kucnął obok mnie. Gdybym miała silę uderzyłabym go tak, że leżałby obok mnie, ale nieżywy.
Po chwili cały obraz zaczął mi się zamazywać i zemdlałam.
***Oczami Harrego***
Przyjechałem pogadać z Lizzy. Byłem świadomy i gotowy na to, że może nie będzie chciała ze mną rozmawiać, ale trzeba spróbować. Światło świeciło się w jednym pokoju, miałam nadzieję, że to widok na Lizzy pokój i że jeszcze nie śpi. W końcu było grubo po 23. Zapukałem i usłyszałem po chwili jak ktoś zbiega ze schodów.
- Siema. - otworzył mi Jacob, jej przyszywany brat.
- Cześć. Jest Lizzy? - uścisnęliśmy sobie dłonie.
- Nie ma. W pracy jest. - wzruszył ramionami.
- Jeszcze? A z resztą wydawało mi się, że miała dziś na przed południe. - zdenerwowałem się trochę. Tak długo by jej nie było?
- Taaak, ale zamieniła się z jakąś koleżanką z pracy coś tak słyszałem. Masz rację. Jest po 23 i powinna już być. - odezwał się i wyszedł trochę zza drzwi po czym rozejrzał się chyba żeby zobaczyć czy Lizzy nie idzie. - A jak jej się coś stało? - dziwiłem się, że Jacob tak się o nią zaczął troszczyć. Z tego co Lizzy mi opowiadała i jej zachowanie wskazywało na to, że zupełnie się nienawidzą.
- Jadę do baru gdzie pracuje. - podrzuciłem kluczyki w ręku i chciałem ruszyć do samochodu.
- Czekaj, jadę z tobą. - powiedział i pobiegł na górę chyba zgasić światło w pokoju. Najgorsze scenariusze napłynęły do mojej głowy. Bałem sie o Lizzy i to cholernie.
- Możemy jechać. - długo nie musiałem na niego czekać. Pobiegliśmy w stronę samochodu i ruszyłem. Jechałem jak najszybciej żeby znaleźć się w jej pracy. Gdyby jej się coś stało, nie darowałbym sobie, że mnie przy niej nie było. Z resztą, czemu w ogóle myślę o tym najgorszym?
Po niedługim czasie dojechaliśmy i wyszliśmy z auta. Światło normalnie świeciło się jakby ktoś tam przebywał. Wszedłem razem z Jacobem do środka. Na ziemi leżała Lizzy i nie ruszała się. Szybko podbiegłem do niej.
- Lizzy! Lizzy słyszysz mnie?! - szarpnąłem ją lekko za ramiona. Mruknęła coś tylko i kaszlnęła. - Możesz wstać? - spytałem i chciałem ją podnieść, ale zatrzymała ręką moje ruchy. Kiwnęła głową, że nie.
- Co się stało? Czemu tu leżysz? - chciałem zadać jej milion pytań, ale najwidoczniej ona je mogła na nie odpowiedzieć.
- To... to Marcus. - rozszerzyłem maksymalnie swoje oczy. Zrobił jej coś tak okropnego i zostawił? W ogóle co on tutaj robił?! Musiałem dowiedzieć się co tu się tak naprawdę stało. Wstałem szybko i nakazałem Jacobowi pilnować jej i kontrolować oddechy. Musiałem jechać z nią do szpitala. Z tych nerwów wszystko mi się trzęsło. Obszedłem dosłownie cały bar; zaplecze, łazienka, wszystkie pokoje na górze. Wróciłem do Lizzy i Jacoba. Dziewczyna zaczęła kaszleć. Dusiła się lekko. Starała brać się głębokie oddechy, ale za każdym razem przerywał jej kaszel.
- Jedziemy do szpitala. - nakazałem i chciałem wziąć Lizzy na ręce, ale stawiała opór.
- B..boli.. - wydusiła i pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Sprawiłem jej ból. Przeze mnie zaczęła płakać.
- Przepraszam kochanie. - nawet w tej chwili nie mogłem opanować się od tych zdrobnień. Lizzy nie lubiła jak tak na nią mówiłem. Jedynie jak razem żartowaliśmy na tym wyjeździe do Liverpoolu. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem po karetkę. Jeśli ja nie mogłem jej zawieść, to ktoś musiał ją stąd zabrać. Nie mogłem pozwolić na to żeby leżała na zimnej ziemi.
Siedzieliśmy, a Lizzy leżała bez słowa. Jacob trzymał Lizzy za rękę, a ona chyba zasnęła. Nadal nie mogła złapać spokojnego oddechu.
- Jesteście razem? - wypalił Jacob.
- Niestety nie... - powiedziałem.
- Czemu niestety? Czyli chciałbyś z nią być? - zapytał. Mówiliśmy szeptem żeby nie usłyszała. Z resztą miałem nadzieję, że ona naprawdę śpi.
- No... nie wiem.. Chyba chciałbym... - wymamrotałem.
- No to na co czekasz?! - wystrzelił, a ja zaśmiałem się. - Lizzy bardzo zależy na tobie, a nawet coś więcej.
- Serio? - zapytałem. Myślałem, że ona mnie nienawidzi.
Rozmowę przerwało nam pogotowie. Powiedziałem, że znaleźliśmy ją na ziemi, że prawdopodobnie się przewróciła. Lizzy szepnęła mi, żebym nie składał na Marcusa, bo nie chce mu robić kłopotów. O co on jej zrobił?!
***Oczami Lizzy***
Do cholery jasnej! Harry wezwał karetkę, a ja nawet nie wiem po co. Dobrze się czuję tylko strasznie mnie plecy bolą. Nie mogłam się podnieść. W końcu zleciałam z ponad metra na plecy.
Lekarz badał mnie, a ja jak najszybciej chciałam być już w domu. Zawsze musi mi się coś stać, a każdy później się tak nade mną użala.
- Wszystko z panienką dobrze, ale musi panienka na siebie uważać. Co sie stało? - zapytał lekarz.
- Chciałam wytrzeć światła w pracy i ustałam na stoliku. Postawiłam źle nogę i spadłam. - powiedziałam obojętnie.
- Musi panienka na siebie uważać. Dobrze, że zjawili się znajomi, bo by było źle jakby panienka przeleżała całą noc na ziemi. Teraz posmaruję plecy maścią i dostaniesz ją do domu. - dziękuję bardzo, ale zaraz ona wyląduje w koszu. Kiwnęłam tylko głową i lekarz wsmarował mi ciepłą substancję w plecy. Gdy było już po wszystkim musiałam wstać i opuścić gabinet. Pan doktor pomógł mi i razem wyszliśmy.
- Trzymaj się mnie. - powiedział i złapałam go pod rękę. Szliśmy bardzo wolno. Czułam się jakbym była o 50 lat starszą kobietą. W drugiej ręce trzymałam maść i jak byłam na korytarzu schowałam ją do kieszeni od kurtki żeby nikt nie zobaczył, że ją w ogóle dostałam.
- Panie doktorze, co z nią? - zapytał od razu Harry.
- Wszystko w porządku. - modliłam się żeby nie powiedział nic o maści, bo jak i Jacob, jak i Harry kazaliby mi się tym smarować. Ale to nie jest mi potrzebne. - Dobrze, że zjawiliście się, bo nie byłoby dobrze, gdyby przeleżała całą noc na ziemi. A gwarantuję, że nie wstałabyś sama. - zaśmiał się. Ja sama doskonale o tym wiedziałam. Nie miałam siły sama się podnosić, ale także ból mi to uniemożliwiał.
- Dziękujemy bardzo, dobranoc. - pożegnał się Harry.
- Dobranoc, trzymaj się panienko. - uśmiechnął się pan doktor, a ja odwzajemniłam uśmiech i powiedziałam ciche "do widzenia".
- Jak do tego doszło? - spytał od razu Jacob.
- Chcę o tym zapomnieć, a wy od razu torturujecie mnie pytaniami. - rzekłam poirytowana.
- Martwimy się o ciebie. - wtrącił Harry. Taaa.. jasne.
- Dobra, może kiedyś wam opowiem. - mruknęłam. Harry chciał mnie wziąć na ręce, ale zaprzeczyłam, bo po pierwsze. Nie chciałam żeby mnie niósł, a po drugie za bardzo mnie bolało.
Po chyba 10 minutach wychodzenia ze szpitala doszliśmy do Harrego samochodu.
- Lizzy, jedziesz do mnie. - powiedział twardo Harry. A temu co się przywidziało?
- Ale...
- Jedziesz, bo robię imprę, a ty będziesz narzekać. - zaśmiał się Jacob. Co tu jest grane? Czy oni w jakiś sposób nie współpracują ze sobą?
- A Kathleen? - zapytałam i zrobiłam pytającą minę.
- Powiem, że śpisz u Ashley. - wstrząsnął ramionami Jacob.
- To nie jest dobry pomysł. - zanim zorientowałam się byliśmy już pod naszym domem.
- To dzięki za podwózkę... - powiedziałam i chciałam otworzyć drzwi, ale Harry zamknął mi je. - Otwórz to. - powiedziałam.
- Powiedziałem coś. Jedziesz do mnie. - rzekł rządzicielsko.
- Ja też coś powiedziałam. Masz to otworzyć. - warknęłam, ale jak spojrzałam w jego oczy poddałam się. Obrażona odwróciłam się szybko w stronę okna i nie przejmowałam się bólem jaki właśnie sobie zadałam.
- No to trzymajcie się ludzie, miłych przygód w łóżku. - zachichotał Jacob i wyszedł z samochodu.
- Hej hej. - rzucił Harry. Przewróciłam oczami i spróbowałam jeszcze raz otworzyć drzwi. Ani drgnęły.
- Nie siłuj się i tak nie otworzysz. - powiedział Harry i odpalił swoje auto. Teraz tylko czekać aż dojedziemy do jego mieszkania i zaczną się przesłuchania. Specjalnie mnie tu wziął, bo w szpitalu mu nic nie chciałam powiedzieć.
___________________________________________________________________________
Hejooooo! :D
Tak jak powiedziałam, mam sprawę.
Od 17 do 20 lipca nie będą pojawiać się rozdziały i już od razu mówię, że bez sensu będzie zadawanie pytań "kiedy nn'' :). Po prostu wyjeżdżam i nie będę miała możliwości ani czasu dodać nawet najkrótszego rozdziału. Musicie mnie zrozumieć, w końcu są WAKACJE!!! :D
Kocham i pozdrawiam ;**
Ja tam będę czekać ! Na takie rozdziały to można :D
OdpowiedzUsuńChciałabym mieć tak jak ty, codziennie rozdział i do tego świetny.
ps. tego Marcusa zabiję :)
Nie są świetne. Takie tam wypociny xD
UsuńJak pisałaś Fast to rozdziały były codziennie i to te rozdziały były świetne! :D a co się teraz stało, że codziennie nie ma? :(
nie mam pojęcia ;/
Usuńwysłałam ci e maila ! <3
UsuńOkej, już sprawdzam! :)
UsuńPilna sprawa na e mailu !
OdpowiedzUsuńsory ,że tutaj ,ale to ważne xD
Okej xD
Usuńjejuuu :D:D:D teraz będą razem ?
OdpowiedzUsuńkfnjvbfkjflkfl;ksf;fjfndjfvnjfkvnkdhshffdnvxkjvkdfhvvhkfhvfdk masz talent <3
OdpowiedzUsuńdzisiaj jest 15 , a więc dzisiaj będzie rozdział :D ?
OdpowiedzUsuńMoże jakiś krótki napiszę. :)
UsuńZapyta sie jej! Ukartował to z nim żeby się jej zapytać na 100! <33 Rozdział booskii świetnie piszesz.. pamiętaj! :** tylko pozazdrościć .. <3
OdpowiedzUsuńAle słodzisz, kochanie xD ;*
Usuń