czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 49

Szłam posłusznie koło czerwonowłosej. Była ode mnie niższa, ale za to bardzo szczuplutka. Chłopak był mniej więcej takiego wzrostu co Harry i o budowie też można by było tak powiedzieć. Na twarzy Margaret widniał cały czas prześliczny uśmiech i mogłabym ją za to normalnie pochwalić. Nie wiem z czego się tak cieszyła, ale brawa za wytrzymałość w uśmiechu.
- Dokąd tak dokładnie idziemy? - zapytałam, gdy zauważyłam, że skręcamy do jakiejś dziwnie ponurej uliczki. Nie znałam w ogóle Liverpoolu, więc nie wiedziałam gdzie na wszelki wypadek uciekać. Chociaż może nie będzie takiej potrzeby.
Rozglądałam się dookoła żeby zapamiętać drogę powrotną do hotelu.
- Zobaczysz. Za chwilę będziemy. - uśmiechnęła się po raz kolejny i pocałowała chłopaka w usta. Skąd tyle u nich miłości? Czy to jest możliwe, że ludzie aż tak się kochają?
- Oh... - westchnęłam i chyba oboje to usłyszeli, bo spojrzeli na mnie dziwnie. Ja tylko rzuciłam im nieśmiały uśmiech i szłam dalej.
Po 5 minutach drogi ustaliśmy przed drzwiami.
- Eric, otwórz, to my. - zapukała Margaret i po chwili drzwi otwarły się. Ujrzałam wysokiego chłopaka z poburzonymi włosami. Miał bardzo dużo kolczyków, ale przyznam, że był nawet przystojny, ale nie dorównywał Haremu...
Weszliśmy do środka i zostało zaświecone światło, które nie za wiele dawało.
- Siema wszystkim, poznajcie Lizzy. - powiedziała Margaret, a po całym pomieszczeniu przeszedł szmer i słowa "siema", "cześć", "hej". Było tu bardzo dużo osób. Wszyscy siedzieli na ziemi, a obok nich pełno butelek po piwach, przez co ten zapach w powietrzu.
- Może to będzie nasza nowa dziewczyna. - rzekła Margaret, a ja zrobiłam wielkie oczy. Jaka nowa dziewczyna? Chyba chcę stąd iść...
Rozejrzałam się jeszcze po pomieszczeniu i dostrzegłam oddzielne pokoje, gdzie na łóżkach leżały prawie nagie dziewczyny i chyba czekały na chłopaków...
Podszedł do mnie jakiś koleś i klepnął w tyłek.
- Kochanie, tam jest wolny pokój. Idziemy? - pociągnął mnie za nadgarstek, a ja wyrwałam mu się.
- Robb, ona nie chce. - stanęła w mojej obronie Margaret, przez co byłam jej wdzięczna. Odepchnęła lekko chłopaka i zaprowadziła mnie do innego pokoju.
- Bawcie się dalej. - zwróciła się do swojej "paczki" i zamknęła pokój. Za drzwi doszły odgłosy muzyki, a Margaret pokręciła głową.
- Zawsze tutaj tak jest? Gdzie my w ogóle jesteśmy? - zapytałam i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Nie było tu zbyt przyjemnie i w powietrzu unosiła się wilgoć. Co to za miejsce?
- Zawsze. To są moi kumple. Świetnie się dogadujemy. A jesteśmy w... - zatrzymała się. - To jest nasze miejsce imprez... Niektórzy nawet tu śpią... Na przykład ja... - tak jakby posmutniała. Zrobiło mi się jej bardzo szkoda. Jak można spać w tym miejscu?
- Tak mi przykro... Jak do tego doszło, że tu nocujecie? - zapytałam, ale nie wiedziałam, czy mi wolno.
- Wisz, Lizzy. Są tacy ludzie jak bezdomni. - rzuciła, a mi zrobiło się bardzo głupio.
- Wiem, przepraszam...
- Nie przepraszaj. Powiem ci. - kiwnęła głową i poprawiła włosy, które opadły na jej twarz. - Nie którzy nie mają rodziców. Jak na przykład ja. Poznałam tych ludzi przypadkiem, na imprezie. I do teraz jesteśmjy tu razem... - wytłumaczyła, a ja słuchałam jej uważnie.
- Tak mi przykro...
- Każdy tak mówi. - wstrząsnęła ramionami. -A tak naprawdę to nic nie wiedzą. - powiedziała obojętnie.
- Ja wiem jak to jest... Także nie mam rodziców. - spuściłam głowę i usłyszałam ciche westchnięcie Margaret.
- Tylko ty jedyna. Jesteś pierwszą osobą, która tutaj jest i ma jakiś problem. Nie ma idealnego życia... Każdy z nas tutaj przebywający ma jakiś kłopot w życiu. Coś trudnego. I dlatego tu jesteśmy. Nawzajem się wspieramy. Może niedługo będziesz jedną z nas. - powiedziała, a ja gwałtownie podniosłam głowę i spojrzałam na nią z wielkimi oczami.
- Ja nie...
- Zobaczymy. - posłała mi uśmiech i wstała. Podeszła do starej szafy i zaczęła coś grzebać.
- Co miało znaczyć to, że może będę waszą nową dziewczyną? - spytałam niepewnie, a ona prychnęła. Czy powiedziałam coś nie tak?
- Tutaj każdy się zabawia na swój sposób. Widziałaś, że Robb chciał z tobą gdzieś iść? - spojrzała na mnie, a ja kiwnęłam jej głową. - Chciał uprawiać z tobą seks. Proste. - wzruszyła ramionami i odwróciła się do mnie tyłem.
Robiło mi się niedobrze na samą myśl, że mogłabym tu zostać do końca mojego życia. Oni mogą mnie tu trzymać, więzić, i nikt nie będzie wiedział gdzie jestem...
HARRY! Ja muszę do niego wracać! Już za długo mnie nie było. Pewnie panikuje i jest zły. Bardzo zły... Wyjęłam telefon w celu zobaczenia czy mam jakieś wiadomości, połączenia. 16 nieodebranych połączeń od Harrego i wiadomości.

No pięknie! Naprawdę będę miała przejebane! A z resztą. On nikim dla mnie nie jest, więc nie rozumiem o co tyle zachodu. Ale z jednej strony go rozumiem. Też bałabym się o niego, gdyby tak nagle mi zginął i się nie odzywał.
- Po co ci to? - wyrwała mnie z paniki Margaret i wskazała na telefon.
- Chciałam powiadomić mojego.. um... kolegę, że tu jestem, ale nie ma zasięgu...
- Nikogo nie będziesz powiadamiać! - wyrwała mi telefon z ręki, a ja przestraszyłam się. - Przepraszam... - spuściła głowę i brała głębokie oddechy na uspokojenie się. Rzuciła mi telefon i znów odwróciła się tyłem. Wstałam i chciałam ją przytulić, ale zakazała mi ręką.
- Martwi się o ciebie, co? - zapytała, a ja za bardzo nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Ale kto? 
- No kolega. - rzuciła spokojnie i odwróciła się do mnie. - Masz rację. Tu nie ma zasięgu i nie dodzwonisz się nigdzie... - opadła na kanapę i westchnęła. - Czy ty już... no wiesz...
- Nie! - wiedziałam o co jej chodzi i przerwałam. Ale nie rozumiałam czemu pyta. 
- A ile ty masz lat? 
- S-siedemnaście... - odpowiedziałam niepewnie i usiadłam obok niej. - Dlaczego pytasz? - skanowałam uważnie jej twarz, która nie wyrażała żadnych emocji. Wiedziałam, że to była dziewczyna z charakteru niczym się nieprzejmująca. 
- A ja 18 i wyobraź sobie, że już zaliczyłam może około 100 chłopaków, jak nie więcej. A to wszystko przez ten jebany zakład... - ZAKŁAD? Kurwa, jaki zakład! Ktoś mówił mi o jakimś zakładzie, ale...
HARRY...
- Założyłam się z chłopakiem, o to, kto więcej przeleci osób. Miałam szesnaście lat kiedy pierwszy raz.. no wiesz... Ale to wszystko przez to, że on nie chciał! Mówił: "Jesteśmy młodzi. Jak coś nie wyjdzie, nie chcę mieć dziecka w tym wieku..." Rzuciłam go.. Bo pomyślałam, że po co takiego trzymać, jak chciałam od niego dowodu miłości, a on ewidentnie tego nie chciał? Z resztą.. Kurwa, po co ja ci o tym mówię. Masz swoje problemy. - zakończyła swój monolog, a ja patrzyłam na nią wielkimi oczami. To Harry. To o Harrym ona mówiła. Ale nie przyznam się do tego, że tym MOIM KOLEGĄ jest właśnie on... 

***Oczami Harrego***

Kurwa! Czemu jak zwykle Lizzy wywija mi takie numery? Miała iść do łazienki. Okej. Pozwoliłem jej zostać samej, bo jej zaufałem, a ona jak zwykle wystawia mnie na próbę mojej wytrzymałości. Nie odpisała mi, a telefon na pewno jej nie padł, bo dzwoniłem do niej i nie odbierała. A jak jej się coś stało? Nie! Stop, Harry! Nie możesz tak myśleć!
Poszedłem w poszukiwaniu ochroniarzy. To co jej napisałem, tak będzie. Ma przejebane i to bardzo. 
Przedstawiłem im całość rzeczy i wysłuchali mnie, bo to w końcu moi dobrzy koledzy, na których zawsze mogłem polegać. Dwóch gdzieś ruszyło, a ja poszedłem za nimi. Kipiałem cały złością. Nie poinformowałem Lesie ani Matta o zaistniałej sytuacji, bo nie chciałem ich denerwować. 
- Stary, tam za rogiem jest jakaś buda. Tych dwoje ludzi - wskazał na starsze małżeństwo - widziało dziewczynę w jaskrawej bluzce jak tam szła.
- Okej, idziemy. - Lizzy miała na sobie pomarańczową bluzkę. Ona tam poszła! Nie wiem co chciała prze to osiągnąć, nie wiem z kim poszła, ale ma wyjebane i to już. Koniec imprezy, biorę ją do pokoju i będzie tłumaczyć mi wszystko od początku. 
Szliśmy przez jakieś zadupie. Wszędzie szaro, ponuro. Jeśli zobaczę ją z jakimś facetem, najpierw zabiję jego, a później wysłucham Lizzy. Nie wiem czy będę spokojny, raczej nie. 
Zacząłem walić do drzwi, z których dochodziła głośna muzyka. Otworzył mi jakiś szatyn mojego wzrostu, który miał pełno kolczyków w twarzy. Wepchałem się do środka i ściszono muzykę.
- Gdzie ona jest?! - krzyknąłem i popchnąłem tego kolesia.
- Spokojnie. Kto? - zapytał.
- Jak to kto?! Lizzy! - obojętnie wskazał na jakieś drzwi, a ja bez słowa z ochroniarzami podszedłem do nich. Bałem się tego, co tam zobaczę. Otworzyłem je pełen złości i to co tam zobaczyłem, zupełnie mnie przeraziło. 

9 komentarzy:

  1. O w mordę jeża !
    Ale się porobiło , a w życiu bym się tego nie spodziewała.
    Akcja mnie powaliła, leżę i nie wstaję ,serce wali mi jak młotem. W ogóle co się wydarzy w kolejnym rozdziale to ja się aż boje.
    Genialny pomysł z tym ich "bractwem" czekam na next bo chyba skonam jak go szybko nie przeczytam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. tego się nie spodziewała :O <3

    OdpowiedzUsuń
  3. czy dzisiaj będzie next ??

    OdpowiedzUsuń
  4. ja już nie mogę się doczekać !! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja pierdziuuu!...

    OdpowiedzUsuń
  6. O boże wspułczuje

    OdpowiedzUsuń