sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 58

W środę nad ranem obudził mnie strasznie głośny dźwięk mojego telefonu. Nie był to dźwięk budzika, więc kto o tak wczesnej porze do mnie dzwonił?
- Halo? - zapytałam z poranną chrypką.
- Słuchaj Lizzy, mam do ciebie sprawę. - w słuchawce odezwał się głos Sarah.
- No słucham. - Ziewnęłam.
- Przepraszam jeśli cię obudziłam, chciałam się zapytać zanim przyszłabyś do pracy. - rzekłam i westchnęła. Nie wierzę. To ta sama dziewczyna, która jeszcze niecały miesiąc temu nie odezwała się do mnie ani słowem?
- No o co chodzi?
- Mogłabym się z tobą zamienić? Ty przyszłabyś na 16, a ja teraz na rano. Bardzo mi na tym zależy, bo muszę wyjechać za Londyn. - mówiła błagalnie.
- Nie ma sprawy, pośpię sobie dłużej. - zachichotałam.
- Dzięki wielkie. Zapraszam cię kiedyś na kawę. Pa. - powiedziała wesoła.
- Pa. - rozłączyłam się. Dawno nie słyszałam jej tak rozradowanej. To niesamowite mieć dobre stosunki z osobami z którymi pracujesz na co dzień.
Spojrzałam na zegarek i przeraziłam się. Była 5:50! Czemu ja nie śpię o tej godzinie? Zamknęłam oczy, a przed oczami pojawił mi się okropny obraz z wczoraj. Po dłuższej chwili ponownie zasnęłam.
Październikowe, słabe promienie słoneczne przedostały się do pokoju gdzie spałam. W całym domu była cisza, a pomyśleć sobie, że wczoraj każdy tak na siebie krzyczał. No nic. Czas wstawać. Było chwilę przed dziesiątą, udałam się do łazienki. Zrobiłam wszystko to, co rano mam w zwyczaju robić. Ubrałam na siebie czarny t-shirt i leginsy biało-czarne w paski. Bez lustra włosy związałam w koka i poszłam na śniadanie. Na stoliku leżała karteczka:
 Co ta "wiadomość" w ogóle miała znaczyć? Zemści się? Ona nie pragnie mojego szczęścia. Chociaż nigdy nie byłam szczęśliwa. Zawsze ONA stawała mi na drodze.
Jak to szczęśliwi? Przecież oni nie mieli ze sobą kontaktu po tym co się pomiędzy nimi wydarzyło. Jeżeli, że o czymś nie wiem. 
Kathleen zachowuje się jak dziecko. Cały czas próbuje mi coś wmówić, a później jakimś jebanym sposobem okazuje się, że zmyśla. I ona ma czelność cały czas powtarzać mi, że chce dla mnie dobrze?
- Siema, siema! - powiedziała zaspana Lesie. Szybko zgniotłam kartkę i schowałam ją za plecami.
- Hej... - wymamrotałam.
- Co tam chowasz? - od razu zauważyła coś niepokojącego w moim zachowaniu i złapała mnie za ręce.
- Nic nie chowam. - wyrwałam jej się i poprawiłam włosy.
- Lizzy, widzę. - przechyliła głowę na bok i zmrużyła oczy. Podbiegła do mnie i wyrwała kartkę. Przeczytała na głos, a po chwili jej wzrok spotkał się z moim.
- O co w tym chodzi? - zmieszała się, a jej ręce zadrżały. 
- Nie wiesz o co chodzi, bo cały czas cię w domu nie ma! - podniosłam głos.
- Chyba nie mam mi za złe tego, że chcę spotkać się z koleżankami, gdy mam czas wolny! - odwdzięczyła się.
- Oczywiście, że nie mam, ale gdy cię potrzebuję, zawsze cię nie ma! - machnęłam rękoma przed jej twarzą. - Akurat przez te ostatnie dwa dni przydałabyś mi się i to bardzo. - rzuciłam cicho. Poczułam jak przytula mnie i szepcze ciche "przepraszam".
- Powiedz mi o co chodzi. - rzuciła spokojnie i usiadła na krześle pokazując, żebym zrobiła to samo. 
- To wszystko zaczęło się od tego, kiedy Jacob powiedział Kathleen, że poznałam Harrego. Jak to Jacob, chciał się zemścić. Oboje nie wiedzieliśmy, że ona ma coś z nim wspólnego... - zaczęłam wszystko powoli, spokojnie opowiadać. Gdy doszłam do najgorszego, do tego, że jej własna matka pieprzyła się z moim kolegą Harrym, zaczęła płakać, a jej oczy rozszerzyły się maksymalnie.
- T-to jest niemożliwe! - krzyknęła i wybuchnęła niepowstrzymanym płaczem. Tak było mi jej szkoda. Ona przeżywała bardziej to, że Kathleen chciała większych wrażeń, a ja, że Harry. Gdyby charakter mojej ciotki był inny, może bym ją rozumiała, ale jakoś nie mogę. Zdradziła Marcusa i to na samym początku i chodzenia. 
- Tak mi przykro, ale niestety tak. To jest możliwe. Twoja mama zdradziła Marcusa na samym początku i okłamywała go przez trzy lata, rozumiesz? - gdyby moja mama zrobiła mi takie coś... Uh, ale ona nie żyje i nic takiego się nie stało.
- Tak, wiem. O Boże! O-ona jest n-nienormalna! - jąkała się. - A co na to Harry? - pociągnęła nosem.
- A co on na to może... Nic. Po prostu wczoraj była ostra kłótnia, Marcus zerwał z Kathleen, Harry przyszedł tu sam do domu i nic mi nie powiedział... Nie wiem, muszę jakoś z nim pogadać, bo wyrzuciłam go z pokoju...
- Czemu? Jak to?
- Za dużo tego było na jeden raz. Za dużo emocji...
- Rozumiem. A ty nie w pracy? - szybko zmieniła temat.
- Mam na po południe. - westchnęła tylko i podeszła do lodówki po sok. 
- Wyobrażasz sobie? Moja własna matka... - łzy znów się polały, ale ja szybkim krokiem podeszłam do niej i przytuliłam. Ta sprawa jest tak cholernie chora, że aż ciężko jest myśleć.
*15:50*
Autobus zatrzymał się na przystanku. Szybko opuściłam pojazd i udałam się do baru. Chciałam być przed czasem, bo musiałam jeszcze powlewać piwa do pojemników. Lesie powiedziała mi, że będzie starać się poświęcać mi więcej czasu. Gdy dowiedziała się, że Kathleen zabrała mi moje "przyrządy" do porozumienia się ze światem zamarła i żałowała, że jej przy mnie nie było, bo by wstawiła się za mną. Długo gadałyśmy, aż do mojego zebrania sie do pracy, dlatego byłam tak późno.
- Hej Lizzy. - powiedziała wesoło Sarah.
- Hej hej. Co ty taka wesoła jesteś? - zmrużyłam oczy. Wyglądała jakby za chwilę brała ślub z chłopakiem swojego życia. 
- Poznałam przystojniaka i dziś się spotykamy! - pisnęła. No coś w tym stylu zgadłam. 
- No no no. To gratulacje! - odłożyłam swoją torbę na blat i uśmiechnęłam się. - No to pędź już, bo się spóźnisz na własną randkę! - poganiałam ją.
- Jesteś kochana! - pisnęła po raz drugi i wybiegła na zaplecze. Pozbawiona entuzjazmu Sarah, mogła być tak wesołą, rozbawioną dziewczyną. Myliłam się co do niej. Myślałam kiedyś, że jest okropną zołzą, która będzie mi aby szkodzić.
- No to lecę! - podbiegła do mnie i cmoknęła w policzek.
- Miłej randki - zaśmiałam się.
- To nie jest randka. - zganiła mnie.
- Nie ważne, ale spotkanie dwóch zakochanych. - otworzyła usta żeby zaprzeczyć czy coś, ale szybko jej przerwałam. - No już leć leć. - zaśmiałam się. Posłała mi ostatni uśmiech i jak poparzona wybiegła z baru. Pokręciłam głową i wzięłam się za pracę.
***
Godziny mijały mi dość szybko. Przyznam szczerze, że dzięki Sarah potrafiłam uśmiechnąć się do klientów. Wielu nachalnych i nawalonych kolesi chciało iść ze mną do "pokoju zabaw", ale dałam im do zrozumienia, że nie mam ochoty i jestem w pracy. Było krótko przed 23 czyli za chwilę powinnam zamykać. Z dziesięciu ludzi kręciło się jeszcze wokół stolików, myślałam, że nigdy nie wyjdą z tego baru. 
- Hej laska. Chciałabyś może odrobinę zabawy? - zapytał jakiś niezbyt zachęcający facet. Dziś chyba jakoś wyjątkowo składano mi takie propozycje.
- Nie dzięki. Jestem w pracy, a po drugie nie interesują mnie takie rzeczy. - powiedziałam zgodnie z prawdą. "A szczególnie z tobą" - pomyślałam.
- No weź... Nie bądź tą inną, gorszą... - udał smutnego, a mnie od razu naszła ochota na wymierzenie mu siarczystego ciosu w policzek z otwartej ręki. 
- Chyba wyraźnie do ciebie coś dotarło, co?- to nie był mój głos. Przed ladą obok tego odrażającego faceta ustał nie kto inny jak Marcus.
- Spoko koleś, już idę. - podniósł ręce w geście poddania i odszedł.
- Co ty tu... pan robi? - zapytałam przecierając blat.
- Przejechałem po ciebie słonko. - co proszę? Zachciało mu się dobrodusznego gestu.
- Nie potrzebnie. Wezmę autobus, lub pójdę na pieszo. A tak w ogóle to chyba pan nie chce  wracać do.. tego domu? - zapytałam nie patrząc na niego, ale szczególną uwagę skupiłam na wycieranym przeze mnie blacie.
- A kto powiedział, że zabiorę cię do twojego domu? - powiedział cwaniacko. Podniosłam na niego swoje oczy i lekko mówiąc przeraziłam się. Poruszył odrażająco brwiami, a mnie przeszły nieprzyjemne dreszcze.
- Dobra ludzie, zbierajcie się! - odwrócił się do tych co pozostali i wskazał na drzwi. W tej chwili pragnęłam aby ktoś ze mną został. Popatrzyli na niego krzywo, ale po chwili wszyscy podnieśli tyłki z krzeseł i udali się w stronę wyjścia. Niektórzy mieli jeszcze do zapłaty.
- Ile? - zapytała dziewczyna mniej więcej w wieku Harrego. 
- 5 funtów. - popatrzyłam na kartkę, gdzie zapisywałam jej drinki i wszystko inne z dzisiejszego dnia. Byłam niespokojna. Marcus zaczął wystukiwać nogą jakiś rytm. Odebrałam to tak, że mu sie nudziło.
- Proszsz.. - zrobiła dzióbek i wręczyła mi kasę. Zmierzyła mnie, a potem Marcusa wzrokiem.
- Dziękuje. - odpowiedziałam grzecznie. - A może zabierzemy się razem do domu? - posłałam jej przyjazny uśmiech. Była częstą klientką więc nie bałam się tego pytania. Wszystko, tylko jak najdalej od tego cholernego Marcusa. Przypomniała mi się sytuacja w której wychodziłam z łazienki, a Marcus mnie "napadł". Powiedział dziwne słowa, które mnie przeraziły, że jeszcze nie wszystko skończone. 
- Nie potrzeba. Ja ją odwiozę do domu. - Marcus posłał jej sztuczny uśmiech i popchnął żeby poszła. 
Zostaliśmy sami. Serce zaczęło mi walić strasznie. Oddech stawał się cięższy i trudniej było go złapać.
- No to idź na zaplecze i przebierz się. - rzucił, a ja odłożyłam zmywak, którym ścierałam blat. Ruszyłam tyłem do wyjścia cały czas go mierząc wzrokiem. 
- No idź, idź. - poganiał mnie. Szybkim krokiem weszłam do pomieszczenia i odetchnęłam. Szybko zabrałam swoje rzeczy i chciałam wyjść tylnymi drzwiami. - Gdzieś się wybierasz się gdzieś? - usłyszałam za sobą głos Marcusa. ________________________________________________________ Czeeeeść! :D Sorki, że tak późno :)

9 komentarzy:

  1. jjshfjdbvzkvjvfgjzfhvbd a co z nowym ff ? :D hahaha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę obmysleć i niedługo zaczynam pisać :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  2. super rozdział wenyyy <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurwa mać!
    Ale się porobiło! Jak ten dupek jej coś zrobi ,to znajdę go i powieszę na gałęzi za genitalia!
    OOoo a może Harry ją uratuje? Już nawet boję się myśleć co będzie w następnym :OO

    OdpowiedzUsuń
  4. kiedy możemy liczyć na nn ? <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś nie wiem czy zdąrzę ale postaram się, bo iż ponieważ później przez 4 dni na pewno nie bedzie rozdziałów, ale to pozniej powiem co i jak :)

      Usuń