sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 39

- Idziemy na... basen?
Lesie razem z Mattem ustali w drzwiach zdziwieni. Szybko odsunęłam się od Harrego, ale po jego niechętnych ruchach mogłam wywnioskować, że całowanie się publicznie w ogóle mu nie przeszkadzało.
Wiele razy ja z Zackiem miewaliśmy romantyczne momenty na oczach wielu obcych ludzi. Ale to była w ogóle inna sytuacja. Ja z nim byłam, a Lesie i Matt wiedzieli, że go nie lubiłam. Może tak było... do czasu...
Zaczęło mi bardziej na nim zależeć niż kiedykolwiek. Mogłabym przysiąc, że nigdy nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. A w szczególności, że...
- Przeszkadzacie nam. - Zaśmiał się Harry w ich stronę. Oni spojrzeli na siebie zdziwieni i zaśmiali się.
- Chcieliśmy tylko zapytać. - Dodał Matt. - Z resztą Harry... mamy za chwilę spotkanie.
Harry spojrzał na zegarek i jakby ta wiadomość w ogóle na niego nie zadziałała.
- No i co z tego? Dajcie nam chwilę. - Spojrzał na mnie. Zabiło mi mocniej serce na myśl, że zostałabym z nim sam na sam jeszcze przez chwilę.
Lesie i Matt pokiwali głowami z dezaprobatą i wyszli z pokoju chichocząc.
- Idziemy na ten basen. - powiedział stanowczo.
- Nie... - marudziłam. - Z resztą nie mam stroju.
- Nie przeszkadza. - Rzekł zawadiacko, a ja klepnęłam go w ramię. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna dotykając pięknych zasłonek.
- Nie chce tam iść. - Rzuciłam.
- Kupię ci na miejscu. Taki bardzo seksowny ci wybiorę. - Wstał i podszedł do mnie wtulając się we mnie od tyłu. Jego dłonie lekko oplotły moja talię, a głowa spoczęła na ramieniu. Czułam na szyi jego ciepły oddech.
- Jak już coś, to kupię sobie sama. - Wygramoliłam się z jego objęć. Spotkał na mnie zdzwiwiony i krok w krok za mną chodził.
- Serio, Harry? Serio? - zapytałam z ironią. - Masz zamiar skanować te miejsca, w których przed chwilą byłam?
- Naturalnie. - Zadrwił. Zaczynał mnie wkurzać. Ale tak pozytywnie. W towarzystwie takiego Harrego mogłabym przebywać zawsze.
W pokoju pojawili się Lesie i Matt. Spojrzeli na nas wzrokiem pytającym i weszli w głąb.
- Już? Stary, serio musimy już iść. - narzekał Matt.
- Już, już. - Rzekł Harry i ruszył w stronę drzwi. - Pamiętaj. Ja kupuję ci strój. - Powiedział i wyszedł. Zostawił mnie w wielkim osłupieniu. Miałam nadzieję, że żartował. Już zaczynałam sobie wyobrażać jaki strój mogł kupić Harry. Stringi i stanik, który zakrywał tylko sutki.
Zajebiście.
***
- Za chwilę powinni skończyć. - Oświadczyła Lesie. Po tym, jak opowiedziałam jej o moich relacjach z Harrym, jak się zmieniły i w ogóle, była przerażona, ale jednocześnie szczęśliwa. Wysmiewałam ją, gdy mówiła, że coś z tego będzie.
Znowu...
Dziewczyna wstała i zaczęła szukać czegoś w torbie.
- Czego szukasz? - zapytałam uważnie śledząc jej poczynania.
- Yyy... stroju kompielowego... - zawahała się.
- Co? - zatkało mnie. - Ty... ty wiedziałaś, że mieli zamiar iść na basen? - zapytałam i podeszłam do niej, zabawnie szturchając ją w brzuch.
- No... Harry mnie prosił żebym ci nic nie mówiła.. - wypaliła między przerwami śmiechu. Ona potrafiła wszystko wygadać.
- Aha. To takie współprace! - Zaczęłam bardziej ją gilgotać.
Natarczywie wbijałam palce w jej żebra i nawet nie zauważyłam, że w pokoju - nie wiedziałam od kiedy - stali Harry i Matt, którzy przyszli ze spotkania. Patrzyli na nas zdezorientowani, gdy siedziałam okrakiem na mojej przyjaciółce.
- No wiesz co? A ze mną tej pozycji nie chciałaś. - wypalił Harry i podszedł do mnie. Wziął mnie za biodra i wisiałam w powietrzu. Zestawił mnie na ziemię obok łóżka. Nie wydawałam się zbyt wielkim ciężarem dla niego, skoro z taką lekkością mnie trzymał w górze.
Moje policzki zalały się różem. Tylko Lesie musiała to zauważyć, bo dźgnęła mnie palcem w policzek.
- Burak. - Szepnęła mi do ucha i podbiegła do Matta wieszając się na jego szyi. Pomiędzy nimi była spora różnica wzrostu. Nawet wieksza ode mnie i od Harrego.
- To co. - Zaczął Harry. - To wy pakujcie potrzebne rzeczy, a my idziemy wybrać strój. - Mrugnął do mnie oczkiem, a ja przewróciłam oczami. Na samą myśl o beznadziejnym stroju, który mógłby zakrywać nie za wiele, chciało mi się zwymiotować. Całe szczęście, że Harry sam tego nie kupił. Przynajmniej miałam jakieś szanse na sprzeciw.
- Różowy, granatowy, czerwony, a może czarny? - mówił pełen entuzjazmu. Nie wiedziałam czy kiedykolwiek widziałam tak podekscytowanego chłopaka. Wybór stroju komielowego dla dziewczyny chyba naprawdę zadowalał chłopaków, przynajmniej w najmniejszym stopniu. W przypadki Harrego tak było.
- Przestań. - Zganiłam go. - Pójdę do restauracji i popatrzę na was z góry. Wolę to niż pluskanie się w wodzie jak pięciolatki. - chciałam zabrzmieć jak najdoroślej. I chyba tak było, bo Harry zaraz parsknął śmiechem.
- Odezwała się wielka siedemnastolatka. - Zaakcentował dwa ostatnie wyrazy. Zmrużyłam na niego oczy i ustałam w miejscu tupając nogą jak małe dziecko.
- I widzisz? Spojrz na siebie. Na swoje zachowanie. - Przejechał swoim wzrokiem po mojej całej sylwetce i cofnął się by uzyskać lepszy efekt. Wykorzystałam okazję i spojrzałam do tyłu. Wyrzuciłam mu język i zaczęłam biec przed siebie. Nie wiedziałam gdzie biegnę, ale dostrzegłam plac zabaw. Skoro byliśmy przy temacie dzieci, dalej go rozwijałam.
- Wiesz, że daleko nie uciekniesz. - Rzucił się do biegu zaraz za mną, a jego ton stał się poważniejszy. Mogłam wyczuć, że jego oczy stały się ciemniejsze. Było to bardzo seksowne. Lubiłam w nie patrzeć, lecz wuczuwałam w nich jakiś niepokój, smutek.
Wybiegłam z naszego hotelu nie zwracając uwagi na ludzi gapiących się na mnie i na całą sytuację.
- Nie męcz się. - Powiedział Harry i zaczął dyszeć. Ja także powoli zaczęłam się męczyć. Zdąrzyliśmy już zbiec może ze stu schodów.
Nie wygra ze mną.
Wybiegłam na zewnątrz. Rozejrzałam się po ulicy i akurat nic nie jechało. Szybko przebiegłam, lecz jak na złość żaden samochód nie przejechał w chwili gdy Harry chciał przebiec przez ulicę. Czułam, że już tracę siły. Zwolniłam w biegu, a Harry to wykorzystał. Dobiegł do mnie i głośno sapiąc chwycił mnie za boki.
- I co? Pewność zwycięstwa zginęła? - zaśmiał się i oparł swoją głowę o moje ramię. Oboje głośno oddychaliśmy i z trudem łapaliśmy oddechy.
- Wcale nie. Nadal stwierdzam, że pływać nie będę. - Rzuciłam stanowczo i ruszyłam przed siebie.
- E, e, e. - Zatrzymał mnie Harry. - Po pierwsze. Sklep z bielizną na basen jest tam, - wskazał za siebie palcem. - A po drugie, przegrałaś ucieczkę. - wzruszył ramionami. Westchnęłam głośno i ustałam za nim.
- Za karę mnie niesiesz. - Powiedziałam żartobliwie, ale stanowczo.
- Yh... Okej. - Zaśmiał się niby zniechęcony. Zgiął delikatnie kolana, a ja wskoczyłam jak najmocniej na jego plecy.
- Auć. - Stęknął.
- Przepraszam. - powiedziałam sztucznie miło i oplotłam swoje ręce wokół jego szyi. Chwycił moje nogi i oplotłam je o jego biodra.
W drodze do sklepu, który nie był za daleko, Harry opowiadał mi bardzo dużo o Liverpoolu.
- Ile razy już tu byłeś? - zapytałam rozglądając się dookoła.
- Dużo.
- Czyli? Jakaś konkretna liczba?
- Powiem tak. Nie liczę. - Skubnął mnie w udo palcami. Cicho pisnęłam, i usłyszałam jego ciche mruknięcie. Bóg wie, z czym mu się to skojarzyło.
Weszliśmy do sklepu, gdzie w moje oczy od razu rzuciły się stroje. Skąpe, bardziej skąpe lub mniej...
- W czym mogę pomóc? - zapytała kobieta. Ładna blondynka skanowała mnie wzrokiem. Ciekawe czy często bywali u nich tacy goście.
- Szukamy bardzo seksownego stroju dla tej dziewczynki. - Zachichotał.
- Harry... - zganiłam go i zeszłam z jego pleców. Kobieta przejechała po mnie wzrokiem i zamrugała kilkakrotnie rzęsami.
- Jaki obwod miseczki? - zapytała. Nie przy Harrym. Zaczerwieniłam się i spojrzałam w dół.
- Hmm... - zastanowił się i spojrzał na mnie. - Myślę, że B bedzie w sam raz. - Jeszcze bardziej zawstydziłam się. Kobieta gdzieś zniknęła, a Harry znalazł się tuż obok mnie.
- Skarbie, przestań. - chwycił mój podbródek. - Nie ma się czym krępować. - Łatwo mu mówić. Tyle razy już to robił z dziewczynami i miał to jak w palcu. Nigdy nie lubiłam kupywać sobie nawet najzwyczajniejszych biustonoszy. A przy Harrym było totanie niezręcznie. Kobieta wyszła chyba z kilkunastoma strojami na wieszakach.
- Ten? - Harry wskazał na czarne stringi. Rozbawienie w jego oczach było tak widoczne... to mnie bardziej zawstydzało.
- Harry... - ponownie go zganiłam.
- No to... może... ten. - Wskazał na czerwony z czarną kokardką pomiędzy miseczkami. Był nawet spoko. Zerknęłam na majtki, bo może w nich było coś, co mu się spodobało, a mnie wręcz przeciwnie skrępowało. Zdziwiłam się, bo były całkiem normalne.
- Więc? - zapytała kobieta.
- Bierzemy go, skarbie? - zapytał i podniósł strój z wieszakiem na którym wisiał. Wpatrywałam się w niego i kiwnęłam głową.
- To poprosimy. - Powiedział i zaczął wyjmować portfel.
- Co ty robisz? - szepnęłam. Pociągnęłam go za rękaw marynarki żeby zaprzestał ruchom.
- No co? Chcę zapłacić. - Rzekł jakby to było naj jaśniejszą rzeczą na świecie. W sumie to może było.
- Zapłacę za siebie. - nienawidziłam jak Harry tak się zachowywał. Cały czas się rządził i nic więcej.
- Przestań, skarbie. Zaczekaj na zewnątrz. - Pierwsze zdanie powiedział z uśmiechem, a drugie z powagą. O to właśnie mi chodziło. Żeby go trochę sprowokować.
Nie mogłam pozwolić na to żeby się tak rządził.
Gdy zobaczył, że nie ruszyłam się z miejsca, przekrzywił głowę na bok i zmrużył na mnie oczy. Wywróciłam oczami i odwróciłam się na piecię. Kątem oka widziałam jak pilnował żebym doszła za drzwi. Spojrzałam na niego gdy byłam w progu, a on posłał mi bezczelny uśmiech. Ja nie pies, Harry.
Postanowiłam się kawałek przejść. Skoro on się tak rządził to ja też mogłam. Może stał się dla mnie ważną osobą, ale nie do tego stopnia żeby mieć mnie na łańcuchu. Przynieś, podaj, pozamiataj. Tak się czułam.
- Lizzy! - usłyszałam krzyk Harrego. Był duży tłum i ciężko było mu mnie dostrzec. Odwróciłam się w jego stronę i powolnym krokiem podeszłam do niego.
- Tu jestem. - Rzuciłam niewyraźnie, gdy patrzył w inną stronę. Gwałtownie chwylił mnie za rękę i ruszył w nieznanym mi kierunku.
- Puść! Co ty robisz?! - krzyczałam. Coraz bardziej wkurzał mnie ten człowiek. Był zdecydowanie nadopiekuńczy. Byłam zdezorientowana co do wytłumaczenia jego zachowania.
- Harry! - szarpnęłam go za rękę i tym sposobem sprawiłam, że się zatrzymał. - Co jest? - Szukałam jego wzroku, który patrzył wszędzie, tylko nie na mnie.
- A co ma być? - odpyskował. Jego nagła zmiana humoru bardzo mnie przeraziła. Pamiętam jak kiedyś Louis powiedział mi, że jeszcze nikt nie potrafił go uspokoić.
Chwyciłam jego twarz w moje zimne dłonie i tym sposobem sprawiłam, że jego wzrok wylądował na mnie. Jego zielone oczy były przepełnione złością. Co go mogło tak zezłościć? Ja tak na niego wpływałam?
Zanim przemyślałam to co robię, wtuliłam się w jego tors. Serce waliło mu bardzo mocno, jakby chwilę temu skończył długi maraton. Dłonie spoczywały po obu stronach jego ciała, a oddech był nierównomierny. Zaczęłam gładzić dłonią jego plecy. Sylwetka Harrego nagle się rozluźniła, ręce oplotły moją posturę, a powietrze z jego ust coraz wolniej wylatywało.
Po prostu się uspokoił.
Do mojej głowy napłynęły słowa Louisa. "Jeszcze nikt nie zdołał go bardzo szybko uspokoić. Zapewniam, że będziesz pierwsza."
Ludzie tak po prostu byli wszystkiego pewni od początku. Nigdy nie potrafili pogodzić się z tym, że to nie oni decydują o losach innych ludzi.
Oderwałam się od niego. Nie wiedziałam czy on tego chciał, ale ja potrzebowałam tego wewnętrznego spokoju, który zapewnił mi Harry.
___________________________________________________________
Hej! :D
No, ten rozdział to chyba najdłuższy! :D

1 komentarz: