sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 41

- Możemy się przyłączyć?
Zabrzmiał głos jakiejś dziewczyny. Cztery nastolatki weszły do basenu zaraz obok Harrego. Myślałam, że zaraz zwariuje. Nie wiedziałam, że aż tak bardzo mogłam być zazdrosna o Harrego. Krew w moich żyłach zaczęła pulsować kiedy Harry kiwnął lekko głową żeby zostały.
- Jesteście z Liverpoolu? - zapytała blondynka. Harry objął mnie swoim ramieniem i od razu zrobiło mi się lepiej. Nie chciałam żeby te dziewczyny myślały, że on jest wolny czy coś. Mogły korzystać kiedyś.
- Z Londynu. - Rzucił Harry. - Przyjechaliśmy tutaj wypocząć. Musiałem też przybyć na spotkania dla współwłaścicieli. - Odpowiedział dokładnie nurtując każdą z dziewczyn. Myślałam, że opowie im zaraz całą historię jak doszło w ogóle do tego dojazdu. Widziałam, że dobrze się mu z nimi gadało...
- Gdzie pracujesz? - zapytała jedna z nich wysokim głosem.
Kuźwa!
Myślałam już, że nie wytrzymam! Moja ręka lekko zacisnęła się na dłoni Harrego, co wywołało u niego lekki chichot. Zauważył chyba, że jestem zdruzgotana ich zachowaniem i dalej zaczął nawijać.
- W klubie. - Rzucił.
- W jakim?
Cholera.
- W Art. To taki... hm... jeden z najczęściej odwiedzanych klubów w Londynie. - Wytłumaczył.
- Musimy kiedyś wpaść. - Zaśmiały się i dotknęły jego ramienia.
Chyba nie za bardzo rzucałam im się w oczy, bo robiły z nim co chciały.
- Oj tak. - Uśmiechnął się lekko. - Ja i moja dziewczyna, Lizzy - wskazał na mnie - serdecznie zapraszamy. - Rzucił zadowolony z siebie. Moja szczęka na te słowa opadła.
- Jesteś bardzo ładna. - Dodała jedna z nich. - To skarb mieć takiego chłopaka. - Dodała szeptem tuż do mojego ucha.
Już mogłam stwierdzić, że zwracały uwagę tylko i wyłącznie na wygląd. Mnie wygląd najmniej obchodził. Chociaż Harry był zły, pod takim względem, że potrafił pobić obojętnie jaką osobę tylko z tego względu, że go czymś wkurzyła, coś mnie do niego ciągnęło. Jakiś najmniejszy, słodki ruch, dotyk, mógł sprawić, że przywiązałam się do Harrego.
- Dzięki. - Podziękowałam za komplement na temat mojej urody, a ostatniego zdania nie miałam zamiaru komentować.
- Też tak uważam. - Dodał Harry i potarł swoim nosem o mój. Szybko spojrzałam na te dziewczyna. Nie chciałam żeby patrzyły na te scenki, jakie Harry mógł zaraz wywołać.
Podniosłam brwi do góry tak, żeby Harry tego nie widział. Dałam im w ten sposób znać żeby sobie poszły popodrywać jakiegoś INNEGO chłopaka. Bo w tej chwili Harry był mój.
Dziewczyna odpłynęły, a Harry zaczął śmiać się. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Myślałem, że tylko ja potrafię być zazdrosny o moja zdobycz. - Śmiał się dalej.
Zdobycz?
Byłam jego zdobyczą?
Myślałam, że naprawdę był wart tego, że zaczęłam uważać go za ważną dla mnie osobę.
Chyba jednak się myliłam...
Zsunęłam Harrego rękę z mojego ramienia i odsunęłam się.
- Co jest?
Zapytał lekko zdziwiony. Jeszcze się pytał? Kuźwa! Czy on siebie słyszał? Ranił każdego, kto się do niego zbliżył. Mnie bardzo łatwo jest zranić, może dlatego, że przeżyłam to, co zrobił mi Zack. Nigdy sobie nie daruję tego, że z nim byłam.
Bez słowa zaczęłam iść w wodzie. Nie chciałam, żeby Harry szedł za mną, ale znając dokładnie i życie, i jego mogłam się tego spodziewać.
- Lizzy! - a nie mówiłam? - Zaczekaj. Co się stało?
Chwycił mój nadgarstek i zaczął lekko pocierać swoim kciukiem wewnętrzną stronę mojej dłoni.
- Gówno, wiesz? - krzyknęłam. - Myślałam, że jesteś kimś zupełnie już innym! Zdobycz, tak? Kuźwa, weź się ode mnie najlepiej odwal, co? Mam ciebie cholernie dosyć, rozumiesz?!
- Ale Lizzy...
- Nie! - przerwałam mu. Wyrwałam dłoń z jego lekkiego uścisku i zrobiłam z trudem krok do tyłu. - Nie odzywaj się do mnie, nie właź do mojego pokoju, nie proś o nic... - zacięłam się. Poczułam jak łzy napływają do moich oczu. Harry patrzył na mnie z uwagą i mogłam zauważyć, że w środku bije się z własnymi myślami. -...po prostu się odwal... - dodałam i zaczęłam płynąć w stronę wyjścia z basenu. Nie miałam zamiaru przebywać ani minuty dłużej w tym miejscu.
Postanowiłam poszukać Lesie i Matta. Sama nie chciałam wracać do hotelu.

***Oczami Harrego***

Więc o to chodziło. Zraniły ją moje cholerne słowa, których nawet do końca nie przemyślałem. Nie chciałem żeby tak do odebrała. Chodziło mi o to, że teraz należy do mnie, że nic jej nie grozi...
Widziałem jak powoli wychodzi z basenu. Chciałem za nią ruszyć, ale wiedziałem, że to nie pomoże. Musiała trochę ochłonąć. Wiedziałem, że nie chciała scen przy ludziach, którzy tak bacznie obserwowaliby, co działoby się z nami podczas kłótni.
Inaczej tego nie można nazwać. To byłaby po prostu kłótnia pomiędzy osobami, które zdarzyły się do siebie przywiązywać, a niejaki Harry Styles to spieprzył.

***Oczami Lizzy***

Ruszyłam w poszukiwaniu mojej przyjaciółki. Łzy same leciały mi z oczu. Nie chciałam ich. Ale zranione uczucia były silniejsze. Musiałam się komuś zwierzyć, pogadać.
Harry Styles. Wielki szmaciarz - inaczej nie można go nazwać - zaczął być dla mnie ważny. I co? Dałam się po prostu nabrać na jego cholerne słodkie tekściki, słówka, dotyki i nawet najmniejsze ruchy. Było to zakłamane żeby jak najszybciej w Liverpoolu zaciągnąć do łóżka.
Ja już kiedyś wspominałam. Nie jestem dziwką!
Nie chciałam dać Harremu satysfakcji z kolejnej zdobyczy. To nie moja natura...
- Lizzy! - usłyszałam za sobą cienki głos Lesie. Szybko wytarłam łzy i odwróciłam się w jej stronę. - Gdzie masz Harrego...?... - otworzyła szerzej oczy. - Co on ci kuźwa zrobił?! Mów do cholery!
Jej słowa sprawiły, że zaczęłam bardziej płakać. Wtuliła się we mnie widząc moje gorsze załamanie?
- Gdzie masz Matta? - zapytałam.
- Poszedł właśnie poszukać Harrego. Nie zmieniaj tematu! - rzuciła szybko. - Chodź. Nie mam ochoty już tutaj przebywać. Ubierzemy się i pójdziemy na górę do restauracji. - Wskazała na pomieszczenie, które z basenu było widoczne przez szyby.
- Okej. - Dodałam.

***

- No więc mów. - powiedziała zniecierpliwiona Lesie, gdy wychodziłyśmy z szatni.
W drodze do przebieralni spotkałyśmy Matta, który nie mógł znaleźć Harrego. Powiedziałam mu, gdzie go ostatnio widziałam i chyba go znalazł, bo długi czas go nie było.
- Jak zamówimy herbatę... - dodałam i dalej bez słowa szłyśmy na górę.
Usiadłyśmy przy stoliku i podeszła do nas kelnerka. Zamówiłyśmy jednak cappuccino i do tego ciasto.
- No gadaj. - poganiała mnie Lesie.
- To było dokładnie tak... - zaczęłam jej opowiadać. - Gdyby nie te dziewczyny nie wiedziałabym tej całej prawdy. Chyba zaczęło mi na nim zależeć, ale teraz wiem, że w ogóle się nie zmienił. - wyjaśniłam.
- Nie wiem co mam o tym myśleć. - Powiedziała zbita z tropu Lesie.
- Nie musisz nic mówić. Wiem, że bez względu na wszystko jesteś po Harrego stronie. - Dodałam zgodnie z prawdą. Czy pamiętacie jakąkolwiek sytuację żeby Lesie stanęła za mną i nie broniła Harrego? Bo ja nie.
- Nieprawda. Nie staję po jego stronie. - Zaprzeczyła. - Po prostu... Dziwię się, że tak powiedział. Byłam pewna, że zmienił się...
- Widzisz. Harry nie jest ideałem. - prychnęłam.
- Przestań! - krzyknęła. - Przestań się ze mnie zabijać!
- Nie nabijam się z ciebie! - po raz pierwszy chyba widziałam u Lesie taki wybuch. - Lesie, spokojnie. Przepraszam. Ale ty go w ogóle nie znasz, a już mu ufasz.
- Nie ufam mu. - zaprzeczyła szybko.
- Dobrze, ale nie wiadomo jak go możesz bronić, ja wiem swoje. Wiem jak to zabrzmiało. Te słowa... - zatrząsł mi się głos.
- Okej, już cicho. - podeszła do mnie i przytuliła. Po chwili podano nam nasze cappuccino i ciasto. Jadłyśmy w ciszy, ale później temat rozwinął się.
- Wiesz co? - zaczęła. - Matt planuję mnie zabrać do kina. Może jutro. I ty idziesz z nami jak masz taką sytuację z Harrym. - powiedziała pewnie. Nie chciałam im przeszkadzać. Czułam, że za każdym razem, gdy siedziałam obok nich, Matt był wkurzony, że nie zajmuję się własnymi sprawami. Chociaż nie wydaję mi się żeby był aż tak wredny.
- Nie skorzystam chyba. - pokręciłam głową. - Poczytam u siebie książkę, albo pójdę na zakupy. Muszę zadzwonić do Justina, Ashley i może się dowiem co u Scotta.
- Okej. Jeszcze dokładniej nam powiesz jak coś. - dodała i zaczął dzwonić jej telefon. - Przepraszam, mama. - uśmiechnęła się.
- Halo? - odebrała. - No cześć.
- Co tam u was? - Lesie ustawiła na głośnik żebym mogła wszystko słyszeć.
- Wszystko okej. Właśnie jesteśmy na basenie i siedzę z Lizzy w restauracji. Matt jeszcze sobie pływa... - spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Tak naprawdę nie wiedziałyśmy co Matt robi.
- No to dobrze. - dodała. - Przekaż Lizzy, że Ashley była u niej dzisiaj i kazała przekazać, że Scott przyjechał do Londynu. Mówiła, że nie mogła się do niej dodzwonić. - powiedziała i westchnęła.
- Okej, przekaże. - rzuciła.
Jeszcze chwilę ze sobą porozmawiały i Kathleen musiała kończyć z powodu pracy.

***

Siedziałam sama w pokoju. Było chwilę po 17. Lesie poszła do Matta, bo musiała mu w czymś pomóc. Pisałam z Ashley i ochrzaniała mnie, że przez cały czas mam niedostępny telefon. Chwilę rozmawiałam z Justinem i dowiedziałam się, że Scott był bardzo zajęty w tamtej chwili i nie za bardzo mógł rozmawiać.
Po moim pokoju rozniosło się pukanie do drzwi.
Wiedziałam, że to Harry.
Szybko położyłam się do łóżka i udawałam, że śpię. Mogłam wyczuć, że po zapukaniu i tak wejdzie nie czekając o pozwolenie na wejście do środka pokoju.
- Nie udawaj, że śpisz. - Powiedział w wejściu i usłyszałam jak zamyka delikatnie drzwi. Obszedł łóżko dookoła że ujrzeć moją twarz. Poczułam jak materac obok mnie ugina się. Usiadł obok mnie i cmoknął mnie w policzek.
- Odsuń się. - powiedziałam ostro i wstałam siadając na materacu.
- A nie mówiłem. - zachichotał. Chyba nie przejął się tym, że mnie zranił. Zapomniałam. Harry nie ma uczuć. - Nie chciałem żeby to tak zabrzmiało. Musisz mi uwierzyć. - Nagle spoważniał. - Lizzy...
- Czego? Ciebie w ogóle przecież nic nie obchodzi! Chciałam żebyś się ode mnie odwalił, to ty nie! Oczywiście! Wszystko zawsze musi być na twoim. - wstałam z łóżka i podeszłam do okna.
- Lizzy...
- Daj mi skończyć. - przerwałam mu. Zapanowała cisza, co mogłam odebrać jako pozwolenie na dokończenie tego co zaczęłam. - Zdobycz. Ha. - prychnęłam. - Fajnie to ująłeś. Tylko... ja nigdy nie byłam niczyją zdobyczą, nie jestem i nie będę, rozumiesz?! - łzy napłynęły do moich oczu. Za bardzo się denerwowałam. Mnie bardzo łatwo było zranić. Bardziej słowem niż czynem. Naprawdę.
- To nie tak! - zaprzeczył i wstał. Podszedł do mnie i ustał przede mną. - Teraz ty mnie wysłuchaj.
- Nie. - zaprzeczyłam. - Nie mam zamiaru tracić swojego cennego czasu. - Chciałam go wyminąć, ale zastawił mi drogę.
- Wysłuchaj mnie. - jego ton głosu był spokojny.
Ustąpiłam.
Zaczęłam głośno oddychać przez atmosferę jaka pomiędzy nami zapanowała.
- To nie tak miało zabrzmieć.
- Ale zabrzmiało.
- Daj skończyć. - zacisnął szczękę. Przewróciłam oczami i słuchałam dalej. - Nie to chciałem powiedzieć...
- Ale powiedziałeś. - przerwałam mu ponownie.
- Lizzy! - zwrócił mi uwagę.
- No dobra, kończ. - warknęłam.
- Nie chciałem tego powiedzieć i wcale o to mi nie chodziło. Zdobycz... To było moje dawne słowo... Zawsze tak mówiłem na dziewczyny, które tak po prostu oddawały mi się. Czy doświadczone, czy nie... Zazwyczaj dziewice nie przychodziły do mnie. To było dla nich...krępujące? - spojrzał na mnie i mój oddech przyśpieszył. Poczułam jak moje policzki zalewa niechciany róż. Ja byłam dziewicą i raczej on to odkrył, bo nie wiem czy jakaś normalna siedemnastolatka chciałaby uprawiać seks w tak młodym wieku.
- Nawet zdarzały mi się siedemnastolatki. Miały już za sobą kilka takich przygód... - ponownie na mnie spojrzał.
- Siedemnastolatki?! I ty tak po prostu je... krzywdziłeś?! - na mojej twarzy pojawiło się obrzydzenie.
- One same tego chciały, Lizzy. Nie krzywdziłem ich...
- Krzywdziłeś! - Odsuwałam się do tyłu kręcąc głową. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że on jest niebezpieczny. Już nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
- Lizzy, posłuchaj mnie...
- Wynoś się! - krzyknęłam. Im dłużej przebywał w moim pokoju, tym bardziej się go bałam.
Już na sto procent wiedziałam, że byłam jego zdobyczą...
- Lizzy...
- Nie. Wyjdź. - powiedziałam nieco spokojniej, ale łzy spływały mi po policzkach. - Harry, wy-noś się. - przesylabizowałam.
- Nie, dopóki mnie nie wysłuchasz. - zbliżył się. Chwyciłam szybko krzesło i postawiłam je pomiędzy nami. - Nie przesadzaj. Co ty robisz? - zdziwił się na mój ruch. Wiedziałam, że może powoli zaczęłam histeryzować, ale naprawdę cholernie zaczynałam się go bać.
- Nie chcę cię już słuchać. Coraz bardziej mnie brzydzisz, słyszysz? - rzuciłam.
Harrego oczy zaszkliły się. Jego sylwetka napięła się. Podszedł do wyjścia i chwycił klamkę. Jego ruchy zastygły, gdy ponownie na mnie spojrzał.
- Przepraszam... - szepnął i opuścił mój pokój.

___________________________________________________________________________
Długo mnie tu nie było, ale wczoraj były dni miasta no i tak wyszło. :*

2 komentarze:

  1. Boskiii seriooo! <33 jest nie ugietaaa kochaam! <3 !

    OdpowiedzUsuń
  2. miip :( oby bylo dobrze :( ale na serio masz talent kocham <3

    OdpowiedzUsuń