Te dziewczyny... One też mogły pomyśleć. Bzykać się z jakimś mężczyzną, bo jest przystojny, bo ma doświadczenie?
Tak pomyśleć... Ja także mogłam być jego "ofiarą". Ale ja naiwna nie jestem...
Siedziałam koło łóżka i płakałam. Dlaczego to tak rani? Przecież ja go wyrzuciłam, a tak naprawdę chciałabym go teraz przytulić, porozmawiać czemu...
- Panna Lizzy Moore? - rozległ się głos za drzwiami. Otarłam szybko łzy i podeszłam do framugi.
- Tak... - wyjąkałam. - W czym mogę służyć? - zapytałam. Nie otwierałam drzwi ponieważ nie znałam tu nikogo, a to na pewno nie była osoba, którą znałam.
- Przyszedłem z kolacją, była zamówiona do tego pokoju około 15 minut temu. - powiedział głos za drzwiami. Pewnie Lesie i Matt zamówili sobie kolację, ale czemu nie do pokoju Matta?
- Proszę. - otworzyłam drzwi i ujrzałam przystojnego chłopaka ze stolikiem na kółkach. Wszystko tak ładnie pachniało, aż zaczęłam być głodna.
- Cześć. - uśmiechnął się do mnie i wjechał stolikiem do wnętrza pokoju.
- Przepraszam, że się wtrącam, ale wszystko w porządku? - zapytał i ustał prosto.
- Tak, dzięki. - rzuciłam lekki uśmiech i usiadłam na łóżku. - Siadaj. - powiedziałam do niego.
- Jestem w pracy i nie mogę sobie pozwolić. Ale za godzinę kończę więc może...
- Jestem dziś zmęczona...
- To może jutro? Kończę o 12...
- Jasne! - rzuciłam pełna entuzjazmu i wstałam z łóżka.
- No to jesteśmy umówieni. - puścił mi oczko i opuścił pokój. Wydawał się bardzo miły. Nie był jak Harry. Nie narzucał się.
Po chwili do pokoju wpadła roześmiana Lesie z Mattem.
- O cześć mała. - rzuciła Lesie. Oboje śmiali się jak nawaleni, i chyba tak było...
- Cześć. - otworzyłam szerzej oczy. - Nie za wesoło wam? - zaśmiałam się i podeszłam do dziewczyny. - Jezu... Jak od was wali alkoholem... - machałam przed nosem dłonią.
- Nie przesadzaj. - seplenił Matt. - Chcesz z nami zjeść kolację? - zapytał i chwycił mnie za biodro. Lesie tego nie widziała, bo szukała czegoś w szufladzie.
- Nie, dzięki. - odsunęłam się i nerwowo zaśmiałam.
- To my spadamy do mojego pokoju. - powiedział Matt. Chwycił Lesie za rękę i poszli ze stolikiem na kółkach do pokoju Matta. Coś czułam, że to nie skończy się na grzecznym rozejściu do pokoi.
Poszłam wziąć prysznic. Gdy wyszłam nie spodziewałam się, że to zajmie mi aż tyle czasu. W kabinie prysznicowej siedziałam prawie godzinę. Przynajmniej się w pełni odprężyłam.
Wyszłam z łazienki. Opadłam na łóżko i zauważyłam karteczkę.
Karteczka od Harrego... Ciekawe... Może będę się zamykać, może nie... Niech to go nie obchodzi...
"...Nie chciałem zranić Twoich uczuć..." - a skąd on wiedział, że miałam wobec niego jakieś uczucia? To chyba jego przeczucia...
Chwilę potem zasnęłam.
***
Zaczęłam się przeciągać. Lesie nie było obok mnie. Jak zostawiłam to miejsce nie posłane, tak zostało do rana. Tak myślałam, że będzie spać z Mattem.
8:45.
Za około trzy godzimy wychodzę z tym kelnerem. Nawet nie wiem jak ma na imię. Idiotka... Zwlokłam się z łóżka i udałam się do łazienki. Przemyłam twarz i wykonałam inne poranne czynności. Za chwilę miałam zejść na śniadanie. Mogłam spodziewać się tego, że zastanę tam Harrego. Mieliśmy załatwione śniadanie na tą samą godzinę.
Przypomniała mi się scenka koło recepcji. Zaczęłam "łasić" się do Harrego żeby recepcjonistka się zawstydziła. I rzeczywiście tak było...
Pomalowałam rzęsy, wyszczotkowałam zęby i wyszłam z łazienki po ubranie. Nałożyłam na siebie najzwyczajniejszą bluzę i czarne rurki. Moje włosy były strasznie poplątane, więc postanowiłam związać je w byle jakiego koka.
Chwyciłam klucze od pokoju i podeszłam do drzwi.
Nie zamknęłam ich na noc... UPS...
Opuściłam pokój i zaczęłam zamykać pokój. Usłyszałam jak drzwi za mną także się zamykają.
- Cześć. - powiedział znajomy mi głos. Nic nie odpowiedziałam tylko ruszyłam przed siebie. - Proszę, Lizzy. - Harry wbiegł przede mnie i uniemożliwił mi dalsze ruchy do przodu.
- Weź znajdź sobie kolejną siedemnastolatkę, a mnie kuźwa zostaw w spokoju! - krzyknęłam nie patrząc mu w oczy... Nie mogłam spojrzeć... Bolało mnie to. Widziałam w nich ból i swój i tych młodych dziewczyn. Bolało mnie to, że one tego chciały...
- Nie znajdę sobie! - odpowiedział. - Posłuchaj mnie. - chwycił moje ręce. Chciałam je wyrwać, ale on zacieśnił swój uścisk. - Nie odwalę się od ciebie niewiadomo jak bardzo byś tego chciała, rozumiesz? - jego dłonie oplotły moje policzki i przyciągnęły do jego twarzy. Cmoknął delikatnie moje usta. - Nie obchodzą mnie już inne, rozumiesz? - patrzył głęboko w moje oczy.
- Czy ty siebie słyszysz? - gwałtownie opuściłam jego dłonie. - Sorry, ale śpieszę się na śniadanie.
- Jeszcze mamy dziesięć minut.
- No i co z tego?
- Lizzy... Wiem, że ciebie to zraniło, bo sama masz siedemnaście lat i to są dziewczyny z twojej skali wieku, ale nie rozumiesz, że ja tylko je pieprzyłem i nic więcej? One same tego chciały. Jeśli chodzi ci o to, nigdy nikogo nie zgwałciłem! - prawie krzyknął. Czułam, że jego nerwy stają się silniejsze... Coraz bardziej dostrzegałam tego złego Harrego... Przerażającego...
Wyrwałam się i uciekłam.
Słyszałam za sobą jeszcze jego krzyki. Nic z tego Styles... Nie nadwyrężaj swojego głosu...
Ajej jak boooskooo!!! <3333
OdpowiedzUsuńajajajajjaa
OdpowiedzUsuń