piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 45

Rozmawialiśmy jeszcze godzinę. Opowiedziałam dokładnie im dokładnie jak poznałam Alexa i czemu zaczął się do mnie dobierać. Mówiliśmy także o tym, że to może być jakiś psychol skoro chciał mnie wyrzucić przez okno. Przez całą tą naszą rozmowę, kilka razy zauważyłam jak Harry zawiesił na mnie swój wzrok, nawet jeśli w tej chwili ja nie mówiłam.
- To co, zbieramy się już, nie? - rzuciła Lesie.
- Tak, jeszcze dziś pójdę załatwić coś z tymi drzwiami. - poinformował Harry.
Ja i Lesie zabrałyśmy wszystkie nasze rzeczy i pożegnałyśmy się.
- Żegnacie się jakbyście się miały zobaczyć dopiero za miesiąc. - zaśmiał się Matt, przez co od razu dostał od Lesie małego kopniaka.
- No to trzymaj się. I w razie czego wiej pod numer 258. - ostatnie zdanie powiedziała do mojego ucha szeptem.
- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby. - zachichotałam, ale już normalnym tonem głosu. Wyszliśmy z pokoju i jeszcze chwilę rozmawiałam z Lesie, bo Matt i Harry wymieniali się zdaniami. Nawet nie zauważyłam kiedy Harry wziął z moich rąk torbę.
- No to do jutra wam, albo się jeszcze na kolacji zobaczymy. - powiedział Matt.
- Usiądziemy razem, tylko jak ktoś jako pierwszy wejdzie niech zajmie miejsca. - rzucił Harry i otworzył drzwi od swojego pokoju, wpuszczając mnie pierwszą. Powiedziałam coś w stylu cichego "dzięki" i ustałam nie wiedząc co robić. Czułam się dość dziwnie w jego pokoju... Sam na sam... Ale zaczynałam mu ufać. Przez tak długi czas nawet raz nie zaczął się do mnie dobierać, a czemu teraz miałby? Za bardzo histeryzuję i muszę zmienić swoje nastawienie do niego. Muszę się stać dla niego milsza. Tego właśnie chcę...
- Czuj się jak u siebie. - uśmiechnął się i chwycił mnie za rękę, prowadząc do łóżka. Otworzyłam szeroko oczy i musiał to chyba zauważyć, bo zaczął śmiać się gardłowym śmiechem.
- Spokojnie, po prostu tylko usiądź. - mówił rozbawiony. Puścił moją dłoń i poczułam jak się rumienię. Nie wiem co we mnie wstąpiło żeby mieć takie myśli. Rąbnięta ja.
Usiadłam na łóżku, a Harry zaraz obok niego postawił moją torbę.
- Wolisz spać na tym, czy w pokoju obok? - zapytał. Było mi to zupełnie obojętne. Gdzie będzie mi kazał spać, tam się położę, nie będę się rządzić w jego "mieszkaniu".
- Zupełnie mi to wisi. Mogę spać nawet na podłodze. - rzuciłam mu uśmiech, a on zachichotał.
- To będziesz spać koło mojego łóżka, jako mój pupilek. - zaśmiał się. - Oczywiście żartowałem. Możesz spać tutaj, a ja pójdę do tego drugiego pokoju.
- Okej. - powiedziałam. Było mi naprawdę to obojętne gdzie będę spać. Nie chciałam mu sprawiać dodatkowego kłopotu.
- Harry? - zapytałam niepewnie.
- No? - spojrzał na mnie i przysiadł obok mnie. Czułam jego znakomity zapach. Zaciągnęłam się nim, ale dyskretnie żeby nie mógł tego zauważyć.
- Naprawdę nie sprawię ci kłopotu, przez pobyt w twoim pokoju? - jakoś nie miałam ochoty na docinki jakie zawsze mu rzucałam. Byłam mu wręcz wdzięczna, że chciał przyjąć do siebie taką pyskatą mnie.
- No przestań, dla mnie to jest przyjemność. - zachichotał, za co od razu go walnęłam.
- Czy ty wiesz, że my w ogóle się nie znamy? - rzuciłam nie wiem skąd. Teraz pragnęłam tego, żeby go poznać i chciałam chyba żeby wiedział coś o mnie, o moich nieżyjących już od 5 lat rodzicach.
- Masz rację. - pokiwał głową. - Zadawaj pytania, a ja będę szczerze odpowiadał.
- Okej. Ty mnie też możesz zadawać. - powiedziałam słodko i także otrzymałam słodką odpowiedź:
- Dobrze. - uśmiechnął się i poprawił na łóżku. - Kto pierwszy? Dajesz. - wskazał na mnie ręką.
- Hmm... Więc pierwsze proste, chyba najprostsze pytanie. Co robisz w wolnym czasie, gdy nie musisz przebywać w klubie? - zapytałam.
- Więc... hmm... - zastanowił się chwilę. - Chodzę na boks, czasami, teraz już coraz rzadziej. Częściej uczęszczam na siłownię, lubię ćwiczyć i sprawia mi to przyjemność. - odpowiedział. Może uczęszczał na boks bo chciał się na czymś wyżyć?
- Ten boks to takie jakby odreagowanie się? - rzuciłam. Musiałam to wiedzieć.
- Tak jakby. - przytaknął. - A ty co robisz?
- Ja.. uhm.. Co mogę robić w wieku siedemnastu lat... - zastanowiłam się. - Pracuję w barze "Night-Day", gdy trochę zarobię, udam się na studia zaoczne, zdam prawo jazdy... później może kupię samochód... - wzruszyłam ramionami.
- Rozumiem. Teraz ja się ciebie o coś zapytam. - powiedział i spojrzałam na niego. Obawiałam się jego jakiegokolwiek pytania.
- Dajesz.
- Czemu pracujesz w wieku siedemnastu lat? - wiedziałam, że kiedyś zada to pytanie. W sumie mnie też by to ciekawiło.
- Uhm... Moi rodzice wysłali mnie wcześniej do szkoły. Nie wiem co było tego powodem i nigdy się już nie dowiem... - przerwałam. Na szczęście Harry nie zadawał męczących mnie pytań typu "czemu"? Czekał, aż dalej zacznę mówić. - Więc wcześniej skończyłam szkołę. Już od roku tam pracuję. Musiałam się czymś zająć, bo zwariowałabym w domu i to jeszcze z moją ciocią... Pewnie ciekawi cię jeszcze to, czemu szef mnie przyjął? - spojrzałam na niego i kiwnął głową. Kontynuowałam. - Moi rodzice mieli z nim dobre stosunki. Zawsze się do mnie uśmiechał i witał mnie mówiąc jako to jestem śliczna... Przyszłam do niego do baru gdy skończyłam szkołę. Chciałam z nim porozmawiać, dowiedzieć się czegoś w sprawie moich rodziców. Wtedy zaproponował mi u siebie pracę. Wziął na siebie całe ryzyko, traktował mnie jak córkę, podfałszował wszystkie papiery... To tak naprawdę dzięki moim rodzicom tam pracuję, ale również po prostu dzięki temu człowiekowi... - Harry słuchał mnie bardzo uważnie.
- Twoi rodzice zgodzili się na takie coś? - zapytał. Czułam, że do moich oczu napływają łzy. Tak bardzo nienawidziłam o tym rozmawiać. Tak bardzo mnie to męczyło...
- Oni o tym nie wiedzieli... Nie mieli okazji się dowiedzieć... - powiedziałam i spuściłam głowę. Szybko Harry znalazł się obok mnie i podniósł swoimi dwoma palcami moją głowę, łapiąc za brodę.
- Co się z nimi stało? Jeśli to jest dla ciebie ciężkie, nie musisz mówić. - Boże... Jak on mnie rozumiał... A ja tak na niego zawsze naskakiwałam, byłam dla niego takie zła!
- Powiem... - pokręciłam głową i odsunęłam jego rękę od moje twarzy. - Gdy miałam 12 lat, wyjechali do pracy za granicę. Wyjechali tam z jakimś swoim kolegą, który jak się okazało też zginął. Nigdy nie miałam okazji poznać tego człowieka osobiście, nie wiem kto nim był... Gdy nastał dzień powrotu, jakoś długo nie przyjeżdżali. Siedziałam z ciocią i oczekiwałam na nich zadowolona. Z mojej twarzy nie schodził uśmiech jak pomyślałam sobie, że w końcu ich zobaczę... Wkrótce do mojej cioci zadzwonił telefon. Policja powiedziała, że wypadek miało jakiś troje ludzi. Zidentyfikowała ich ciała przez telefon. Tego trzeciego mężczyznę, zidentyfikował ktoś inny. Chciała tam jechać, ale było to na granicy kraju, numer wzięli z ich telefonów. Bardzo płakałam gdy dowiedziałam się o tym... Nie docierało nic do mnie z ust mojej cioci... Nie chciałam nawet przyjąć do wiadomości tego, że postanowiła mnie zaadoptować. Wolałam trafić do tego cholernego Domu Dziecka, niż być z człowiekiem, którego prawie nie znałam. Nie mam rodzeństwa i dobrze, bo nie mogłabym patrzeć na dodatkowe cierpienie... Teraz mam Lesie i Jacoba. Lesie to moja przybrana siostra i zarazem przyjaciółka, a Jacob, to taki młodszy wkurzający, ale brat... - mówiłam, a łzy spływały z moich policzków. Nie miałam odwagi ani siły spojrzeć na Harrego i zobaczyć jego miny...
- Tak cholernie mi przykro... - powiedział i zaszlochał. Odważyłam się na niego spojrzeć i zauważyłam, że jego oczy są czerwone, jakby też płakał...
- Co jest Harry? - zapytałam i otarłam jego spływającą łezkę. On zrobił to samo z moimi łzami.
- Inny mężczyzna powiadasz? - zapytał. - Mój ojciec także zginął w wypadku, było to pięć lat temu, jak u ciebie. Także za granicą, także z dwoma ludźmi, kobietą i mężczyzną.
- Czy to jest możliwe, że oni razem...
- Jak najbardziej. - przerwał mi. Pierwszy raz w życiu widziałam jak Harry się rozkleił. Nigdy nie widziałam go płaczącego i nie spodziewałam się, że zobaczę.
- Pierwszy raz to komuś powiedziałem. Nigdy nie mówiłem tego nikomu, szczególnie dziewczynie. - wyznał. Poczułam się tak wyjątkowo...
- Ja także nie chciałam nikomu tego mówić. I nie spodziewałam się, że powiem to tobie... - rzuciłam. Nie wiem czemu, ale rzuciłam mu się w ramiona. Tuliłam jego ciało i zarazem moczyłam jego bluzkę. Masował mnie lekko po plecach, co mnie bardzo uspokajało.
- Już okej? - zapytał i rozłączył nas z uścisku. Kiwnęłam tylko głową. - Teraz czas na mnie żebym ci coś powiedział.

***Oczami Harrego***

Chyba byłem gotowy na to, żeby wytłumaczyć jej czemu brałem panienki na jedną noc. Bałem się jej reakcji, jej wybuchu, jaki może dostać po tym, jak się dowie. Patrzyłem na nią i badałem każdy szczegół jej twarzy. Musiałem wyczuć, czy chce cokolwiek usłyszeć.
- No mów. - pozwoliła mi i otarła już ostatnią swoją łzę.
- Chcesz się dowiedzieć czemu traktowałem dziewczyny jak rzecz, zabawkę, którą zmieniałem codziennie na inną? - zapytałem niepewny. Ale chciałem żeby wiedziała wreszcie co za tym stało.
- N-no... - wyjąkała. Nigdy nie byłem gotów powiedzieć tego komuś. Szczególnie dziewczynie, którą znałem niecały miesiąc... Tylko moi przyjaciele; Louis, Niall, Zayn i Liam wiedzieli czemu.
- Miałem kiedyś dziewczynę. Była piękna. Chodziliśmy ze sobą 4 miesiące i postanowiła wyjechać. Nie chciała mi powiedzieć czemu, co bardzo mnie wkurzyło. Ukrywała coś. Doprowadzała mnie przez to do częstej złości, przez co może dlatego teraz tak szybko tracę nad sobą kontrolę. W końcu przyszła do mnie i powiedziała, że wyjeżdża. Chciała ze mną się o coś założyć. Nie wiedziałem o co jej chodzi, ale... - zatrzymałem się. Spojrzałem na Lizzy i upewniłem się czy mam dalej kontynuować.
- Mów, mów. - dodała mi otuchy i chwyciła niepewnie za rękę. Uścisnąłem ją i wymusiłem uśmiech. Panowała pomiędzy nami cisza...
-...wytłumaczyła mi, że zawsze chciała się lekko zabawić. Nie chciałem z nią tego robić, bo była niepełnoletnia, z resztą ja miałem tylko 18 lat, a ona 16. Gdyby coś nie wyszło, zaszłaby w ciążę, a ja nie chciałem być ojcem. Z resztą nigdy nie obchodziło mnie życie w związkach od tamtej pory... Powiedziała mi, że kiedyś jeszcze do mnie wróci i porównamy, ile kto przeleciał. Czuła do mnie trochę żalu, że nie chciałem tego z nią robić. Teraz ma już 18 lat i pewnie ma na swoim koncie już wiele chujów. Przyjąłem zakład i mimo tego, że nie chciałem tego robić z nią, robiłem z wieloma innymi... - Lizzy patrzyła na mnie i najwyraźniej o czymś myślała. Postanowiłem jeszcze dodać swoje trzy grosze. - Już wcześniej wyczuwałem, że mnie zdradzała. Nie wiem czy kiedykolwiek coś do mnie czuła tak jak ja do niej. Może 18 wiek życia to taki szczeniacki wiek, bez urazy Lizzy - zwróciłem się do niej, a ona tylko posłała mi lekki uśmiech - ale miałem uczucia. Darzyłem ją wielkim uczuciem. Później już nie byłem zdolny do pokochania kogoś... - zakończyłem swoją wypowiedź. Miałem nadzieję, że Lizzy mnie zrozumiała. Sam obwiniam siebie za to, że nie miałem szacunku do dziewczyn, ale one same mi się pchały. Teraz nie mógłbym zrobić tego. Czułbym się tak, jakbym zdradził Lizzy... Sam nie wiem czemu...
Patrzyła na mnie wielkimi oczami i puściła rękę. Otworzyłem usta żeby coś powiedzieć, ale szybko je zamknąłem gdy zauważyłem, że Lizzy chyba chciała coś powiedzieć.
- Nie wiem co mam powiedzieć... - rzuciła i spuściła głowę. - Z jednej strony cię rozumiem, ale z drugiej strony... jak mogłeś tak zabawiać się z dziewczynami tylko przez jakiś cholerny zakład? Wiem, że to nie moja sprawa, ale...
- Teraz czuję, że to także twoja sprawa... - przerwałem jej.
- Jak to? - złączyła brwi ze zdziwienia.
- Dzięki tobie już tego nie robię. - powiedziałem.

***Oczami Lizzy***

To co usłyszałam totalnie mną wstrząsnęło. Otworzył się przede mną i to całkowicie. Powiedział mi rzezc, którą nie miał odwagi, a nawet nie chciał nikomu mówić.
- Jak to dzięki mnie? - zapytałam.
- Po prostu odkąd cię zobaczyłem... coś we mnie pękło. Przyznaję, chciałem się przelecieć, ale to na samym początku. - powiedział. A nie mówiłam, że tak było? Chciał mnie przelecieć, a teraz już nie? O co w tym do cholery chodzi? Czemu ze mną tu siedzi, czemu zwierza mi się ze wszystkiego?
- Aha. - wydusiłam z siebie tylko tyle. Nie chciałam już go męczyć, ani siebie.
Zmieniłem się dzięki tobie... - te słowa dudniły mi przez cały czas w głowie.
Spojrzałam na niego i wyczułam, jakby coś jeszcze go męczyło.
- Lizzy? - zaczął. - Co cię łączy z tym kolesiem, co cię zaatakował w parku?
- Z Zackiem?
- Nie obchodzi mnie imię tego chuja, tylko się pytam. - podniósł lekko głos.
- Nic. - nie chciałam mu nic mówić. Zadawałby ze sto pytań, a ja nie chciałam wracać do tego tematu.
- Jak to nic? W takim razie czemu cię zaatakował w parku? - zapytał ironicznie. Po chuj ci to wiedzieć. - pomyślałam.
- Czemu mnie śledziłeś? - zapytałam tym samym tonem.
- Zapytałem pierwszy. Z resztą cię nie śledziłem. - zaprzeczył. I po co się sprzeciwiał skoro dobrze wiem, że mnie obserwował? Na mózg mi jeszcze nie padło.
- Jak to mnie nie śledziłeś? Nie zaprzeczaj, bo dobrze wiem, że tak było...
- Okej. Nie chce się z tobą kłócić... - powiedział. - I tak kiedyś to z ciebie wymuszę. - stuknął mnie lekko w ramię i uśmiechnął się. Odpowiedziałam tym samym i spojrzałam na telefon.
- Już 17:50. - rzuciłam sama do siebie, ale Harry musiał to usłyszeć, bo wstał i wyciągnął do mnie rękę.
- To chodź, bo za 10 minut mamy kolację. - podałam mu rękę i chwilę potem dostałam SMSa od Lesie.

 

- Lesie mówi, że mamy stolik zaraz przy wejściu na lewą. - rzuciłam do Harrego, który brał coś z szafki. Po chwili spostrzegłam, że to telefon.
- Możemy iść. - odpowiedział i otworzył drzwi przepuszczając mnie pierwszą. 
Gdy doszliśmy, skierowałam mnie i Harrego do naszego stolika, gdzie czekali tam już Lesie i Matt. 
- I jak tam gołąbeczki? - zapytała Lesie, na co od razu kopnęłam ją pod stołem.
- Gołąbeczki? - prychnęłam i pokręciłam głową. Harry tylko zaśmiał się.
- Świetnie. - powiedział ironicznie i stuknął mnie lekko łokciem. - Prawda Lizzy? - zapytał unosząc brwi.
- Ależ oczywiście! Nie może być lepiej! - rzuciłam sarkastycznie, na co wszyscy zaczęliśmy się śmiać. 
Po 10 minutach otrzymaliśmy swoje dania i zaczęliśmy jeść co chwila coś mówiąc i śmiejąc się. Często wyczuwałam zawieszony na mnie wzrok Harrego tak jak w pokoju. Nie powiem, bo ja też się na niego dosyć często gapiłam. Przyłapywaliśmy siebie nawzajem, na co ja oczywiście musiałam się rumienić.

_________________________________________________________________________________
To macie 45! :D
Komentować
Komentować
Komentować
Komentować
Jestem bliska temu, żeby przestać to pisać.

3 komentarze: