***Oczami Lizzy***
Była godzina 10:15, gdy w moim domu rozległo się głośne pukanie. Mogłam wyczuć, że była to Ashley. Pewnie zdenerwowało ją to, że tak szybko się rozłączyłam. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je.
- Lizzy! - krzyknęła pełna paniki. - Mów od razu co się stało! - krzyczała każdy wyraz trwając nadal w uścisku. - Kathleen jest w domu? - zapytała i oderwała się ode mnie.
- Nie ma jej. Chyba jest w pracy. Zawsze jest zabiegana, a ja ją gówno obchodzę.. - powiedziałam i wskazałam na wnętrze domu, żeby weszła.
- Możemy zostać u mnie? Nie mam ochoty nigdzie chodzić... - poprosiłam ją.
- Okej. Jeśli nie będę przeszkadzać tobie, albo twoim lokatorom.. - lekko zaśmiała się.
- Lesie nie ma, a Jacob mnie nie obchodzi. Pewnie jeszcze śpi. - Zadrwiłam. Wkurzał mnie ten dzieciak.
- No więc okej. - Powiedziała i zaczęła się rozbierać.
- Zrobię nam herbaty. - Rzekłam i udałam się do kuchni, a za mną Ash. Zawsze potrafiła poprawić mi humor. Nie musiała nic mówić, a mi wystarczyło tylko to, że była ze mną kiedy jej potrzebowałam.
- Czy może wolisz kawę? - zapytałam.
- Kawa może być. - Przytaknęła. - A teraz opowiadaj.
- No więc jak wczoraj wracałam od ciebie spotkałam Zacka w parku. Chciał mnie zabrać do siebie i chyba wiem co zrobić.. - zacięłam się, a ona wytrzeszczyła oczy. - No to wtedy przyszedł Harry i chyba mnie śledził.. jakoś zjawił się w tym momencie, gdy Zack uniósł na mnie rękę... - zadrwiłam.
- I co? - interesowała się.
- No i chciał mnie zabrać do domu. Nie chcę żeby wiedział gdzie mieszkam, więc chciałam żeby zawiózł mnie do klubu. Musiałam też pogadać z Mattem co było mi na rękę. Harry też musiał tam jechać. Ale się tak zastanowiłam, że nie mogę z nim jechać... nie ufam mu... pobił Zacka i... - przerwała mi.
- Jak to pobił?! - zdziwiła się.
- No po prostu. Poniosło go i zaczął go nawalać. Nie mogłam na to patrzeć... boję się go... - powiedziałam.
- Lizzy! On się o ciebie pobił! - krzyknęła jakby zachwycona. Po chwili na jej twarzy zagościł lekki uśmiech.
- Ale zabawne. - Rzekłam. Dziwiło mnie jej nastawienie do tak poważnej sytuacji. - Nie chcę żeby ktokolwiek się o mnie bił, rozumiesz? Kim ja niby jestem, żeby narobić komuś kłopotów? - wyłączyłam wodę, która zagotowała się i zalałam nam do kaw.
- Ale to samo to, że cię obronił. Martwi się o ciebie tak samo jak ja. Mówię ci, coś z tego będzie. - Podeszła do mnie i położyła dłoń na moim ramieniu. Rzuciła lekki uśmiech.
- Ty też? - zapytałam z wyrzutem. - Już Lesie powiedziała, że coś będzie. Co wy z tym macie, co? - zaśmiałam się. Chciałam obrucić to w żart. Czułam, że jak każdy mówił mi o Harrym to stawał się dla mnie... ważny? Przestań, Lizzy. Musiałam wyrzucić go sobie z głowy...
- No co. Taka jest prawda, kochanie. - Skubnęła mnie w bok, na co podskoczyłam. - Szczęścia ci z nim życzę. - Zachichotała i wzięła kubek z kawą, po czym wróciłyśmy do stołu.
- Haha.. nigdy z nim nic nie będzie. - zaśmiałam się. - nawet sobie nie myślcie. - Ponownie zadrwiłam.
- Dobra, dobra. Zobaczymy. - Puściła mi oczko i wypiła łyk herbaty. - A jak wyszło z Kathleen?
- No nie dokonczyłam.. - stwierdziłam.
- No to kontynuuj.
- No.. więc... postanowiłam z nim pojechać, ale tak na prawdę miałam plan. - Zerknęłam na Ash. Wpatrywała się we mnie uważnie, czekając na dalszy tok wydarzeń. - Gdy już siedziałam w jego samochodzie, a on go okrążał i miał już wsiadać, ja otworzyłam drzwi i po prostu zaczęłam uciekać. Zgubiłam go jak schowałam się za murem. Autobusem pojechałam do tego klubu. Harry obserwował mnie i nawalił się. Pijawili się jegi kumple żeby go zabrać do domu, a on powiedział, że beze mnie nie pojedzie... - Przerwałam.
- Hoho... to grubo. - Zaśmiała się i upiła łyk kawy. - Co dalej było?
- No pojechałam z nim. Louis powiedział, że on mi nie odpuści i muszę zostać na noc. Zostałam i spałam w pokoju obok. Rano wstałam i usłyszałam jak zwymiotuje... napisałam mu kartkę z wytłumaczeniami i wyszłam z domu. Zostawiłam u niego torbę no i muszę ją jakoś odzyskać...
- A co w niej masz?
- No nic ważnego... dowód, który mi się nie długo kończy... i trochę kasy... ale on mi nie weźmie, bo po co mu. On jest kasiasty i mu nic nie trzeba.
- No nie wygląda na takiego debila. - Stwierdziła.
- Może masz racje... dokończę. - Powiedziałam, a ona tylko kiwnęła głową. - Wróciłam do domu i zaczęła się afera. Kathy mówiła mi różnego rodzaju rzeczy, że się o mnie martwi. A ja po prostu jej nie wierzę! Ona nigdy nie zastąpi mi rodziców... nie chcę nawet żeby tak myślała! - splynęła mi łza. Ashley podeszła szybko do mnie i przytuliła. Odwzajemniłam uścisk.
- Ciii.. już nie płacz. Wydaję mi się, że ona się zmieniła... - nie mogłam uwierzyć w jej słowa. Dużo razy była świadkiem naszej kłótni i jeszcze tak powiedziała? Dobra. Może przez ostatnie dni można było zauważyć różnicę, ale nie zbyt fajną jak dla mnie. Byłam odpowiedzialną osobą, co często słyszałam od moich rodziców...
Trwałyśmy w uścisku jeszcze chwilę.
- A powiedz co tam u ciebie? - zapytałam Ash.
- U mnie wszystko w porządku. Justin wyjechał na dwa tygodnie do swojej babci. Zachorowała mu i chciał się nią zająć. Kazał mi przekazać to tobie i przeprosić, że nie powiedział ci tego osobiście. - Wyjaśniła. Nie miałam mu tego za złe. - I zgadnij kto przyjeżdża nie dlugo. - zaczęła machać ze szczęścia rękoma w powietrzu.
- Nie wiem... Scott? - zapytałam niepewnie.
- Tak! - wykrzyknęła z radością i klasnęła w dłonie. -
- To super! Dawno go nie widziałam.. stęskniłam się za nim. Ale przed swoim wyjazdem denerwował mnie często. - Zaczełam śmiać się na wspomnienia.
- Mnie też. Podobno to ma być jakiś dłuższy przyjazd.. się zabawimy! - puściła mi oczko i zaczęła tańczyć w miejscu, poruszając swoim całym ciałem.
- O głupia... - zaśmiałam się i spojrzałam na schody z których schodził Jacob.
- Siema stary! - Ash wstała ze swojego miejsca i podeszła do niego z otwartymi do uścisku ramionami.
- Siema, siema! - przytulił ją. - Jak się żyje?
- A wiesz.. spoko.
Patrzyłam na tą sytuację z wielkimi oczami. Czy Ashley była po jego stronie?
- Czy wy...?
- Piszemy ze sobą często. - chichotała. - Pomagam zdobyć Jimmiemu moją kuzynkę. - zaczęła śmiać się i poklepała go w plecy.
- On i dziewczyna? Przecież on jak Harry żyje.. - zadrwiłam i dopiero po czasie skapnęłam co powiedziałam.
- Uuu.. Harry? - czepiał się Jacob. - Twój chłopak? Puszcza się na boki i ty z nim jesteś? No nieźle.. - zaśmiał się i położył swoją rękę na ramieniu Ash. Ona spojrzała na niego i rzuciła lekki uśmiech.
- To nie jest mój chłopak, z reszta nie obchodzi mnie to, co on robi. Tak tylko podałam przykład.. - wytłumaczyłam się i wróciłam do kuchni. Czułam jak moje policzki rumienią się.
- Dobra, nie wnikam. - Podszedł do mnie i klepnął mocno w plecy, że zaksztusiłam się kawą.
- No debilu! - oddałam mu. On tylko parsknął śmiechem i wrócił na górę.
- Wiesz Lizzy? Ja już muszę się zbierać, bo muszę mojej mamie pomóc przy sprzataniu.. - powiedziała dziwczyna i wstała od stołu, kładąc kubek na stole. - Musimy jeszcze kiedyś się spotkać.
- No jasne! Na weekend jadę do babci. Już postanowiłam. Muszę ją wreszcie odwiedzić. - Powiedziałam. Tak dawno jej nie widziałam...
- Okej. Jeszcze się zmówimy. - Wyciągnęła ręce żebym przytuliła ją. Wślizgnęłam się w jej objęcia.
- No to cześć, kochanie. - Powiedziała i otworzyła drzwi.
- Hej... - wyszła i zamknęłam je za nią.
***Oczami Harrego***
Wycierałem stoliki i myślałem cały czas o tym, że miałem wreszcie jej numer. Słuchałem rozmów Matta i Lesie. Nie to żebym ich podsłuchiwał, ale dosyć głośno mówili. Przez uszy przeleciało wiele nazwisk, ulic i tym podobne.
- Wiesz, że na Grod Street, gdzie mieszka Lizzy jest dość niebezpiecznie? - powiedziała dziewczyna. Musiałem zapamiętać tą ulicę. Nie wierzyłem w swoje szczęście. Aż tak bardzo zależało Bogowi żebym ją spotkał? Raczej tak.
Przez przypadek usłyszałem numer jej domu. Nie wiem czemu rozmawiali akurat o niej. Może dlatego, że była to siostra Lesie?
- Muszę już jechać. - Poinformowałem Matta i udałem się z torbą Lizzy do wyjścia. Gdy byłem na zewnątrz otworzyłem ją. Coś mnie pokusiło żeby zajrzeć do środka. Miała tam dokumenty. Nie uwierzyłem własnym oczom. Ona miała 17 lat? No fakt, że 4-go grudnia kończy 18, ale przecież ona pracuje... coś mi tu nie grało. Zapamiętałem datę jej urodzenia i schowałem spowrotem dokumenty. Pomimo podświadomości, że nie będzie chciała ze mną rozmawiać, postanowiłem pojechać do niej i oddać torbę.
______________________________________________
Siema Miśki! Komentujcie! :D
Aa... no to szykuje się podjar... nowy Harry!! <3 JUż go kocham! <3
OdpowiedzUsuń