- Siema. - powiedział z pełną buzią.
- Gdzie twoja mama? - zapytałam nie odpowiadając na jego przywitanie.
- W łazience.
Odłożyłam telefon na blat kuchenny i nalałam sobie soku. Gdy brałam pierwszy łyk, do kuchni weszła Kathleen. Rzuciła mi spojrzenie, które mnie trochę przeraziło.
- Gdzie byłaś? - zapytała surowo, nie patrząc na mnie.
- Lesie do mnie zadzwoniła żebym przyjechała do tego klubu, gdzie ona jest teraz. - skłamałam z tym klubem. Wątpię, że Less chciałaby żeby jej mama wiedziała o tym, gdzie ona przebywa.
- Aha. - westchnęła krótko. - A co z tym wyjazdem do babci, hm? - zapytała i spojrzała na mnie spod swojej mokrej grzywki. Podejrzewam, że była właśnie brać prysznic.
- No zaplanowałam sobie i pojadę. Chcę odpocząć od wszystkich obowiązków, od pracy...
- A zapytałaś mnie o zdanie? Nie! - przerwała mi, sama sobie odpowiadając na pytanie.
- Nie muszę. Dwa miesiące nie robi żadnej różnicy! - odkrzyknęłam, przez co Jacob zrobił na mnie wielkie oczy. - Dostałam od szefa tydzień wolnego, więc mam jakoś zamiar wykorzystać ten czas! Nie będę siedzieć bezczynnie w domu i to w dodatku sama, bo wszyscy gdzieś wychodzicie! - byłam już naprawdę bardzo wkurzona. Ta kobieta doprowadzała mnie do szału! Nigdy nie odezwałabym się takim tonem do moich rodziców. Miałam do nich wielki szacunek, mimo tak niewielu lat. Ale gdy ona wkradła się do mojego życia, nawet nie pytając mnie o zdanie, szybko straciłam pozytywne nastawienie do świata! Wszystko straciło jakikolwiek sens!
- Mamo, daj spokój. - powiedział Jacob, popijając kakao. Wreszcie zaczął pozytywnie myśleć.
- Nie wtrącaj się. - zganiła go i wstała od stołu.
-Nie możesz jej odsuwać od wszystkich. - powiedział i spojrzał na swoje tosty. Takiego Jacoba w miarę lubiłam. Ale tylko trochę. - Jest prawie pełnoletnia...
- Właśnie, prawie. - przerwała mu, na co on spojrzał na nią, poprawiając włosy.
- No i co z tego. Wielka mi różnica. - trochę już przesadzał. Zaczął zwracać się do niej jak do swojej koleżanki, i wiem, że z pewnością Kath już się to nie podobało.
- Uspokój się, Jacob. - powiedziała jego mama. - Nie będziesz mi mówił co mam robić. - patrzyła na niego machając rękoma. Przewrócił oczami i wstał ze stołu, chwytając talerz z tostami. Podszedł do mnie i poklepał kilkakrotnie w ramię, robiąc współczującą minę.
- Dzięki. - szepnęłam i rzuciłam mu sarkastyczny uśmiech. Poczłapał na górę, nie mówiąc już ani słowa.
- Zawsze będziesz dla mnie taka? Mam tego dość, rozumiesz? - kipiało ode mnie złością.
- Robię dla ciebie jak najlepiej! Zrozum to! - krzyknęła.
- Najwyraźniej ci nie wychodzi. - przewróciłam oczami i wzięłam do ręki telefon. Odwróciłam się na pięcie i chciałam ruszyć na górę, gdy złapała mnie za rękę.
- Wystarczy, że będziesz informować mnie o tym, co się z tobą dzieje. - szepnęła. Wyrwałam jej swoją rękę i bez słowa pobiegłam na górę. Miałam wszystkiego dosyć! Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko. Czemu akurat ja straciłam rodziców? Czemu nie mogłam wychowywać się w normalnej rodzinie? Cały ten ból wewnętrzny popsuł wszystko, co było szczęściem. Nie wiem czemu nie odwzajemniłam pocałunku Harrego. Wiem, że tego chciałam! Wiem! Pragnęłam go, lecz wiedziałam, że nie mogę przyzwyczajać się do jego osoby. Nie gustował w dziewicach, z resztą mnie to nie obchodziło. Nie chciałam już go nigdy więcej spotkać. Namieszał mi w głowie i to bardzo.
Całą mnie ogarnęła senność. Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki wziąć prysznic. Wróciłam do swojego pokoju, bo zapomniałam bielizny.
Po 30 minutach ociągania się postanowiłam wreszcie wyjść i zakończyć przyjemność. Wytarłam ciało ręcznikiem i wsmarowałam w swoją skórę mój ulubiony balsam do ciała. Zmyłam resztki makijażu, którego zapomniałam zmyć przed prysznicem. Mokre włosy wysuszyłam i pozwoliłam opaść na plecy. Wyszłam z łazienki i udałam się do swojego pokoju. Od razu wskoczyłam pod ciepłą kołdrę i zamknęłam oczy. Rozległo się pukanie.
- Proszę. - powiedziałam nie odwracając się do mojego gościa.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że Jacob jedzie jutro na szkolną wycieczkę, a ja idę do pracy i nie wiem o której wrócę. - rzekła Kathleen.
- Jak zwykle. - westchnęłam.
- Nie powinnaś mieć mi tego za złe. Przecież kompletnie cię nie obchodzę. - powiedziała przygnębionym głosem. Czyżby naprawdę przejmowała się moim życiem?
- Lesie będzie? - olałam jej pytanie i odwróciłam się w jej stronę.
- Tak. Śpij dobrze. - powiedziała i wyszła. Westchnęłam i odwróciłam się w drugą stronę. Dotykałam palcami obniżonego sufitu w moim pokoju nad łóżkiem.
Miałam straszny bajzer w pokoju, którego nie chciało mi się sprzątać. Przypomniało mi się, jaki Harry miał porządek w swoim mieszkaniu. Aż trochę wstyd mi, że ja nie mam tak ładnie. Co ja gadam. Przecież sprzątaczka na pewno siedzi u niego godzinami i nie może wysprzątać jego syfu jaki narobi przez kilka godzin. Bardzo szybko oczy same zamknęły mi się i pogrążyłam się w śnie.
***
- Lizzy! Masz dziś do pracy na ósmą! - do moich uszu doszedł przyjazny głos Lesie. Ale czemu mnie tak trzącha? Mruknęłam coś pod nosem i odepchnęłam jej rękę. Przekręciłam się do ściany, a ona ściągnęła ze mnie kołdrę.
- Lesie, oddaj to! - marudziłam z zamkniętymi oczami. Bardzo ciężko jest mnie dobudzić o tej godzinie i dziwię się, że ona także nie śpi tak wcześnie.
- Harry już się niecierpliwi. - zaśmiała się, a ja szybko wstałam. Spojrzałam w stronę drzwi i ujrzałam tam Harrego z rękoma założonymi pod klatką piersiową i promiennym uśmiechem. Co on tutaj robił?
- Pomyślałem, że odwiedzę cię rano i odwiozę do pracy. Stęskniłem się po wczorajszym. - zaśmiał się i spojrzał na Lesie. Ona zachichotała i wyszła z pokoju. Nie zostawiaj mnie z nim!!!
- Po wczorajszym? - prychnęłam i usiadłam na łóżku, krzyżując nogi. - Nie było żadnego wczorajszego. Olałam cię i tyle. - odwróciłam wzrok i sięgnęłam po moją ulubioną poduszkę z dwoma psiakami i zaczęłam przewracać w rękach. Harry zabrał mi ją i przysiadł obok mnie.
- Nie olałaś, tylko po prostu uszanowałem twoją decyzję. - uśmiechnął się i dotknął czubka mojego nosa. Zamknęłam oczy i odsunęłam się. Nigdy nie lubiłam jak ktoś mi tak robił.
- Nie zdążysz do pracy. Wstawaj. - wstał i wyciągnął w moją stronę rękę.
- Sama sobie poradzę. - spojrzałam na nią i odsunęłam od siebie. Harry tylko zachichotał i pokręcił głową. - Przepraszam, ale muszę wyjść do łazienki, a później ubrać się. - rzuciłam sztuczny, wredny uśmiech.
- Okej. Zaczekam. Nigdzie mi się nie śpieszy. Ale mi tak.
Wyszłam z pokoju i udałam się do łazienki. Wykonałam wszystkie czynności poranne i wyszłam. Po cichu na palcach weszłam do swojego pokoju, a Harry stał przed moim łóżkiem i oglądał zdjęcia. Nie zauważył mojej obecności i ustałam centralnie za nim żeby go przestraszyć. Odwrócił się tak gwałtownie, że ja i on zlękliśmy się siebie. Stykaliśmy się klatkami i Harry patrzył mi głęboko w oczy. Zbliżył swoją twarz do mojej, a jego loki gilgotały moją twarz.
- To gilgocze! - odskoczyłam od niego i zaśmiałam się.
- Trudno. - zaczął mnie gonić, na co szybko zareagowałam i pobiegłam na dół. Lesie siedziała przy stole pijąc cappuccino i rozmawiając przez telefon. Spojrzała na nas, bo robiliśmy dużo hałasu, poprzez ganianie się jak małe dzieci dookoła stołu. Wstała i palcem postukała sobie w czoło. Opuściła kuchnię, a ja patrzyłam jak odchodzi. Zachichotałam i przekręciłam obok głowę. Harrego nie było, a za chwilę poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu.
- Mam cię. - powiedział szeptem wprost w moją szyję, a jego loki ponownie zaczęły mnie gilgotać.
- Nie na długo. - prychnęłam i rozdzieliłam jego ręce. - Śpieszę się do pracy. - Odeszłam od niego kawałek i ustałam przy blacie. - Autobus jest za 15 minut, więc szybko muszę iść.
- Po co ci autobus? Jedziesz ze mną! - zarządził i puścił mi oczko. - Ja zaczekam, a ty coś zjedz.
- Nie będę jeść. Nie jestem głodna. - Harry tylko pokiwał głową. Już myślałam, że zacznie rządzić się i rozkazywać, że mam zjeść. Oczywiście popsułoby mi to cały humor.
- No to zbieraj się. - westchnął i ruszył w stronę drzwi. Poszłam szybko na górę, chwytając torebkę i telefon. Zbiegłam na dół, po drodze informując Less, że wychodzę.
- Już? - zapytał i złapał za klamkę.
- No. - odpowiedziałam i zarzuciłam na siebie kurtkę. Nie wiedziałam co mnie podkusiło żeby zgadzać się na jazdę z nim. Przecież ja go w ogóle nie znałam i nie ufałam mu. Co będzie to będzie.
Otworzył mi drzwi i zaczekał aż wsiądę. Serce coraz bardziej zaczęło bić mi, gdy ruszył z piskiem opon. Może miał zamiar mnie gdzieś wywieźć? Coraz bardziej bałam się.
- Lizzy. - z zamyśleń wyrwał mnie głos Harrego.
- Co? - potrząsnęłam głową żeby odepchnąć od siebie złe myśli.
- Co robisz dziś wieczorem? - obdarzył mnie przelotnym spojrzeniem i wrócił wzrokiem na ulicę. Nie jechał zbyt szybko za co byłam mu wdzięczna. To jeszcze bardziej sprawiłoby u mnie strach.
- Nie wiem. Może wyjdę z Justinem gdzieś na miasto. Pomoże mi wybrać jakieś ubrania na wyjazd. - zastanawiałam się jak zareaguje na takie coś.
- Kim ten Justin jest dla ciebie? - jego twarz pochmurniała, a jego źrenice zwężyły się. Zacisnął bardziej swoje dłonie na kierownicy, przez co przeszedł mnie lekki drzesz.
- Jest dla mnie bardzo bliską osobą. - Nie chciałam ując to w słowo "przyjaciel". Zastanawiałam się jaka będzie jego reakcja.
- To znaczy? - dociekał.
- No a co się tak interesujesz? Bliska i koniec. - powiedziałam z ironią w głosie na co on westchnął. Robił długie oddechy chyba żeby się uspokoić. Ale czym ja niby go zdenerwowałam?
Moje ciało odprężyło się, gdy zobaczyłam jak zatrzymał się koło mojej pracy.
- Dzięki za podwiezienie. - rzuciłam krótki uśmiech i odpięłam pasy.
- Nie ma sprawy. - odpowiedział obojętnie, nie darząc mnie żadnym spojrzeniem. Co jest do cholery?!
Spojrzałam na niego krótko i westchnęłam. Chwilę potem otworzyłam drzwi i wyszłam, lekko zamykając je. Nie słyszałam żadnego odgłosu odjeżdżającego samochodu, ale nadal szłam przed siebie. Ujrzałam szefa w wejściu rozmawiającego z Justinem. Co on tutaj robił?
- Justin! - krzyknęłam i podbiegłam do niego przytulając go. Zobaczyłam jak Harry nadal stoi na poboczu i przygląda nam się. Uchylił okno żeby doskonale słyszeć o czym rozmawialiśmy.
- Tak bardzo się stęskniłam! - krzyknęłam odrywając się od niego. Pocałowałam go w policzek, a on popatrzył na mnie zdezorientowany. Specjalnie wykonywałam takie rzeczy, żeby Harry poczuł się "odtrącony". Z nim nie chciałam się pocałować, a w tej chwili Justina pocałowałam w policzek kilka razy.
- He-ej. - powiedział zdziwiony. - Lizzy, to na pewno ty? - zaśmiał się i objął mnie swoją ręką dookoła pasa. Tak trzymaj, Jus.
- Stęskniłam się i to nie wiesz jak bardzo. Musisz mi opowiedzieć jak było u twojej babci. Wiesz? Żeby zostawiać mnie tu samą? - zrobiłam udawaną smutną minę, a on wytrzeszczył na mnie oczy. Pochyliłam się nad jego uchem i szepnęłam:
- Muszę udawać. Później ci wyjaśnię. - zaśmiałam się, po czym, chwyciłam jego rękę i pociągnęłam do środka. Chwilę po tym, usłyszałam jak samochód Harrego odjeżdża z piskiem opon.
______________________________________________________________________
Witam! Komentujcie! :*
Hahhahah zrobiła to specjalniee! <3 hahahha zazdrosny Harry .. <33
OdpowiedzUsuńbiedny Harry :( XD
OdpowiedzUsuńCo do Twoich poprzednich komentarzy, nie mam zamiaru zawieszać bloga Kochanie ;* dziękuje za wsparcie! <3
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńufff no to sie ciesze <3 nie ma za co ! :* dzieki za pisanie go kocie <3
UsuńPrzez 46 rozdziałów był kłopot bo nikt nie komentował i wtedy już chciałam zawiesić... ale wspieracie mnie i za to Wam bardzo dziękuje ;* kocham Was baaardzo! <3
Usuń