środa, 21 maja 2014

Rozdział 23

Była godzina 22:53. Ten dzień strasznie dłużył mi się w pracy. Miałam ochotę już wracać do domu i iść spać. Strasznie mi się nudziło.
- Dobranoc. - powiedział ostatni klient i opuścił bar. Wreszcie mogłam zamknąć. Domyłam do końca podłogę i ruszyłam na zaplecze po swoje rzeczy. Dziś w pracy znów nie było Sarah. Byłam z drugą dziewczyną Emily, z którą od samego początku świetnie się dogadywałam. Zamknęłam drzwi i opuściłam kraty. Były ciężkie, ale już się przyzwyczaiłam. Ruszyłam w stronę przystanku. Czekałam nie całe 10 minut i nadjechał autobus. Wsiadłam do pojazdu i kierowca ruszył.
Nie długo stałam przed drzwiami i szukałam kluczyków. Zadzwonił mi telefon.
- Oh... - westchnęłam i nacisnęłam słuchawkę. To szef. - Halo?
- Witaj, Lizzy. Słuchaj jest jedna sprawa i już ci nie przeszkadzam.
- No co? - powiedziałam miłym głosem.
- Jutro mógłbym cię prosić żebyś przyszła na rano? Emily nie może, a Sarah już wielokrotnie zamieniałem.
- Okej... - westchnęłam. - Spoko, przyjdę.
- Dzięki i już ci nie przeszkadzam. Dobranoc.
- Cześć, cześć. - stałam na jednej nodze, bo torba wyślizgiwała mi się z rąk i musiałam ją jakoś przytrzymać. Przekręciłam kluczem i chwyciłam za klamkę. Zamknięte? Znów przekręciłam i otworzyłam je. W całym domu było ciemno i się przestraszyłam. Zaświeciłam światło i z ziemi podnieśli się Kathleen i Marcus. Co za widok...
- O... wy tu jesteście. - powiedziałam z lekkim uśmiechem czepialsko. - Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodziłam. - zaśmiałam się za co od razu ciotka skarciła mnie wzrokiem. - Okej, okej... Już idę... - poszłam na górę. Dobrze, że byli JESZCZE w ubraniach... Oh...
Poszłam wziąć szybki prysznic. Po 15 minutach wyszłam z łazienki. Zero makijażu, ulga. Położyłam się do łóżka i wzięłam do ręki telefon. Odczytałam wiadomość:


Czemu mi to napisał? Wiedziałam, że będzie mnie męczył różnymi smsami i nie da mi spokoju. Odłożyłam telefon i zasnęłam.

***
 
- Lizzy! Wstawaj! - słyszałam przytłumiony głos Kathleen. - Lizzy! - trząchała mnie za ramię.
- No co... daj mi pospać... - przewracałam się z boku na bok i odsuwałam jej rękę.
- Nie idziesz do pracy? Okej. - powiedziała sarkastycznie. Zerwałam się z łózka i szybko podeszłam do szafy.
- Która godzina? - pytałam zdenerwowana. - Nie zdąrzę!
- Dopiero 7:00. - poinformowała mnie. - Obudziłam cię, bo nie słyszałam twojego budzika. Ta praca cię zamęczy.
- Ale muszę pracować, czy ci się to podoba czy nie. Nie narzekam na nią i to jest najważniejsze. - odpyskowałam.
- Ja tylko stwierdzam, a ty na mnie naskakujesz. Jak zwykle. I grzeczniejszym tonem proszę. - dodała.
- Okej... - wymamrotałam i zaczęłam zakładać spodnie. Na dworze wydawało się być zimno, więc nie mogłam się jakoś odwalić jak na lato. Założyłam czarną bluzę bez żadnego napisu i poszłam do łazienki. Za drzwiami było słychać Marcusa, który coś robił. Nie będę wnikać.
- Możesz się pośpieszyć? - nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty, ale pozwolił mi tak do siebie mówić, więc z tego skorzystałam.
- Już, słonko, wychodzę. - otworzył drzwi i rzucił mi uśmiech. Dotknął palcem mojego nosa, a ja odsunęłam się. Weszłam szybko do łazienki, rzucając mu wrogie spojrzenie. Nigdy nie lubiłam jak mi tak robił, a to powtarzało się często. Zamknęłam drzwi i wykonałam poranne czynności. Umyłam zęby, bo nie miałam ochoty niczego jeść. Jakoś nie byłam głodna. Rozpuściłam swoje włosy, które swobodnie opadły mi na ramiona. Wyszłam z łazienki i od razu zeszłam na dół do kuchni, żeby zobaczyć co muszę kupić po powrocie z pracy. Kathleen zawsze przyczepiała karteczki co będzie jej potrzebne, lub Lesie, czy Jacobowi. Kathleen - dwa ogórki, cztery pomidory, sałatę i majonez. Jacob - żelki, ciastka, cukierki, chipsy. To jego standardowe pożywienie w czasie pobytu z kolegami lub samemu przed komputerem. Lesie - paluszki, dwa Rio*. Pewnie spotyka się dziś z Mattem, albo sama to wypije. 
- To wszystko co mam kupić? - zapytałam Kathleen, która robiła jajecznicę, a Marcus siedział przy stole i obserwował mnie. Czasami miałam ochotę strzelić mu jakąś minę, ale wiedziałam, że nie mogłam. A szkoda.
- No raczej tak. - odpowiedziała bez emocji, nie patrząc na mnie. 
- Okej. Ja już będę iść. - wróciłam jeszcze na moment do swojego pokoju i wzięłam torbę, którą zostawiłam przed wczoraj u Harrego. Gdy wychodziłam z pokoju, spotkałam na korytarzu Lesie, która uśmiechnięta rozmawiała przez telefon i wychodziła z pokoju. Spojrzała na mnie, ale szybko odwróciła wzrok. Zrobiłam to samo i szybkim krokiem zeszłam na dół. 
- Wychodzę! - krzyknęłam, gdy założyłam buty. Nikt mi nic nie odpowiedział, tylko Marcus kiwnął głową. Wyszłam i wyciągnęłam telefon. Dzwonił Justin. Jak dobrze, bo bardzo potrzebowałam z nim rozmowy.
- No cześć! - krzyknęłam gdy odebrałam. - Jak mogłeś tak wyjechać bez pożegnania? - udawałam obrażoną.
- Przepraszam, ale taka nagła sytuacja. Później ci powiem. Pewnie Ash ci o wszystkim powiedziała.
- No tak. Mówiła mi coś, że twoja babci zachorowała. Co z nią?
- Już wszystko okej. Wraca do swojego normalnego stanu, co znaczy, że nie długo wrócę i znów zacznę cię wkurzać! - zaczął się śmiać, a ja razem z nim.
- Już tęsknie za tym, wiesz? - sarkazm wypełnił moją rozmowę.
- Przecież wiem. - ponownie zaśmiał się. - A co u ciebie, młoda?
- No wszystko w porządku, ale... oh.. dużo się działo... koniecznie od razu jak przyjedziesz musimy się spotkać! - wykrzyknęłam. - tylko, że wyjeżdżam na ten weekend do babci, a później z Lesie do Liverpoolu. 
- Wiem... Ale tak czy inaczej spotkamy się kiedyś na pewno i obgadamy wszystko.
- No jasne. - uśmiechnęłam się sama do siebie. 
- A teraz to ja spadam. Chciałem upewnić się czy wszystko okej, czy żyjesz - zachichotał.
- Bardzo śmieszne, wiesz? - powiedziałam sarkastycznie. - Też już lecę, bo dochodzę do autobusu i za chwilę będę w pracy.
- Okej, to cześć młoda. Kocham cię, psiapsi. - wysłał buziaka przez telefon.
- Też cię kocham, Jus. - odwzajemniłam buziaka. - Pa. - rozłączyłam się. Poprawił mi humor i to bardzo. Jestem wdzięczna za to moim przyjaciołom, że są. Nie obchodził ich mój stan majątkowy, który nie był za wysoki. Mimo to, zaakceptowali mnie taką, jaka byłam. i tyle. Kocham ich.
Po 17 minutach, bo z nudów patrzyłam na telefon i liczyłam ile jadę, byłam pod "Night-Day". Weszłam wejściem głównym i przywitałam się z szefem, który coś majstrował przy maszynie to nalewania piwa.
- Cześć. - powiedziałam i odłożyłam torbę na ladę. - co robisz? Stało się coś? 
- Nie. Tylko poprawiam tu, bo się wygięło. - odpowiedział. - Przebierz się i zmień tabliczkę na "otwarte". - rzekł nadal skupiając się na maszynie.
- Dobra, już lecę. 
Była godzina 14:00 i klientów było bardzo dużo. Nagle przede mną ustał ten wkurzający mężczyzna.
- Kogo ja widzę! Lizzy! - krzyknął Louis z uśmiechem i rozłożył ręce żebym go przytuliła przez ladę.
- Daruj sobie przytulaska. - prychnęłam na żarty i odsunęłam jego ręce.
- Ja się spało z Harrym? - zapytał poruszając brwiami.
- Nie spałam z nim! - oburzyłam się i zrobiłam "złą" minę.
- A ja słyszałem od niego coś innego. - śmiał się.
- Oczywiście. On spał jak zabity i ja też. ODDZIELNIE. - podkreśliłam.
- Okej, okej. - uśmiechnął się zamówił jakieś piwo. Rozmawiałam z nim o różnych rzeczach. Wydawał się być bardzo spoko. Jego humor był rozbrajający. Po prostu nie znałam jeszcze takiego człowieka z tak pozytywnym nastawieniem do świata. 
- To ty tu siedź, a ja spadam do swojego klubu. - teraz to do mnie podszedł i przytulił.
- Dusisz mnie, chciałam ci przypomnieć. - nic na niego to nie zadziałało, więc klepnęłam go mocno w plecy.
- Auć! - zażartował. - Jakby Harry to widział, to nie wiem co by mi zrobił... Zazdrosny o ciebie jest i to bardzo.
- Co? - prychnęłam zdezorientowana. - Czy ty mówisz do mnie, Louis? - zadrwiłam.
- Tak, do ciebie, skarbie. 
- My się w ogóle prawie nie znamy i nie wiem co on sobie myśli. Nigdy nie będę jego i możesz mu to nawet powiedzieć.
- Zero nerwów, pamiętaj. - zaśmiał się. - Ja lecę. Harry naprawdę się wkręcił. - wyszedł.
Nie rozumiałam ludzi, którzy tak nagle zmieniają swój wizerunek do świata. Najpierw uprawiał seks z każdą po kolei, a później coraz więcej osób mówiło mi, że jemu na mnie zależało, czy coś w tym stylu? Nigdy nie zrozumiem ludzi...
Dobiegło koniec mojej zmiany i poszłam na zaplecze po swoje rzeczy. Gdy wychodziłam, spotkałam Sarah.
- Cześć - posłała mi uśmiech.
- Cześć. - odpowiedziałam także z uśmiechem. Chyba zmieniła się na lepsze.

______________________________________________________________________________
 
* Rodzaj napoju w Wielkiej Brytanii. Podobny do naszego polskiego Roko. 
___
Witajcie po raz drugi dzisiaj! W następnym rozdziale będzie pewna akcja! Mam nadzieję, że się spodoba! :)
Zapraszam wszystkich czytających do komentowania. Będzie mi bardzo miło :)

2 komentarze:

  1. "W następnym rozdziale będzie pewna akcja!" Jestem ciekawska więc lece czytac .. <3 boskoo piszesz! pamiętaj ! <3

    OdpowiedzUsuń