Następnego dnia musiałam wstać o 7, bo na 8-mą miałam do pracy. Nie chciało mi się tam iść, ale musiałam sobie nadrobić żeby uzyskać wolne 8 października na wyjazd. Zastanowiłam się przez chwilę, który dziś jest. Sprawdziłam w telefonie i był 30. Ostatni dzień września...
Wyszłam szybkim tempem do łazienki, chociaż w ogóle mi się nie chciało. Wykonałam poranne czynności, które codziennie wykonywałam. Umyłam twarz, zęby, ponieważ nie miałam zamiaru jeść śniadania. Nie byłam głodna po prostu... Wyszłam, gdy dochodziło 15 po 7.
- Ooo.. Lizzy. - ze swojego pokoju wyszła Kathleen. - Do pracy? - zapytała zaspana.
- No tak. - powiedziałam mierząc ją wzrokiem.
- O której wrócisz?
- Nie wiem... - wzruszyłam ramionami. - Mam zamiar się dziś spotkać z Ashley.
- Zapytałaś mnie o zdanie? - spytała, a ja wywróciłam oczami. Nie nienawidziłam jak zmieniał jej się humor. Raz mogłam robić wszystko, raz dosłownie nic.
- Oj, no weź... - zaczęłam jęczeć. - Nie sprawiaj, że znów będę siedzieć w pokoju bezczynnie i patrzeć w okno. - westchnęłam.
- Szczerze mówiąc, wolałabym żebyś znalazła sobie jakiegoś fajnego chłopaka, a nie zadawała się z tą... Ashley. - dodała z jakby małym obrzydzeniem. A przepraszam bardzo. Od kiedy ona może wybierać mi przyjaciół? Miałam mieć chłopaka? Spokojnie... Na to jeszcze nadszedłby czas...
- Aha. Ciociu... - zaczęłam ze słodkim akcentem. - Ona bardzo dobrze na mnie wpływa. Pamiętasz jak zawsze wywijałam ci różne numery? Na przykład jak byliśmy u babci, uciekłam do sąsiadki i siedziałam tam, dopóki mnie nie znaleźliście? Teraz tak nie robię. - uśmiechnęłam się. Przypomniałam sobie, że kiedyś w końcu musiałam odwiedzić moją babcię.
- Po prostu wydoroślałaś z takich rzeczy. Czego to nie robiłaś... - oh chyba za mocno wróciła do wspomnień...
- Okej, okej... - przerwałam jej a ona spojrzała na mnie zdezorientowana. - wiem jakie rzeczy jeszcze robiłam... - prychnęłam z uśmiechem. - To jak? Mogę iść? Wiem, że mogę. - zaśmiałam się i podeszłam do niej lekko przytulając.
- Oh Lizzy... - zaśmiała się i wróciła do swojej sypialni. Poszłam więc do swojego pokoju ubrać się. Założyłam granatowe rurki i moją ulubioną bluzę.
Wyjęłam z szafki vansy, które dostałam od Ashley, Justina i Scotta na 16 urodziny. Wiem, że były one stare i już trochę zniszczone, ale bardzo je lubiłam. Nie mogłam przecież wyrzucić prezentu. Wyjęłam także torbę, do której schowałam telefon, mój portfel i różnego rodzaju inne rzeczy.
Zeszłam na dół i powoli zaczęłam się ubierać. Jak na ostatni dzień września było ciepło. Poszłam na przystanek, gdzie miał za 5 minut podjechać autobus. Usiadłam na ławeczce i spokojnie czekałam.
Nagle moim oczom ukazała się bardzo dobrze od kilku dni znana mi sylwetka wysokiego, lokatego chłopaka. Chciałam go uniknąć więc wstałam i podeszłam do planszy z całym planem jazdy i zaczęłam go niby czytać. Modliłam się w duchu żeby mnie nie zauważył.
- Kogo ja widzę. - usłyszałam jego wzniosły głos za sobą. Odwróciłam się niepewnie w jego stronę. Na jego twarzy widniał ten cwaniacki uśmieszek, który znienawidziłam już od pierwszego zobaczenia jego twarzy. - Cześć. - posłał uśmiech.
- Cześć. - powiedziałam udając znudzoną. Chciałam go wyprzedzić, ale zaszedł mi drogę.
- Gdzie się wybierasz? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem i cały czas zastawiał mi drogę.
- Nie twój interes. - powiedziałam próbując przedostać się. - Mogę przejść? Spieszy mi się trochę. Nie tylko ty istniejesz na tym świecie i nie tylko z tobą się tu rozmawia. - powiedział już trochę bardziej oburzona. Czemu on cały czas musiał się mnie uczepiać? Jeśli chodziło mu o to żeby mnie przelecieć, to na pewno mu się to nie uda.
- To cię podwiozę. - powiedział wskazując na swój samochód. Był to śliczny, biały Range Rover. On chyba musiał spać na kasie. Pewnie takich samochodów miał gdzieś z 10! - Musisz mi podać adres do jakiego zmierzasz.
- Śnisz czy marzysz? - zapytałam sarkastycznie, a śmiech sam wydostał mi się z ust. On popatrzył na mnie unosząc jedną brew. - Nie pojadę z tobą, nawet jeśli miałoby zależeć od tego całe moje życie. - Prychnęłam i spojrzałam na nadjeżdżający autobus. - Muszę iść.
- No nie daj się prosić. - powiedział chwytając mnie za ramię i puszczając mi oczko. O nie... Teraz to w życiu z tobą nie pojadę...
- Nie. Muszę jechać. Autobus mi ucieknie i spóźnię się do pracy... - szybko urwałam, ale niestety cały ten wyraz wydostał mi się z ust. Za dużo już wiedział. Nie mogłam pozwolić mu na to, żeby jeszcze znał moje stanowisko pracy. Co to, to nie.
- O... - zaczął z cwaniackim uśmiechem. - Powiadasz, że do pracy? - podniósł brwi. - No to gdzie pracujesz? - wskazał na swój samochód i ruchem ręki pokazał mi żebym do niego wsiadła. Spojrzałam za siebie i już autobusu nie było.
- Nie masz wyboru. - zaśmiał się. - No mów gdzie pracujesz. - przewracał kluczyki od samochodu w swojej dłoni.
- W klubie "Lonly" - skłamałam. Jeśli podrzuciłby mnie tam, 5 minut drogi na pieszo i już byłabym w "Night - Day"
- Nie pracujesz tam. - podszedł do mnie z poważnym wyrazem twarzy i ustał twarzą w twarz. Skąd on do cholery o tym wiedział? - Nie wolno kłamać... - kiwał głową, lekko uśmiechając się.
- A mnie to kurwa nie obchodzi czy mam cię oszukiwać czy nie. - podniosłam głos. - Po prostu pozwól mi samej tam pójść. - wyminęłam go i ruszyłam w przeciwnym kierunku.
- Nie! - znów zobaczyłam go na przeciw siebie. Czego on do cholery ode mnie chciał?! Jego zielone oczy stały się ciemniejsze. Oh... Coś czuję, że nie lubił gdy ktoś mu się sprzeciwiał. Trudno... Harry Stylesie, musisz to znieść, bo do puki się ode mnie nie odwalisz, będziesz otrzymywał takie odpowiedzi.
- Ej, Lizzy! - usłyszałam za sobą głos Mattiego. Odwróciłam się i uśmiechnęłam się sama do siebie. Już kolejna osoba ratuje mnie od tego chuja... - Podwieźć cię może? - zapytał z uśmiechem, a ja kiwnęłam głową. Wróciłam wzrokiem na zdezorientowanego Harrego i wzruszyłam do niego ramionami, po czym wsiadłam do samochodu. Słyszałam jeszcze jak Matt wita się z Harrym przez odsuniętą szybę i zasuwa ją.
- Jedź żebyś go zgubił. - nadałam rozkaz, a on nacisnął na pedał.
- Się robi. - zaśmiał się.
***Oczami Harrego***
Jaka ona była pyskata. Ciężka sztuka i rzadko takie spotykałem. Prawie wcale. Z resztą nie nawiązywałem żadnym znajomości, a z nią szczególnie cały czas się spotykam. Z poprzedniej nocy zostały mi jeszcze jakieś resztki alkoholu, ponieważ sam to czułem. Ale prowadzić mogłem. przypomniało mi się także, co robiłem z tą dziewczyną poprzedniej nocy. Bardzo dobrze ją znałem. Często spędzałem z nią namiętne chwile...
Usłyszałem jak Matt wita się ze mną. Odpowiedziałem mu, ponieważ był moim bardzo dobrym kolegą, chociaż wiem, że nie popierał tego, co robiłem z dziewczynami, ale jeszcze nigdy tego mi nie powiedział. Wpatrywałem się jeszcze przez chwilę, czując jakby złość, ale gdy usłyszałem jak odjeżdżają z piskiem opon, podbiegłem do samochodu wsiadłem do niego. Musiałem jechać za nimi i dowiedzieć się gdzie ona pracowała. Przynajmniej to. Odpaliłem silnik i ruszyłem w tą stronę gdzie przed chwilą oni jechali. Zgubiłem ślad. Nie wiedziałem zupełnie gdzie dalej pojechali. Samochodem błądziłem po najbliższej okolicy Londynu z nadzieją, że gdzieś zobaczę jego samochód. Ale nic z tego. Wiem, że ona się mnie bała. I wiem, że to ona kazała mu tak szybko jechać żeby mnie zgubić. Spokojnie Lizzy. Jeszcze kiedyś się spotkamy.
______________________________________________________________________________
Dobry - dobry - dobry wieczór :D Sorki, że tak późno dodaję rozdział, ale przez cały dzień nie było mnie w domu... Mam nadzieję, że się podoba i proszę o komentowanie. Bo ja w ogóle nie wiem co Wy sądzicie na temat tego ff... Może trafi mi go zawiesić??? Nie wiem... Dobranoc!
Hihihihi w dobrej chwili się pojawił.. haha <33 ale i tak się spotkają .. <333 ciekawe co tym razem się wydarzy.. w koncu się w nim zakocha..
OdpowiedzUsuńale ekstra rpzdzial!! nie zwaieszaj nic prosze :* <3
OdpowiedzUsuń