poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 28

Człapałyśmy już dosłownie po sklepach galerii. Nogi mnie strasznie bolały, ale Lesie jak zwykle mogła chodzić jeszcze przez długi czas.
- Lizzy, kochanie. - Dobiegł mnie głos Zacka. Tylko nie on! - Jak miło cię widzieć. - Powiedział i zbliżył się. Chciał położyć dłoń na moim policzku, ale Lesie ustała przede mną, oddzielając go ode mnie.
- Czego chcesz? - zapytała twardo.
- Nie zbliżaj się do niej, rozumiesz? - powiedziała. W duchu modliłam się, żeby przestała zgrywać taką twardzielkę, bo to się źle skończy...
- Nie przeszkadzaj mi. - Odsunął ją ręką na bok.
- Ej! - krzyknęła. - Nie pogrywaj sobie, Zack! - krzyknęła, ale po chwili pisnęła z bólu, gdy mój były pociągnął ją za włosy. Rzucił szyderczy uśmiech.
- Teraz już rozumiesz, że masz nie przeszkadzać? - zapytał uśmiechając się fałszywie.
- Jeszcze ci nie starczyło problemów przez Harrego? - zapytała.
Jego oczy stały się ciemniejsze.. oh, Lesie... zamknij się już...
- Lizzy... - zaczął, a jego twarz nieco złagodniała. - Wiesz, że ja nie chcę ciebie skrzywdzić.
- Już to zrobiłeś. - splunęłam. - Nie spodziewałam się, że mnie uderzysz.
- Wiesz przecież, że nie chciałem tego zrobić... - wziął kosmk moich włosów za ucho. Jego grzywka przytrzymywana była przez czapkę.
- Kurwa, ale to zrobiłeś! - krzyknęłam. Lesie dotknęła mojego ramienia i skinęła głową na znak, że zostawia nas samych. Niepewnym krokiem odeszła od nas nieraz spoglądając w naszą stronę.

***Oczami Harrego***

Nadal myśl o tym, że Lizzy nie powiedziała mi, że ma chłopaka, nurtowała we mnie. Ale już nic nie mogłem zrobić. Postanowiłem pojechać do sklepu. Chciałem po prostu zapomnieć o tych ostatnich dwóch tygodniach i upić się. Zastanawiałem się czy zaprosić chłopaków, ale może w samotności będzie mi lepiej. Może znów Lizzy zjawiłaby się u mnie i nocowała. Przechodziłem obok galerii, gdy do moich uszu dobiegł głos. Zaczynało ściemniać się, mimo wczesnej jeszcze godziny. Słyszałem go dobrze i zaczynałem jakby kojarzyć.
- Nie stawiaj mi oporu! - powiedział chłopak i słychać było kopnięcie jakiegoś kosza.
- Czego ode mnie chcesz?! - krzyknął niewinny głos. Lizzy.
- A jak myślisz? Mój ojciec chce żebym miał taką dziewczynę jak ty. Nie pozwól mu się denerwować. Nigdzie takiej nie znajdę. - Powiedział spokojnie.
- Nie popełnię znów tego błędu i współczuję dziewczynie, która się z tobą powiaże! - krzyknęła i słyszałem jej pisk.
- Odsuń się od niej! - dobiegłem do niego. Ten gościu nie rozumie jak on się zachowuje wobec tej dziewczyny?!
- Harry? - zapytała niepewnie. Mogłem wyczuć w jej głosie strach. Myślę, że bała się tego, że znów zacznę go bić.
- Ponownie w obronie pan Styles. - Zadrwił i podszedł do mnie. Moje oczy zaświeciły się i złość we mnie wzrosła.
- Harry, ostrzegam cię, że jeśli go uderzysz nie mamy już w ogóle o czym rozmawiać! - usłyszałem za sobą cienki głos Lizzy i coś we mnie pękło.
- Przepraszam. - Powiedziałem i rzuciłem się na niego z pięściami.

***Oczami Lizzy***

- Przestań! Harry, przestań! - krzyczałam. Za co mnie przeprosił? Kurwa, za co?! Mógł go nie uderzać. Teraz naprawdę nie mamy o czym rozmawiać.
- Jeśli natychmiast nie przestaniesz już nigdy mnie nie zobaczysz! - krzyknęłam. Watpiłam w to, że go to zatrzyma, ale jednak. Harrego ruchy ustały i wstał z Zacka. Czemu on wszystko musi rozwiązywać biciem się?!
- Spierdalaj stąd, dopóki jeszcze jestem w miarę spokojny. - Ostrzegł go Harry, a ja cofnęłam się. Zack podniósł się z ziemi i ustał chwiejąc się.
- Zobaczysz. Zemszczę się. - Powiedział i poszedł w drugą stronę. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść.
- Zaczekaj. - Dobiegł do mnie głos Harrego i po chwili czułam uścisk jego dłoni na moim łokciu.
- Nie dotykaj mnie! - odsunęłam się nieco i odwróciłam w jego stronę. - Czemu mnie śledzisz?! Czy chociaż raz mogę dostać odrobinę prywatności?! - Krzyknęłam, a on westchnął.
- Nie śledziłem cię. To przypadek. Uwierz.
- Powiedziałam coś. Uderzyłeś go więc tym samym wybrałeś i nie mamy już o czym rozmawiać.
- Zaczekaj. Nie mozesz teraz tak odejść sobie po prostu.
- A właśnie, że mogę. Nie zabronisz mi. - Powiedziałam i wyjęłam telefon w zamiarze zadzwonienia do Lesie.
- I oczekuję od ciebie, że nie będziesz mi już więcej zawracał głowy. - Rzekłam i cofnęłam się do galerii. Zabolały mnie moje własne słowa. Ale nie mogłam pozwolić sobie na takie układy. Nie chcę mieć nic wspólnego z takim człowiekiem. Z resztą nic o nim nie wiem i już raczej się nie dowiem.
- Gdzie jesteś? - zapytałam, gdy Lesie odebrała.
- Na ostatnim piętrze. Zaraz będę przy wejściu, czekaj na mnie. - Rozłączyła się.
Nigdzie się nie wybieram.

***

Było kilka minut po 20 i postanowiłam wziąć prysznic. Jutro z samego rana chciałam wyjechać. Musiałam załatwić sobie bilet, bo Matta albo Justina nie chciałam wykorzystywać do tak dalekiej podróży.
Gdy weszłam pod kabinę prysznicową, do mojej głowy nasunęły się wydarzenia sprzed kilku godzin. Opowiedziałam o wszystkim Lesie i bardzo się o mnie martwiła. Wszystkie sprawy komplikują się nagle, gdy w moim życiu pojawia się Harry i powraca Zack. Wszystko staje się trudne. Nie boję się Zacka ani bólu jaki mi zadaje. I fizyczny i psychiczny. Po prostu bardzo męczy mnie myśl, że jak gdzieś wychodzę, mogę spotkać na swojej drodze Harrego albo Zacka.
Wyszłam spod prysznica i w ręczniku udałam się do pokoju, bo jak zwykle zbyt szybko bez żadnych przygotowań poszłam się myć.
Gdy założyłam swoje piżamy, zeszłam do kuchni coś przekąsić. Siedziała tam Kathleen z Lesie. Rozmawiały o czymś. Chyba to była jakaś tajemnica, bo jak weszłam, Kath odeszła od stołu, a Lesie bez słowa opuściła kuchnię.
- Lizzy. - Zaczęła Kathleen.
- No? - zapytałam i otworzyłam lodówkę. Wyjęłam jajka z zamiarze zrobienia jajecznicy.
- Poznałaś kogoś? - zapytała podchwytliwie. Co to za pytanie? O mało co nie prychnęłam śmiechem.
- Nie. - zaśmiałam się.
- A Harry? - podniosła na mnie oczy i jej brwi prawie stykały się ze sobą.
- On...? - zacięłam się. - Nie znam go prawie wcale. - nie klamałam. Naprawdę przecież go wcale nie znałam. Nie wiedziałam czemu ogóle jego teraźniejszość wygląda tak jak wygląda. Na samą myśl, że teraz mógł robić coś z jakąś dziewczyną, robiło mi się niedobrze.
- Naprawdę? - zapytała z niedowierzaniem.
- No serio, serio. - podpaliłam gaz na kuchence i podgrzewałam patelnię. - Czemu cię to obchodzi?
- Nie tym tonem po pierwsze. A po drugie interesuje mnie to, co robisz poza pracą. - Dosiadła się do mnie i pożerała wzrokiem.
- Interesujesz? - prychnęłam. - Zabawne. - dodałam. Rozbiłam jajka na patelnię i zaczęłam robić jajecznicę. - Czemu patrzysz tak na mnie? Myślisz, że cię oszukuję, czy coś? Nie znam Harrego i nie dąże do tego żeby go poznać... - skrzywiłam się. Mam nadzieję, że źródło, z jakiego wie o Harrym - a w tym przypadku podejrzewam tylko Lesie - nie powiedziało jej o tym, że Harry już wielokrotnie się o mnie pobił. To totalnie by go u niej przekreśliło.
- No nie wydaję mi się, że nie chciałabyś go poznać bliżej. Jeśli już byś to zrobiła, poznaj go też ze mną. - A mi wydaję się, że to właśnie ty wolałabyś go w ogóle nie poznać.
- Nie dojdzie do tego, możesz być spokojna. Jeśli już będę miała zamiar szukać sobie kogoś, napewno nie będzie to Harry.
- A co w nim jest nie tak? - zapytała rozbawiona.
- Wszystko. Po prostu nie gustuję w takich chłopakach, a on nie gustuje w takich dziewczynach jak ja. Proste. - Wzruszyłam ramionami i wyłożyłam jajecznicę na talerzyk.
- Pewnego dnia zobaczę jak ślicznie razem wyglądacie. - Wstała od stołu, podpierając się dłońmi o blat. - Wspomnisz moje słowa. - Nastepna do kolekcji ludzi, którzy widzą mnie razem z Harrym jako parę? Po prostu super. - Dobranoc. - rzuciła mi cwany uśmiech i poszła na górę. Co za ludzie? Czemu każdy się mnie czepia? Nie mogę nazwać tego inaczej bo ja to tak uważam. Wszystko, tylko nie ja i Harry razem. Nie załamujcie mnie. Prychnęłam.
Zjadłam jajecznicę najwolniej jak mogłam. Dziwiłam się, czemu Harry do mnie nie dzwoni skoro aż tak bardzo chciał mój numer.
Z resztą czemu mnie to w ogóle zastanawia? Mam zapomnieć w ogóle, że znałam kiedykolwiek, jakiegokolwiek Harrego Stylesa. Życzyłam sobie w głębi duszy, żeby mi się udało.

***

Wstałam o ósmej. Dokładnie to Lesie mnie obudziła. Gdy podniosłam się z łóżka spojrzałam czy w wejściu nie stoi Harry. Na szczęście go nie było.
Miałam zapomnieć.
Poszłam na dół żeby coś zjeść. Na stole czekały na mnie kanapki "Ala Jimmy" - jak to mówił Jacob. Może nie przepadałam za tym dzieckiem, ale czasami potrafił zaskoczyć pozytywnie. Zjadłam szybko kanapki i poszłam do łazienki. Umyłam twarz, zęby, wysikałam się i wyszłam. Założyłam bluzę z kapturem i jasne rurki. Wzięłam torbę do ręki i zrobiłam kilka kółek wokół pokoju żeby sprawdzić, czy wzięłam wszystkie potrzebne mi rzeczy. Chwyciłam telefon i zeszłam na dół. Kathleen miała dziś na drugą zmianę więc podwiozła mnie na przystanek, z którego miał odjeżdżać autobus do Bolton. Przypomniałam sobie, że mieszkał tak Scott, ale były bardzo małe szanse, że go zobaczę.
- Uważaj na siebie. - Powiedziała Kathleen i podała mi torbę.
- Okej. - Rzuciłam. - Wracam w niedzielę. Powiedziałam i weszłam do autobusu. Pomachałam jej lekko i usiadłam na swoje miejsce.
Gdy autobus ruszył poczułam się wolna. Wolna od pracy, Kathleen, Harrego i wszystkich problemów. W końcu jechałam tam odpocząć.

_____________________________________________________
Siemka! :* wczoraj nie dodałam rozdziału, bo czas mi na to nie pozwalał, ale już jestem. Komentujcie wreszcie, prosze <3

1 komentarz:

  1. Cudniee piszesz no cudniee! <333 Nic dodać nic ująć jestem ciekawa co będzie się działo dalej.. :**

    OdpowiedzUsuń