Wstałam szybko i odwróciłam się w stronę skąd dobiegał głos. Ujrzałam wysokiego chłopaka, z nieziemskim uśmiechem, który wywoływał bardzo seksowne dołeczki. Jego włosy były lekko kręcone i zaczesane do góry. Sięgałam mu chyba do ramienia - bo z odległości metra nie mogłam dokladnie tego stwierdzić. I żeby spojrzeć w jego oczy musiałam podnieść głowę do góry. Były zielone...
Na ogół nie należałam do osób wysokich. 163 cm to chyba nie jest aż tak mało..
- Debby! - ocknęłam się, gdy zauważyłam jak uważnie go obserwuję. Podeszłam do niej i mocno przytuliłam. -Miałaś siedzieć w miejscu. -Westchnęłam odrywając się od niej. Już miałam odchodzić gdy nagle nieznajomy chwycił mnie za łokieć przysuwając nieco do siebie.
- Nawet bez żadnego "dziękuje"? - zapytał uśmiechając sie łobuziersko. Jego ręka nadal trzymała mój łokieć co wywoływało u mnie delikatne dreszcze. W tej chwili nie mogłam stwierdzić czy są to dreszcze przyjemne czy nie. - Harry jestem. - dodał po chwili.
- Dziękuje i miło mi. - chciałam wyrwać się z jego uścisku dłoni.
- A ty mi się nie przedstawisz? - Jezu.. nie odpuści.. gdzieś już słyszałam to imię. No ale przecież w Londynie jest dużo osób z takimi imionami.. może już mi się gdzieś obiło o uszy.
- Lizzy. - Odpowiedziałam przewracając oczami co u Harrego wywołało lekki śmiech. - Chodź Debby.
- Śliczne imię. - to miał być podryw czy co? - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. - Rzucił nie wiadomo skąd gdy zaczęłam odchodzić.
Kątem oka widziałam jak jeszcze przez chwilę nas obserwował.
***Oczami Harrego***
Chyba mam nowy cel w życiu. Zaliczyć? Nie zaliczyć? Jeszcze kiedyś muszę ją spotkać. Jest taka jakie lubię. Pewnie ma na około siebie pełno takich, ktorzy nie gardzą jej urodą. Ale o kulturze to chyba nie ma pojęcia. Lubię takie. Stawiają opór, a tak naprawdę chcą tego co każda inna. Dzięki tej małej dziewczynce miałem okazję ją poznać.
***Oczami Lizzy***
Wyszłyśmy z galerii i podąrzałyśmy w stronę przystanku. Musiałyśmy chwilę zaczekać na autobus.
- Czemu zeszlaś z tej ławki? - Zaczęłam oglądając godziny jazdy autobusu. - Mogli cię porwać. Wtedy mnie zamknęliby w klatce. - Zaśmiałam się, a Debby razem ze mną. Chciałam rozładować napięcie pomiędzy nami. Wiem, że Debby czuła, że byłam na nią wkurzona. Ale starałam się tego nie okazywać.
- Ja tylko wstałam z ławki i oglądałam sobie wystawę - zaczęła niewinnie. - Wtedy podszedł do mnie ten chłopak. Jest bardzo fajny. Nadawałby się dla Ciebie. - jak na sześcioletnią dziewczynkę była bardzo mądra. Czasami aż za bardzo..
- Rzeczywiście bardzo śmieszne, wiesz? - odpowiedziałam sarkastycznie. - Niczego ci nie zrobił?
- Lizzy. Nic mi nie jest. - Uspokajała mnie. - Jest bardzo fajny. - czułam, że przez całą drogę powrotną będzie czepiać się jaką byśmy byli fajną parką... yyh..
I rzeczywiście tak było. Po 15 minutach weszłyśmy do domu.
- Nic nie mów o tym, że się zgubiłaś. - Poinformowałam ją w wejściu. - Jesteśmy! - Krzyknęłam poczym rozebrałyśmy się i weszłyśmy do pokoju gdzie przebywały Kathleen i Shannon.
- Jak było? - Zapytała Kath.
- Super. Lizzy jest świetna! - krzyknęła Debby i usadowiła się na kolanach swojej mamy. Fajnie było usłyszeć słowa, które sprawiły , że poczułam się lepiej. Rzadko kiedy ktoś mówił mi, że jestem pomocna, że się do czegoś nadaję. Zawsze tylko slyszałam skargi i pretensje. Kathleen często sprawiała, że przez cały dzień nie mogłam wydobyć z siebie uśmiechu.
- To my już będziemy się zbierać. - Z zamysleń wyrwał mnie głos pani Shannon. Była miłą kobietą. Jak byłam młodsza często przychodziłam do niej z prośbą o pomoc... zawsze była gotowa mi pomóc. Ale teraz już coraz mniej się z nią widywałam.
Pożegnałam się z Debby uściskiem i dostałam od niej buziaka w policzek.
- Do widzenia. - Powiedziałam i poszłam do pokoju rzucając się na kanapę przed telewizorem. Dołączyła do mnie Kathleen.
- Gdzie Lesie? - zapytałam mając zamknięte oczy.
- U koleżanki. Zostaje na noc. - odpowiedziała mi. Czemu ona zawsze może zostać gdzieś na noc, a ja muszę błagać ją normalnie wieczność o pozwolenie? Chciałabym wreszcie móc żyć normalnie.. sama decydować o tym, co będę robić rano, w poludnie czy wieczorem.
- Aha. - rzuciłam krótką odpowiedź.
- Dziś do baru przyjdzie Marcus. Weźmie trzy skrzynki alkocholu na jutrzejszą imprezę. - Powiadomiła mnie. A co mnie to obchodzi czy przyjdzie czy nie? Z resztą już jestem przyzwyczajona do tego typu powiadomienia. Zawsze gdy chłopak Kathleen na przyjść po większy towar, zostaję o tym poinformowana. Nawet nie wiem po co mi to.
- Co to za impreza? - zapytałam otwierając oczy i spoglądając na ciocię.
- Taka firmowa. Odbędzie się w klubie "Lonly". Wiesz, który to?
- Tak. Chodzę tam czasami z przyjaciółmi - dodałam i wstałam z kanapy - ide przygotować się do pracy. - Pobiegłam na górę do swojego pokoju.
Weszłam do łazienki wziąć prysznic i zrobić inne czynności przed pracą. Np. makijaż. Zajęło mi to gdzieś z 30 minut. Była 14:45, a miałam na 16. Ten chłopak w galerii strasznie mi się z kimś kojarzył. Tak jakbym już go gdzieś widziała i jego imię przewijało się w mojej pamięci. W ogóle czemu ja o nim myślę? Jest bardzo przystojny i nie wiem czy można powiedzieć o nim inteligentny. Nie wygląda mi na miłego chłopaka, co zdradziło jego zachowanie w galerii. Pewny siebie. Zawsze trzymałam takich z daleka. Przestań o nim myśleć. Słyszałam swój wewnętrzny głos. Czasami był męczący, ale akurat teraz miał rację.
Ten czas, który został mi, wykorzystałam na posprzątanie swojego pokoju. Musiałam odpedzić od siebie myśli Harrego. Zadzwonił mi telefon. Była to Ashley.
- Siema młoda! - krzyknęłam do słuchawki.
- Siema, siema - odpowiedziała. Co robisz jutro?
- Hmm... - zastanowiłam się. - Jutro mam wolne.
- To zajebiście. - Jej głos uniósł się w zadowoleniu. - Bo tak się składa, że z Justinem wybieramy się do klubu "Art" na imprezkę. Idziesz z nami. - bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Zacznijmy od tego, że mam, sama wiesz jaką ciocię i nie wiem czy mnie puści. Ale ona tez jutro ma imprezę firmową, ale w klubie "Lonly" więc może się uda. - Powiedziałam zadowolona. Wiem, ze Ashley zmusi mnie do zakupów rano i będzie kazała mi kupić sukienkę albo spodniczkę.
- No to rano spadamy na zakupy. - Wiedziałam. - jeszcze się zdzwonimy. Dozoba.
- Cześć.
Zadowolona poszłam na dół.
- Kathleen - zawołałam. Zawsze zwracałam się do niej po imieniu. No może czasami mówiłam "ciocia" jak obie żartowałyśmy i śmiała się razem ze mną.
- Co tam Lizzy? - oj chyba ma dobry humor.
- Mam prośbę... bo wiesz.. - nie wiem czemu, ale bałam się jej reakcji. - Jest jutro impreza w klubie "Art". Zależy mi na tym..
- No dobrze. Marcusa i mnie nie bedzie w domu, Jimmiego i Lesie tez nie więc ty też możesz wyjść. - Rzekła z lekkim uśmiechem. - ale zadnego alkocholu! - przestrzegła mnie.
- Dwa drinki. - Dodałam pokazując jej dwa palce.
- Jeden. - prowadziła sprzeczkę.
- Trzy. - uśmiech sam wchodził mi na twarz.
- Oj idź już bo się spóźnisz. - powiedziala z uśmiechem i opryskała mnie pianą od mycia naczyń. Taki widok mojej cioci był bardzo rzadki. Lubiłam ją taką. Gdyby taki humor miała zawsze...
Zazwyczaj jazda do "Night-Day" zajmowała mi 15 minut. Teraz też tak było. Weszłam do środka i od razu rzucił mi się w oczy szef ścierający stoliki.
- Cześć Nick - powiedziałam do niego. Byliśmy na "ty" od bardzo dawna.
- Cześć Lizzy. - Odpowiedzial zerkając na mnie. - Ktoś czeka na ciebie na zapleczu. - Poinfrmował mnie. Bez słowa ruszyłam na zaplecze.
_________________________________________________
Dobry wieczór! :D wiem, że trochę późno dodaję, ale zasnąć nie mogłam i postanowiłam dodać ten rozdział. Na razie mało się dzieje, ale już nie dlugo zaczną sie prawdziwe akcje! :D
Uhuhu... ciekawe ciekawe ^^
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zaczęłaś czytać i komentujesz każdy rozdział. Kocham <3 :*
UsuńFajowskie 😊
OdpowiedzUsuń