Przed pójściem do mojej pracy, postanowiłam przejść się na spacer. Zawsze dobrze mi robią. Potrafię się zrelaksować, odpocząć od codzienności. Niestety całe moje plany zepsuło przyjście w odwiedziny do Kathleen jej przyjaciółki Shannon.
- Cześć Lizzy! - przywitała mnie z uśmiechem. - Gdzieś się wybierasz? - no chyba widzi, że jestem gotowa do wyjścia to po co zadaje to zbędne pytanie?
- Dzień dobry - odpowiedziałam - właśnie miałam iść na spacer, a przy okazji na zakupy do galerii. - postanowiłam opanować chęć odpowiedzi sarkastycznej.
- Oh... - westchnęła - nie będzie przeszkadzać ci jeśli oddałabym w twoje ręce Debby? - wskazała na drobniutką dziewczynkę wtuloną w jej nogi. Była słodką, malutką blondyneczką, którą uwielbiałam. Jak mogłam w tamtej chwili się nią nie zająć?
- Jasne, że nie. - Odpowiedziałam z uśmiechem i wyciągnęłam rękę w stronę dziewczynki żeby złapała ją. - Chodź Debby. - wyczułam u niej lekkie zawstydzenie. Może dlatego, że dawno się nie widziałyśmy. Wkrótce podała mi dłoń i niechętnie oderwała się od swojej mamy.
- Lizzy, nie zapomnij, że masz na 15 do pracy - przypomniała mi ciocia. Nie mogłam na nią powiedzieć "mama". Jeszcze nigdy się tak do niej nie zwróciłam. - Wróćcie za 3 godziny.
- Wiem. Okej - jak zwykle musi mi rozkazywać. Jeszcze nigdy nie spóźniłam się do swojej pracy. Nawet dziwię się, że mnie przyjęli skoro nie miałam jeszcze 18 lat. Ale posiadałam dobre stosunki z szefem. Był moim dobrym, dużo starszym kolegą.
Wyszłyśmy z domu i autobusem ruszyłyśmy w stronę galerii. Mimo tak byle jakiej pogody, miałam ochotę pochodzić po galerii i pozwiedzać wystawy, a wiem, że z Debby będzie mi o wiele weselej.
- Na lody jest trochę za zimno, ale na żelki się skusimy, co? - odezwałam się do niej gdy bawiła się moimi bransoletkami. Była taka niewinna, cichutka i gdy zazwyczaj zaczynałyśmy pomiędzy sobą konwersację, mijało trochę czasu.
- A może masz ochotę na co innego? - zapytałam ponownie, gdy wiedziałam, że już mi nie odpowie na poprzednie pytanie.
- Mogą by żelki. Jak zawsze. - Rzuciła przelotny uśmiech. Miała rację. Zawsze miałyśmy ochotę na żelki - nasz stały posiłek gdy przebywałyśmy razem.
Po 5 minutach jazdy, autobus zatrzymał się na przystanku blisko galerii. Przeszłyśmy kilkadziesiąt metrów i weszłyśmy do środka. W galerii było bardzo ciepło, więc zdjęłam jesienną kurtkę i pomogłam także Debby.
- Lizzy? - zaczęła sześcioletnia dziewczynka.
- Tak? - odpowiedziałam tym samym tonem głosu. Szłam trzymając ją za rękę i rozglądając się po wystawach.
- A ty masz chłopaka? - zapytała odważnie.
- Uhm... - zastanowiłam się. - Nie. - dodałam po chwili.
- A czemu? - wow... nie odpóści.
- Na razie nie szukam. Miałam kilka miesięcy temu, ale... no zostaliśmy przyjaciółmi. - pomyślałam o tych 5 miesiącach gdy byliśmy razem... Niby go kochałam i było mi bardzo dobrze z nim. Ale później czułam się odtrącona na bok. Nic, tylko te inne dziewczyny na około niego...
- Ale czemu? - wznowiła pytanie. Czuję, że muszę skończyć ten temat inaczej się rozkleję na środku sklepu.
- Posłuchaj - zaczęłam łagodnie kucając przed nią i trzymając w dłoniach jej malutkie rączki. - Są ludzie, którzy mylą się z uczuciami. Ty tego nie zrozumiesz, ale... niektórzy wolą po prostu zostać przyjaciółmi... tak jak ja i ty - rzuciłam uśmiech, a ona odwzajemniła go. Wiem, że podałam głupi przykład, ale ona i tak tego nie zrozumie, a ja nie chcę drążyć dalej tego tematu...
Ruszyłyśmy dalej. Debby biegała i wskazywała różne rzeczy. Rozśmieszała mnie przy tym. Umiała poprawić humor, nawet jeśli ten zły utrzymywał się przez kilka dni.
Po godzinie chodzenia usiadłyśmy na wolną ławeczkę.
- To co... - zaczęłam - jemy...
- Żelki! - przerwała mi i zaczęła klaskać w dłonie, co wywołało u mnie śmiech.
- Zaczekaj tu na mnie, a ja przecisnę się przez ten tłum i kupię nam żelki i coś do picia, okej? - zapytałam, a ona tylko odpowiedziała kiwnięciem głowy. - Tylko nigdzie się stąd nie ruszaj, rozumiesz? - mierzyłam ją wzrokiem.
- Uhm - odparła równocześnie kiwając głową.
Przecisnęłam się przez tłum i po 10 minutach stałam przy kasie. Zaczęłam denerwować się. Miałam zostawić ją na dosłownie dwie minuty, a strasznie się przedłużyło. Ominęłam ludzi stojących mi na drodze uważając na sok w kubeczkach. Ujrzałam "naszą" ławkę i nie ma jej! Tak myślałam, że gdzieś pójdzie! Odstawiłam rzeczy na ławkę i zdenerwowana wybiegłam na główne przejście.
- Debby! - krzyczałam. Nigdzie nie było słychać ani widać malutkiej dziewczynki. - Debby! - wznowiłam krzyk. W tej chwili nie przejmowałam się ludźmi, którzy odwracali na mnie wzrok. Był bardzo duży tłum więc zwątpiłam w to, że ją znajdę krzycząc. Zrezygnowana kucnęłam w miejscu i schowałam twarz w dłoniach.
- Chyba kogoś zgubiłaś. - Usłyszałam za sobą męski głos.
__________________________________________________________________________________
Cześć! Przepraszam, że wczoraj nie dodałam pierwszego rozdziału, ale nie miałam zbytnio czasu... :( Mam nadzieję, że nie wyszedł zbyt za długi. Pewnie się już domyślacie kto to ;).
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, postaram się dziś napisać na kartce a jutro przepisać na bloga. Proszę o komentowanie :D. Do następnego!
zaczęłam czytać , jeju jakie ciekawe
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobało :)
UsuńWow... zaczyna się ciekawie :D Jeszcze dużo, dużo przede mną hahah :D Ale damy radę! :DD
OdpowiedzUsuńO jej ^^ cudne <3
OdpowiedzUsuńSuper ;*
OdpowiedzUsuń