Weszłam i ujrzałam Kathleen opierającą się o blat stołu. Zwyczajnie bez żadnych emocji zamknęłam drzwi.
- Cześć. - powiedziałam obojętnie i chciałam zdjąć torbę... której nie miałam. Świetnie! Została u Harrego.
- Gdzie byłaś? - uniosła głos, a ja tylko zajęłam się zdejmowaniem butów.
- U Ashley. Nocowałam u niej. - skłamałam.
- Doprawdy? - podniosłam na nią wzrok. Uniosła swoje brwi do góry. Na jej twarzy widniało zdenerwowanie, ale także zmęczenie.
- Nie spałaś całą noc? - zapytałam ni stąd ni zowąd.
- Wyobraź sobie, że tak. Martwiłam się o ciebie. Czy ciebie już do końca powaliło? To, że nigdy nie byłam twoją matką ani nie będę, nie znaczy, że się o ciebie nie martwię. Jesteś teraz pod moją opieką i mam prawo mieć od ciebie jakiś szacunek. - powiedziała i widziałam jak w jej oczach pojawiają się łzy. Ona płacze?
- Już nie długo będziesz mnie miała z głowy. - rzekłam nie wzruszona wcale jej słowami.
- Jak to? - zapytała szlochając i wycierając łzy.
- Po prostu. Pomyślałaś sobie, że nie do końca życia będę koło ciebie? Ja mam prawie 18 lat! Jeszcze tylko dwa miesiące. Nigdy nie zatrzymasz mnie tylko dla siebie. Chcę żyć normalnie. Nie mieć żadnych zakazów... - przerwała mi.
- A ostatnio miałaś? - zapytała z wyrzutem. - Przez dwa tygodnie mogłaś praktycznie robić to, co ci się podobało. A ja muszę się wtrącać do twojego życia jak na razie, bo jesteś niepełnoletnia! Zrozum to! Nie chcę dla ciebie źle...
- Ale to robisz... - zmrużyłam oczy i poszłam na górę. Nie wiedziałam co miałam myśleć o tej rozmowie. Świetnie potrafiła grać. Aż za dobrze udawała, że chce dla mnie jak najlepiej. Nie wierzyłam jej w to. To były tylko puste słowa. Ona mnie od samego początku nie chciała, wzięła mnie na litość! I to się nazywa troską? Troską o bezpieczeństwo? Ona chciała o mnie dbać? A zrobiła ze mnie gównianą nastolatkę, która tak na prawdę nie wie co to życie. Cały swój nastoletni czas mogłabym spędzić w Domu Dziecka i tam byłoby mi lepiej niż tu w tym zasranym "rodzinnym" domu. Nigdy tu nie pasowałam. A jeszcze Marcus. Wkurza mnie jego zachowanie! Jest jakiś dziwny.. Gorszego nie mogła sobie znaleźć...
Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Miałam dość tego wszystkiego. Chciałam zniknąć wreszcie... Ocknęłam się gdy usłyszałam dzwoniący telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i moim oczom ukazało się zdjęcie Ashley. Nigdy nie dzwoniła do mnie tak wcześnie, a nie wydawało mi się żebym jej mówiła, że wstanę o 6:00...
- Halo? - odebrałam próbując na siłę powstrzymać płacz.
- Lizzy? - zapytała jakby niedowierzając.
- A kogo się spodziewałaś? - niechcący szloch wydobył się ze mnie.
- Nie wierzę, że odebrałaś tak wcześnie... Ty płaczesz? - zapytała zmartwiona.
- To nie rozmowa na telefon. Wszystko się pierdzieli... Wszystko zrozumiałam... Kathleen mnie nie chce...
- Jak to? Co się do cholery stało? - zapytała.
- Opowiem ci później... Jak się spotkamy... nie wiem czy w ogóle to nastąpi...
- Lizzy, przestań! Nie możesz się znów zadręczać tym samym co zawsze! Twoich rodziców już nie ma... - powiedziała spokojniej.
- Nie dołuj mnie jeszcze bardziej... Nie mów teraz o nich! Słyszysz?! - zdenerwowałam się.
- No już... Spokojnie... - rzekła uspokajając mnie. - Przepraszam... - dodała po chwili. - Nie powinnam ci o nich wspominać...
- Przestań. Ja zawsze o nich pamiętam i pamiętać będę. - szlochałam i łzy bardziej pchały mi się do oczu. - Nie wiem... Spotkajmy się dziś gdzieś, bo nie wytrzymam. Muszę z kimś porozmawiać i to musisz być ty! - przekręciłam się na brzuch, chowając głowę w poduszkę.
- Dobrze. no nie wiem... W jakiejś spokojnej restauracji? - zaproponowała.
- Okej. - ustaliłyśmy restaurację. - To o godzinie 10:00 wyjdę po ciebie przez park... Nie, nie przez park. - przypomniałam sobie o wczorajszej sytuacji. - oh.. jeszcze jeden powód do zabicia się... - westchnęłam. Zupełnie zapomniałam, że rozmawiam jeszcze z Ashley.
- Co? - zapytała podnosząc głos. - Jaki powód? O czym ty mówisz do cholery?!
- Powiem ci jak się spotkamy. Przyjdź po mnie. Już nigdzie sama nie wyjdę. Cześć. - rozłączyłam się zanim zdołała coś powiedzieć.
***Oczami Harrego***
Otworzyłem oczy o 8:30. Poranne światło oślepiło mnie i poczułem okropny ból głowy. Oh.. no tak.. Wczoraj upiłem się w moim własnym klubie, a miałem zostać na imprezę. Więcej już nie zdołałem sobie przypomnieć. Odczuwałem straszne zmęczenie i ból kości. Bolał mnie nos, w który wczoraj dostałem od tego kolesia w parku, który zachował się okropnie wobec Lizzy... Właśnie, Lizzy... Zdołałem sobie przypomnieć jak wczoraj jeszcze rozmawiałem z nią w klubie. Szkoda, że byłem pijany...
Wstałem z łóżka i podszedłem do szafki obok niej.
Torba?
Czyja ona jest?
Lizzy!
Wybiegłem szybko z pokoju, mając nadzieję, że jest u mnie w mieszkaniu. Pierwsze pomieszczenie jakie nasuwało mi się na myśl była kuchnia. Nie było jej... Nigdzie więcej raczej nie poszłaby.. Oparłem się o blat i ujrzałem kartkę. Uważnie wczytałem się w to, co było tam napisane.
Była tutaj... Uśmiechnąłem się sam do siebie. Czemu nie została? Ach... No tak.. Ona się mnie bała. Sama mi to uświadomiła, krzycząc te słowa w moją stronę. Musiałem coś wymyślić żeby oddać torbę, która była jej własnością. Gdy już spotkalibyśmy się, chciałbym usłyszeć od niej dokładny przebieg spraw. Musiałem dowiedzieć się także, czy nie mówiłem przy niej jakiś głupot. Miałem nadzieję, że nie...
O równej 9 wyszedłem z mieszkania z jej torbą w ręku. Ludzie w całym apartamencie patrzyli na mnie jakby się coś stało. Pewnie dziś rano widzieli jak Lizzy wychodzi z mojego mieszkania... Oh...
Pojechałem do mojego klubu i zastałem Matta i Zayna jak sprzątają po imprezie. Obok nich stała jakaś dziewczyna, którą już gdzieś kiedyś widziałem. Nie czułem się jeszcze do końca wytrzeźwiały aby prowadzić samochód. Kręciło mi się w głowie i potrzebowałem odpoczynku, ale mnie to gówno obchodzi czego mój organizm potrzebuje, a czego nie.
- Siema stary. - przywitał się Zayn. - Jak tam? Jest kacyk? - zapytał z uśmiechem.
- Daj spokój... - mruknąłem i podszedłem do Matta. - Cześć. - wyciągnąłem do niego rękę, po czym spojrzałem na dziewczynę stojącą obok niego.
- To jest moja dziewczyna, Lesie. - przedstawił ją. Blondynka uśmiechnęła się do mnie i podała rękę.
- Harry. - odwzajemniłem uśmiech.
- Wiem. - zaśmiała się.
- Skąd wiesz? - zdziwił mnie fakt, że tak szybko przyznała się, że mnie zna czy tam kojarzy.
- Lizzy dużo mi o tobie opowiadała. Z resztą Matt też. - spojrzała na niego i pocałowała w policzek.
- Lizzy? Znasz ją? - zmarszczyłem brwi, niedowierzając w jej słowa.
- Taaak. - zaśmiała się. - To moja siostra, a zarazem przyjaciółka. - wytłumaczyła. Coś czułem, że to będzie moje nowe źródło informacji.
- Chodź ze mną na chwilę. - pociągnąłem ją lekko za rękaw i odsunąłem na bok. - Wypożyczę ją na dosłownie kilka chwil. - powiedziałem z uśmiechem do Matta, a ten kiwnął głową.
- Słuchaj... jest taka sprawa, że... - zacząłem gdy staliśmy na końcu klubu. - Lizzy wczoraj zostawiła u mnie torbę.
- Ale... Jak to? To ona... Była u ciebie?
- No tak. Znasz inną historię? - zaśmiałem się.
- Tak. Lizzy zawsze oszukuje. - powiedziała. - Musiała wymyślić coś innego przed... umm... mamą - zawahała się. - i powiedziała, że spała u koleżanki.
- Oh... no tak.. - kiwałem głową.
- Przepraszam za to pytanie, ale czy ty jej coś...
- Nie! - zaprzeczyłem. - nie. Nie mógłbym...
- Przepraszam.. Nie powinnam była pytać... - usprawiedliwiała się. Rozumiałem ją. Pewnie tak ja wszyscy znała moją przeszłość.
- Rozumiem. Jesteś z tych osób, które o mnie nic nie wiedzą. - powiedziałem żartobliwie żeby nie poczuła się urażona.
- No nie znam cię... - stwierdziła. - Więc.. Coś chciałeś, tak?
- No w sumie to tak. - pokiwałem głową. - Wczoraj zostawiła u mnie torbę... Chciałbym jej ją oddać...
- Ja mogę to zrobić. - przerwała mi. Spojrzałem na nią gwałtownie, przez co zrobiła wielkie oczy. - No co? Mieszkam z nią. - dodała.
- Wiem, ale tu chodzi o to, że chciałbym z nią jeszcze pogadać... Dasz mi jej numer telefonu? - zapytałem. Obawiałem się kompletnego odrzucenia i obużenia za to, że pytam.
- Nie wiem czy mogę...
- Proszę... - Przerwałem jej. - To dla mnie ważne.. Bardzo ważne. - poprawiłem się. Lesie rozejrzała się na boki.
- Doba, ale nie masz go ode mnie. - zaśmiała się i wyciągnęła z kieszeni telefon. Moje wszystko w środku skakało z radości! Wreszcie nie musiałem czekać na to, aż ją przypadkowo spotkałem. Podała mi go, a ja uścisnąłem ją.
- Oh.. Dusisz mnie. - lekko poklepała mnie w plecy i zaśmiała się.
- Umm... Przepraszam.. - oderwałem się od niej. - Po prostu nie wiem jak mam ci dziękować. - z mojej twarzy nie schodził uśmiech.
- Po prostu nie zrób jej żadnej krzywdy.. - poklepała mnie w ramię i wróciła do swojego chłopaka. Rozumiałem, że się o nią martwi, dlatego nie miałem jej za złe, że tak powiedziała. Na razie postanowiłem do niej nie dzwonić. Musiałem ochłonąć po tym szczęściu. Postanowiłem pomóc chłopakom, za to, że mnie wczoraj nie było.
_____________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział nie za długi! :* Zapraszam do komentowania i zadawania pytań na sku. Wyrażajcie swoje opinie i wspomagajcie mnie w pisaniu. ♥
O jej, Harry ma jej nr ^^ świetnie piszesz :*
OdpowiedzUsuńuiiiii *.* masz tealent!!! <3
OdpowiedzUsuńtalent*
Usuń