Nie mogłam przejmować się jakimś Stylesem. Za bardzo przywiązywać się do niego nie mogłam bo nie warto. Wzięłam ponownie telefon do ręki i spojrzałam na numer Harrego. Zapisałam go w kontaktach, bo później nie wiedziałabym kto dzwoni. Poszłam coś zjeść. Nie chciało mi się, ale wiedziałam, że muszę, bo dawno nic nie jadłam. Zrobiłam sobie płatków i zaczęłam jeść. Nagle w domu rozległo się lekkie trzaśnięcie.
- Cześć Lizzy! - krzyknęła Lesie. - Ym... co robisz? - zapytała. Wyczułam jakieś dziwne zdenerwowanie w jej głosie.
- Jem. - Odpowiedziałam prosto. - A czemu pytasz?
- A tak jakoś... - westchnęła. - Um.. dzwonił ktoś do ciebie dzisiaj? - zapytała. Kurna! Co jej jest?
- Nie. - Nieuznałam dzwonienia Harrego. - A coś się stało?
- Nie... tak pytam. - Zaśmiała się zdenerwowana i poszła na górę. Dokończyłam szybko płatki i także wróciłam do swojego pokoju. Była godzina 14:16, więc za niecałe dwie godziny musiałam być w pracy.
Podłączyłam telefon do ładowarki i podeszłam do szafy w celu wybrania jakiegoś ubioru na dzień dzisiejszy do pracy.
Rozległo się pukanie.
- Lizzy? - do środka weszła Less.
- No co tam? - zapytałam stojąc przodem do szafy.
- Ja w sprawie tego wyjazdu.
- Nom?
- Matt kazał zabrać jakiś strój na basen, bo powiedział, że przejdziemy się któregoś wieczora. - Wydawała się być czymś przygnębiona.
- Okej. - rzekłam. - Lesie, stało się coś? - zapytałam, gdy miała już wychodzić.
- Nie... - powiedziała i znów ruszyła w stronę drzwi.
- Ej. - ponownie ją zatrzymałam. - Nie wiesz może skąd Harry ma mój numer i wie gdzie mieszkam? - nie wiem czemu, ale pierwsze podejrzenie padło na nią...
- Bo.. ja mu dałam... - wyznała.
- Co?! - odwróciłam się do niej. - Czemu?! - kipiałam złością.
- Ale nie powiedziałam mu gdzie mieszkasz! - machała rękoma. Była bliska płaczu. Co jej jest?
- To skąd on to wie?! Czemu dałaś mu mój numer? - zapytałam już spokojniej.
- Poprosił mnie... ale zanim mu to dałam zastanowiłam się ze 100 razy! Naprawdę... - spuściła głowę.
- Aha... 100 razy.. - powtórzyłam zdenerwowana. Spojrzałam jej w oczy, a ona w moje. Nagle jej wzrok powędrował na łóżko za mną. Zrobiła ruch głową i wskazała na telefon. Odwróciłam się i na ekranie wyświetlony był napis: Harry.
- Odbierz, może ma coś ważnego. - Powiedziała niewinnie.
- Nie! - odwróciłam się w jej stronę.
- Nie wiesz jak uszczęśliwiłam go tym, że dałam mu twój numer. W jego oczach były iskierki radości. Jemu na tobie zależy i ranisz go tym, że go odtrącasz. On się zmienił...
- Widzę, że doszło do jakiś zwierzeń. - Prychnęłam.
- Chciałam dobrze... - powiedziała i tym zakończyła naszą rozmowę. Wyszła z pokoju. Rzuciłam się na łóżko i wybuchnęłam płaczem. Nie rozumiałam mojego zachowania. Przecież mi też trochę zależało Harrym. Ale jemu? Nie byłabym tego taka pewna...
Cały czas na ekranie wyświetlał mi się napis: Harry. Zastanawiałam się, czemu do mnie dzwoni.
Na moim telefonie była godzina 15:28, więc postanowiłam zacząć się zbierać. Nie chciałam widzieć Lesie, po tym co mi powiedziała. Naprawdę musiał jej się zwierzać. Jakoś nie sądziłam, żeby sama się do tego przekonała. Założyłam na siebie bluzkę z małą koronką na plecach i moje czarne rurki. Odlaczyłam telefon od ładowarki i zeszłam na dół. Kiedy zakładałam kurtkę, w swojej kieszeni od spodni poczułam wibracje. To Harry... nie będę od niego odbierać.
***Oczami Harrego***
No do cholery! Czemu Lizzy nie odbierała?! Zacząłem się na serio martwić. Ale nie wiem, czy powinienem się tak przejmować. Może nie miała czasu? Kurwa! Ona musi ode mnie odebrać! Chciałem usłyszeć przynajmniej jej głos.
Po 5 minutach dałem sobie spokój, bo już na tyle znałem Lizzy i wiedziałem, że jak postanowiła sobie, że odbierać nie będzie, to nie będzie. Dochodziła 16:00, a ja musiałem pojawić się w klubie. Szedłem drogą, którą raczej już nikt za bardzo nie przechodził. Dosłyszałem głosy zza roga, ale nie przejąłem się tym.
- Witaj Styles. - przedemną ustał jakiś koleś. - Już mieliśmy ruszyć na demolkę twojego klubu aby cię znaleźć. - Zaśmiał się bezczelnie i podszedł bliżej, a koło niego pojawiło się jeszcze dwóch mężczyzn.
- Czego chcecie? - poznałem ich. Byli moimi "wrogami". Gdy udało mi się zostać właścicielem klubu "Art", oni próbowali zemścić się na różne sposoby. Zawsze byłem lepszy od nich. Często słyszałem to od nich samych.
- Ta twoja laska... czekaj.. Liza... - wydukał.
- Lizzy. - poprawiłem go wkurzony. Niech tylko spróbuje się do niej dobrać, dotknąć ją...
- Nie zła jest, nie? - zapytał swoich kumpli i klepnął ich w bok. - Przelecieć można by.
- Tylko byś spróbował! - krzyknąłem i rzuciłem się na niego, ale po chwili zostałem odciągnięty przez tych dwóch.
- Słuchaj Styles... zabawimy się.. - powiedział. - Z tobą.
Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale szybko zacząłem temat.
- Jak? - trochę przeraziłem się. Jak mogą się ze mną zabawić?
- Jutro jest impreza w pubie na środku Londynu. Przyjdziesz i wtedy się dowiesz. Jak przeżyjesz, szczęścia z tą dziwką, a jeśli nie.. my wszystko załatwimy. - Zaśmiał się szyderczo.
- Nie zbliżaj się do niej, rozumiesz?! - krzyknąłem.
- To jak? Wchodzisz? My tylko chcemy sprawić sobie przyjemność. Jak się uda... - przerwał. - To przeżyjesz. - Dokończył i zniknął mi z oczu razem z tą resztą popierdoleńców. Miałem zamiar pojawić się tam. Chcą walki? Będą ją mieli.
_____________________________________________________
Hej ;* rozdział wyszedł mi w miarę krótki. Zapraszam do zadawania pytań na asku i obserwowania na Twitterze. Kocham <3
cu-do-wny! <33
OdpowiedzUsuń