poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 13


***Oczami Lizzy***

Jechał jak najszybciej gdy go o to poprosiłam. Nie chciałam znów doświadczać przykrych sytuacji z Harrym. Nie lubiłam go, wręcz mnie wkurzał. Był taki pewny siebie, ale oczy miał niesamowite... Mogłam godzinami w nie patrzeć... Niestety... To tylko marzenie...
- Ej, Lizzy. - powiedział Matt i w tym czasie oderwał mnie od natarczywego myślenia.
- Hmm? - zwróciłam głowę w jego stronę. Był uważnie skupiony na prowadzeniu samochodu. Dlatego lubiłam z nim jeździć i gdy tego potrzebowałam, zawsze mogłam na niego liczyć.
- Przepraszam, że pytam, bo to na pewno nie jest moja sprawa, ale... - zatrzymał się. - Coś ponownie cię łączy z Zackiem? - zrobiłam wielkie oczy.
- Co? Nie! - na samą tą myśl robiło mi się nie dobrze. Nie chciałabym już do niego wrócić. Nie teraz, gdy już o wszystkim zapomniałam. - Po prostu... Weszłam do domu i on siedział sobie tak po prostu w kuchni. Przestraszyłam się jakim cudem on się tam znalazł, ale nie wnikałam w to zbytnio. Może były otwarte, myślałam, że może Lesie jest w domu z tobą...
- I co? Zrobił ci coś? - zapytał z troską i chwilowo spojrzał na mnie.
- Nie.. to znaczy... tak... Nie no, nie wiem... - kręciłam. Nie wiem czy zwyczajne szarpanie za nadgarstek i uderzenie w twarz mogło być nazwane krzywdą. W pewnym sensie tak...
- Co ci zrobił? Mów! - na jego twarzy zawitało zdenerwowanie. Nie lubiłam gdy ktoś prowadził samochód i wkurzał się. Wtedy ja czułam się dziwnie.
- Ale najpierw ty mi powiedz gdzie wyszedłeś wczoraj... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Nie. Ty mów pierwsza. - Jak małe dzieci normalnie...
- No wtedy jak weszłam do domu to on siedział. Znów zaczął mnie dręczyć żebym poszła z nim na jakąś cholerną randkę, na którą ja po prostu kurwa nie mam ochoty iść! - podniosłam głos. - No to wtedy zapytał mnie czy spotykam się z Harrym i zaczął obwiniać mnie za to, że z nim zerwałam. Chwycił mocno za nadgarstek i szarpał nim, gdy tylko próbowałam uwolnić się z jego pieprzonego uścisku. Dręczył mnie, zadając wciąż te samo pytanie od kiedy spotykałam się z Harrym .Nie wiem czy nas zobaczył... Nie mam pojęcia. No to wtedy powiedziałam mu, że to nie jego sprawa. Nazwał mnie małą dziwką i po prostu uderzył. -  w kącikach moich oczu pojawiły się łzy. Nie wiem czy były to łzy tego, co mi zrobił, czy też z innego powodu. Przypominając sobie ten wczorajszy dzień, chciało mi się po prostu płakać...
- Jaki chuj! - krzyknął, a ja podskoczyłam w miejscu. - Nigdy nie spodziewałbym się, że uderzy jakąkolwiek dziewczynę! Nie ma do tego prawa, rozumiesz? A jak takie coś się dzieje, musisz o tym rozmawiać, Lizzy! Z byle kim, ale musisz to komuś powiedzieć! - mówił prawie krzycząc, ale w jego głosie można było wyczuć odrobinę zmartwienia, spokoju...
- Takie zwyczajne uderzenie? Każdy może oberwać. - powiedziałam wzruszając ramionami i mój ton głosu był obojętny.
- Nie mogę cię zrozumieć. - dodał, po czym zatrzymał się przy mojej pracy. - idź, bo się spóźnisz.
- Miałeś mi opowiedzieć, czemu wczoraj wyszedłeś. - powiedziałam nadal siedząc u niego w samochodzie.
- Przy najbliższej okazji. A teraz idź. - dał mi buziaka w policzek i rzucił  uśmiech. - A jeśli ty z tym nic nie zrobisz, to ja się tym zajmę. - dodał i puścić oczko.
- Daj spokój, Matt. - zaśmiałam się. Był w stosunku do mnie taki opiekuńczy. Lubiłam takich chłopaków. Ale mogłam zapomnieć, że to chłopak mojej przyjaciółki i jednocześnie siostry. Na samą myśl, o czym ja rozważałam chciało mi się śmiać. - Więc lecę. Cześć! - zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Nie słysząc jak jego samochód odjeżdża odwracam się i widzę jak do mnie macha. Odmachałam mu i ruszył z piskiem opon. Nie mogłam nadziwić się jego uprzejmości.
- Siema Lizzy. - powiedział szef z końca sali.
- Hej. - westchnęłam. - Mam sprawę. - podeszłam do niego.
- Słucham cię, kochanie. - uśmiechnął się i przerwał wycieranie stolików.
- Bo... no ten... Chciałabym otrzymać wolne... - wahałam się. Oczekiwałam najgorszego. Że zacznie się na mnie wydzierać, że powinnam się cieszyć, że w ogóle tu pracuję...
- Okej. - powiedział spokojnie. - Na ile? - zapytał wyraźnie nad czymś się zastanawiając.
- Na 4 dni. Wyjeżdżam z Lesie do...
- Nie musisz się tłumaczyć. Wyjeżdżasz, ja daję ci wolne i jest okej. - uśmiechnął się. - Ale teraz powiedz mi dokładnie jeszcze od kiedy.
- Od 8 do 11... - dziwnie czułam się, prosząc go o taki długi urlop. Dla mnie to było długo, ponieważ nigdy jeszcze o to nie prosiłam. Jak już coś sama dostawałam jakieś kilka dni.
- Nie ma sprawy. - klepnął mnie w plecy. - A teraz sio za ladę. - zaśmiał się i wrócił do swojej poprzedniej czynności.
- Nie wiem jak mam ci dziękować! - ucieszyłam się i zaczęłam prawie skakać.
- Wystarczy mi, że wrócisz zadowolona z wyjazdu i powiesz mi, że świetnie się bawiłaś. - powiedział obdarzając mnie przelotnym spojrzeniem, a uśmiech przez cały czas nie schodził z jego twarzy.
- Okej. - rzuciłam. - To ja lecę się przebrać i zaczynam pracę.
Jak zwykle ustałam przed ladą i najpierw napełniłam bańki na piwo alkoholem. Już miałam pierwszych klientów i było ich coraz więcej. Ale cieszyłam się z tego powodu, że przychodzi jeszcze na 10 Sarah. Szczerze mówiąc nie przepadałam za nią. Nigdy nie rozmawiałam z nią na jakieś określone tematy. Po prostu nie dogadywałyśmy się i tyle...
- Witaj. - doszedł mnie głos.
- Znamy się? - zapytałam zdziwiona. Stał przede mną nie za wysoki mężczyzna z kilkudniowym zarostem.
- Ty mnie może nie, ale ja ciebie tak. - mrugnął do mnie oczkiem. O czym on mówi? - Przedstawię się. Jestem Louis Tomlinson. Ty nie musisz mi się przedstawiać, bo znam cię. Lizzy, tak? -zapytał. O cholera...
- Kim jesteś? Skąd mnie znasz? - zapytałam.
- Znam cię od mojego kumpla. Przyszedłem tu, bo to jest mój jeden z ulubionych barów.I zobaczyłem ciebie. Co za szczęście. - posłał mi uśmiech. Harry...
- Chyba nie zamierzasz powiedzieć Harremu, że tu pracuję? - rzuciłam szczególny nacisk na słowo "Harry". 
- Zamówiłbym piwo. - powiedział zupełnie ignorując moje pytanie. - Czemu od razu mówić. Nie długo sam to odkryje.
- Czemu przyczepił się akurat do mnie? Jest tyle dziewczyn, które chciałyby się z nim przespać. Ale ja chętna NIESTETY nie jestem... - powiedziałam obojętnie nalewając do szklanki piwo.
- Oj tam od razu przespać. - powiedział żartobliwie. Chyba zaczynałam go lubić. Po za tym, że był przyjacielem Harrego. - On na prawdę cię polubił. - powiedział już zupełnie poważnie.
- Hahaha! - zaśmiałam się. - Ja wiem co w jego słowniku znaczą słowa "polubić" - nadal śmiałam się z jego stwierdzenia.
- Nie chcesz, to nie wierz. Ja i on wiemy swoje. - powiedział zabierając piwo i wyjmując telefon z kieszeni. Obrócił go zabawnie w palcach i zaczął coś wystukiwać. - Harry już tu jedzie. - powiedział po chwili nadal wpatrując się w ekran.
- Nie zrobiłeś tego! Powiedz, że żartujesz! - prawie krzyczałam, gdy z jego ust wydobyły się te słowa. - Myślałam, że cię lubię. - powiedziałam, co wywołało u niego lekki śmiech.
- Nie przesadzaj. Harry chce tylko porozmawiać. Jak powiedział mi, że cię poznał i że mu się spodobałaś - na te słowa prychnęłam - nie wierzyłem mu. Ale później, gdy mówił coraz więcej, powoli zaczynałem mu wierzyć.
- Nie rozśmieszaj mnie, proszę. - zaczęłam śmiać się. Odepchnęłam się delikatnie od lady, mając zamiar wyjść na zaplecze i uniknąć tego cholernego spotkania z nim.
- Gdzie idziesz? - zapytał Louis w porę łapiąc mnie za rękę.
- Wychodzę. - powiedziałam i próbowałam wyrwać mu ją.
- Powiem twojemu szefowi, że olewasz praaaaacę! - krzyknął żartobliwie, a ja przysunęłam się do niego zatykając ręką jego buzię.
- Zamknij się. - dodałam i odsunęłam rękę. Po chwili szef podszedł do mnie i powiedział, że wychodzi.
- No to teraz mogę iść. - rzekłam i spojrzałam na drzwi. Ukazała się w nich Sarah. Miała być przecież o 10, a jest ledwo 9... No nie wiem... Jej sprawa.
- Hej. - rzuciła krótko, nie obdarzając żadnego z nas spojrzeniem.
- Cześć. - westchnęłam cicho, ale na tyle głośno żeby ona to usłyszała.
- Masz godzinę przerwy. - powiedziała obojętnie niskim głosem. - Minęłam się z szefem w wejściu i powiedział, żebym nadrobiła tą godzinę co ominęłam tydzień temu. - wytłumaczyła mi i poszła na zaplecze.
- Więc jest okej. - powiedziałam z uśmiechem do Louisa i zaczęłam zdejmować z siebie fartuch, który nosiłam w pracy. - idę się przewietrzyć. - dodałam.
- Czekaj to zaraz pójdziesz z Harrym. - powiedział łobuzersko i stuknął mnie łokciem. Wyszłam zza lady i ruszyłam w stronę łazienki i widziałam jak Louis wyraźnie mnie obserwuje. Może żebym nie uciekła? Weszłam i spojrzałam w lustro. Przekręciłam drzwi kluczykiem i wykonałam potrzebę.
- Nie chcę z nim gadać... - powiedziałam do siebie. - Zrób coś, żebyś go nie minęła. - dodałam. Yhm... Siedzenie w łazience będzie bez sensu. Nie mogę jej blokować klientom. Postanowiłam wyjść. Otworzyłam drzwi i wyszłam z łazienki. Ruszyłam w stronę lady, gdy nagle w wejściu zobaczyłam Harrego. Przekręciłam się szybko w drugą stronę mając nadzieję, że mnie nie zauważył.
- Lizzy! - niestety usłyszałam za mną jego głos z lekką chrypką. Nie zwróciłam na to uwagi i nadal szłam w przeciwnym kierunku chcąc iść na górę. Ale sobie miejsce do ucieczki znalazłam? Niesamowite.
- Nie uciekaj mi, Lizzy. - powiedział chwytając mnie za nadgarstek. - Już teraz mi nie uciekniesz. - odwrócił mnie w swoją stronę, a te słowa wzbudziły we mnie straszny niepokój. W tej chwili zastanawiałam się, co on miał zamiar zrobić? - Jeśli tak bardzo chcesz, to chodźmy na górę. - powiedział po czym wziął mnie na ręce. Wyrywałam mu się i żądałam, żeby mnie wypuścił. Pomyślałam: Koniec ze mną...

__________________________________________________________________________

Siemson! :D Chyba pierwszy taki długi mi wyszedł. :P Zapraszam do komentowania i zadawania pytań na ask'u. ------> http://ask.fm/FanFiicction . POZDRO :***

2 komentarze:

  1. Wow.. ale boooskooo! <333 no nic lece czytać dalej! jestem w max ciekawa co się będzie działoo! <33

    OdpowiedzUsuń