czwartek, 22 maja 2014

Rozdział 24

Wyszłam z baru i poszłam do sklepu. Kupiłam to, co potrzebowała moja "rodzina". Piętnaście po czwartej byłam w domu i odłożyłam zakupy na stół. Widniała tam karteczka:


Wolałam nic nie jeść, niż odgrzewać jakieś dużo kaloryczne zupy. Nie byłam osobą, która zwracała zbytnio uwagę na kalorie czy coś, ale akurat za obiadami Kath nie przepadałam. Zamówię pizze.
Zadzwoniłam i włączyłam telewizję. Od razu zatrzymałam się na jakiś filmie, który wydawał się być ciekawy. Siedziałam wpatrzona w ekran i lekko śmiałam się pod nosem, gdy były jakieś śmieszne momenty. Zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Dzień dobry. Zamawiała pani pizze. - stwierdził młody chłopak z ubraniu firmowym. Musiał być nowy, bo pierwszy raz go u mnie widziałam. Był bardzo przystojny. 
- Tak. - uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił. - Ile płacę? 
- 5 funtów. - uśmiechnął się, a ja poszłam po pieniądze.
- Proszę. - podałam mu a on spojrzał na swoją dłoń.
- Zgadza się. - jeszcze raz posłał mi promienny uśmiech. - Życzę smacznego. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zamówisz pizze. - mrugnął oczkiem i ruszył w stronę samochodu.
- Dziękuję i na pewno zamówię! - odkrzyknęłam i weszłam do domu. Następny koleś do kolekcji podrywaczy... Oh... Ale nie wyglądał na takiego.
Rozłożyłam pizze na stoliku przed telewizorem i otworzyłam pudełko. Pizza była nie za duża, bo sama jakiejś wielkiej bym nie zjadła.
- Czemu myślę cały czas o Harrym? - mruknęłam do siebie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. - Nie mogę się do niego przywiązać! Nie mogę! On nie jest w moim typie ani ja w jego. Nie szuka dziewczyny i nigdy nie będzie jej miał! - dziwiłam się swoim zachowaniem, bo nigdy się tak nie zachowywałam. Mówienie do siebie to jedna z rzeczy jaka mnie śmieszyła. Jak można było rozmawiać ze sobą? Oh.
Telefon zaczął wibrować mi w kieszeni. To Lesie. Nie! Nie miałam zamiaru od niej odbierać. Rzuciłam telefon obok siebie na łóżko i dalej jadłam pizze. Dźwięk ucichł. Uśmiechnęłam się pod nosem, że dała mi spokój, gdy po chwili znów rozległy się wibracje. Czego ona może ode mnie chcieć? Zazwyczaj gdy nie odebrałam za pierwszym razem, to później już nie dzwoniła. 
Trzeci sygnał. 
JUŻ, KUŹWA ODBIORĘ! 
- Halo? - powiedziałam obojętnym tonem.
- Lizzy? - mówiła przerażona jakby coś się stało.
- No a kto inny? - lubiłam tak odpowiadać ludziom gdy pytali się czy to ja. Mój telefon, ja odbierałam. 
- Daruj sobie w tej chwili złośliwe komentarze i przyjeżdżaj do pubu na środku Londynu! - krzyczała do słuchawki, bo muzyka strasznie wszystko zagłuszała. 
- Po co? Nie chcę mi się. Co się stało? Powiesz mi wreszcie? - zapytałam ziewając. 
- Nie pytaj tylko przyjeżdżaj! Później ci wszystko dokładnie opowiem! Będę czekać przy wejściu! - rozłączyła się.
Kurde! O co jej mogło chodzić?
Bez zastanowienia szybko zamknęłam pudełko od pizzy i zabrałam telefon. Podbiegłam do szafki z butami i wyciągnęłam moje Conversy i założyłam kurtkę. Wyszłam szybko z domu i zamknęłam drzwi. Przez cały czas zastanawiałam się co się stało. A może coś z Lesie? Oby nie. Czemu nie wzięła ze sobą Matta? Przecież z tego co słyszałam, ten pub był jednym z niebezpiecznych pubów w Londynie. Byli tam sami nawaleni ludzie. A szesnastolatki w takim miejscu? Coś chyba się z nimi działo...
Wsiadłam w taksówkę, która stała koło najbliższego sklepu z ubraniami. Kazałam kierowcy tam szybko jechać i od razu zapłaciłam.
Po niecałych 5 minutach byłam na miejscu. Szybko wysiadłam, mówiąc krótkie "dziękuję" i w wejściu zobaczyłam Lesie.
- Wreszcie jesteś! - pociągnęła mnie za rękę i wprowadziła do środka. Całe pomieszczenie było wypełnione dymem od papierosów i unosił się zapach alkoholu. W tle była głośna muzyka, którą puszczał już nawalony mężczyzna. Rozglądałam się dookoła.
- Teraz mnie posłuchaj! - zaczęła i złapała za ręce, złączając je w uścisku. Patrzyłam w jej zdenerwowane oczy i wyczekiwałam odpowiedzi.
- Nie pomyśl sobie, że go śledzę, ale słyszałam jak rozmawiał przed 10 minutami z trzema mężczyznami.
- Kto? - zdzwiwiłam się.
- Jak to kto?! Harry! - oświeciła mnie.
- Co z nim? O co chodzi do cholery?
- Zabiją go! - próbowała się opanować.
- Żartujesz sobie? - prychnęłam. Rozglądałam się po całym klubie w poszukiwaniu TEJ sylwetki Harrego. Niestety przez dym trudno było cokolwiek zauważyć.
- Nie. Podsłuchałam ich rozmowy, bo wydawało mi się to dziwne. Usłyszałam jak mówili coś o rzucaniu w niego nożami. - Otworzyłam szerzej oczy. - Uwierz mi, oni nie są w tym najlepsi...!
- I co? - mówiłam coraz bardziej przejęta.
- Oni celują tylko wtedy, gdy są pijani! Noże trafiają obok, gdy ledwo co trzymają się na nogach! Taki w czerwonej bluzie nic nie pił! Oni specjalnie to zrobili. Upewniali Harrego, że są dobrymi strzelcami i nic mu się nie stanie. Ja wiele razy tu bywam i serio już kilka osób wychodziło stąd rannych! - miała łzy w oczach. Czemu ona płakała? Widziała w nim osobę, która coś dla mnie znaczy? Czy może wierzyła w to, że się zmienił?
- Nie może do tego dojść! - krzyknęłam. Wiedziałam, że to dziwne, ale martwiłam się o niego. - Chodź! - pociągnęłam ją za rękę. - Gdzie to jest?
- Wszystko odbywa się na dole. Jest duże widowisko i nie łatwo się tam dostaniemy. - mówiła z przejęciem.
- Spokojnie. Coś wymyślimy. - próbowałam się opanować. Pociągnęła mnie za rękę i prowadziła po schodach w dół. Biegłyśmy i trafiłyśmy na szare, metanowe drzwi. Gdy otworzyłam je, do naszych uszu, trafiła już inna muzyka i krzyk ludzi, obserwujących całe to widowisko. Ujrzałam scenę, na której stał Harry na tle białego, grubego materiału, z rozstawionymi rękoma na boki.Dlaczego w ogóle doszło do tego? To miał być ich zakład czy co? Ale skoro Lesie mówiła, że to zagraża jego życiu, nie mogłam pozwolić na kontynuację tego.
Publiczność piszczała i na scenie ze spuszczonymi nogami, siedziało pełno dziewczyn w skąpych strojach. Może czekały na seks z Harrym? Ciekawe...
- Jak tam wejdziemy? - wyrwał mnie głos Lesie.
- Chodź! - chwyciłam jej rękę i zaczęłam biec w stronę sceny, po której stronie były schody. Koleś w czerwonej bluzie trzymał nóż i celował w Harrego. Chłopak bał się chociaż odrobinę. Wyczuwałam to w jego oczach. Wbiegłam na scenę, ale bez Lesie. Została na dole tuż przed schodami.
- Stop! - Ustałam przed mężczyzną, który trzymał nóż.
- Lizzy? - dobiegł mnie z tyłu zdziwiony głos Harrego. - Co ty tu robisz? Zejdź stąd! To jest niebezpieczne! - krzyczał, nie ruszając się. Wszystkie głosy ucichły i patrzyli na całą scenkę.
- Gówno mnie to obchodzi! - zwróciłam się do niego. - To samo mogłabym powiedzieć tobie! Jego oczy zmieniły się na bardziej spokojniejsze. Czy on nie rozumiał tego, że ja nie mogłam go tak po prostu zostawić na tej scenie?
- Wyjdź stąd panienko, to niebezpieczne. - rzekł do mnie mężczyzna w czerwonej bluzie i chwycił za rękę.
- Zostaw ją! - Harry wyjął sobie noże z nad głowy, wokół bioder i pomiędzy palcami u rąk. Przeszły mnie ciarki jak na to patrzyłam.
- To jeszcze nie jest koniec, Harry! - chciał uderzyć go w twarz, ale Harry w porę zatrzymał jego rękę i wykręcił ją. Mężczyzna zwinął się z bólu i mruczał jakieś przekleństwa.
- Nauczysz się żeby nie podnosić na nią ani na mnie tych swoich łapsk! - splunął i chwycił mnie za rękę schodząc ze sceny. - Przedstawienie zakończone! - Krzyknął Harry na koniec.
Lesie rzuciła mi uśmiech i popatrzyła na Harrego.
- To twoja zasługa? - zapytał Harry z uśmiechem Lesie.
- No. - zaśmiała się. - ściągałam ją tutaj z samego domu. Harry tylko kiwnął głową i spojrzał na mnie.
- Musimy pogadać. - powiedział i machnął głową żebym poszła za nim.
- Poczekaj. - podeszłam do Lesie i przytuliłam ją. - Dziękuję. - szepnęłam tuż nad jej uchem i cmoknęłam w policzkek.
- Nie ma sprawy. Czego to się nie robi dla przyjaciół. - zaśmiała się i odepchnęła mnie lekko żebym poszła za Harrym.

__________________________________________________________________
Siema! I jak? Mam nadzieję, że rozdział podoba się. W następnym też coś się stanie :). Do następnego!

2 komentarze:

  1. Bardzoooo się podobał!! <33 fajnie ze wszystko dzieje się małymi kroczkami a nie .. <33 booskooo! <3 a nas też coś... to lece hihi <333

    OdpowiedzUsuń