sobota, 24 maja 2014

Rozdział 27

*** Oczami Harrego***

Kurwa! Od razu mogła powiedzieć mi, że miała chłopaka! Nie wkręciłbym się aż tak bardzo i nie robił z siebie debila. Jasne było, że jak była już zajęta to nie mogła mnie pocałować. To nie było w jej naturze.
Ruszyłem z piskiem opon. Moja szczęka była strasznie zaciśnięta, przez co ciężko było mi oddychać. Jeśli przywiązuje się do jakiejś dziewczyny, to ona już jest moja. I nie zostawie jej tak po prostu. Czułem wtedy do niej żal, że mi nie powiedziała. A może to nie jej chłopak? Nie warto robić sobie nadziei, Styles.
Widziałem tego chłopaka u mnie w klubie. Była z nim na imprezie i widać było, że świetnie się bawili. Muszę się od niej odwalić i tyle zanim będzie za późno.

***Oczami Lizzy***

Byłam z siebie bardzo dumna. Cała akcja wyszła tak jak chciałam.
- Jestem ci winna wyjaśnienia. - Zaśmiałam się w stronę Justina. Weszliśmy na zaplecze i założyłam na siebie fartuch z logo naszej firmy.
- No więc słucham cię, kochanie. - zamruczał żartobliwie i chwycił mnie w talii.
- Poznałam się bliżej z Harrym. Jak na złość cały czas napotykaliśmy się na siebie i tak jakoś wyszło. Każdy mówi mi, że coś z tego będzie. Ale nie będzie. Ja to wiem. - Pokiwałam głową.
- Jeśli jemu zaczyna zależeć to może, może... Ale niczego ci nie zrobił? - upewnił się.
- Jasne, że nie. Ale mnie pocałował... - spojrzałam w dół czując jak moje policzki przybierają kolor czerwony.
- Uuuu... - zaczął klaskać. Zawstydziłam się jeszcze bardziej i wyszłam z zaplecza. Weszłam za ladę i zaczęłam obsługiwać pierwszego klienta. Po chwili tuż przede mną pojawił się Jus i usiadł z uśmiechem na wysokim krześle.
- I jak było? - czepiał się.
- No normalnie. Nie odwzajemniłam. - Wzruszyłam ramionami.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Nie czuję się przy nim bezpieczna. Szłam przez park i spotkałam Zacka...
- Co ci do cholery zrobił? - przerwał mi. Jego oczy stały się ciemniejsze niż zwykle. Nigdy Justin nie lubił Zacka. Nawet gdy z nim byłam.
- Nie zdąrzył, bo pojawił się Harry, oczywiście! - powiedziałam zirytowana. - Zaczął go bić.
- I dobrze zrobił. - Poparł go Jus. Ludzie! Co się z wami dzieje?! - Na jego miejscu zrobiłbym to samo. Nic nie odpowiedziałam. Nalewałam piwa do szklanki. Klientów było sporo, a Emily miała przyjść za kilka godzin.
- Co jeszcze się wydarzyło podczas mojej nieobecności? - zapytał.
Opowiedziałam mu o kazdej sytuacji. Słuchał mnie uważnie i w ogóle nie przerywał.
- Wow. - Skomentował. - Nie miałaś spokoju, widzę.
- Cały czas żyje w niepewności. Kathleen mnie dobija totalnie, Harry wkurza coraz bardziej... uh.. dobrze, że ty nie jesteś taki wkurzający. - Zaśmiałam się i klepnęłam go w ramię.
- Ej... - uśmiechnął się.
- A powiedz mi jak na wyjeździe?
- Gdy od razu babcia mnie zobaczyła, powiedziała, że poczuła się lepiej. - Uśmiechnął się. - Wraca powoli do zdrowie z czego strasznie się cieszę. Moi kuzyni jak zwykle mnie wkurzają. - Zaśmiał się.
- Wiem jacy oni są... - powiedziałam.
- Niechciałbym cię zostawiać, ale muszę spadać, bo mama koniecznie chce pojechać na zakupy poza miasto.. - wypuścił powietrze. - Cześć, kochanie. - przytulił mnie.
- Cześć. Udanych zakupów! - krzyknęłam gdy odchodził.

***

O 17:16 byłam w domu. Zmęczona całym dniem opadłam na kanapę i włączyłam telewizję. Wzdrygnęłam się, gdy po moim domu rozniosło się pukanie w drzwi. Zastanawiałam się kto to może być.
- Lesie? - czemu ona pukała?
- Zapomniałam kluczy. No co, każdemu się może zdarzyć. - Wytłumaczyła mi i weszła do domu.
- Yym.. - zaczęła niepewnie. - Spotkałam Harrego w drodze do domu. - O Boże. Znowu on?
- Czego chciał? Napotykacie się na siebie jakoś dziwnie często. Może pomagasz mu w planie: Jak zaciągnąć Lizzy Moore do łóżka. - Zmieniłam głos na piszczący i zaczęłam śmiać się.
- No wiesz co? - zganiła mnie. - On taki nie jest. - Wybuchnęłam śmiechem.
- Jaki obrońca. - Przestałam śmiać się i spoważniałam. - Lesie. Nikt nie zmienia się tak nagle. Od tak sobie. - Machnęłam ręką.
- Pytał się mnie o pewną rzecz. - Zignorowała moje stwierdzenie.
- O jaką? - prychnęłam.
- Czy chodzisz z Justinem. - Haha! Wiedziałam! Punkt dla mnie. Wiedziałam, że tak pomyśli.
- I co mu powiedziałaś? - ledwo co powstrzymywałam się od śmiechu.
- Że nie. - Odpowiedziała zwyczajnie.
- No to dobrze. - Zachowałam powagę. - Idziemy na zakupy? Muszę kupić coś sobie na wyjazd do Liverpoolu.
Nie byłam osobą, która kochała zakupy. Właśnie wręcz przeciwnie. Nie lubiłam łazić po sklepach, a jeszcze jak się niczego nie kupiło, była to kompletna zmiana czasu.
- Ja też. To już nie długo! - zaczęłyśmy skakać z radości. Wreszcie odpocznę od Harrego. Mam nadzieję, że on nie pojedzie. Przecież jest współwłaścicielem klubu "Art" więc chyba musiał także się tam zjawić. Nie ważne...
Szybko zebrałyśmy się i wyszłyśmy z domu. Zaproponowałam Lesie spacer do galerii, żeby się rozruszać. Oczywiście zgodziła się.
- Lizzy? - zaczęła.
- No?
- Zależy ci na Harrym?
- Yy.. nie? - spojrzałam na nią.
- Nie oszukujmy się. Widzę jak na niego patrzysz. Masz zawalone nim myśli. Znam cię, Lizzy. - rzekła. Nie dowierzałam w jej słowa. Jakby czytała w moich myślach. Ale nie chciałam przywiązywać się do niego bardziej. Nie chciałam uzależniać się od niego. To zadziałało by na jego korzyść, a na moją wręcz przeciwnie.
- Nieprawda. - Zaprzeczyłam samej sobie.
- Nie wnikam, ale wiem, że jest inaczej. - Mrugnęła do mnie i przekroczyłyśmy próg galerii.

________________________________________________________
Hejołki Miśki! Narazie wieje nudą w tym ff, ale to się zmieni, obiecuję! :*
Zapraszam do komentowania. Nie wyobrażacie sobie jaka to jest mobilizacja... :*

1 komentarz:

  1. Buziaczek! :*** Rozdział fajnyy! <3 dziekuje że pisałaś pomimo braku komentarzy... ! <3

    OdpowiedzUsuń