środa, 28 maja 2014

Rozdział 29

Uwaga!!
Na początku mam do Was ogromną prośbę. Niech chociaż pojawi się krótki komentarz pod rozdziałem. Wyraźcie trochę swojej opinii... ♥

_______________________________________________________________________________

Dojechałam kilka minut po trzynastej. Wzięłam torbę i ruszyłam w stronę domu mojej babci. Telefon zaczął mi wibrować. Spojrzałam na wyświetlacz i od razu mój humor z jakim wyjechałam znikł. Nie odebrałam. Schowałam z powrotem do kieszeni i szłam. Kiedyś na pewno odpuści.
Zaczął dzwonić jeszcze raz.
- Do cholery! - krzyknęłam do siebie.
- Halo? - odebrałam.
- No cześć. - powiedział Harry. - Ym... Przepraszam? - powiedział na wstępie.
- Nie masz za co. Doskonale cię rozumiem. Nie umiesz zapanować nad swoimi emocjami. - powiedziałam sarkastycznie i przełożyłam telefon do drugiego ucha.
- Tu nie o to chodzi. - zaprzeczył. - Ja nie pozwoliłbym żeby ten skurwiel cię skrzywdził.
- A co ci do tego? - zapytałam niegrzecznie. - Harry! Ty się mną nie interesuj! Wcale mnie nie znasz i nie poznasz! - prawie krzyknęłam.
- Założymy się, że cię poznam? - na jego twarzy mogłam wyczuć cwaniacki uśmieszek.
- Uważaj, no zaraz. - o mało co nie wybuchnęłam śmiechem.
- Um... - zaczął niepewnie. - Jesteś w domu?
- Tak, oczywiście. A gdzie mogłabym być? - zapytałam próbując się powstrzymać od śmiechu.
- No nie wiem. Może gdzieś... wyjechałaś?
- Nie no, gdzie? Oczywiście, że w domu jestem. - zaśmiałam się lekko i mogłam wyczuć na Harrego twarzy zdziwienie. - A czemu pytasz?
- Masz ochotę gdzieś wyjść? - zapytał. Ja z nim? W życiu...
- No nie wiem...
- Wpadnę po ciebie. - przerwał mi. Wpadaj, wpadaj... zaśmiałam się w duchu.
- Bądź za 15 minut. - rozłączyłam się. Wybuchnęłam wielkim śmiechem. Już wyobrażam sobie minę Harrego gdy Lesie mu otworzy i powie, że mnie nie ma. Oby mu nie powiedziała, że jestem u babci...
- Lesie, chociaż raz zrób dla mnie lepiej. - powiedziałam do siebie i przyśpieszyłam kroku.
Gdy minęło 15 minut, byłam na zaciszu i widziałam dom mojej babci. Stały dwa samochody i mogłam założyć się, że ma gości. Weszłam niepewnie na podwórko, gdzie od razu przy bramce przywitał mnie mój wujek Andy.
- Witaj słońce! - krzyknął i przytulił mnie. - Jak się dawno nie widzieliśmy!
- Cześć! - odwzajemniłam przytulaska. - Masz racje.
Był to mój ulubiony wujek i z nim najlepiej się dogadywałam. Zawsze razem śmialiśmy się i żartowaliśmy. Robiliśmy razem różne kawały. Andy zawsze chciał poznać mojego chłopaka. Miał okazje poznać Zacka, ale to nie był dobry pomysł. Moja babcia mówiła, że to bardzo dobry człowiek. Niestety, może tylko jego twarz sprawia takie wrażenie.
- Chodźmy do środka, bo marzniesz. - otulił mnie ramieniem i przycisnął do siebie. - Masz chłopaka? Dlaczego przyjechałaś sama? - podniósł brwi i zaśmiał się.
- Bo go nie mam. JESZCZE. - Podkreśliłam i zaczęłam śmiać się.
Weszliśmy do domu i od razu wszyscy przywitali mnie ogromnym uśmiechem. Większości osób nie znałam. Ale były też tam moje ciocie, wujkowie, kuzyni, których bardzo lubiłam.
- Witaj kochanie. - przytuliła mnie ciocia; żona Andiego.
- Cześć ciociu. - uśmiechnęłam się lekko.
- Sama przyjechałaś? - zapytała.
- Tak. Chciałam wreszcie od wszystkich odpocząć. - zaśmiałam się i podeszłam do babci. Wtuliła się we mnie i zleciała jej łza po policzku.
- Babciu, ty płaczesz? - rzuciłam jej lekki uśmiech, a ona otarła łzę.
- Jak ty urosłaś. - Obserwowała moją twarz bardzo uważnie. - Moja, maleńka Lizzy. - uśmiechnęła się. - Musisz częściej nas odwiedzać.
- Wiesz babciu, mam dużo pracy, teraz jadę z Lesie do Liverpoolu... Muszę pracować, żeby się nie rozleniwić. - zaśmiałam się i podeszłam do moich kuzynów. Mogłam wyczuć, że jestem obiektem zainteresowania wśród obecnych tu ludzi. Często o uszy obijało się moje imię i czułam wzrok na sobie.
- Siema Lizzy - powiedzieli równo Mike i Dave.
- Siema, siema. - odpowiedziałam im i wstali z kanapy.
- Chodźmy do innego pokoju. Za tłoczno tu. - machnął ręką Mike żebym poszła za nimi.
- Opowiadaj co u ciebie. - powiedział Dave, gdy byliśmy już w kuchni. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo do pomieszczenia gdzie przebywaliśmy wbiegły moje małe trzy kuzynki: Jade, Jessica i Bridget.
- Lizzy! - krzyczały, a Dave i Mike zatknęli uszy co wywołało u mnie śmiech. Dziewczynki wtuliły się we mnie, bardzo mocno ściskając. Mike odciągnął swoją siostrę Jade i wziął ją na kolana. Jessica i Bridget były bliźniaczkami i można powiedzieć, że były bardzo rozgadane. Natomiast Jade tylko niektórym potrafiła coś powiedzieć.
- Co u ciebie, piękna? - zapytała Jessica.
- A wszystko dobrze. A u ciebie? - zapytałam podśmiewając się.
- Też wszystko okej. - przytaknęła. - Gdzie masz chłopka?! - prawie krzyknęła i wgramoliła mi się na kolana. - Obiecałaś, że jak przyjedziesz następnym razem, to z chłopakiem. I co?
- Przepraszam. - Śmiałam się. Widziałam je zaledwie trzy miesiące temu, a one pamiętały o naszej umowie. - Postaram się to zmienić. - zaśmiałam się, a ona przytuliła mnie.
- No to sobie nie pogadamy. - dodał Mike, na co ja i Dave zaczęliśmy chichotać.

***Oczami Harrego***

Podjechałem pod dom Lizzy. Już świetnie zapamiętałem jej adres. Zaparkowałem i wyszedłem z samochodu. Zastanawiało mnie to, czemu tak szybko się zgodziła. Miała bardzo ciężki charakter przez co nie mogłem uwierzyć, że tak szybko się zgodziła. Podczas naszej rozmowy, miała świetny humor, co także, nie ukrywam zdziwiło mnie. Zapukałem i po minucie drzwi otworzyły się.
- Cześć. - przywitałem się.
- Cześć? - odpowiedziała niepewnie... Lesie.
- Um... Jest Lizzy? - zapytałem.
- Lizzy? - zapytała z niedowierzaniem. - Nie ma jej. Na serio ci nic nie mówiła?
- Ale o czym? - zdziwiłem się.
- Wyjechała do swojej rodziny. - powiedziała zdezorientowana. Oszukała mnie. To właśnie dlatego jej tak humor dopisywał. Nabrała mnie. No jasne, od razu mogłem się tego spodziewać po jej zachowaniu.
- Jasne... Jak zwykle musiała wywinąć numer...
- A stało się coś? - powiedziała lekko rozbawiona tym, że tak zareagowałem.
- Zadzwoniłem do niej i zapytałem czy się spotkamy. Ona powiedziała, że może być i że mam być za 15 minut w jej domu. I co? Jestem, a jej nie ma. - odpowiedziałem i wzruszyłem ramionami. Lesie lekko zaśmiała się i zaproponowała wejście do środka. Odmówiłem, bo zaraz musiałem wracać.
- Słuchaj... - zacząłem. - Jeszcze jedną mam prośbę.
- Hm? - zapytała,
- Kiedy Lizzy wraca?
- W niedzielę, a co?
- Nic, dzięki. - uśmiechnąłem się. - Dobranoc. - zacząłem iść. Jeśli Lizzy jest tak do śmiechu, proszę bardzo. Wyjąłem telefon i wykręciłem numer Mattiego.
- Siema stary. - zacząłem. - Mam jedną sprawę.
- No siema. Słucham cię.
- Wiesz może, gdzie Lizzy jedzie od wtorku do piątku? - zapytałem i oczekiwałem odpowiedzi.
- No wiesz... Nie wiem czy mogę ci powiedzieć... - wahał się.
- To dla mnie ważne. - przerwałem mu i potrząsnąłem rękoma.
- No z nami. Z nami jedzie na ten wyjazd do Liverpoolu. Tylko ty o niczym nie wiesz jak coś. - przestrzegł mnie.
- Nie ma sprawy. - zaśmiałem się. - Dzięki za pomoc.
- Spoko. - rozłączył się. Jest jej aż tak bardzo do śmiechu? To będzie, jak spotka mnie w pokoju obok. 

1 komentarz: