wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 6

Zeszłam na dół w mojej nowej sukience, a buty postanowiłam założyć przed samym wyjściem. Nie byłam przyzwyczajona do chodzenia w szpilkach, ale miałam nadzieję, że nie będzie aż tak źle.
- Gdzie idziesz Lizzy? - zapytała ciocia. Czyżby zapomniała, że dziś wychodzę z przyjaciółmi?
- No z Ashley i z Justinem do klubu "Art" - przypomniałam jej.
- Ładnie wyglądasz. - uśmiechnęła się tylko, nie zważając na to, że odpowiedziałam jej na poprzednie pytanie.
- Dzięki. - odpowiedziałam. Widziałam kątem oka, jak Marcus mi się przygląda. Nie wiem co chciał zrobić pół godziny temu i nie będę do tego dochodzić. - Będę się już zbierać. Nie wiem o której wrócę. - powiadomiłam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Tylko wróć przytomna. - zaśmiała się. - Żebym nie musiała się urywać z mojego firmowego spotkania i po ciebie jechać. - znów zażartowała. Nie miałam zamiaru upijać się do nieprzytomności. Tylko dwa, trzy drinki. Wzięłam małą torebkę, którą pożyczyłam od Lesie i zakładałam buty.
- Może cię podwieźć? - zapytał Marcus i minimalnie zbliżył się w moją stronę. Czemu próbuje cały czas mi pomagać, przebywać ze mną? Myśli, że tym swoim podlizywaniem się, sprawi, że go polubię? W życiu!
- Nie.. Sama się przejdę. Ashley i Justin po mnie przyjdą. Więc nie trzeba, dzięki. - podziękowałam i wyszłam z domu. Chciałam uniknąć błagania. Jeszcze doszłoby do tego, że Kathleen ustałaby po stronie Marcusa i musiałabym z nim jechać. Ale on nie jest w moich oczach miłym człowiekiem. Mam wrażenie, że coś ukrywa. Ale nie będę dochodzić, bo przecież mnie to nie obchodzi.
Szłam sama przez park w stronę domu Ashley. Myślałam o tym wyjeździe. Cieszę się, że Lesie pomyślała o mnie i chciałaby mnie zabrać. Martwię się jednak o to, że Nick nie da mi wolnego. Wtedy cała nadzieja poszłaby na marne.
- Siema młoda! - dobiegł mnie głos z tyłu. To Justin i Ashley. Dziewczyna miała na sobie czarną, zwiewną sukienkę i czerwone buty, a Justin czarne rurki i luźny, szary t-shirt.
- Cześć wam. - odpowiedziałam. - Ale fajnie razem wyglądacie. - zaśmiałam się, przez co dostałam od Ashley łokciem w bok. - Auć! - krzyknęłam.
- To się nie udzielaj. Będzie mniej bolało. - powiedziała z uśmiechem odsuwając się od Justina i przechodząc na drugą stronę obok mnie.
Cała drogę szliśmy opowiadając różne wrażenia z tego tygodnia. Z Justinem widuję się mniej niż z Ashley, ale później nadrabiamy zaległości przynajmniej przez takie imprezy. Opowiedziałam Justinowi, jak dzięki Debby natknęłam się na Harrego.
- On jest współwłaścicielem klubu "Art" - powiedział na co ja zatrzymałam się i patrzyłam raz na niego, raz na Ashley. Skąd go każdy zna? Czy on jest aż tak sławny na cały Londyn?
- Przecież my tam idziemy. - wyręczyła mnie w powiadomieniu brunetka.
- Może go nie będzie... - zaczęłam. Nie chciałam się na niego natknąć i to jeszcze po tym, jak każdy ostrzega mnie przed nim. - A z resztą co mnie to obchodzi czy on tam będzie czy nie, czy jest współwłaścicielem, czy nie. Niech sobie będzie. - powiedziałam zirytowana. Dwójka przyjaciół patrzyła na mnie jakbym powiedziała coś nie tak.
- No co? - zapytałam i objęłam ich ramieniem. - Skończmy temat o jakimś Harrym. Wypijemy za zdrowie singli! - krzyknęłam zadowolona, zmieniając temat.
- Okej. - powiedzieli razem.
Dalej szliśmy w ciszy, czasami coś ktoś powiedział. Opowiedziałam im o zaproszeniach, które wczoraj pokazała mi Ashley. CHWILA! Czy przypadkiem nie zbierają się tam wszyscy współwłaściciele? Czyli Harry też będzie. A tak w ogóle to czemu ja o nim myślę? Nawet jeśli by tam pojechał, nie spotkamy się. To jest pewne. Cały dzień zawalony będą mieli wykładami i tyle. Nawet nie skapnęłam się, a już wchodziliśmy do dużego budynku, gdzie na górze widniał napis: "ART".
- Zajmijcie stolik, a ja pójdę nam coś zamówić. - rozkazał Justin i poszedł. Tłum robił się coraz większy. Ja z Ashley ruszyłam w stronę stolika i zajęłam go. Usiadłyśmy wieszając kurtki na tylną stronę krzeseł. Już ludzie zaczynali tańczyć i robiło się coraz ciaśniej. Ale klub należał do tych dużych więc spokojnie miejsc nie zabraknie. Ujrzałam Matta i pomachałam do niego. On szepnął coś do drugiego kolesia za ladą i podszedł do mnie.
- Siema Lizzy. - powiedział i w tej samej chwili przyszedł Justin z trzema drinkami. - Cześć wam. - dodał zwracając się do moich przyjaciół.
- Cześć. - odpowiedzieli razem.
- Chodź zatańczymy. - wyciągnął do mnie rękę, po czym podałam mu ją. Poszliśmy trochę w tłum i bliżej lady, żeby w razie potrzeby mieli go blisko.
- I jak? Jedziesz z nami do Liverpoolu? - zapytał a ja otworzyłam z wrażenia oczy.
- To aż tak daleko?
- No tak... Ale będzie Lesie, więc chyba za domem nie będziesz tęsknić, co? - zapytał z uśmiechem na co ja odpowiedziałam mu tym samym.
- Tu nie o to chodzi. - roześmiałam się. - Nie wiem czy dostanę wolne... - posmutniałam na myśl, że może będę musiała zostać w pracy.
- Ja postaram się o to, że dostaniesz. - puścił do mnie oczko i obrócił. Umiał tańczyć i nawet Lesie często chwaliła mi się, że zajebiście obejmuje podczas tańca. Wiadomo, że mi tego nie robił, bo byłoby to nie w porządku wobec jego dziewczyny, ale i też mnie.
Nagle zawołał ktoś Mattiego i jakbym już gdzieś słyszała ten głos. Spojrzałam za siebie i ujrzałam Harrego.

______________________________________________________________________________

Siema wszystkim! :D Jak już zauważyliście, rozdziały są na razie krótkie, ale wszystko się zmieni.
PROSZĘ WSZYSTKICH O KOMENTOWANIE. Zależy mi bardzo na tym i chcę wiedzieć, czy jest sens dalej to pisać...
Biorę się za pisanie następnego rozdziału. Mam nadzieję, że pojawi się już nie długo! :)

1 komentarz: