środa, 7 maja 2014

Rozdział 8

Siemka! :D na wstępie chciałabym przeprosić za to, że jakoś przesunęłam rozdziały... Po siódmym rozdziale jest piąty i nie mogę tego zmienić... Przepraszam jeszcze raz :)

________________________________________________________________________________

***Oczami Lizzy***

Po nie długim czasie usiadłam do stolika. Powoli zaczęło mnie męczyć całe te zamieszanie wokół. Chciałam wrócić do domu i położyć się spać. Musiałam odpocząć od tego dzisiejszego dnia. Każdy pcha się na mnie na swój sposób. Najpierw Marcus, potem ten koleś z którym tańczyłam, a na końcu Harry. Hellow! Ja nie jestem zabawką!
- Lizzy. - westchnęła z troską Ashley. - Może chciałabyś już wrócić do domu?
- Nie wiem... Strasznie mnie boli głowa, ale nie chciałabym wam psuć takiej dobrej zabawy. - powiedziałam zgodnie z prawdą. Im więcej czasu mijało, coraz bardziej kręciło się w głowie. Nawet nic nie piłam. - Jeżeli, że wrócę sama, a wy tu zostaniecie.
- Nie ma mowy! Albo żadne z nas stąd nie wychodzi, albo wracamy razem. - odpowiedziała stanowczo Ashley. Ja na prawdę nie chciałam psuć im zabawy.
- No dobra. Przepraszam, ale chcę już wracać... - westchnęłam i wstałam. Czułam się, jakby mi ktoś coś dodał do picia, którego nie tknęłam.
- No więc wychodzimy. - odparł Jus i wziął moją torbę.
Po kilku minutach szliśmy już drogą do mojego domu. Czułam się winna, bo narzuciłam im się strasznie, a tak naprawdę się nic nie stało. Ale czułam się właśnie tak, jakby ta najgorsza sytuacja miała miejsce.
- Jeszcze raz przepraszam, że wyciągnęłam was tak szybko z tej imprezy... - powiedziałam spuszczając głowę. Wyglądałam jak małe dziecko, przepraszające za zrobienie czegoś złego. Staliśmy już pod moim domem.
- Nie musisz nas przepraszać. Ja osobiście świetnie się bawiłem. - powiedział z uśmiechem Justin.
- Właśnie. Jutro do ciebie zadzwonię żeby zobaczyć jak się czujesz. - powiedziała Ash przytulając mnie. Po chwili Jus zrobił to samo.
- Okej. Ale nie za wcześnie - zaśmiałam się. - Mam jutro na 16 do pracy, więc zamierzam spać do południa.
- Dobra, dobra. Trzymaj się! - powiedziała Ashley i ruszyli w przeciwną stronę.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Byłam sama w domu. Zdjęłam buty. Nawet nie czułam, że mam na sobie dziesięciocentymetrowe szpilki. Po prostu ten ból w środku zamazywał to wszystko. Niby nic takiego się nie stało, ale czułam się jak dziwka.
Powolnym krokiem ruszyłam w stronę pokoju. Wyjęłam z torebki telefon i zobaczyłam kilka nie odebranych połączeń od Kathleen. Postanowiłam oddzwonić do niej. Po trzecim sygnale odebrała.
- Halo? - zapytała.
- No co chciałaś? - odpowiedziałam półgłosem pytaniem na pytanie.
- Może by tak grzeczniej? - zapytała z wyrzutem. - Gdzie jesteś?
- No w domu? - ciut irytacji było w moim głosie.
- Już po imprezie? Co tak wcześnie? - słychać było zdziwienie.
- Źle się czułam i wróciłam, a coś chciałaś?
- Już nic. Ale Marcus miał wpaść na chwilę do domu, bo zapomniałam torebki z różnymi papierami. - jeszcze mi jego tutaj brakuje... - ale już nie ważne. To nigdzie się już nie wybierasz?
- Nie.. - westchnęłam. - Zostaję w domu.
- No to do zobaczenia jutro. - rozłączyła się. Odłożyłam telefon na szafkę i wyjęłam bieliznę z szuflady, po czym zaniosłam ją do łazienki. Żeby nikt mi się nie włamał podczas prysznica, zeszłam na dół i przekręciłam drzwi kluczykiem. Ponieważ nie czułam się za dobrze, wzięłam bardzo szybki prysznic.
Po skończonej czynności wyszłam z łazienki  i udałam się do kuchni. Była dopiero 20.15 więc postanowiłam coś zjeść, ponieważ zgłodniałam. Wyjęłam płatki z szafki i wsypałam do miseczki. Zalałam wszystko mlekiem i poszłam do salonu oglądać telewizję. Nawet nie zorientowałam się, a dochodziła 23. Wyłączyłam TV po czym poszłam do kuchni odstawić miskę. Poczłapałam na górę i rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam z myślą o dzisiejszym dniu.
'- Zostaw mnie! - krzyknęłam. Próbowałam poluźnić się z uścisku mężczyzny. Nie rozpoznałam go.
- Nie wyrywaj się!  - krzyknął. Poznałam go po głosie. Był to Harry. Trzymał mocno moje dłonie i nie chciał puścić.
- Teraz grzecznie pójdziesz ze mną do hotelu. - powiedział i szarpnął mnie za włosy. Zaciągnął mnie do pokoju i z całej siły jaką posiadał rzucił na łóżko jak szmatę. Podszedł bliżej i umieścił pomiędzy swoimi nogami. Rozebrał koszulkę i rzucił ją za siebie. Teraz zaczął rozbierać mnie.'
- Nie! - krzyknęłam. Boże! To tylko sen! Całe szczęście... Trzęsłam się z przerażenia. Nie mogłam się uspokoić nawet myślą, że to nie było prawdą! Spojrzałam na zegarek i była pierwsza w nocy. Położyłam się z powrotem i ciężko było mi ponownie zasnąć. Leżałam gdzieś chyba z 15 minut i odpłynęłam z powrotem do krainy Morfeusza.

1 komentarz: